Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

...and all another stuff, prościej mówiąc- co tam? jak tam z wami kochani? wydaliście już całe pensje na prezenty dla najbliższych i urocze ozdóbki pierdzidudki na choinkę? mnie już wzięło :). dziś poszła cała miesięczna wypłata a ja słucham kochanych christmas songs. jaki macie stsunek do świąt? ja jestem niewierząca ale mimo to wigilia w moim domu miała taki piękny smak, bez dalszej rodziny i fąłszywości, że od zawsze, przed świętami, ta jak teraz, wyjadam codziennie czekoladki z kalendarza i odliczam dni do wspaniałej kolacji. więc jak tam? znudziło wam się? czekacie? jaki macie do tego stosunek?, bo jestem ciekawa.

Opublikowano

puściłam mamę samopas do sklepu i przytargała wór pełen ozdóbek na choinkę, której nikomu nie będzie się chciało ubierać
ah jak wspaniale [sic!]- "patologiczna" rodzina (najlepiej dogaduję sie z psem wujka), kuzynka udająca, że mnie lubi i wbijająca w kompleksy, mnóstwo żarcia, ciągłe pytanie o to jak w szkole, jak próbna matura, dokąd na studia (?!); sprzątanie, którego nienawidzę, gotowanie (jw.) denne prezenty (bo nikt nie raczy zapytać "jaką chcesz książkę?" :P)
a z drugiej strony przyjedzie brat, najem sie do rozpuku i nie wstane od stołu ("od siedzenia przy stole robią mi się niby-nóżki"), odpocznę od szkoły
w sumie ambiwalentnie, ale na dźwięk fałszywie granych przez sąsiadkę z góry na skrzypcach kolęd dostaję dreszczy
pomijam też chore kampanie reklamowe i tłok w supermarketach :/

Opublikowano

ja stawiam na atmosferę: półmrok, rodzice i siostra z bratem ktorzy nie musza udawać i zgrywać się przed całą rodziną, pyszne dania, kolędy, boskie jak co roku prezenty, wszystko razem mówi : święta to jeden z najlepszych dni roku. o zasługa mojej mamy która potrafiła u nas te święta zbudowac takimi, jakiimi sa teraz. jak byłam młodsza i kłóciłam się z nią myslałam zawsze 'to nic, w święta juz się pogodzimy'.tak że mimo płynących lat świętom stanowczo mówię tak. pozdrawiam

Opublikowano

to nie będą idealne święta. raptem tylko weekend+poniedziałek wolny. to punkt pierwszy.
punkt drugi, od paru lat święta kojarzą mi się z sesją która nadchodzi wielkimi krokami (ostatnia zresztą sesja w moim życiu), a to nie jest dobre skojarzenie.
jeśli chodzi o żarcie, to rzeczywiście jest to dobra wiadomość. osobiście nie mam w zwyczaju gardzić smacznym świątecznym pożywieniem, zwłaszcza że nie ma to wpływu moją młodzieńczą sylwetkę.

jesli chodzi o sztuczność świąt, to osobiście krew mnie zalewa jak wchodzę do pierwszego z brzegu centrum handlowego i widzę piętnastu mikołajów, piętnaście tysięcy choinek, sto tysięcy bombek na reklamach, a wszystko dookoła krzyczy "kup, tanio, okazja".

Opublikowano

jak nie cierpie chodzić do sklepów w dni powszednie tak uwielbiam w przedświąteczne:) w ogóle lubią całą komerche świąt: bałwanki, gwiazdroki, kolędy. lubie kiedy mama coś piecze i sprząta, na dwrze śnieg pada a ja oglądam poraz enty Kevina, który jest swoistym rytuałem świątecznym. tan na prawde same święta nie są tak przyjemne jak przygotowania do nich:)

mam coś dla was! 23 grudnia, mama robi makowca, tata sałatke:D, pada śnieg. spójrzcie w światło lampy jaki wkłada klimat :) (możecie puścić sobie kolędke i przygryzać piernia)

Opublikowano

ee tam...ja wcale swiat nie czuje . co roku to samo . wszystko sztuczne . zyczenia to tamto ble ble . nic ciekawego . pozdrawiam wszystkich na forum bo rzadko tu ostatnio bywam ;)

Opublikowano

Zgadzam się, calutkim swoim skromnym ja, że święta są w środeczku. To trzeba czuć. Kto tego nie odkrył niech napije się herbaty :) Piszę tak może dlatego, że dla mnie jest to święto czysto religijne. Jedno z podstawowych w tej materii.
A ja uwielbiam patrzeć na tych wszystkich ludzi w hipermiejscach. Jak to łatwo człowiek daje się wciągnąć w to wszystko. Socjotechniki na każdym kroku. Rynek kształtuje potrzeby, a nie odpowiada zapotrzebowaniom. Imperium (patrz Hardt i Negri ).
WESOŁYCH ŚWIĄT WSZYSTKIM!!!

Opublikowano

tak tak tak
święta są w środku... ale czasem żeby je poczuć, potrzeba tego widoku choinki, opłatków, sianka i świec :) wtedy jest nastrój + to, co w środku = a to się równa coś niesamowitego :)dla mnie to również religijne przeżycie... do Świąt przygotowuje (od tej duchowej strony) adwent.. sam fakt że on jest... ale jak ma adwent być przygotowaniem do Świąt kiedy już na początku grudnia wszystko się świeci błyszczy i woła...kup kup kuo...w tych okropnych sklepach

Opublikowano

ja tez nie cierpie Świąt. i nie dziwie sie Tobie Jasiu wcale a wcale(ad twego komenta) . wyzej juz napisalam jakie dla mnie sa, co roku to samo i ble ble ble i dalej nie chce mi sie gadac :P

pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...