Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

x

Kipiel oddechów. Widnokrąg tańczący jak pijana kapucynka. Serce, tak niegdyś lekkie, teraz ciążące niczym kawał rosnącego ciasta. Dziki bieg. Chaszcze próbują zatrzymać mnie choć na chwilę, aby pościg zyskał na czasie. Wyrywam się. Cieniutkie gałązki tną mi twarz, ale nie zważam na nie. Wiem, że muszę biec, choćby przyszło uciekać do końca świata. Nie mam nic do stracenia i tak wiele do zyskania, że myśl o tym graniczy z ekstazą. Każdy krok łapany jest w pętlę swego poprzednika, który nie zdążył jeszcze przeminąć. Próbuję je zgrać, żeby nie upaść, czasem jednak tracę równowagę i tracę cenne sekundy na podnoszenie się z ziemi.
Biegnę dalej...
Mijam ludzi, którzy znają tylko jedną z moich tożsamości.
- Dokąd biegniesz? - pytają zdziwieni - Zostań z nami.
Nie mogę. Zbudowali mój wizerunek na podstawie tego, co mówię i kontrolowanych zachowań, czyli z tego, co zazwyczaj tworzą pozory. Moje życie to kłamstwo. Dlatego ciągle uciekam. Nie rozumieją tego, bo nie są szarpani przez wewnętrzny obłęd i strach przed samym sobą. Znają się niemal na wylot, ich życie jest niczym otwarta księga. Mówią o sobie z taką łatwością, jak gdyby nie istniały w nich grzęzawiska, gotowe wciągnąć ich w swoją bezdenną czeluść i odebrać im wszystko, czym są.
Boję się przystanąć. Pościg nieustannie daje o sobie znać. Słyszę tupot nóg, szmery trzaskających gałązek i szelest liści, a gdy momentami zmniejsza się dystans - nawet brzęczenie łańcucha, który jakiś czas temu przepiłowałem, by zacząć żyć naprawdę. Odkąd wybrałem ucieczkę, nie mogę się zatrzymać. Nigdzie nie przynależę. Nikt nie potrafi nazwać mnie właściwym imieniem. Nawet ja sam.
Powoli do pościgu dołączają bliscy mi ludzie. Chcą dopaść mnie pierwsi i ochronić przed faktycznym pościgiem. Nie mogę im na to pozwolić. Nie dadzą rady. Prędzej czy później uciekną ode mnie, nie mogąc poradzić sobie z tym, kim się stałem. Jeśli im zaufam i nie podołają obowiązkom, których nie rozumieją, będzie jeszcze gorzej. Wtedy będę jeszcze słabszy i bardziej przerażony niż przedtem.
Wszechpotężne żądanie prawdy przypomina mi, że przyczyną moich ciągłych lęków jest kłamstwo. I strach przed prawdą. Oprócz lęku prymarnego, związanego z okolicznością przyjścia na świat i zejścia z niego, mam swój osobisty, prywatny lęk - lęk przed ukazaniem kim jestem. Kłamstwo weszło mi w krew dawno temu, mocno zapuściło korzenie i wrosło we mnie na resztę moich dni. Kiedyś stanowiło barierę ochronną przed obnażaniem nadwrażliwości, obecnie stało się strażnikiem mojej prawdziwej tożsamości, której nadal nie znam. Nieraz wydaje mi się, że już ją odkryłem, że jestem sobą i nareszcie mogę spokojnie odetchnąć. Wtedy pościg jest daleko, za horyzontem, w innej galaktyce, tak nie groźny, jak gdyby go w ogóle nie było. I nagle wydarza się coś nieoczekiwanego: ktoś dostrzega we mnie coś nowego, zabiera mi coś, albo próbuje dać, i wszystko, czego byłem pewien traci ważność.
To kolejny powód, dla którego uciekam.
Oddech raptownie mi się rwie, jestem bliski wyplucia płuc i ostatecznego upadku, lecz dobywam resztek sił, by do tego nie dopuścić. Skrajnie przeraża mnie perspektywa dalszego życia. Nie można biec w nieskończoność, nie da się wydusić z organizmu więcej niż może dac. Jeżeli się zatrzymam, dopadnie mnie albo pościg, albo moi bliscy, którym zaufać nie umiem. Mając tego świadomość, mimo wszystko przyspieszam.
Nie czuję się takim człowiekiem, jakim ludzie mnie widzą, ani nawet takim, za jakiego chce mnie mieć pościg. Znajduję się gdzieś pośrodku. Muszę zatem być nikim, jakby wszystkie przydziały na bycie kimś już rozdano. Muszę grać kogoś na okoliczność przypadkowych ról, które piętrzą się co dnia w grubą watstwę zdarzeń zwaną życiem. W mirażach masek, w kolorycie cudzych przydziałów, szukam jednak czasem siebie i znajduję kostkę lodu. Być może jestem sobą tylko po północy, kiedy wpadam w czarną studnię snu i grać już nie mogę...
Bezpieczny czuję się wyłącznie we śnie i za bramą cmentarza. Na jego terenie mam swoją enklawę, gdzie współistniejąc z umarłymi, odzyskuję przekonanie, że mam dokąd pójść. Być umarłym za życia to dziwaczne doświadczenie. To jakby dusza wywleczona podszewką na zewnątrz.
Poza metafizyczną ochroną grobów znów rzucam się do chaotycznej ucieczki. Przez chaszcze, mokradła, dzikie manowce zboczenia, przez piękne pałace miłości i przytulne domu przyjaciół. Nigdzie nie mam odwagi przystanąć. W uszach zawsze towarzyszy mi dzika muzyka - ”Voices from the past” Kinga Diamonda. Są to rytmy tak szalone, jak cała moja ucieczka. Nie przystanę przenigdy, dopóki za moimi plecami nie ucichnie tupot rozpędzonego Mr Hyda...

Opublikowano

Świetnie, Jacku, choć inaczej, niż zwykle.
Mam jednak kilka uwag:
tak nie groźny - niegroźny
dac - dać
przyspieszam - osobiście wolę przyśpieszać
za jakiego chce mnie mieć pościg - jakoś ta konstrukcja mi nie leży - mieć kogoś za coś jest oczywiste, ale chcieć mieć kogoś za coś (nie mam na myśli handlu wymiennego), lecz słowa "mieć" w znaczeniu "uważać za..." trochę zgrzyta

Opublikowano

chyba dopadła cie depresja przed wiosenna :)
pogranicze jawy i snu, egzaltacji z niemym krzykiem
biegniesz do przodu tyłem...
odsłaniasz nam czastke jakiejś tajemnicy czy o sobie ? tego nie wiem...
pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

Tylko tyle uwag? Dzieki :))

Znalazłem kilkanaście tekstów, które napisałem jako 18-19 latek. Wrzuciłem, żeby skonfrontować z innymi "rówieśnikami", którzy poruszają tutaj swoje osobiste problemy. A poza tym nie mam kiedy pisać :(((

Opublikowano

Niedojrzałość, manieryczność, rozchwianie emocjonalne, wykrzyczenie siebie przez człowiek na skrzyżowaniu. Co robić, co robić....???!!!!!!!!!!! Żyć nie żyć....żyć nie rzyć :)

Wolę inne Twoje tekst i wolałbym, abyś miał kiedy pisać.

Opublikowano

Gdybym powrzucał tu mlodzieńcze teksty, to bym sie zjaral ze wstydu , bo taki głupi i najwny byłem, ze szkoda gadac. i zupelnie nie umialem pisaĆ. teraz idzie mi odrobine lepiej. a ty asher juz wtedy mialeś cos do powiedzenia, umialeś ubierać w słowa swoje myśli. na tym forum jestes najlepszy. w ogóle wsród netowych pisarzy. wstyd ze nie jesteś drukowany. ja sie wydałem sam, ale nie każdy ma takie możliwości. cos kiedys chyba wsominałes o Znaku? ze dali ci zielone swiatło? jak dalej z tym tematem. czas najwyzszy żebys poszedl w ślady Rowickiego i dostał sie pod skrzydła jakiegos wydawnictwa.
cenie Rowickiego, kupilem nawet jego bajki dla doroslych(swietne! "mezczyzny i dziecka" nie kupilem ) ale gdybym stanąl w ksiegarni przed dylematem na którą książkę wydac ostatnie 25 zł -twoją, czy Rowickiego - to bym wybral twoją. na Rowickiego skołował bym szmal pózniej. amen.

Opublikowano

Chciałbym umieć pisać takie komentarze, Krzysiek. Nie chcę być Rowickim. Poczekam na swoją szansę, która się nadarzy albo nie. W końcu pierwszą obietnicę wydawniczą zaliczyłem 15 lat temu. Jestem weteranem. Znak mnie olał i chyba dobrze, bo jeszcze nie czas. Dobrze dla takich jak my, że pojawił się internet - przynajmniej nie przestaliśmy pisać. I tak trzymać. Amen :)

Opublikowano

ASHER!!!!!!!!!!!

Jakiś depresyjno-refleksyjny się zrobiłes. Weź się do roboty i nie rozczulaj sie nad sobą!!!!



P.S.
To tak trochę ode mnie, aby Ci za dużo miodu na głowie nie zostało po tych wszystkich komentarzach.

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Uratować rodziców swoich chciałem,

      Nie udało mi się, porażkę poniosłem, 

      Dzięki zdolnościom które posiadam,

      Powinienem zmienić los, pomóc tym, których kocham,

      A jedynie śmierć dookoła przyniosłem, 

      Tak bardzo żałuję, że na mordercę finalnie wyrosłem...

       

                                  ******

       

      Rodzice zawsze mówili mi, jak bardzo wyjątkowy jestem, 

      Nigdy im nie wierzyłem, zwyczajnym byłem dzieckiem. 

      Jak każdy uczyłem się, miałem swoje zainteresowania, 

      Nie czułem bym się wyróżniał, aż do pewnego dnia,

      Lat wtedy skończyłem szesnaście, 

      Wtedy bowiem miało miejsce nieprzyjemne zajście.

       

      Zchodziłem ze schodów, chcąc się udać do szatni,

      Ciasno było, czułem się jak w matni,

      Każdy się przepychał, byli jak dzikusy,

      A najgorzej mieli tacy jak ja, czyli konusy, 

      No ale cóż, finalnie na dół zszedłem, 

      Szybka akcja, kurtkę ubrałem, plecak na plecy zarzuciłem i wyszedłem.

       

      Kolejnym zadaniem było dostać się na górę, 

      Tym razem zaczekałem jednak na swoją turę,

      Pusto na schodach, "no to w drogę" - pomyślałem, 

      I to tu niemal doszło do tragedii - szkoda, że wtedy tego nie wiedziałem, 

      Ktoś na mnie wbiegł, spadłem, bo straciłem równowagę, 

      Sprawca uciekł, a ja - mocno walnąłem głową o podłogę. 

       

       

                                   ******

       

       

      Odzyskałem po jakimś czasie przytomność,

      Ale coś było nie tak, jakby szwankowała mi świadomość,

      Miejsce w którym byłem, wyróżniało się, 

      Pierwsze co mi przyszło na myśl to to, czy umarłem, czy może śnię,

      Obiekty dookoła mnie się unosiły,

      I zabrzmi to głupio, ale jakby... Wokół mnie orbitowały. 

       

      Stałem jak wryty, podziwiając krajobraz,

      Ciężko było wychwycić wszystkie te szczegóły naraz,

      Toć to wylądowałem w jakimś filmie sci-fi,

      Albo jest to jakiegoś rodzaju raj,

      W głowie taki straszny mętlik miałem,

      "Wszystko będzie dobrze" - sobie cały czas powtarzałem. 

       

      Nie wiedziałem już co zrobić, byłem trochę zmieszany - czułem się dziwnie,

      Czas płynął w tym miejscu jakoś nienaturalnie,

      Odnosiłem wrażenie jakby każda sekunda trwała z godzinę, 

      Jak nie dłużej w sumie, jakbym się władował w czasową minę,

      Z każdym krokiem jaki robiłem, było chyba gorzej, 

      Aż zdałem sobie sprawę, że nie mogłem już zawrócić, więc po prostu szedłem dalej.

       

      Na horyzoncie dostrzegłem lustro wolno stojące,

      Wokół nie było niczego, co było dosyć zadziwiające, 

      Zatrzymałem się tuż przed nim, jakby za sprawą niewidzialnej siły, 

      Przyjrzałem się jemu - było ładne - kamienie szlachetne go zdobiły, 

      Tylko, co ciekawe, nic się od niego nie odbijało, 

      Ani ja, ani cokolwiek innego, co mnie mocno zaciekawiło. 

       

      Usłyszałem jakiś głos, z nikąd pochodzący, 

      Był niski, surowy, osądzający,

      Ciarki mi po plecach przeszły, 

      Emocje jak nigdy dotąd na wyższy poziom weszły,

      Nie dość, że się bałem, to zacząłem w dodatku płakać,

      Kazał mi podejść do lustra, chciał coś mi pokazać.

       

      Tak też zrobiłem, podszedłem bliżej, 

      Aura tego przedmiotu sprawiła, że się poczułem znacznie lżej, 

      Ze środka wydobywało się jakieś światło,

      Które mnie mocno oślepiało, 

      Nagle poczułem w potylicę uderzenie,

      Straciwszy równowagę wpadłem do środka lustra, zmieniając znów otoczenie.

        

       

                                   ******

       

       

      "O mój Boże, ja latam!" - wtedy pomyślałem, 

      Nie było pode mną jakiegokolwiek gruntu, po prostu się w powietrzu unosiłem,

      Byłem w środku tunelu czasoprzestrzennego,

      I nie ukrywam, nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak pięknego,

      No i znowu były te wszystkie latające skały,

      Tym razem jakoś inaczej się zachowywały...

       

      Wyciągnąłem rękę, żeby jednej z nich dotknąć,

      Nie zdążyłem nawet dłoni zbliżyć, a udało mi się ją popchnąć,

      To było dziwne, ale wtedy się tym nie przejmowałem,

      Wyłączyłem mózg i się dalej bawiłem,

      Udało mi się nawet kilka nowych trików nauczyć, 

      "Gdyby tylko rodzice mogli mnie teraz zobaczyć..."

       

      Usłyszałem ten tajemniczy głos ponownie, 

      Tym razem był spokojny, powiedział coś o ukończonej próbie, 

      Opanowałem moc, która uśpiona była we mnie,

      Nie dowierzałem temu co mówił, toć to brzmiało zbyt obłędnie,

      "Po co mi ten dar skoro ja wciąż tu tkwię?" - spytałem, 

      Wkrótce potem, odpowiedź na moje pytanie uzyskałem...

       

       

                                  *******

       

       

      Odzyskałem ponownie przytomność, tym razem byłem w swoim świecie,

      Głowa mnie bolała jak nie wiem,

      Leżałem w swoim łóżku, co mnie zdziwiło, 

      Wstać powoli próbowałem, ale nie dałem rady, za bardzo mnie mdliło, 

      Rozejrzałem się dookoła, wyglądało jakby wichura tędy przeszła,

      Na podłodze leżały: ciuchy, telewizor, półki, a nawet krzesła. 

       

      Zawołałem swoich rodziców, z całych sił krzyczałem

      Nic, głucha cisza, raz jeszcze spróbowałem, 

      Ponownie nic, żadnej odpowiedzi, 

      Zastanawiałem się o co kurdę chodzi,

      Usłyszałem za drzwiami kroki, które nagle przyspieszyły,

      Dreszcze całe moje ciało wtedy przeszyły. 

       

      Ktoś raptownie otworzył drzwi,

      To był Konrad - mój przyjaciel bliski,

      Przez chwilę stał jak osłupiały, 

      Nie dowierzał, że mi oczy się jednak otwarły,

      Podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy i przytulił, 

      Powtarzał jak się cieszy, że jednak żyję i po chwili mnie puścił. 

       

      Podniósł jedno z leżących krzeseł i usiadł na nim, 

      Spytałem co tu się stało, kiedy odpowiedział byłem w szoku wielkim,

      Cały ten bałagan to ja zrobiłem,

      W jego oczach iskrę podekscytowania dostrzegłem,

      Kiedy leżałem nieprzytomny, wszystko wokół dosłownie latało,

      Moi rodzice nawet oberwali, jakby tego było mało...

       

      Spróbowałem po raz kolejny wstać, 

      Konrad mnie powstrzymał, powiedział, że mam się nie ruszać, 

      Miał rację, omal nie zwymiotowałem, 

      Tak bardzo swoich rodziców zobaczyć chciałem, 

      Uspokajał mnie, że nic im nie jest - akurat gdzieś wyszli,

      Po około pięciu minutach faktycznie, do domu wrócili i do mojego pokoju przyszli...

       

      Powiedzieli, że tydzień byłem nieprzytomny, 

      I byli pod wielkim wrażeniem, do czego jestem teraz zdolny,

      A ja byłem szczęśliwy, że ich mocno nie skrzywdziłem,

      Dosłownie wielkiego banana na twarzy miałem, 

      Chcieli bym się od teraz nauczył nad nowymi mocami panować, 

      I jak się w kryzysowych sytuacjach zachować...

               

       

                                   ********

       

       

      Minęło sześć miesięcy od tamtych wydarzeń, 

      Musiałem niestety dokonać wielu wyrzeczeń, 

      Żeby móc w miarę spokojnie żyć, 

      Chowam swoją twarz za maską - wiadomo - po to by tożsamość ukryć, 

      Stałem się miejscowym bohaterem,

      Z zabawnym wręcz charakterem.

       

      Nauczyłem się panować nad swoimi nowymi mocami,

      Potrafię za pomocą myśli poruszać różnymi przedmiotami,

      W skrócie - posiadam zdolności telekinetyczne,

      Moje życie dzięki temu stało się na prawdę fantastyczne,

      Współpracuję teraz z policją, strażą, pogotowiem ratunkowym,

      I stałem się ich wsparciem zaufanym. 

       

       

                                   *******

       

       

      W końcu nadszedł weekend, mogę kolejny trening rozpocząć,

      A po dwóch godzinach organizm mój musi odpocząć,

      Choć zabrzmi to śmiesznie, 

      To fizyczne najbardziej odczuwam zmęczenie, 

      Trenuję dzisiaj z tatą, będzie do mnie z pistoletu strzelać,

      A ja mam za pomocą myśli wszystkie kule zatrzymać. 

       

      Ale zanim to, chcę pójść do sklepu,

      Żeby nie na pusty żołądek robić "występu",

      Wychodzę zatem z domu, biorę ze sobą torbę, 

      No i jak ja to lubię zawsze mówić - "no to w drogę!",

      Mam ochotę na chipsy, colę i coś słodkiego,

      Typowe przekąski nastolatka przeciętnego.

       

       

                                  ********

       

       

      Idąc wolnym krokiem doszedłem na skrzyżowanie,

      Wydaje się być w miarę spokojnie, 

      Ptaki sobie śpiewają, słońce ładnie świeci, 

      Aż do życia pojawiają się chęci, 

      Dobrze jest sobie głowę czasami przewietrzyć,

      I dłużej na świeżym powietrzu pobyć.

       

      Osiedlowy jest już w moim polu widzenia,

      Nagle ktoś wybiegł z niego bez ostrzeżenia, 

      Ekspedientka krzyczy - "złodziej, niech ktoś go zatrzyma!",

      To był dla mnie sygnał - schowam się w zaułku, przebiorę i się zacznie zadyma,

      Będąc szczerym, zawsze o tym marzyłem, 

      Jak z komiksów zostać superbohaterem...

       

      Kostium zakładam w ekspresowym tempie, 

      Jest luźny, więc bez problemu przebiorę się wszędzie, 

      Mam ze sobą też deskę skateboardową,

      Dzięki czemu wyglądam jeszcze bardziej odjazdowo,

      No, ale dobra, dość już zbędnego gadania,

      Mam w końcu przestępcę do złapania!

       

       

                                 *********

       

       

      Wściekłem się, skubaniec mi zwiał, 

      Od dobrego kwadransu go szukam - sprytny plan ucieczki miał, 

      Wszystkie ulice i alejki przeszukałem, 

      I jedynie Konrada na przystanku widziałem, 

      Muszę przekazać niestety źle wieści tej ekspedientce,

      Że nie udało mi się łupu oddać w jej ręce. 

       

       

                                  ********

       

       

      Godzina osiemnasta właśnie wybiła, 

      Dzisiejsza sytuacja cały czas mi w głowie tkwiła, 

      Wyjątkowo słabo trening mi poszedł przez to,

      Czuję się jakbym upadł na samo dno,

      Nie mogę o tym zapomnieć, 

      Ani nawet sobie w twarz spojrzeć...

       

      Mama mi mój ulubiony sernik z czekoladą przygotowała, 

      Doceniam to, że mnie pocieszyć chciała, 

      Ale no kurczę, ogromne wyrzuty sumienia miałem, 

      Ni to pić, ni to jeść ja nie chciałem, 

      Rozrysowałem sobie plan miasta i wszystkie możliwe drogi ucieczki,

      I według moich obserwacji, złodziej żeby mi umknąć musiałby być turboszybki...

       

      Eureka! Że też wcześniej o tym nie pomyślałem, 

      Kanały - musiał tam na pewno zejść, a ich nie przeszukałem, 

      Tylko no właśnie, są one rozległe, mógł wyjść wszędzie, 

      Odnalezienie go, cóż, toć to misja ciężka będzie, 

      Ale się nie poddam, jakiś trop znajdę, 

      I może w końcu przestanę się postrzegać jako niedorajdę...

       

       

                                  ********

       

       

      A więc słuchajcie, wstawiam to jeszcze przed skończeniem tego byście ocenili, czy fabularnie wygląda to w miarę dobrze i czy budowa też jest w porządku. Piszę to od ponad miesiąca i jestem z tego dumny, natomiast chciałbym jednak mimo to się doradzić czy dobrze mi idzie :) historia ta powoli doniega ku końcowi 

       

      Edytowane przez Triengel (wyświetl historię edycji)
  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Widzę tu bardziej interakcję ze swoim alter ego.
    • @Alicja_WysockaTen akurat wiersz nie jest tak bardzo dosłowny. Emocje są w nim dość dobrze wyciszone, ukryte za Heraklitem. Nieustępliwa obojętność świata potrafi przytłoczyć. Nawet wiara, uważana za pewnego rodzaju opokę, staje się czasami czymś niestabilnym, przemijającym. Jest coś niepokojącego w rzece przemian płynącej w nieubłaganej ciszy.   @n.kardas W ostatniej cząstce rozpływa się (powt.) warto zastąpić jakimś synonimem, w kierunku roztapiania się, albo rozlewania, wylewania rzeki.    
    • myślę czy aby na pewno ? co to znaczy? szukam.odpowiedzi ? czy porostu nie mogę zasnąć.
    • Jak zwykle nie rozczarowują te miniaturki. Znakomite połączenie nowoczesności z odwiecznym poetycko-filozoficznym dylematem. Translator Google w gruncie rzeczy to bardzo ułomne narzędzie, czasami przenosi w dziwaczne sensy. To może kiedyś doczeka się osobnego wiersza. Tłumaczenie siebie dla drugiej osoby jest trudne, bo każdy zasadniczo odbiera świat i wchodzi z nim interakcję według innych schematów psychologicznych. I każdy tak naprawdę posługuje się też innym językiem, bo znaczenia przypisywane słowom zależą od osobistych doświadczeń. Językowy imprinting powoduje, że niektóre słowa działają jak triggery. Ciekaw jestem, z drugiej strony, jak to mogłoby się kształtować w przypadku sztucznej inteligencji.
    • Czy ja dobrze widzę? Naprawdę… podobam się? Czy to intuicja do mnie przemawia, mówi: „Tak, pragnie cię, chce cię.” Tak… podobasz mi się. Wiesz o tym? Bo nogi się uginają, gdy tylko cię widzę.   A on… nie widzi - ja czuję. Dlaczego? Dlaczego?   Milczę, bo przecież to tylko moja wyobraźnia. Na pewno… na pewno…   Walczę – ale z kim? Chyba… sam ze sobą.   Powiedzieć? Nie powiedzieć? Pokazać? Nie pokazać? Dać znak, że ja też?   Nie! To nie może być prawda. Wymyśliłem to sobie… On patrzy nie na mnie. On… kocha innego. Tak?   Powiem! Teraz! Teraz… Pokażę. Choć spróbuję. Choć spojrzę. Choć… zobaczę.   A on… odszedł. Nie wiedząc, co czuję. Nie domyślił się. Nie zawalczył. Nie dał znaku.   Stoję przed lustrem. I trwam z myślą, że może nigdy nie miał zobaczyć…
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...