Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano
większość łóżek jest podobnych
do ludzkich półkul leżących nad
czymś stabilnie przewrotnym



łóżko odkąd
z nim sypiam
boi się mojego lenia
rozkładam przed snem
do snu

odświętnie
zdejmując grzeszną pościel
która i tak
przypomina chusteczkę
jednorazową

kiedyś będę leżał
rozkładając się jak brud
spod łóżka pot
to marnotrawny wysiłek
skupiania w sobie strachu
przed wykonaniem czynności

nie ma czasu powstać
można było wcześniej
myślałeś że uchowasz się
jak „śpiąca królewna” za sto lat

dzięki takim myślom
nie dożyjesz sypialni z kimś

*

tato miałeś mi opowiedzieć bajkę
ale nie o tym że zabiłeś lenia dla mamy
Opublikowano

Generalnie jest dobrze- zakończenie rozbrajające ;).
Jeśli miałbym mieć uwagi, przy pisaniu „dłuższych” tekstów bardzo trudno jest utrzymać równy poziom. Zazwyczaj brak jednakowo dobrego pomysłu na każdy wers. U Ciebie zaczyna się b. dobrze, dwie pierwsze strofy (licząc po kursywie) kupują mnie, chociaż co do pierwszej zwrotki mam pewną obiekcję. Gdy stosujesz przerzutnie w białym wierszu, poprawność gramatyczna powinna być utrzymana niezależnie od tego „jak czytamy”- wersami, czy „sensem”; zwróć uwagę, że w tym fragmencie logika szwankuje:

boi się mojego lenia
rozkładam przed snem


niby wszystko ok, przeciętnie rozgarnięty czytelnik wie o co chodzi, nie mniej to nie perfekcja, do której powinniśmy dążyć ;)

Na początku jest pomysł, wyważenie, czego niestety nie mogę powiedzieć o dalszych strofach; brak tu trochę płynności w przechodzeniu między wersami, choć zamysł widoczny ewidentnie.

Jestem na plus, za początek oraz „pierwszą i drugą pointę” ;)

Generalnie fajnie jest

Pozdrawiam i zapraszam do siebie

Fei

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




dzięki za tak obszerną konstrukcję komentarza ;)
pomyślę jeszcze nad ewentualnymi zmianami
dobrze ze podoba się chociaż część
może za którymś wierszem będzie całość ;)

bywaj
Opublikowano

Pan Fei wykonał konstrukcyjną robotę, to ja leniwie dopisze plus :)
Jedyne, czego nie mogę złapac, to ta pościel przypominająca chusteczke jednorazową, ale nie napisze z czym mi się kojarzy owa chusteczka razem z łóżkiem :)
Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...