Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

31

W mieszkaniu Rona odbywało się party, w którym oprócz gospodarzy uczestniczyły dwa zaprzyjaźnione małżeństwa. Po wstępnych powitaniach i wymianie informacji o swoich wakacjach i wychyleniu pierwszych drinków jedna z przyjaciółek pani domu zaproponowała:
– Ron, może byś puścił jakąś muzykę? Mam ochotę potańczyć.
– Już się robi. – Ron nacisnął przycisk odtwarzacza, głośniki pozostały jednak nieme.
– Cholera, zapomniałem zanieść go do naprawy. Niestety, nic z tego nie będzie, ale mogę włączyć telewizor...
– Chwileczkę, Ron – odezwała się żona. – Do tej pory nie wiemy co jest na tej płycie. Całkiem o niej zapomniałam. Przynieś zestaw audio od dzieci.
– A co to za płyta? – zapytał jeden z sąsiadów.
– Po powrocie z wakacji znalazłem w skrzynce pocztowej paczuszkę z jakąś płytą. Chcieliśmy ją przesłuchać, ale odtwarzacz, jak widzisz był zepsuty. Potem całkiem o niej zapomnieliśmy. Nawet nie wiemy kto jest nadawcą.
– Po co masz taskać taki ciężki sprzęt? – odpowiedział sąsiad. – Przecież masz laptopa.
– Słusznie. Głośniki też do niego dokupiłem. Momencik.
Wyszedł do gabinetu, a po kilku sekundach powrócił z laptopem i uruchomił go. Wyjął płytę z odtwarzacza i położył na tackę napędu. Po chwili na ekranie ukazała się jej zawartość. Ron włączył odtwarzanie.

32

W sobotni poranek Sandra z Tinem wyszli na spacer.
– Patrz Tino, jak pięknie wokół. Przypomina mi się pewien wiersz.
– Jaki?
– A nie będziesz się śmiał?
– Gdzieżby śmiał.
– No to posłuchaj.

PORANEK

Na liściach lśnią kropelki rosy
-poranka łzy przejrzyste.
Wśród drzew się niosą ptaków głosy,
aż drży powietrze czyste.

Dzięcioł z zapałem dziuplę kuje,
świerszcz koncertuje w trawie,
trzmiel głośnym basem mu wtóruje,
rechocą żaby w stawie.

Blask słońca listowie przenika,
jak jasnozłote włosy.
Ucichła poranna muzyka.
Wyschły kropelki rosy.


– Ładny. Kto to napisał?
– Ja, jak byłam w Polsce u babci. Widzisz, jaką masz genialną żonę.
Sandra zerwała gałązkę z rosnącego w pobliżu krzewu, złączyła końce splatając je w kółko i nałożyła na skronie. Następnie, przybierając patetyczną pozę, stanęła na leżącym nieopodal głazie.
– Fakt. Powinnaś otrzymać nagrodę Nobloscara. – zaśmiał się Tino, składając przed nią głęboki pokłon. – Wiesz co, Sandro, – dodał obejmując żonę – jestem bardzo szczęśliwy. W końcu wszystko jakoś się ułożyło. Dobrze mi z tobą i na pewno zawsze będzie. I wiesz co, ja też kiedyś napisałem wiersz.
– Chyba żartujesz?! Kiedy?
– Jak miałem czternaście lat byłem z klasą na wycieczce w Wenecji. I wtedy mi się przydarzyło.
– Coś ty? Zadeklamuj.
– Eee, nie będę się wygłupiał.
– No powiedz, Tino. Proszę cię.
– No dobrze. Posłuchaj. – Tino zastanawiał się przez chwilę.

SERENISSIMA

Z dawna zbierają się czarne chmury
nad miastem. Wilgoć wciąż zżera mury.
W kwaśnych opadach niszczeją stiuki,
miliony butów wyciera bruki.
Jak długo jeszcze wszystko wytrzyma
Wenecja - Serenissima?
Czy ja was jeszcze kiedyś zobaczę
domy, kościoły, ulice place
cudowne mosty, pałace stare,
z Piazza San Marco gołębie szare?
Modlę się za nią. Niechaj się trzyma.
Wenecjo, trwaj - carissima!


– Dno! – zawyrokowała Sandra.
– No widzisz, wiedziałem, że się ci nie spodoba.
– Żartowałam, głuptasie. Podoba mi się.


33

Z podłączonych do laptopa głośników dobiegał głos profesora:
Nie wiem, kto będzie słuchał tego nagrania, ale zaklinam go na wszystkie świętości, by porobił większą ilość kopii i przekazał je prasie, i telewizji, oraz opublikował w Internecie. Nasz instytut prowadził prace nad uzyskaniem niezwykle groźnego dla zwierząt i ludzi preparatu biologicznego, którego działanie polega na...

34

Sandra z Tinem dotarli do niewielkiego zagajnika u stóp stromego zbocza. Nagle Tino nastąpił na ukrytą wśród traw, nieco już przerdzewiałą puszkę, miażdżąc ją. Nie zwracając na to uwagi zakochana para kontynuowała swój spacer, jednak, po przejściu kilkudziesięciu metrów Sandra zatrzymała się.
– Tino! Coś dziwnego się ze mną dzieje. Kręci mi się w głowie, mam nudności. Czuję się jakaś taka usztywniona i odrętwiała.
– A może jesteś w ciąży, kochanie?
– O, tak! Na pewno masz rację.
– To cudownie. Wracamy do domu, a jutro zaprowadzę cię do doktora. – Zawrócili w kierunku domu, gdy nagle Tino przystanął. – Nie, Sandro. To nie to. Ja też czuję się jakoś dziwnie. Nie mogę się poruszać. Co to może być?!

35

Goście Rona w skupieniu słuchali nagrania.
– ...moją wolą jest i spoza grobu wołam o jej spełnienie. Nie dopuśćcie do uruchomienia produkcji tej straszliwej broni.
– To potworne – odezwał się Ron po chwili milczenia. – Wiecie co – skopiujmy nagranie w kilkunastu egzemplarzach, i podzielmy się nimi, a potem niech każdy porozsyła, gdzie kto może. Jeśli znacie jakichś godnych zaufania dziennikarzy, to przekażcie im bezpośrednio. Gdybyśmy mieli tylko jedną kopię mogłaby utknąć na jakimś biurku i sprawa nigdy nie ujrzałaby światła dziennego.

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...