Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

"Tyt"

- Gdybym był murarzem postawiłbym tu mur. – Tyt idąc powiedział to bez powodu.
- A ja gdybym był murarzem zmieniłbym pracę. – odrzekł Will idący tuż obok Tyta i po chwili zapytał.
- Tyt, dlaczego masz takie kretyńskie imię?
- Bo mój ojciec był pijany kiedy mi dawali imię. – odpowiedział niezrażony Tyt.
- No tak, a nie chciałbyś mieć normalnego imienia?
- No co ty! Założę się, że na świecie jest tylko jeden Tyt i jestem nim ja. Dlaczego miałbym zmieniać tak oryginalne imię? – Will spojrzał na Tyta jak na idiotę i powiedział.
- Nie wiem, może dlatego, że jest cholernie głupie? – Tyt nie odpowiedział Willowi. Chłopcy szli przed siebie już bardzo długo, więc zmęczony Will zapytał Tyta.
- Daleko jeszcze?
- Czy ja wiem, a dokąd idziemy? – odpowiedź Tyta była do przewidzenia. Will zatrzymał się i zaczął mówić.
- To ty nie wiesz dokąd my w ogóle idziemy?
- A czemu miałbym wiedzieć? Idziemy przed siebie w jakimś lesie i to wszystko co wiem. – Tyt powiedział to zupełnie spokojnie, lecz zachowanie Willa było tego przeciwieństwem.
- No to co my tu robimy? Ja nawet nie wiem dlaczego jestem w tym lesie! – w głosie Willa można było wyczuć oburzenie.
- Myślałem, że jesteśmy na spacerze. – powiedział Tyt. Chłopcy rozmawiali tak jeszcze przez chwilę aż zdecydowali, że zawrócą i dowiedzą się skąd w ogóle wyruszyli. Faktem jest, iż ani Tyt ani Will nie pamiętali jak się tu znaleźli, dokąd zmierzali ani nawet skąd przybyli. Wracając leśną dróżką chłopcy szli w milczeniu i rozmyślali o tym, kim w ogóle są. Po drodze mijali wiele drzew i kamieni jak to w lesie przystało, lecz poza tym nie natknęli się na nic innego. W końcu słońce powoli zaczęło zachodzić i Will zaproponował, aby znaleźć jakieś miejsce na nocleg. Tyt zgodził się, więc zmęczeni podróżnicy zeszli ze ścieżki i pokierowali się w głąb lasu. Kiedy chłopcy znaleźli już dobre miejsce do snu, rozpalili ognisko, usmażyli szyszki i poszli spać. W nocy, Tytowi śniło się, że jest wybrańcem i że musi odnaleźć kamień filozoficzny, ale na szczęśćcie był to tylko sen. Willowi się nic nie śniło, ponieważ nie lubił Harrego Pottera. Rano słońce zaczęło pieścić twarz Willa i obudziło go. Kiedy wstał zauważył iż Tyta niema i pomyślał, że ktoś go musiał porwać. Aby uratować przyjaciela Will natychmiast pobiegł do króla i poprosił go o pomoc. Król dał Willowi swoją armię, zbroję, konia i miecz, aby jak najłatwiej było mu odbić Tyta. Will nakazał żołnierzom namalować na hełmach białą dłoń i wyruszył w stronę Mordoru. Na miejscu armia Willa stoczyła wielką bitwę z chodzącymi drzewami i białym magiem, lecz nigdzie nie było Tyta. Tak minęły dwa lata i William został farmerem. Pewnego dnia, gdy wyrywał z pola rzepę, zmęczył się i powiedział.
- Zmęczyłem się. Po tych słowach poszedł do swej chaty gdzie jego żona Gritta ugotowała mu obiad. Will zjadł go ze smakiem i podziękował, lecz coś było nie tak – żona Williama zaczęła do niego mówić dziwne rzeczy.
- Will obudź się, musimy już ruszać w drogę. Po tych słowach kobieta uderzyła go w twarz. Oszołomiony William otworzył oczy i ujrzał Tyta.
- Wstawaj śpiochu, musimy dowiedzieć się skąd wyruszyliśmy na ten spacer.

***************************

- Co do cholery? – Will był zdezorientowany, lecz po chwili zrozumiał, co się stało. Kiedy chłopcy się pozbierali, natychmiast wyruszyli w przeciwną stronę tajemniczej ścieżki, która doprowadziła ich w to miejsce. Po drodze Tyt opowiedział Williamowi swój sen o kamieniu filozoficznym, na co ten odpowiedział.
- Twoje sny są jakieś porąbane. – dwaj wędrowcy szli i szli, aż podostawali żylaków na nogach. Wtedy Tyt spanikował i zaczął krzyczeć.
- Nie czuję nóg! – na co Will odpowiedział.
- To powąchaj moje. – potem obaj chłopcy wybuchli niepohamowanym śmiechem.
- Zaraz, zaraz! Hej, hej, hej! – powiedział podekscytowany Tyt. – Widzę w oddali jakieś miasto. William szybko zapytał.
- Gdzie?
- W oddali. – powiedział Tyt, a następnie zapytał.- I co my teraz zrobimy!?
- Jak to co? Odpowiedź jest chyba oczywista. Poczekamy na jakiś konwój z karmą dla świń i wkradniemy się do niego! – Tyt nie rozumiał, dlaczego trzeba robić tak skomplikowane operacje i zapytał.
- Po co? – Will spróbował zabawnie odpowiedzieć.
- Po co to się nogi po co!
- Co?
- Do bojuuu! – William wpadł w pewnego rodzaju szał bojowy i rzucił się na samotnego mężczyznę, który przez ten cały czas stał niedaleko i zbierał grzyby. Kiedy go ogłuszył, przebrał się za niego i ukrył ciało.
- Teraz mnie nie rozpoznają! – wykrzyknął podekscytowany Will. Na to Chłopiec, którego ojciec pił w dniu jego urodzin zapytał.
- Kto cię nie rozpozna?
- Oni. – chłopcy pokierowali się w stronę miasta, a gdy byli już u jego bram, zaczęli dialog.
- Witajcie mili strażnicy, jestem zbieraczem grzybów i mieszkam w tym mieście. – William maskował się niemal doskonale. Jeden z dwóch strażników spokojnym głosem zapytał.
- A kim jest ten drugi? – niestety William nie zniósł presji i zaczął krzyczeć.
- O co wam chodzi!? Przecież jestem tylko zbieraczem grzybów! Jesteście jacyś chorzy! – dalszych wydarzeń nie warto opisywać albowiem przebrany zbieracz grzybów sprowokował strażników do wyjątkowo brutalnego obezwładnienia w celu aresztowania. Minęło trochę czasu zanim chłopcy zaczęli oddychać bez pomocy średniowiecznych respiratorów, lecz na szczęście doszli do siebie i zostali zamknięci w celi ze szczurem przypominającym jednego z tych kotletów, będących pomiędzy bułkami w średniowiecznych fastfoodach. Właściwie to szczur nie różniłby się tak bardzo od kotleta gdyby nie owłosienie. I tak chłopcy odsiedzieli czteroletni wyrok w miastowym więzieniu, podobno jedzenie nie było takie złe. Podczas odsiadki dwaj więźniowie woleli nie prowokować cztero kilogramowego szczura, więc oddali mu połowę celi. Co prawda gryzoń nie poruszył się przez cztery lata, ale lepiej dmuchać na zimne. Pewnego dnia do celi przyszedł strażnik i oznajmił chłopcom, że są wolni. Z początku nie chcieli mu uwierzyć ze względu na przykre żarty, jakie im wcześniej robiono, lecz w końcu dali się przekonać. Zaraz po wyjściu z budynku więziennego William i Tyt doznali szoku spowodowanego światłem dziennym. Na szczęście drgawki nie trwały długo i szybko pozbierali się z ziemi.
- Przyjacielu, wolność stoi przed nami otworem! – powiedział podekscytowany Tyt.

-----
Jestem tylko piszącym szesnastolatkiem ^^

Opublikowano

miastowym więzieniu - chyba miejskim
Jak dla mnie za dużo tu Tydów, Willów. Tyd, Will, Tyd do Willa, Will do Tyda. Skoro akcja dzieje się w średniowieczu skad tam Harry Potter. I jaki któl daje armie na poszukiwania zwykłego chłopca? Ale tot woja historia, wieć mogłeś i tak napisać. Rozmowa z drugiej części jest raczej załosna. Dialogi marne, Styl słaby.
No i co w zwiazku z tym że jesteś szesnastolatkiem? Czy to Cię usprawiedliwia gdy napiszesz takiego "nibyteksta". Czy moze mamy podziwiać Twój "talent'?
Mnie się nie podoba.
Pozdrawiam :)

Opublikowano

dobrze, że krótkie, bo dłuższego bym nie zdzierżył. przykro mi. momentami ma przebłyski, ale ogólnie cienitko. co tu robi ten Harry Potter?! zgodzę się z adamem: za dużo tego willtytowania. i co najważniejsze: gdzie tu jakaś akcja, fabuła? idze dwóch kolesi, nagle ni z gruchy ni z pietruchy trafiają do pierdla, przeskok o cztery lata i... koniec.
pozdsumowując: moemntami znośnie. ale tylko momentami.

PS a ja jestem siednemnastolatkiem i się nie chwalę=)

Opublikowano

Ooo... Zawiodłem się na tutejszych krytykach. Nie mówię tak, bo mnie skrytykowano, mówię tak, ponieważ nikt tu nie słyszał o parodii czy grotesce i do tego nieuważnie przeczytano opowiadanie. To o tym, że król wysłał całą armię było tylko snem jednego z bohaterów, a Harry Potter nie jestem niczym dziwnym skoro to parodia na litość boską, aż się dziwię, że jeden z was ma 17 lat. Słabiutko z waszym poczuciem humoru... I co się tak doczepiliście do tego wieku? Czy ja napisałem, że się usprawiedliwiam? To tylko taki dopisek.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...