Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 307
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano
Komorowskie lasy (wiersz konkursowy)

Pośród ścieżek, dróżek zbyt często deptanych,
którymi zamiast iść, dojść trzeba od razu,
idę ja w strony nikomu nie znanych,
nie widzianych leśnych natury obrazów.

Przewodnik rozstępujących wzgórz obrany
- za strumienia zapachem, nie spiesząc czasu
schylon, by nie spłoszyć, czynności oddany
zdążam głębiej w gęstwiny słodkich lasów.

Odkrywam tu i poznaję kwiatu piękna.
Znalazłszy źródełko, nad nim się schylając
zachwycam się, podziwiam i przed nim klękam.

Zaspokajam pragnienia karmiąc i pijąc,
a to, że dając może i brać też ręka,
zrozumiałem Twego oddechu słuchając.
Opublikowano

"od nic do wszystko"


to nie jest ambitny wiersz
- to jeden z takich
wierszy o wszystkim

więc na początek
niech będzie nic - bo tu
zawiera się wiele

a potem pęcznieje

s
a o h
c

chaos
za nim burza
i fale niespokojne

(tutaj przeciąga się dzień trzeci – raczkuje)

jest to niewdzięczny temat do pisania
bo w wersach się rozpycha

za nim siedzi historia
a w głowie ma tylko
rewolucję przewroty i pana Kowalskiego

ja stoję w przedziale współczesnym
i myślę sobie że
najbardziej z tego nic i wszystko

lubię

ziewać ci w ucho
w ręce i szalik
w takie dzień dobry
co tylko z chwilą zna się
po imieniu

Opublikowano

.

KRÓTKI DRAMAT W SIEDMIU AKTACH



O poranku
Ziarno natchnienia
Zrodziło wiersz
Poczwarkę
Motyla

Przez dzień
Motyl rósł
Nabierał barw
Kształtów
Melodyjnie trzepotał
Skrzydłami

Wieczorem
Udało mi się go złapać
W sieciach zamarł
W bezruchu jak manekin
Motyl wyschnięty w albumie
Przemienił się w dramat


Akt 1

Śniła mi się nocą
Nocą krystalicznie
Przejrzystą, taką
Jakie zdarzają się tylko
W snach i baśniach

Akt 2

Śniła mi się nocą
Przez ułamek sekundy
Widziałem jej twarz
Rozpływającą się
Jak cień na suficie

Akt 3

Śniła mi się idąc
W welonie na twarzy
Który przysłaniał
Głębie oczu, cienie rzęs
Krwiste usta, oliwkową cerę

Akt 4

Śniła mi się idąc
Pośród zbiegowiska ludzi
Ludzi bez twarzy
Anonimowych nieobecnych
Bezkształtnych

Akt 5

Sen był samotny
Jednego miał aktora
Aktorkę amatorkę
Niewinną piękność
Odzianą w szaty
Anielskiej białości
.
Akt 6

Sen był samotny
Marsz do ambony
Podekscytowanie
Oczekiwanie, Pustka
Płacz, ,smutek ,żal
Cisza

Akt 7

Poranek
Blask słońca zabija sen
Pozostaje jeszcze
Bezbarwne wspomnienie
Przemijające, więdnące
Jak nie podlewany kwiat

Opublikowano

przychodzisz
z
oczami w które wstydzę się spojrzeć
nosem
ustami kryjącymi tyle potencjalnych uśmiechów
twarzą
włosami które wspaniale powiewają na wietrze
dłońmi
całą swą niewielką postacią
odchodzisz
z
oczami w które wstydzę się spojrzeć
nosem
ustami kryjącymi tyle potencjalnych uśmiechów
twarzą
włosami które wspaniale powiewają na wietrze
dłońmi
całą swą niewielką postacią
i
chyba nawet nie wiesz że
cię kocham

Opublikowano

„Miłość bez wzajemności”

*
Patrz ,
Jak kocham się w nim…

**
Jest dla mnie bogiem ,
Powietrzem,
Struną w gitarze ,
Natchnieniem ,
Mą obsesją,

Kocham,
A rozum mnie karci,

Jest kochankiem nikczemnym
I rozkoszą błogą,
Chciałabym powiedzieć
Właśnie się kochamy,
Ale
To tylko sex
Skończył się a on wyszedł

Czy nie zasługuję na inną miłość?

***
Ty patrzysz
A jednak nie karzesz drania
Lecz mnie
Zakochaną ateistkę

Opublikowano

miłośc???


jeśli trzeba, moge czuwać przez całą noc-
zimna jak węgorzn, jakbym nie miała powiek
ciemnośc spowiła mnie jak martwe jezioro
czarnobłekitna wspaniała jak śliwka
bąbelki powietrza nie wzlatują z mego serca, nie mam płuc
i jestem brzydka, mój brzuch jest jak jedwabna pończocha
rozkładaja sie w nim głowy i ogony mych sióstr
spójrz, topnieją jak monety w stężonych kwasach

pajęcze szczęki, kręgi odsłoniete przez chwilę
jak białe lilie na architektonicznym planie
gdybym sie poruszyła, ten różowowfioletwy wór
z plastyku pełen jelit mógłby zagrzechotać
dawne urazy obijaja się o siebie jak wychwiane zęby
lecz cóz wiesz o tym ty,
tłusta wieprzowina, mój kochanku wypełniony szpikiem,
z twarzą-ku-ścianie?
pewne rzeczy tego świata są niestrawne

zalecałes się do mnie przy pomocy owadożernych nietoperzy
o wilczych głowach, zawieszonych na wyschłych pazurkach
w wilgotnym zaduchu PAWILONU MAŁYCH SSAKÓW
pancernik drzemał w skrzynie z piaskiem
sprosny i nagi jak świnia, białe myszki
mnozyły się z nudy w nieskończonośc jak aniołowie
na końcu szpilki.
omotana w mokre od potu prześcieradła
wspominam skrawione piskleta i poćwiartowane króliki

sprawdziłes spis karmy dla zwierząt i zaprowadiłes mnie
do OGRODU UNIWERSYTECKIEGO, żebym bawiła się z boa dusicielem
udawałam, że jestem DRZEWEM ŚWIADOMOŚCI
weszłam do twojej bibli, wstapiam na pokład twojej arki
razem z boskim pawianem w peruce, z woskowymi uszami
i pajakiem w niedźwiedzim futrze pożerającym ptaki,
który biegał wokól szklanej skrzynki jak ośmiopalczasta reka

Nie mogę zapomnieć o tym,
jak nasze zaloty oświetliły łatwopalne klatki
nosorożec o dwóch rogach otworzył paszczę,
brudna jak podeszwa buta i wielką jak szpitalny zlew,
by połknąc kostke cukru, jego błoniasty oddech
obciągnął moją rękę az po łokiec rękawiczką
śłimaki posyłałay pocałunki jak czarne jabłka
teraz noca przeganiam małpy, sowy, niedźwiedzie i owce
poprzez żelazne prety...
i mimo to nadal nie śpie...

Opublikowano

...

Wstajemy razem
Ręka w rękę, noga w nogę
Tak jak wczoraj położyliśmy
Obok siebie kapcie na podłogę
Miasto już dyszy z nadmiaru wrażeń
Chociaż dopiero dziesiąta,
A u nas spokojnie i ciepło
Ktoś tam za nas się krząta.

Sami dla siebie, chodzimy ulicą
W dwie różne strony i do siebie
Nigdy się nami nie zachwycą,
Bo jesteśmy piękni tylko dla siebie.

Wciąż falujemy na morzu pościeli,
A imbryk zastąpił nam czajnik
Nie musi być pięknie jak którejś niedzieli
Wystarczy nam kuchni zagajnik.

Nie musisz wychodzić,
Nie musisz się spieszyć,
Bo raj nie zna przymusu,
Więc czekaj aż woda zacznie parować
I tak nie masz autobusu.

Opublikowano

Rozmowa

A zabierzesz mnie ze sobą do tych domów?
Tam, gdzie są dachy czerwone?
A pokażesz mi ten strych zakurzony
I zdjęcia, a na nich twoją żonę?

Nie chcesz...

Nie chcesz żebym wiedziała,
Ale muszę wiedzieć, to o tobie
Muszę czuć, że teraz jestem ja,
Że nie masz innych kobiet.

Może jestem od niej brzydsza,
Nie mam tyle, co ona wdzięku,
Myślisz, że to takie proste
Trzymać jej rzeczy w ręku?
Może ona trzymała je dostojniej
Może miała błękitne oczy,
Może jej ręka delikatniejsza
I uśmiech bardziej uroczy.
Nie potrafię Ci jej zastąpić,
Więc dlaczego się tak upierasz...

Dobrze, pokaże Ci jej zdjęcia...

Ale teraz, proszę, teraz...

Opublikowano

Wino czerwone wiersz konkursowy

Miłość nasza mocna
Jak wino czerwone
Bosymi stopami chadzam
Po Twojej łące

Dane mi składać
Swego uczucia liść
Wiecznie zielony
Kwiat żywy

Na skraju brzucha
Patrzeć jak toną
W Twym ciele
Gorące dłonie

Owocem się stają
Słowa, które tryskają
Na nagą ziemię
Pieszcząc nasz dotyk

Opublikowano

kuriozum sentymentalne

zostań kryształem oczu ślepotą
nierozwikłaną zagadką dążeniem
ujściem swej rzeki która wilgocią
nocy tajemnic moim spełnieniem

dnia co świtami różanopalcej
zapach tu kwiatem obłędem smaku
łąk szmaragdowych fal oceanu
głosem skowronka wśród nieba znaków

a także wiatru ust mych muskaniem
jak serenady skrzypiec melodią
tyś mym urokiem miłości ci godną
i serca mego stałym wybraniem

Opublikowano

żony kurwy i kochanki

wszystkie kochały jednakowo
imitacją uczuć w szalonym
popędzie wyuzdanej
sodomy

grą wstępną pomiędzy
świętością a kurestwwem
kromką chleba i życiodajnym
penisem

gdzieś na zakręcie drogi
z fotokopią

niepokalanej

Opublikowano

impresja

zieleń kusiła niczym
almette z ziołami gdzieś pomiędzy
dotykiem ust a ostatnim kąskiem
zapamiętanego smaku

zapisanych
jak śniadanie maneta w tchnieniu
impresjonisty lekkością twoich
barw w miłosnych
pocałunkach

przenikając
mój naskórek tysiącem małych ogni
na rozkołysanym oceanie traw
z butelką prince laurent
w zachodzącym spojrzeniu
monmartre

Opublikowano
...

znów nam miny pobladły w źrenicy jawisz się
strojna w nowe odcienie raz jesteś znów znikasz
a mi patrzeć w pobłyski w chmur ciemne oblicza
jakby porwać cię miały te cienie skrzydliste

albo wcześniej ukradły tylko nie chcą oddać
zatem zchwilam półcieniem trwanie w niedosycie
a więc ty czy to nie ty gdy bliskość tak ckni się
gdy śnień cichnie świtaniem w noc zmilka się oddal
Opublikowano

Dla P.A***

W Twoim szklanym
Uśmiechu Chcę odnaleźć prawdziwą?
Radość
I w „strzepniętym przytuleniu”
- tą czułość, której drastycznie
. . . . . . . . brakuje…


magicznym narzędziem
jesteśmy utrwalani
na następne dni – na moje życzenie –


Stop klatka!
A po chwili
Czas przebija
Tęczową bańkę wieczności
Ostrym w bladość błyskiem


Wpisujesz się do Księgi
umarłych wydarzeń

Mozolnie zapełniasz papier
dedykacjami
Obcym do suchej nitki osobom

(przypis od autorki: On dostał ten wiersz, i wogole nie zareagował - może chociaż przeczytał, ale też nie mam pewności- najważniejsze, że jest szczęśliwy. Wszelkie prawa zastrzeżone)

Opublikowano

Gdy się myśli o Tobie (wiersz konkursowy)

Gdy się myśli o Tobie - się skomli
Pszczołami tańczy, pszczołami brzęczy
Tak gra orkiestra niepokoju
Orkiestra myśli należących do Twoich oczu

Ten dziwny bal nierówno stawianych kroków...
Te dziwne dźwignie urojeń...

Bolą

Opublikowano

Reminiscencja dla mnie! (konkursowy, tak jak "Dla P.A***")

W dzień myślę o niedopełnionej nocy
W nocy myślę o niespełnionych dniach
Często tak blisko – w Centrum –
na Zielnej
przeczuwam, ze gdzieś mieszkasz, mówiłeś…

ale zawsze osobno
przed Tobą
lub
po Tobie
kiedy już ostygł Twój ślad
zdarza się nam chodzić relatywnie wspólnymi ścieżkami
Twój ślad jest nie do zatarcia
Przez któreś z żywiołów

Stale pachną wspomnienia
Odurzają jeszcze rozsądek
Który nie może dojść do głosu
Bo serce zbyt słabo tego chce

Zamknięte w świetlanym porywie
Pewnego styczniowego dnia
Mimo wszystko, na przekór nam

Żałośnie pulsuje
Chociaż wie, że Tym blaskiem
Nie przedrze się do warowni
Zbudowanej w specyficznym środowisku
Okratowanej brakiem zaufania
Strzeżonej przez Najważniejszą
Przez pozostałych - z prób- przyjaciół

Miłość i Wiara już nic nie mogą
Wiara poddała się po ciężkich zmaganiach
Pozostaje krucha Nadzieja
Wypływająca ciemnym błękitem z Twoich oczu
Tak smutnych (jeszcze niedawno) jak moje
Z podobnego powodu

Ale w jedną noc wszystko wyjaśniłeś uśmiechem
Po spektaklu wsiadając do białego samochodu
Który ona prowadziła


Warszawa 13.04.06

Opublikowano

na wyspie słów nie brakuje wody(konkursowy)

jak puch opadasz na wargach
wilgotnych od nocnych słów
nie mówię nie-gdy cisza gra

nawet anioł usnął na twoich łzach

warkocz uścisków spłynął po nas
objętych przy świetle księżyca
niebiański chór dalej gra

koncertowy blask szepta
prosi o bis
smak dzikich róż zostawił ślad

na niebie księżyc
na ziemi łąki-miliony gwiazd

Opublikowano

DO M., CZYLI KRÓTKI WIERSZ O MEJ MIŁOŚCI DO CIEBIE

jesteś dla mnie piekłem
jesteś dla mnie niebem

jesteś dla mnie wodą
jesteś dla mnie chlebem

dzień po dniu podtrzymujesz moje życie
ja zaś, Twój niewolnik, wielbię Ciebie skrycie

ale nadejdzie taka chwila, kiedy usta się otworzą
a język wyszepcze "jesteś najmilszą memu sercu osobą"

Opublikowano

Czy to była miłość…

Czy to była miłość…kiedy nocą
otulałaś swoje ciało,moją duszą
gdy mój język lizał pot twoich dreszczy,
A ty byłas w innym świecie.

Twoje spojrzenia,malowały moje myśli.
Kolorami,jakie nie stworzyłby Bóg.
A zapach twojego ciała, siedzi w moich nozdrzach
I oddycham nim dzień i noc.

A kiedy nie muskasz moich piersi,swoimi włosami,
I nie słysze mruczenia twojego oddechu,to czuje,
że życie traci dla mnie sens.Więc nie pytaj mnie
czy to była miłość….już chyba sama wiesz..

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @TectosmithNie napisałam, że mi się nie spodobał. Może zresztą z rozpędu nie do końca właściwie go zrozumiałam, nie dostrzegłam lekkiej ironii peela. Jest w tekście przecież ogromna doza ufności skierowanej do drugiej osoby, która może diametralnie odmienić, rozjaśnić naszą rzeczywistość za pomocą pozornie drobnego gestu. A to wszystko w melancholijnej, jesiennej aurze, która wcale nie musi przytłaczać.   A to mój Mikrokosmos (Tie-break, wrzesień 2025) Może się spodoba.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Dotąd unikałem skutecznie spotkania z tą chwilą, która właśnie miała dotknąć mój żywot w całej swej okrutnej pełni. Unikałem stryczka i wyroku śmierci po trzykroć. Dwa razy zamieniono mi go na banicję a raz mój kochany kompan złodziejskich eskapad i mistrz manipulacyjnych gierek i oszust pierwszej wody - Wacek z Brugii. Ze skarlałą dostojnością swej aparycji i wdzięku, na który jak zapewniał mnie w trakcie wielu niekończących się wręcz nocnych pogaduszek w upadłych karczmach i zajazdach, połakomiła się nawet sama królowa Maria Luksemburska. Uwolnił mnie tylko sobie znanym sposobem, choć podejrzewam, że nie obyło się bez użycia zatrutego wina dla straży a dla bardziej opornych, pozostawał sztylet wbity w samo serce.   Więc ja Orlon de Villargent - szelma, łotr, złodziej, alfons i morderca. Ach i oczywiście niezwykle dostojny, czarujący i przystojny poeta, upadłych ideałów. Piewca tych którzy głosu nie dostąpią i którym godność człowiecza jest odbierana, idę w twe objęcia, o droga śmierci! Przed obliczem drewnianej kochanki już się nie trwożąc i nie lamentując na francowaty los fortuny dziecięcia ulicy. Taki mój los i uroda widać bym oddał swe gardło pod konopną linę, czekającej w ciszy placu, dostojnej szubienicy.   Więc szedłem ku niej. Lecz nie w słodkiej samotności i ciszy pokutnych, spóźnionych interwencją sumienia myśli. Na placu St Genevieuve było gwarno, duszno i śmierdząco od wyziewów rzeki Loivre, wszechobecnego łajna i truchła, zdechłych zwierząt i oczywiście cegiełkę od siebie dokładały tłumy mieszkańców. Odarci lub opatuleni, Bezzębni lub o zębach tak czarnych jak węgle w kominkach, młodzi a już zepsuci, brudem i chorobą jątrzącą ich oblicza lub starzy i gnijący od grzechu swych pozbawionych sensu żywotów. Wszyscy oni jak dzikie bestie a nie ludzie. Opętani żądzą mordu i w transie pobudzonych swych członków i oczu. Fale ich postaci jak morze wzburzone zimowym sztormem. Burzyło się groźnym rykiem, nawoływaniem i obelgami. Sędziowie trybunału, spełnili aż nazbyt dobrze swą powinność i zadbali o to by śmierć moja była przednią rozrywką dla wszystkich, którzy jej pragną z całej dobroci swych plebejskich serc jak i dla tych którym będzie ona przestrogą by powrócili na ścieżkę światłości i społecznego ładu i porzucili swe uczynki i frantowskie profesje. A jeśli tego nie uczynią i nie opamiętają się w porę. Wtedy to Bóg pod postacią sędziów, znajdzie im dogodne miejsca na miejskich szubienicach a ogień piekielny poczęty z ich grzechów będzie palił ich duszę aż po dzień sądu ostatecznego. Szedłem bardzo powoli, kajdany spięte na krótkich łańcuchach u stóp i rąk krępowały mnie skutecznie.   Bosy i w rozciągniętej koszulinie, która bardziej przypominała brudną ścierę od butelek, która zaprzyjaźniona z moją kompanią Brunhilda, zwykła ganiać po sali i rozdawać nią razy przy okazji dodając kopniaki co bardziej pijanym i przysypiającym u stolików klientom. Szedłem w asyście straży. Dwóch niezbyt rosłych gołowąsów, których złamałbym jak liche deseczki, urosło dziś do rangi oficerów i konwojentów skazańca. Zdawać się mogło, że byli bardziej przerażeni reakcjami tłumu wokół niż ja sam. A mieli jedno i do tego jasne zadanie. Doprowadzić mnie na szafot w jednym, względnie nienaruszonym kawałku.     A później to niech się dzieje wola nieba. Po odczytaniu wyroku, równie dobrze można by wrzucić mnie w tłum a on zająłby się ochoczo jego egzekucją a zarazem mojej osoby. Młodzieńcy robili co w ich mocy bym w miarę bezpiecznie przebył mą ostatnią ziemską podróż. Odpychali nawałę tłumu halabardami, rękoma odzianymi w lekkie rękawy zbroi a jeśli to nie skutkowało to nadziakami serwowali ukłucia gdzie tylko trafił dziób broni. Ludzie cofali się wtedy jak przed Mojżeszem, pomstując na matki, babki i ojców strażników, trzymając się za świeże rany na dłoniach, twarzy czy brzuchu.     Kilka razy i wśród tłumu, błysnęło ostrze noża jakiegoś samozwańczego bohatera lub bohaterki, którzy chcieli przeprowadzić egzekucję bez tego zbędnego i bądź co bądź żałosnego theatrum.     Tych wyciągano z tłumu i bito pałkami po żywotach i głowie tak długo aż wypuszczali broń chcąc chronić swe nędzne oblicza przed solidną siłą twardego drewna. Darli się wniebogłosy a krew tryskała na boki, powodując jedynie jeszcze większy napływ wściekłej gawiedzi. Szczęśliwcy gdy tracili przytomność byli na powrót wrzucani w tłum a ten chwytał ich niewładne ciała z pieśnią zemsty na ustach. Ci którzy jakoś wytrzymali, turlali się w rynsztoku bruku, podtrzymując sącząca się z ran krew lub patrząc martwo na obite, połamane kikuty rąk i dłoni.   Wreszcie będąc już w połowie drogi do szafotu, bezwiednie podniosłem głowę i wzrok który dotąd tępo wbijałem w swe stopy. Spojrzałem na tłum i szybko wyłapałem w nim znajome, przyjazne mi oblicza.     Były to trzy moje dziewczęta, które walczyły z przewagą tłumu by móc przedostać się jak najbliżej mnie. Roniły szczere łzy i zanosiły się piskami i żałosnym szlochem umartwionych duszyczek na widok swego chlebodawcy w kajdanach przeklętej sprawiedliwości. Wykorzystując sytuację, że akurat moi strażnicy obijali jakiś dwóch parszywców po drugiej stronie ulicy, doskoczyłem do moich owieczek.   Przyszły pożegnać mnie moje najwierniejsze z wiernych.   Były to Mignonne Pluie - drobna brunetka o najcudowniejszych zielonych oczętach we Francji, najmłodsza z całej trójki, pracującą dla mnie od czterech lat. Nie bała się nigdy wykonywania usług swej najstarszej na świecie profesji ani dla agresywnych, podpitych szelmów ani tym bardziej świątobliwych acz obleśnych, podstarzałych dziadyg w habitach. Jej dziecięca prawie twarz zawsze łagodziła obyczaje w moim domu uciech a rozpalała uczucia do jej bardzo ponętnych kształtów i sprawnego nie tylko w sprośnym słownictwie języka. Chwile upojne w jej towarzystwie zawsze zostawiały po sobie solidny utarg a i ona często dostawała ode mnie dodatkowe pieniądze na suknie czy kosmetyki by zrobić się na prawdziwe bóstwo i ściągać jeszcze możniejszą klientele pod opiekę swych ust i piersi.   Druga z dziewcząt Alipsa Ronce - blondynka, lekko przy kości o spojrzeniu tak dalece lubieżnym i zepsutym, że choćby ja porządnie oporządzić i sprawić jej najbogatsze ubiory i podać ją za księżniczkę to każdy o wprawnym oku wiedziałby wprzód że ma przed sobą nie potulną i dziewiczą w swej krasności księżniczkę a murwę wszeteczną i upadłą. Alipsa nosiła nie bez powodu swój przydomek. Specjalizowała się w zabawach dla wybranych gości, którzy płacili ku czasami mojemu największemu zdziwieniu całkiem niemało by móc pobyć z nią choć te jedną niezapomnianą noc. Co działo się za zamkniętymi drzwiami jej sutereny znałem tylko z opowieści. Podobno klienci lubili gdy wiązała ich ciała, znęcała się ochoczo i wyuzdanie nawet nad najbardziej delikatnymi częściami męskiego ciała, raniła ich i spijała krew prosto z ciał, stąpała nago po ich rozciągniętych ciałach i twarzy. Podduszała, znęcając się nad ich miękkimi kusiami, wyśmiewając i żartując z ich impotenckiej niemocy. Słuchając tych opowieści, zawsze bałem się że za takie zabawy gdyby się kto o nich szerzej dowiedział. Ja jako jej alfons wyląduje w wieży albo lochu na długie miesiące i jeszcze będę musiał sowicie i pokutnie wynagrodzić księży lub braciszków z miejscowych zakonów, klnąc się że po raz wtóry tak zepsutej wiedźmy pod dach nie przyjmę. A Alipsa pewnie zastąpiłaby mnie pewnego dnia na stryczku ku uciesze gminu I Boga.   No i wreszcie trzecia niepokalana niewiasta domu uciech Orlona de Villargent.   Tibelle Noirette - jedna z moich faworytek. Już w dość zaawansowanym wieku, dwudziestu ośmiu lat jak na wykonywany zawód ulicznicy. Czarnulkę przygarnąłem od jednego z urzędników miejskich, który popadł u mnie w kościane i karciane długi. Jego jedyna córeczka zamiast do stanu zakonnego trafiła do renomowanego burdelu. I nad wyraz podobał jej się taki nieoczekiwany obrót spraw. Była dziewczyną na zamówienie pod adres klienta. Zawsze ja osobiście lub ktoś z moich ludzi zawoziliśmy ją na miejsce i czekaliśmy w jakimś ciemnym ustroniu by nie tylko jej cudne, kobiece wdzięki zaczęły działać na naszą korzyść ale również jej niezrównany intelekt połączony z sadystycznym upodobaniem do ściągania długów i wyrównywania rachunków. Niejeden nasz klient poczuł jej gniew na sobie. Wielu straciło cały dorobek życia swojego i całej rodziny a kilku także życie.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Bzdury opowiadacie, Kolego ;)     No i tu jest pies pogrzebany. Ty masz żyć działaniem. To wtedy zobaczysz, jak wiele zależy od Ciebie. I choć wydaje  się często, że porażki są oznaką jakiegoś fatum - to właśnie one dają nam siłę, bo się na nich uczymy.     Bo? Przecież to zależy od Ciebie.
    • @FaLcorN tylko sie zakochaj, a potem to juz z górki albo pod , to zależy...  Naprawdę ładna liryka - czułe dotyka

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @tie-breakDziękuję Ci bardzo. Zdjęcie to kawałek mojego okna po prostu.  Wiersz Ci się nie spodobał. Jeśli tak jest nie pogniewam się.  Pozdrawiam serdecznie. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...