Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

no i mamy nowy roczek panie rewiński
to już chyba siedemdziesiąty drugi
a pan się wystroiłeś jak do spowiedzi

dobrodziej to nowym autem na mszę
taca panie większa musi być
bo od pokuty głowa spuchnie

popatrz pan szczeniaki do kościoła
a tych z Kaczanów coraz mniej
już z moją panie na górce

cicho panie rewiński
klękamy

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję Wszystkim za czytanie i miłe słowa, w takim dniu są milejsze jeszcze. Pani Areno, na nowe auto księdza trzeba więcej na tacę, a jak nie, to dobrodziej pokutami zachęci, dlatego tak. Przemyślę, jednak. Noworocznie.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję Wszystkim za czytanie i miłe słowa, w takim dniu są milejsze jaszcze. Pani Areno, na nowe auto księdza trzeba więcej na tacę, a jak nie, to dobrodziej pokutami zachęci, dlatego tak. Przemyślę, jednak. Noworocznie.

Łojezu- to za to pokuta ? chyba mi już puchnie nie tylko głowa.... ale wciąż mnie tam nie było panie Rewiński ;) Klękam.
Opublikowano

no i o to szło, panie rewiński, dawno już mówiłem, złoto leży na ulicy, ino schylić i pozbierać, a słowa z ust, z powietrza ;)
pzdr. b
PS. Kaczanów bym zmniejszył na początku (czy teraz wszystkie wyrazy na K muszą być u nas z dużej pisane? ;D

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję Wszystkim za czytanie i miłe słowa, w takim dniu są milejsze jaszcze. Pani Areno, na nowe auto księdza trzeba więcej na tacę, a jak nie, to dobrodziej pokutami zachęci, dlatego tak. Przemyślę, jednak. Noworocznie.

Łojezu- to za to pokuta ? chyba mi już puchnie nie tylko głowa.... ale wciąż mnie tam nie było panie Rewiński ;) Klękam.

Powstań Niewiasto, to szampan.
  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję Wszystkim za czytanie i miłe słowa, w takim dniu są milejsze jaszcze. Pani Areno, na nowe auto księdza trzeba więcej na tacę, a jak nie, to dobrodziej pokutami zachęci, dlatego tak. Przemyślę, jednak. Noworocznie.

Łojezu- to za to pokuta ? chyba mi już puchnie nie tylko głowa.... ale wciąż mnie tam nie było panie Rewiński ;) Klękam.

Oczywiście, zapraszam tam, t.j. do Lasu Księżnej (75km od Wrocławia).

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • milczenie  wplata się w myśli  chciałoby powiedzieć …   nikt nie słucha nie widzi  bólu cierpienia wojen  obok i nie tyłko    życie płynie wartkim nurtem  i na betonie  w szczelinach rosną kwiaty    świat dostrzega tylko siebie  swoje ja  i jeszcze  jeszcze poucza    a my  nam trudno znaleźć klucz  aby się wypowiedzieć    7.2025 andrew   
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...