Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

*
Spotkanie na Szczycie.


Nowy Świat. Ulica bogatych dziwek w sztucznych futrach i wyżelowanych frajerów w drogich garniturach. Wygórowane ceny, świecidełka, luksusowe knajpy.
Szukałem tego zasranego kasyna i nikt nie chciał mi pomóc. Oto cała Warszawa: Studenci, turyści, żule, stare baby i dojezdni. Nikt, nic, kurwa nie wie. Podszedłem do faceta ubranego na czarno.
- Przepraszam, gdzie tu jest Royal? – zapytałem z amerykańskim akcentem, wyraźnie oddzielając Ro- od - yal
- Przykro mi ale nie mam zielonego pojęcia. – odpowiedział mężczyzna.
- Pan Gembacz?
- Tak to ja. – odpowiedział facet. Uśmiechnął się, stanął przy krawężniku i zaczął wypatrywać wolnej taksówki.
- Widziałem wszystkie pana filmy.
- Przepraszam bardzo, ale śpieszę się.
- Ale ja pana uwielbiam, kurwa. Za ten egzystencjalizm. Pan czuje dramat, naprawdę. Uważam, że krytycy niesłusznie zjechali pana, za Zostawić Grażynę. To był taka sentymentalna rozprawa z romantyzmem, zakpił pan z Wajdy, z Polskiej szkoły filmowej. Mam wrażenie, że pańska wrażliwość odzwierciedla się w pana twórczości. Porusza się pan w dramacie egzystencjalnym jak ryba w wodzie.
- Naprawdę pan tak uważa?
- Dla mnie jest pan geniuszem, innowatorem, świetnie pan adaptuje literaturę i przekłada ją na dzisiejszy obraz świata. Pana język jest twórczy i oryginalny. Kocham pana twórczość.
- Dzięki.
- Da się pan zaprosić na szkocką?

Weszliśmy do pubu i usiedliśmy przy barze. Barmanka przyjęła zamówienie. Gembacz był trochę spięty, ponieważ czuł na sobie wzrok tych wszystkich ludzi. Za plecami słyszał ich szepty i pomrukiwania : To on, to jest on. To ten słynny reżyser.
- Tak się cieszę, że zechciał pan ze mną porozmawiać.
- Daniel. – podał mi rękę.
- Piotr – odpowiedziałem i uścisnąłem jego dłoń. –Wie pan... wiesz, w dzisiejszych czasach, to rzadkość spotkać na ulicy kogoś sławnego z pierwszych stron gazet, kogoś kto ma tyle do powiedzenia.
- Nie będziemy chyba rozmawiać o moich filmach.
- Pewnie, że nie. Nie bój, nie jestem pismakiem. Właściwie , jak już tu jesteśmy, to chciałem cię zapytać o zdanie. Wiesz Daniel, piszę scenariusze. Mam ciekawy pomysł na film, i chciałem się poradzić, chcę się dowiedzieć co o tym myślisz?
- Dzisiaj co trzeci człowiek pisze scenariusze. Wiesz ile ja tego gówna czytam codziennie? Wszyscy przysyłają mi scenariusze. Agenci, wydawnictwa, scenarzyści. Nawet gdybym chciał, nie przeczytałbym wszystkiego.
- Mój film jest o wolności. To historia pewnej młodej dziewczyny.
- Co ona robi?
- Śpiewa, zajebiście śpiewa, ale nie może się wybić. Pracuje, jako kelnerka, ma swój zespół i chce coś osiągnąć. Nic jej się w życiu nie udaje. Ciągle marzy i śpiewa.
- No to masz postać a gdzie ta historia?
- Jeszcze dokładnie nie wiem. Najpierw jej codzienność: Bar, mieszkanie. Ona ciągle się spóźnia, to taka dziewczyna co zawsze się spóźnia, nigdy nie może wyrobić się na autobus. Mam taką scenę otwarcia ...
- Ale gdzie jest jej cel? Co ona chce osiągnąć?
- ...No chce być sławna ale nie za wszelką cenę. Nie dla niej splendor, paparazzi. Ona ma w sobie talent, i chce być piosenkarką, ale nie za wszelką cenę.
- Słabe to jest. Musisz nadać jej nadrzędny cel, motywacja jest najważniejsza. Bohater musi działać, coś musi robić.
- No mówię przecież. Mam taką scenę otwarcia. Dziewczyna śpi naga na łóżku...
- Na początku filmu chcesz ją już rozebrać? Szybki jesteś.
- ...no bo jest atrakcyjna, od razu walę z grubej rury. No więc śpi, budzi ją dzwonek do drzwi. Właściciel mieszkania przychodzi po pieniądze. Ona go nie wpuszcza pod pretekstem swojej nagości. Rozmawiają przez zamknięte drzwi. I facet stawia jej ultimatum. Ma dwa tygodnie na zapłacenie wynajmu inaczej wyjazd z mieszkania. Rozumiesz? I to ją zmusza do działania. Laska potrzebuje kasy , i idzie do Idola. Konflikt wewnętrzny , pierwszy punkt zwrotny początek drugiego aktu. No i tam spotyka kolesia, piosenkarza i zakochują się w sobie ale potem on ja zdradza z blondynką i to drugi zwrotny będzie. Rozpędziłem się chyba?
- To jest kiepskie
- Wiem , czuję, że mówię chaotycznie. Postaram się jaśniej.
- Nie w tym tkwi problem. Pomysł jest słaby, choć z tym programem, to mogło by chwycić, ale czemu spłaszczasz tę historię do minimum?
- Jak to spłaszczam?
- No ta historia jest prosta. Nie wiem , może siła tego pomysłu tkwi w jego prostocie właśnie.

Zadzwoniła jego komórka. Opróżniłem szklankę i poprosiłem o następną kolejkę dla mnie i dla słynnego reżysera.

- Co?... – zdziwił się reżyser – ...Jak to odwołane, nie rozumiem?... Jaki ważny wyjazd?... Nie możemy sobie pozwolić na przerwanie zdjęć. Jutro znów ma padać śnieg. Kiedy ja nakręcę tą scenę?... Zadzwoń do niego i powiedz , że jak jutro nie będzie go na planie to mu nogi z dupy powyrywam Skontaktuj się z jego agentem i załatw to. Powiedz, że zerwiemy kontrakt. Postaw ich pod murem bo inaczej będą z nami grać w ten sposób... No dobra, ale co dalej? – wyłączył telefon.
- Z czym? – spytałem wyrwany z zamyślenia o dupie Maryni a właściwie o tej dupci za barem. Kręciła tak słodko tyłeczkiem, że najchętniej wskoczyłbym za bar, zabrał na zaplecze i dymał przez resztę wieczoru.
- Z twoim filmem?
- A na czym skończyłem?
- Prawdę mówiąc jeszcze nie zacząłeś.

Przechyliłem całą szklankę na rozluźnienie. Zapaliłem papierosa.
– Musisz nad tym popracować. – powiedział reżyser -Więcej przeszkód w drugim akcie. Konflikty i przeszkody. Na razie to jest zwykły zarys.
- Wiem. Pracuję nad tym.
- No i ona musi się zmienić.
- Ale właśnie to dziewczyna, która nigdy się nie zmienia. Zawsze jest sobą, nie ulega presji, podąża wytyczonymi szlakami.
- To musi coś zrozumieć, wynieść z tej historii jakąś naukę. Póki co nie widzę w tym tematu na film.
Zamówiłem kolejną kolejkę ponieważ pan reżyser też opróżnił już swoją
szklankę. Barmanka uwinęła się błyskawicznie. Zorientowałem się, że nie mam już więcej pieniędzy. Zastanawiałem się nad tym co powiedział i wydarzyła się rzecz niesłychana – przycisnęło mnie sranie. Kurwa dlaczego właśnie teraz? Nie mogę wstać i wyjść do kibla, bo mi ucieknie. Chyba się zorientował, bo moja twarz przybrała dziwnego wyrazu. Pojawił się na niej taki grymas bólu i bezsilności. Cholera no. Czemu właśnie teraz.? Byłem przekonany , że jak tylko wejdę do kibla, gość zniknie i z mojego pomysłu nic nie będzie.
- Zbladłeś coś. – stwierdził czujnie.
- Nie, nie. Chwilowe załamanie. Myślę, nad tym co powiedziałeś.
- Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał. Jest w tym jakiś potencjał, ale w tej postaci całość nie trzyma się kupy.
Kupy? Kurwa, czemu on to powiedział? Na samo słowo kupa, dostałem takiego ścisku jelit, że aż głowa boli. . Poczułem ukłucie w odbycie. Tak mocno jakby ktoś dźgnął mnie tam wielką szpilą. Wyprostowałem się natychmiast i zacisnąłem zęby. Zastanawiałem się przez chwilę, czy nie popuścić. Druga taka szansa, może się nie powtórzyć – beznadziejny pomysł. Już widzę ich twarze: co tak śmierdzi? co tak śmierdzi? ALE DLACZEGO WŁAŚNIE TERAZ? Widać gówno rządzi się własnymi prawami.
Wstałem i wybiegłem do kibla. Wpadłem tam jak tornado, zamknąłem za sobą drzwi od kabiny na zasuwkę, podniosłem klapę od kibla, usiadłem na sedesie rozległ się potężny huk, i gówno wypełzło z mojej dupy. Potem jeszcze puściłem kilka dosadnych bąków i poczułem ulgę niesamowitą. Ktoś śmiał się wniebogłosy a ja miałem to gdzieś.. Najważniejsze, że już było po wszystkim. Podtarłem się i wróciłem na salę.
Spierdolił mi kutas jebany, ale to było do przewidzenia.Rzuciłem wzrokiem po sali z nadzieją, że może gdzieś się biedaczysko zawieruszyło.
- Tutaj tutaj! – krzyknął do mnie. Siedział w loży z dwiema panienkami.
Panienki były z górnej półki. Twarz jednej z nich widziałem kiedyś na okładce CKM’u. Podszedłem i usiadłem obok tej właśnie. Na samą myśl, że siedzę obok bogini, w moich gaciach zrobiło się mokro. Przez moment, przyszła mi do głowy myśl, by wrócić do kibla i zgwałcić się, ale zdrowy rozsądek przypomniał mi cel mojego pobytu w tej knajpie.
- Daniel, to jakie masz sugestie? Co proponujesz?
- Z czym?
- Z moim pomysłem
- Nie teraz człowieku. Baw się, relaksuj. Rozmawiaj z paniami.

Bogini położyła rękę na moim kolanie. I szepnęła mi do ucha:
- To wy się znacie?
- Jak to rozmawiaj z paniami? Kurwa! Pytam się co mam zmienić, żeby było dobrze – zapytałem reżysera.
- Piotr. Twój pomysł jest do dupy. Odłóż go na jakiś czas, prześpij się z nim. Jak już pozbierasz wszystko, napisz treatment i wyślij mi na mejla. – Odpowiedział reżyser i zatopił się w pocałunku z piękną panią, która siedziała obok niego. Wkurwił mnie. Zapraszam go do baru, stawiam wódkę, a ten chuj mówi mi, że jestem do niczego i zamiast udzielić mi jakiś konstruktywnych uwag, zabawia się z jakąś lalą. Podniósł mi ciśnienie straszliwie. Bogini rozochociła się i przesunęła swoją rękę z mojego kolana na fiuta.
- Jesteś reżyserem? – spytała mnie czule.
Chwyciłem kufel od piwa i całą zawartość wylałem mu na ryj. Publiczność zamarła. Reżyser podniósł się z kanapy. Poczęstowałem go prawym sierpowym a, że trenuję na co dzień boks z pewnością poczuł moją wkurwioną ambicję. Upadł na ziemię. Podniosłem go za szmaty i przyparłem do ściany. Widziałem łzy w jego oczach i strach.
- Przeczytasz? – zapytałem
- Przeczytam. – odparł. Trafiłem go tym razem prawym prostym, łamiąc mu nos. Zaczął krwawić i rozbeczał się jak dzieciak. Krew zalewała jego twarz. Ból musiał rozpierdalać mu czaszkę od wewnątrz. Kilka razy złamali mi nos. Wiem jak to boli.
- Nie kłam!
- Przeczytam, obiecuję. Przeczytam na pewno – wciąż kłamał i ryczał, ale postanowiłem dać mu szansę i uwierzyłem na słowo.

Nazajutrz wszystkie brukowce pokazywały mnie na pierwszych stronach. Zajechałem na Pragę. Wysiadłem z tramwaju. Jakieś gluty zaczepiły mnie w drodze do domu.
- To byłeś ty? Chłopaku, jesteś naszym guru.
Wróciłem do domu i zacząłem pisać treatment. Tak się zdobywa popularność.

--------------------------------------------------------------------

HOTELOWY

Postawiłem wszystko na jedną kartę.
Odebrałem z urzędu ostatni zasiłek i włożyłem pieniądze do koperty. Przez pół roku uzbierało się już okrągłe dwa tysiące. Dorzuciłem jeszcze wypłatę za wrzesień i postanowiłem odmienić swoje życie. Spakowałem klika niezbędnych rzeczy i wyjechałem do Warszawy.
Poszedłem do kina. Stwierdziłem, że najpierw obejrzę dobry film, potem pojadę do akademika, na pewno będą wolne pokoje, prześpię się, jutro kupię gazetę i będę szukał czegoś do wynajęcia. W Atlantic kupiłem wejściówkę na Wiernego Ogrodnika i wyszedłem na zewnątrz zapalić. Stała przy plakatach i rozmawiała przez telefon. Była śliczna. Wysoka, szczupła, miała długie nogi, dobrze skrojoną garsonkę, czarne pończochy, jasne , krótkie spięte włosy i okulary, które dodawały jej uroku. Zastanawiałem się jak wygląda nago i jaka jest w łóżku. Dawno nie miałem kobiety i dlatego za każdym razem, gdy widzę taką atrakcyjną sukę dostaję seksualnego zawrotu głowy. Swoją drogą to mógł by być niezły początek nowego życia.
Podrywanie kobiet miałem we krwi. Dwa lata harówy na budowach ukształtowały moją sylwetkę. Brzydki nie jestem no i w głowie coś tam siedzi. Zauważyła mnie.
- Co taka piękna kobieta robi sama o tej porze? –spytałem
- Szuka.
Uznałem to za dobry moment do ataku w sam środek. Niczym nie ryzykowałem. Mogłem co najwyżej oberwać w twarz.
- Patrzę i myślę sobie , że niezła z ciebie cipa. Może masz ochotę na...

Nie uderzyła mnie.

Potem wszystko wydarzyło się błyskawicznie. Siedzieliśmy już w taksówce. Dowiedziałem się, że jest w delegacji i zatrzymała się na weekend w Sobieskim. Nie mogłem się już doczekać. Mój fiut też.
Wysiedliśmy z taksówki i wbiegliśmy do hotelu trzymając się za ręce. Rozmawiała chwilę z recepcjonistką i po chwili wylądowaliśmy w pokoju. Nie wiem jak to się zaczęło ponieważ nie potrafiłem już racjonalnie myśleć.

Czekałem na jej ruch.
Najpierw wiła się jak kotka, pożerając mnie swym wzrokiem. Stałem przy krawędzi łóżka i umierałem z podniecenia. Uśmiechnęła się. Zbliżyła się do mnie. Językiem pieściła moje wewnętrzne udo tuż pod. Myślałem, że ją zatłukę, zarżnę na śmierć. Widok jej wypiętej pupy , białych koronkowych bokserek wrzynających się w mokrą szparkę i fakt, że nie widziałem jej twarzy dodatkowo potęgował moje erotyczne doznania.
Gryzła mnie przez materiał bokserek a ja mierzwiłem jej jasne włosy. Bawiłem się nimi jak zabawką. Wyciągnęła do góry dłoń. Zacząłem ssać jej palec. Ruszała tyłkiem i mruczała, ja już odjeżdżałem. Dopadła mojego lewego sutka i zaczęła gryźć sprawiając mi przyjemny ból. Jej lewa dłoń wciąż zabawiała się z moim fiutem. Umierałem z rozkoszy.
Tamtej nocy zrobiliśmy to na krześle. Usiadła na mnie i rozpoczęła swój spazmatyczny taniec. Patrzyłem prosto w jej płomienne oczy. Czasem zamykała je, innym razem przygryzała wargę, jeszcze innym obejmowała moją twarz, i przyciskała do piersi. Unosiłem się z krzesła i na przemian raz pionowym a raz okrężnym ruchem doprowadzałem ją do obłędu.
Potem znów i znów. Nie dała mi zasnąć. Należała do mnie. Spełniała każde moje erotyczne zachcianki a potem ja robiłem wszystko na co tylko miała ochotę. Była moją suką a ja byłem jej niewolnikiem.
Kilka godzin później otworzyłem oczy ,zobaczyłem hotelowe ściany i początkowo czułem się zagubiony. Po chwili przypomniałem sobie wszystko ze szczegółami. Mój fiut podniósł się ochoczo. Nie było jej w łóżku, nie było jej nigdzie. Wstałem z łóżka wziąłem prysznic i ulżyłem sobie.
Oto moje nowe życie: Hotel, dziki, ostry seks z nieznajomą kobietą. To najważniejsze. Nabrałem w końcu pewności siebie. Wróci, to wyrucham ją jeszcze raz. Wezmę od niej numer telefonu i będziemy się spotykać. To nic, że nie jest z Warszawy. Ja też nie jestem, nie byłem. Czułem się jak nowonarodzony.
Wyszedłem z łazienki, jej jeszcze nie było. Wyjąłem z torby świeże, czyste ubranie. Wyszedłem na balkon i zapaliłem papierosa. Byłem naprawdę szczęśliwy. Patrzyłem na te wieżowce, na Pałac Kultury, tramwaje, autobusy, taksówki, ludzi w ruchu. To się nazywa życie!
Zrobiło się chłodno więc wróciłem do pokoju. Jej jeszcze nie było. Dziwne. Rozejrzałem się i zauważyłem , że nie ma jej rzeczy. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? Zajrzałem do torby i zatkało mnie. Nie ma kurwa! Nie ma koperty. Odwróciłem torbę do góry dnem. Wyleciało z niej wszystko oprócz pieniędzy. Jebana dziwka. Suka pierdolona. Okradła mnie. Ubrałem się, i zbiegłem na dół. Szukałem jej wszędzie. W holu, w restauracji ,na parkingu. Nic. Postanowiłem zapytać w recepcji.
- Słucham pana. W czym mogę panu pomóc? – zapytała recepcjonistka.
- Szukam kobiety. Blondynki, wysoka taka, ładna...
- ...obawiam się, że to nie wystarczy. Może gdyby pan podał jej nazwisko...
- Nie wiem. Nie wiem jak się nazywa. Wczoraj z panią rozmawiała jak przyszliśmy do hotelu.
- Proszę pana , ja nie jestem w stanie zapamiętać wszystkich osób z którymi rozmawiam. Przykro mi.
-Pokój trzysta dwanascie. Spaliśmy w ...
- A no tak. Pani Bagińska wymeldowała się dwie godziny temu. Zostawiła pana dowód i powiedziała, że pan ureguluje rachunek za pokój. Będzie pan potrzebował fakturę?

  • 3 tygodnie później...
Opublikowano

kawał dobrej roboty. pierwsze może ciut lepsze od drugiego, ale wykonanie jest naprawdę dobre. żywy dilog. na "mowie" rozklada się wielu, nie tylko na tym forum. nawet ksiazki uznanych pisarzy, reklamowane w mediach, czasami zaskakuja mnie drewnianymi dialogami, ktore nawet w przyblizeniu nie imitują rozmow wziętych z życia. ktos ostatnio polecil mi J.Carola, wiec kupiłem Białe jablka i sie zalamalem czytajac te wypocine9nie wiem, moze kupilem najgorsza jego ksiazke). jak dla mnie ludzie w tej ksiazce rozmawiaja jakby przylecieli z księżyca. bohaterowie twoich opowiastek pod tym względem mocno stąpają po ziemi. żyją.

  • 9 miesięcy temu...
Opublikowano

Całość rzeczywiście świetna!!!!
Tylko rozmowa z recepcjonistką jest już jakby mniej naturalna.
Poza tym, wydaje mi się, że rano powinna być w recepcji już inna osoba. proszę mi wybaczyć te śmiałe sugestie.

Pozdrawiam i dziękuję.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Waldemar_Talar_Talar Po Targach w Krakowie ustalimy poetycką''wymianę myśli''.Jestem z moim Wydawnictwem i niby powinno być łatwiej bo to drugie ''wyjście'' a trochę ''zatrzymuje ''w biegu codziennych spraw...Dziękuję raz jeszcze.
    • @Waldemar_Talar_Talar Waldemarze, dziękuję za pamięć, jest kontakt prywatny do każdego, serdeczności :)
    • Drzwi autobusu rozsunęły się. Był to już ostatni, zjazdowy kurs  i kierowca nie zamierzał nawet udawać,  że nie chcę spędzać na postojach  więcej czasu niż wymagała tego  absolutna konieczność,  polegająca na wejściu lub wyjściu poszczególnych pasażerów. Nielicznych już co prawda. Sennie oklapłych na twardych, plastikowych  siedzeniach a wąskiej, topornej budowie. Większość wracała z pracy lub jakiś przedłużonych do granic spotkań towarzyskich czy biznesowych. Marzyli jedynie o kąpieli, spóźnionej kolacji i kuszącej miękkości łóżkowego materaca. Tył pojazdu jak to zwykle w tych godzinach, okupowali pijani oraz bezdomni. Wyjęci spod prawa. Bez biletu, przemierzający pulsujące uliczne arterię tego miasta spotkań kultur i inspiracji.  Wyrzuceni w mrok parkowych ławek, opuszczonych squatów  czy zagrożonych zawaleniem kamienic. Czy tak jak w tym długim jak wąż pojeździe. Wysłani przez społeczne oskarżające oczy, na jego ogon. By tam w kręgu kamratów. Nużać się w niepochamowanej głębi  upadku swego człowieczeństwa.     Traf a może i przeznaczenie  wskazało tego wieczoru,  że pośród tych wyrzutków  można było dostrzec twarz człeka, który na pierwszy rzut okiem  nie pasował tam wcale  ani zachowaniem ani tym bardziej ubiorem. Twarz jego nie zdradzała nic.  Żadnej zmarszczki ani bruzdy, mogącej wskazywać na to,  że myśli nad czymś natrętnie  lub że rażą go rozmyte, astygmatycznie zniekształcone światła latarni. Nie wyglądał na zmęczonego ani sennego. Utkwił wzrok w jednym punkcie,  zaparowanej lekko szyby. Gdyby autobus był jakimś zabytkowym, przedwojennym modelem. Można by uznać za stosowne  i jak najbardziej uzasadnione stwierdzenie,  że pasażer wyglądał jak duch  nawiedzający kabinę pojazdu.     Wnioskować by tak można po tym,  że odziany był w długi, sięgający kostek  dwurzędowy płaszcz o barwie świeżego popiołu z kominka. Tweedowy o kroju oksfordzkim, zdradzającym solidne pochodzenie tkaniny  jak i bardzo wysoki poziom uszycia. Biała jego koszula zgrabnie kontrastowała z granatowym krawatem w złote prążki, zawiązanym z najwyższym pietyzmem  na podwójny węzeł windsorski. Spodnie również szare, o szerszych nogawkach od kolana w dół, z wyraźnie klasycznym fasonem  i dokładnie zaprasowanym kantem, zgrabnie zasłaniały sznurówki lekko podpalanych, brązowych brogsów wykonanych bezsprzecznie ręką mistrza szewskiego a nie maszynowo. Ubiór wieńczyła brązowa czapka w stylu birmingandzkiego kaszkietu  o uciętym ledwie widocznym daszku.     Autobus ruszył w stronę  kolejnego przystanku. Za jego wiatą był zlokalizowany jedynie stary wyłączony już dawno z użytku cmentarz. Ostatni pochówek odbył się na nim jakieś pięćdziesiąt lat wstecz. Pełny był jednak tych cudownych, artystycznych nagrobków, które mimo wielu uszczerbków, uszkodzeń i bezmyślnych dewastacji młodzieży, nadal cieszyły oko tak pasjonatów sztuki  jak i odwiedzających nekropolię żałobników.     Niski, ułożony z na ciemno wypalanych cegieł mur cmentarza Był granicą dla doczesności, która mimo upływu pokoleń  nie miała śmiałości  naruszania spokoju zmarłych. Stare dęby, olchy i świerki Jak strażnicy rozpościerały długie gałęzie  nad marmurowymi grobami. Kuny, lisy i szczury dorodne jak małe koty brodziły ścieżki w  niekoszonych od dawna trawach  i rozplenionych powojach czy koniczynach. Bacznie obserwowane z góry  przez czarne, smoliste ptactwo cmentarne.  Zagony kruków i gawronów, potrafiły swym hałasem  zbudzić duszę z grobu. I wysłuchać jej żali czy próśb. Na skrzydłach rwały w noc ich tabuny. Ku gwiazdom rozsianym  na letnim nieboskłonie. By zanieść te prośby przed oblicze Boga. Gdzieniegdzie w noc, zachukał puchacz, to krzyż żeliwny, przekrzywił się z jękiem. To znów znicz dopalił się, pogrążając czuwająca u ognia duszę w czerni niepamięci.   Kierowca miał zamiar nawet przestrzelić ten przystanek bo kto mógłby,  chcieć wysiadać na nim  o tak niegościnnej porze. Zresztą stróż cmentarza, zamknął jego furtę jakieś trzy godziny temu, sprawdzając wprzód  to czy aby zmarli jedynie ostali na jego włości. Nawiedzić więc zmarłych  w mroku nocy było nie sposób. Zresztą po cóż? Zbliżając się z dużą prędkością do wiaty, kierowca wyczuł wręcz podświadomie  jakiś ruch na końcu pojazdu. Rzucił pobieżnie wzrokiem  we wsteczne lusterko I o mało nie wypuścił kierownicy z rąk. Ze zdumieniem dojrzał u ostatnich drzwi  bogato ubranego jegomościa, który jedną ręką uczepiony rurki, drugą dawał mu wyraźny sygnał ku temu że zamierza wysiąść na odludnym przystanku.  Więc usłużnie zwolnił i wjechał na zatokę. Otwierając jedynie ostatnie drzwi.   Depresyjna niemoc była mi dziś łańcuchem, którego piekielne ogniwa skuły mnie jakimś diabelskim zaklęciem z tą zdezelowaną wiatą. Praktycznie nieużywaną  i posępnie zniszczoną przez grupy młodzieży. Wybite szyby i oderwana w połowie ławeczka, cieknący, dziurawy dach i wszechobecny brud Były mi i tak milszym widokiem niż  zimne ściany mojego mieszkania. Myśl o tym, że miałbym tam wrócić  a od jutrzejszego poranka,  po nieprzespanej nocy. Znów przybrać maskę uśmiechu i normalności Wprawiała mnie w szalenie, głęboką rozpacz.     Jaki to wstyd,  że muszę płakać gdzieś na odludziu. Bo nie mam nikogo. Bo mam maski,  które nie pozwalają mnie dostrzec. Mam uśmiech na twarzy, który kamufluje łzy. Poświęcam się celom, które są puste. Kocham tą której nie zdobędę nigdy. Piszę wiersze, które przepadną.  Nigdy nie wydane. Dlatego przyjeżdżam tutaj. Żeby patrzeć w jedną, pewną i niezawodną wizję przyszłości. Na cmentarz. Dlaczego miałbym oszukiwać swoje myśli. Umrę, Wkrótce. I trafię na podobny cmentarz. Tu nie będę już udawał. Będę wolny. Od choroby życia. A czyż to samo nie wystarcza by nazwać śmierć wybawieniem? W to wierzę, że po śmierci będę szczęśliwy.     Z zadumy wyrwał mnie autobus,  ostatni już dziś według rozkladu. Może nie zwróciłbym na niego uwagi  bo codziennie przecież przecinał jezdnię nawet nie zadając sobie trudu by zatrzymać się w zatoczce. Kierowca był chyba nawet nie świadom tego, że moja osoba siedzi pod wiatą, każdego wieczora. Śpieszno mu było do domu.  Pewnie miał dzieci i żonę. Kogokolwiek kto czekał na jego powrót. Dziś jednak było inaczej. Autobus wyraźnie zwolnił jakieś dwadzieścia metrów przez zatoką  i włączył kierunkowskaz do skrętu. Zajechał, parkując idealnie tak by zmieścić całe nadwozie w obrysie zatoki. Przez chwilę nawet przemknęło mi przez myśl że tym razem kierowca dostrzegł mnie  i wiedząc, że to zjazdowy kurs  ulitował się nademną. Drzwi jednak naprzeciw mnie  były zamknięte na głucho. Miast tego otwarły się te ostatnie  i wydawało mi się,  że wysiadła tylko jedna osoba. Autobus ruszył dalej,  wzbijając lekki dym z rury wydechowej. Gdy warkot silnika się oddalił. Posłyszałem kroki.     Z narożnika wiaty wychynęła  postać mężczyzny. Młodego i postawnego. Był ubrany przedziwnie. Schludnie lecz niesamowicie staromodnie. Widać obydwaj byliśmy mocno zdziwieni  natrafieniem na siebie  o tak niecodziennej porze w tak osobliwie, odludnym miejscu. Podszedł do mnie jednak  i poprosił o papierosa. Odparłem, że pale jedynie mentolowe. Wie Pan - zaczął niepewnie - nigdy takowych nie paliłem. Ale tytoń to tytoń. Wyjąłem więc paczkę z kieszeni bluzy i wziąłem dwa papierosy.  Podałem mu jednego, włożył go szybko do ust  I nadstawił się ku płomykowi zapalniczki. Odpaliłem też dla siebie i zaciągnęliśmy się  ochoczo pierwszym dymkiem. Uchylił kaszkiet i podziękował mi serdecznie.     Minął wiatę i skierował się  ku zamkniętej bramie cmentarza. Zawołałem za nim  Proszę Pana. Pan tutaj na cmentarz? Dziś już zamknięty dla odwiedzin. Musi Pan przyjść jutro. Zaśmiał się serdecznie i rzucił  Ja wracam tylko do domu Tak przez zamknięty cmentarz? Ciemną nocą? Tam nie ma nawet latarni. Nie boi się Pan? Teraz już nie przystoi mi się bać. Ale jak żyłem to się bałem.  Bałem się Drogi Panie  życia w samotności i kłamstwie. Teraz już jednak mam spokój. Wieczny odpoczynek od życia. Skończył to zdanie i rozmył się jak duch W progu cmentarnej bramy.  Dopaliłem papierosa. I wstając z zamiarem powrotu do domu. Rzuciłem jeszcze w czerń bramy. Doskonale Pana rozumiem. I już się nie boję.    
    • @tie-break

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       U nas jest ogłoszenie, żeby nie dokarmiać gołębi. W kominach zakładają gniazda i zapychają. Wiem, zeskrobać nie można, tego, co zostawiają. A sikorki - cwaniarki :)   @huzarc Dzięki, że poczułeś się gościem pod wierszem :)   @Marek.zak1Wszystko możliwe, podobno kota można zagłaskać, ale daleko jest, dzięki :)  
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Witaj Alicjo - prawdę napisałaś że musi coś zostawić  w czytelniku -                       dziękuje za przeczytanie - nie chcę się narzucać Alicjo                       chcę tylko zapytać czy nie chciałabyś  otrzymać w prezencie                        mój Nowy tomik - z przyjemnością wyśle -                                                                                                    Pzdr.serdecznie                                                                           
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...