Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Starzec


Rekomendowane odpowiedzi

Może to już tak zostanie. Pomyślał i urodził się, zderzenie pustki z pełnią, co w wyniku daje zagęszczenie oddechów. Jakiż to niewyczerpalny zasób początku, ta pustka. Ma ochotę wzbić się do góry, rozpostrzeć skrzydła, ale boi się popełnić błędu Ikara, który uwierzył, że może latać. O, święta naiwności, patronko młodości, miłości i śmierci, a także radości i gniewu. Stoi na tym podwórku, na którym niegdyś fruwały kamienie, a dzieci to były jeszcze dzieci, mimo tego, iż dorośli konsekwentnie zamieniali ich strukturę. Czujne oczy demiurgów ich ciał czujnie śledziły ich ruchy. Kontrolowały, by przyduszane winniczki w żabkach od firanek poszły do nieba.

Na jakimś tam podwórku stał chłopiec, z opuszczoną głową, znudzony jak to zawiesiste letnie, lipcowe południe, kiedy czas praży jak słońce, przygniatając opuszczoną głowę ciężką substancją smutku i przygnębienia. Zadziwiające. Tłuste i leniwe muchy wolno kąpały się w zastygłym powietrzu, czasem ocierały się o jego twarz, spijając jego myśli, pot i stygnące uderzenia serca. Ogromny i stary szczur przetoczył swe stare, chore i ropiejące cielsko przez środek parującego betonu. Ta już gnijąca, choć żywa jeszcze masa toczyła się z jakąś nadzieją dojścia. Gdyby rzucić w niego, zapewne zapłakałby jeszcze, ba, nawet spróbował uciec. A po co ? Zaiste, dziwna ta potęga życia. Albo ten strach bólu, i ten gorszy, oczekiwania na niego. Chłopiec jednak ma w sobie coś innego. Dla niego strach to ta starcza twarz, która tkwi w tej ciemności, tam, w tej luce południowej jasności.

Ta starcza dłoń wysuwająca się do jego twarzy, przymglone, szczurze oczy pokryte bielmem jakiejś nieopanowanej trwogi, z czymś, co wiele wie, a mimo wszystko jeszcze istnieje ? Teraz ta kamienica śpi, to jest szansa dla niego, może odrzucić kamuflaż, złapać za rękę i zanim się wszystko zbudzi krzykiem, zabrać go w paniczną podróż. Kiedyś przystawili mu twarz do ściany i nacisnęli spust. Ale zmiażdżył w sobie to wspomnienie, przecież wstał potem, taka uparta konsekwencja przeżycia, by starać się zapomnieć w otoczeniu kłębiących się wokół mar. Czy miał tyle lat wtedy, co ten wyraźnie zmęczony dniem chłopczyna ? Przeniesie go w zieleń soczystą i pachnącą, gdzie pastereczki nucą nadzieje na jutro, gdzie rosną soczyste owoce na drzewach, gdzie jeszcze zwodzą o tym szczęściu, plączą się nimfy nad strumieniem, a syty faun chrapie smacznie pod drzewem.

Czy udać, że go nie zauważa ? Stoi dalej i patrzy, a on dalej widzi, tą monotonię niezdecydowania w epicentrum, a on ma jeszcze siłę rozerwać to, obalić tą szpetotę rzeczywistości, wysunąć szybko język, rozdwojony przez kłamstwa i obietnice, palce lepkie od cukierków, chwycić i pomknąć przez świetlisty tunel.

Pękła struna. Starzec uśmiechnął się bezbronnie. Kolejny pech. Za gorąco dzisiaj, za biednie tutaj, by wygrać choć na chleb. Przeżył on wojnę i pokój i został sam, może dlatego, że to się za długo już ciągnie ? Uwierzył kiedyś w coś, co się okazało niegodne wiary, wtedy nie bał się jeszcze Boga, , poznał znaczenie słowa „Blutbewusstsein”. Ale to było tak dawno, jakieś przeszłe szaleństwo, które stało się teraz obce, na wzór okrutnej baśni, o smoku pożerających czyste i pachnące dziewice, który nadział się na gorycz trucizny. To przez to musi teraz błagać, a wtedy zdarzało się, że błagano jego, po czym i on musiał błagać w imię odwrotnych, a w gruncie rzeczy tych samych spraw. Starzec spojrzał w zawiesiste niebo, to pokuta, może nawet pokuta historii, która tak często zapomina o konsekwencjach, zapisując żywych jeszcze kreatorów w powielane kartki, znienawidzone zresztą przez młodość. Nie ma siły naciągnąć tego kawałka srebrzystego metalu, dźwięk będzie uboższy, piskliwy. Obserwuje ogromnego, starego szczura, zgniłego już za życia, jak wtacza się przez bramę i znika w jej czeluściach. Odwraca wzrok, nich idzie, on teraz czuje głód, normalny, biologiczny głód szarpie go od środka, a do tego ten war spływający z niebios, istny potop, zapowiedź klęski. Dlaczego diabeł nie przychodzi po niego, przecież wyraźnie czuje jego obecność, a może wypływa ona z niego. Przecież mu nie wybaczono, poskakano tylko po żołądku, może próbowali rozstrzelać, ale żyje, żyj, powiedział Pan, amore, more, ore, re iunguntur amicitiae. Czas wpełznąć w tą norę i zdechnąć, stary człowieku, oprzeć głowę o spękany mur i poczekać. Jeden wiek, drugi, trzeci, o ile karą nie jest nieśmiertelność. Wtedy trzeba będzie poprosić o siłę, zamknąć ten zielony raj, pełen drzew i owoców, chociażby soczystych brzoskwiń, które tak uwielbiał, nie jabłek, tych nie znosił, drażniły go jakąś powtarzalnością. Tylko uderzyć, poczuć to chrupnięcie, ale on sam nie potrafi. Próbował tyle razy i ciągle się odradzał, nie ujrzał żadnego anioła, nikt nie zasypał go w chłodnej i miłej czeluści ziemi.

„Wiesz, chłopcze, ja nie miałem czasu, by stać. Teraz ty zamknij oczy, serce podchodzi do gardła, ale to minie. Ja będę nareszcie wolny, zapomnę że młodość rzeczywiście jest głupia, tak łatwo można ją oszukać. O naiwny, przecież tego wszystkiego nie ma, w końcu to jest albo sztuczne, albo prawdziwe, tylko że ta scena jest taka uboga, dwoje aktorów, a potencjalni widzowie straciwszy czujność przysnęli. Wiesz, chłopcze, ja, ja miałem odbudować to wszystko, przecież w to właśnie wierzyłem, jako lekarz, wiedziałem, kiedy się umiera i kiedy umrą , to była taka typowa praca, gumowe rury i nerki, skrzypiące oddechy, ofiary, jak ja czy ty nawet, tylko że ja jestem tą winną, bo tak właśnie wyszło. Popatrz na mnie, tak wygląda zapomnienie, wina i kara. Zaśpiewałbym ci, ale właśnie pękła mi struna, a ja nie mam już siły, by ją naciągnąć.

Jesteś stary, czy staro wyglądasz? Czy trwanie tak właśnie męczy? Chyba bardziej obietnice, a jeszcze bardziej wiosna, a szczególnie ta pora przed. Szli taką ciemną alejką, tylko po to, żeby się coś zdarzyło. Aleja Gombrowicza. Tak między ludźmi, biegną, przechodzą, kłamią, ściskają się na zielonych ławkach nadziei, taka czysta niewinność bez liturgicznych szat dojrzewania. Starzec mógł tu być kilkaset lat wcześniej, czytając księgę „dużego świata” o wszechświecie paralelnym wobec „małego świata”, czyli człowieka. Albo mógł po prostu biegać i kraść brzoskwinie, bo jabłek po prostu nie lubił. Zanim nie odbiorą pychy zdobywcy, a kolorowe słowa nie zamienią się w ociekające brudem czyny. Kiedyś to miasto było młode i piękne, ale zaczęło chorować i coś z niego cieknie. Może to stało się wtedy, gdy zaczęli klęczeć pod ścianami. pewnie i tutaj, Ale nie chce tego pamiętać. Bo wtedy Matka Ziemia zbyt nachalnie całowała ich usta, a ich inne matki zbyt nachalnie płakały, szarpiąc łono odwiecznej rodzicielki. On był wtedy koniecznością, siłą śmiejącą się bogu w twarz, on, sierota, wychowana i ukształtowana, a później nawet wykształcona. A ci, co rzucają mu grosze, może to ich ojcowie trzymali lufę w zębach, by przekonać się, że ich wiara jest zwyczajnie słabsza

Ale to nie o tym, nie teraz. Otoczenie zamarło, nie oddycha, owady zasnęły w powietrzu. w tym mroku coś jednak siedzi, przywarło do niego, pulsuję. Chłopiec chce wracać do mieszkania, tam czuje się mimo wszystko bezpieczny. Ten mrok jest obcy. A jeżeli tam mieszka ten straszny Władca Much, lśniąco – fioletowy i tłusty. I teraz zaczyna się ruch, zmiana perspektywy. Szedł w jego kierunku biedny, żałosny żebrak. Dałby mu bułkę, ale nie ma. Przecież dziś rano karmił ptaki, czuł, jak napełnia te pierzaste istoty energią, zanim pochowają się przed strugą gorącego żalu. Nie boi się tych zwiędłych palców, czarnych, połamanych zębów, czerwieni spalonej twarzy i tak jakoś żarzących się oczu. Do jego mamy przychodzili tacy czyści, lśniący wręcz panowie, co wieczór, mama promieniała, uśmiechnięta wkładała kwiaty do wazonów, częstowała go pomadkami, a później... Nie, tego później już nie ma, to znika, rzeczywistość też ma swoje granice. Kiedyś na parapecie usiadł biały człowiek i powiedział że to kiedyś minie ( skrawki papieru. Dowód szaleństwa. Czynny gniew i poczucie braku przeciwdziałania. Litery zaczęły spadać tworząc litanie ). Starzec zatrzymał się, blisko. Chodź, dotknę cię, naznaczę samym sobą, ty zniszczysz mój grzech. Ty wkręcisz tą strunę, która pękła, bo i ona odmawia przeżycia. Nawet martwa ona ( nie idź tam, zostań tutaj, poczekaj na wieczność, nie odbieraj mej modlitwy, sprzątaczki wycierały krew szmatami, te stare już Erynie, na swych żylastych nogach, wieczorem, a jutro będą gotować kapustę i ziemniaki, zaświadczą, że jest już czysto, choć to było obrzydliwe). Ty będziesz Demonem po mym zgonie, pójdziemy tam razem, ja, mistrz ze wschodniej bajki, idę z piekieł Ukrainy, a ty będziesz zemstą, która wchłonie się we mnie, dam ci Królestwo tego świata, obietnice i obrazy i długą, mozolną drogę do doskonałości. Tyś to pachole w korowodzie masek, tyś wężem nagim i lubieżnym i tyś pustą grozą dnia jutrzejszego ( ty, starcze, jutro znajdziesz inne podwórko, chociaż zostałeś wycięty i zamalowany. Jutra ta struna się zrośnie i brzęknie na górze Synaj, jak wtedy. My upadniemy). A teraz chodź, chodź do mnie i pozwól mi już odejść...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zastygłym powietrzu, czasem ocierały się o jego twarz, spijając jego myśli, pot i stygnące

Ogromny i stary szczur przetoczył swe stare = po co to powtórzenie?

Albo ten strach bólu, i ten gorszy, oczekiwania na niego. = coś nie tak z konstrukcją...

Dla niego strach to ta starcza twarz, która tkwi w tej ciemności, tam, w tej luce południowej jasności. = ?! ta tej tam tej? coś jeszcze?

mimo wszystko jeszcze istnieje ? = skąd ten pytajnik? tu przecież nie było pytania, poza tym przed znakami zapytania nie stawiamy spacji, masz ja wszędzie w tekście

tą monotonię = tę monotonię

Dlaczego diabeł nie przychodzi po niego, przecież wyraźnie czuje jego obecność, a może wypływa ona z niego. = to natomiast całe jest pytaniem a pytajnika brak

tą norę = tę

ja jestem tą winną = co winną? ofiarą?

.............

o raju, jakie to ciężkie... kilka zdań pięknych, ale kilka przedumanych
w pewnym momencie czułam nawiązanie do matrixa :)
nie wiem co myśleć o całości, jest sobie, ale czy mnie jakoś wzbogaciła?...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @UtratabezStraty bardzo trafna uwaga! Trafione w punkt. Pozdrawiam serdecznie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Zbieram klocki LEGO™, za taką cenę, warto ułożyć sobie życie Kupuję herbatki u Pani Tadzi za rogiem za taki napój warto poczuć się jak w skórze bogów Czasami podkradam ciasteczka czekoladowe z kredensu babci za takie zło warto być kochanym   Tak sobie skacząc od osoby do osoby, tu - dwa słówka tu - półuśmieszek przyjemnie w brzuszku motylki codzienności grają   Gorzej, jeżeli przyjdzie zły pan kominiarz, ubrudzony, rozgoryczony, by wyczyścić komin tym swoim czarnym kijem wtedy, przecież - musi przejść przez salon   Te ślady spędzają sen z powiek ...nie można żyć, brudząc się tak przez 40lat!   Niech już idzie i zostawi komin czysty tym kominem uchodzi w powietrze to, czego nie znam to, czego nie widziałem to, czego nie słyszę   Na rynku korzyści, gdzie każdy zaspokaja swoje potrzeby a niewidoczna ręka w białych rękawicach reguluje kwestie życia i śmierci wyznaczając punkt równowagi pomiędzy życiem zawodowy i osobistym wyrzuciła mnie w kąt   W tym kącie jest ciepło i przyjemnie mieszkają tu duchy zapomnienia   Łatwo stąd obserwować paszczę lwa zwącego się "rzeczywistość"   Tutaj informacja, zgodnie ze swoim przeznaczeniem, kształtuje   Jest rzetelna, jest prosta, jest piękna, a gdy na nią patrzę - dodaje mi sił, kopie jak amfetamina, koi jak morfina i nie ma humorków jak te, które ciągle okłamują      
    • zaglądnąć w nieskończoność zobaczyć ślady prowadzące do... może nawet ... otworzyć okno do drugiego wymiaru zobaczyć życie z innej strony   świat codzienność jak czarna dziura wchłania nie daje zbyt wiele czasu dla siebie   a ja ja chciałbym ...   12.2024  andrew
    • Ròże to święte kwiaty Są jak miłość Kwitną Każdy płatek To dzień życia i miłości Woń, to stan uniesienia Kolce, to bòl gdy miłość zawodzi Gdy więdną to życie i miłość przemija.      
    • kiedy przerwać nić ochronną wywracając gładzią poprzek; czasem trzeba się pożegnać  opuściwszy własnej w obieg   nie ma straty bez rumieńca ani szorstkich łez kątowych zostać idzie wić dla dziecka odpuszczając samochodów   o poznaniu naj zmaganiach w tył struktury wąskich igieł bez kasłania przez kichanie spodziewając czubka wideł
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...