Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Coś strasznego ty matko zrobiła
żeś swoje dzieci w swym łonie zabila
wyrwałaś nóżki, rączki po kawałku,
a nie pomyślałaś o swoim aniołku,
którego ci Bóg dał , abyś go chowała
i swą matczyną miłość na niego przelewała.
Aleś ty wyrwała żywcem z swego ciała
żeby żadna pamiątka po nim nie została.
dzis może byłoby księdzem lub ministrem zdrowia
a tak to czarna ziemia jego kości chowa...

Opublikowano

normalnie łza w oku mi się zakręciła
ale tylko dlatego że mam uczulenie na mocher ;-)

a) pamietaj by być usłyszanym nie trzeba krzyczeć ( tu proszę-radzę zmień nick między inicjałami na małe literki bo to tak mało elegancko a zresztą taki zapis o jakichś niesamowitych kompleksach świadczy)
b) rym fatalny szczególnie fragment 4 wersów kończących się na ała
c) mógł być ksiądz minister zdrowia interesując się trochę polityką i życiem społecznym nie powiem by były to najlepsze wzorce lepiej malarz i lekarz chociażby
d) może coś kiedyś z ciebie będzie tylko miniej paniki w tekście stosuj inne środki przekazu pamiętaj by kogoś na przykład obrzydzić nie trzeba od razu pisać : a z jego bebechów wylały się flaki pełne gówna

Opublikowano

treści jestem na nie
od strony formy "z swego" takiego rodzaju zabiegi słowne przeszkadzają w czytaniu, a jak już rymujesz to pozwól czytelnikowi płynnie przejść wzrokiem po tekście, jak narazie wiersz męczy

nisko się kłaniam i pozdrawiam

Opublikowano

Wiersz wcale nie jest fajny. Szczególnie za str techniczną. Jest infantylny i niedopracowany. Rymy na niskim poziomie.
Co do str merytorycznej - każdy ma prawo do swojego zdania. Nikomu nic dotego.
Pracuj nad warsztatem.
pozdr serdecznie

Opublikowano

do tych, dla których wiersz ma "to coś"-obejrzyjcie "niemy krzyk"- zobaczymy, co Wami wstrząśnie. wiersz jest słabiutki, ale porusza bardzo ważny temat,dlatego nie jestem na nie.

ksiądz lub minister- bo powinni bronić życia i najgłośniej nawoływać do zaprzestania aborcji


dopracowac (mocno!!!)technicznie i przedstawić każdemu!!!jeżeli uratuje choć jedno dzieciątko- warto

pozdrawiam ciepło
ER

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Inspirowane przez nocne gawędy z walecznymi kolegami z bazy Male 6. Niekiedy w ciągu dnia bywaliśmy zupełnie, dosłownie sami. Nieraz wymykaliśmy się tylko my dwaj do zaśmieconego wojskowymi odpadkami lasu tropikalnego tuż za naszymi umocnieniami i spacerowaliśmy po bezszelestnej macie zgniłych liści, trzymając się za dłonie. Była tam mała polanka z mchów podzwrotnikowych, jakieś 100 m od naszych linii. Czasem poleżeliśmy na tej polance, baraszkowaliśmy z kutasami i kładliśmy się na wznak z zamkniętymi oczami, stykając się tylko czubkami, w którym czułem mrowienie, jak gdyby obdarto mi go ze skóry i obnażono nerwy, tak, że całe moje jestestwo w nim się skupiło. Często przebywał z nami Presley, a czasami inni w brudnych, przepoconych mundurach z fujarami nieprzytomnie rozdygotanymi w spodniach, dłoniach i ustach. Wieczorami bywaliśmy z Martinem sam na sam dosyć często. Dawniej przebywał z nami jeszcze Mel i Kret snujący  się za nim, aż nagle stało się tak, że byliśmy Martin i ja, a oni w bezwstydnych, pedalskich pozach zostawali gdzieś w tyle, obmacując się żarliwie i pieszcząc swoje członki. Czasami, kiedy usiłowałem Martina pocałować, stawał się cały kolanami, kanciastymi łokciami, krótkimi wybuchami śmiechu, chichotem, wężowymi unikami i strategią godną mistrza jujitsu. A za łokciami, kolanami i ostrymi palcami oczy Martina błyszczały w świetle księżyca lub gwiazd poprzez rozrzucone na czole włosy, zaś z rozchylonych warg wydobywały się krótkie wybuchy śmiechu. Wreszcie, śmiejąc się, opadał wyczerpany w moje ramiona, pozwalając się pocałować, wzdychał i namiętnie szeptał: "kocham swojego blondasa". Między pocałunkami nie mówiliśmy nic albo Martin czyścił bluzą swoją emkę, albo recytowałem mu wiersze miłosne, albo znów rozmawialiśmy o tym, co może wydarzyć się jutro. Niekiedy Martin siadał, brał moją twarz w obie dłonie, przyciskał je do piersi i nucił półszeptem miłosne słowa, które wymyślał na poczekaniu. Czasem znów przychodził do mojego namiotu (w tym czasie zastępowałem szefa), siadał na zniszczonym składanym krześle przy klimatyzatorze i częstował mnie długimi opisami mojej tak umiłowanej przez niego osobowości. Potrafiłem drzemać podczas tych opisów. Czasami płakał i dawał upust ogromnemu współczuciu do samego siebie. Raz czy nawet dwa wślizgnął się za mój stolik i ściągnął mi spodnie. Aż wreszcie przyszedł dzień, kiedy wypiłem ostatniego drinka i poczułem na sobie palec losu.  Wiedziałem, że nadszedł czas. Wstałem, zabrałem dokumenty, plecak, broń i więcej tam nie wróciłem. Do tego mrocznego obozu i do Martina, który był męski i piękny i z którym byłem tak doskonale dopasowany seksualnie. Nie widziałem Martina od miesięcy, ale wiem, jak wygląda teraz, kiedy whisky, nieprzespane noce, stresy, bezwstydne zachowanie i prawie codzienny seks wycisnęły swe piętno na zgłodniałych policzkach, jędrnej pupie, giętkiej talii, zamyślonych czarnych, wilgotnych, aksamitnych oczach i kształtnym fiucie. Siedzi teraz gdzieś w wilgotnych lasach, utrzymywany mniej albo bardziej w formie przez Presleya obmacującego go jak mumię, nasycony spermą, którą wchłonął z pociągłym westchnieniem rozkoszy. I dłonią, której paznokcie są zniszczone, przesuwającą się  taśmą karabinu maszynowego, sięga po krakersy z pakunku MRE. I kiedy krakers jest jeszcze w powietrzu, dolna warga odchyla się i za jej karminem widać wilgotną, mleczną czerwień oczekującego błon  podniebienia oraz nikły błysk założonej po postrzale stalowej klamerki w jej ciemnym, gorącym otworze.             
    • @Łukasz Jasiński on już dewota, stary już:) gada głupoty i zbyt arogancki. Ja uwielbiam od lat Bartoszewicza, jest dyplomatą, ekonomistą. U mnie w pracy młodzi będą na Mentzena głosować. Mi bardziej polskie nazwiska się podobają. Braun niemieckie, Mentzen niemieckie. Gdzie w Tobie Łukasz polskość, polskie zapędy o których mówisz?
    • @andreas Ha ha ha. Brawo. Dobre podsumowanie wiersza. Podoba mi się.   Pozdrawiam
    • Nie bardzo widzę tu wiersz. Powiedziałeś po prostu, co myślisz na dany temat.
    • znam twoją duszę  z nieziemskiego przenikania  lubię ją spotykać  na polu starego przedświata   delikatny pocałunek skrył  wykładniczo rosnące rozedrganie  działam z najgorszej materii  - ludzkiego ciała    więdną nerwy wzroku  przeżyję inna  mojej rzeczywistości i tak nie ma    głęboki pomagiczny dreszcz  to dopiero początek  w ciężko oplatającej energii  pożądania    nie opuszczaj moich    snów               
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...