Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

26

Pewnego dnia, Tino w białym fartuchu narzuconym na ubranie czekał przed przeszklonymi, wahadłowymi drzwiami bloku operacyjnego. Chodząc niecierpliwie, z kąta w kąt, co chwila spoglądał na zegarek. W końcu drzwi się otworzyły i na korytarz wyszedł starszy, nieco łysiejący mężczyzna w zielonym stroju szpitalnym. Tino szybkim krokiem zbliżył się doń.
– Panie profesorze! Co z nią?
– Niech się pan uspokoi, młody człowieku. Wygląda na to, ze wszystko jest w porządku - będzie widzieć, a właściwie już wszystko widzi i cieszy się, jak dziecko.
– Serdecznie dziękuję. Doprawdy nie wiem, jak mógłbym się panu odwdzięczyć.
– Pomagać ludziom, to nie tylko mój obowiązek, ale też wielka satysfakcja. Dlatego nie oczekuję od państwa niczego. Wystarczy mi radość, którą widzę w waszych oczach. Ale, ale... Z wcześniejszych rozmów z panem zorientowałem się, że ma pan niezłe rozeznanie medyczne...
– Studiowałem medycynę.
– I?
– Z pewnych powodów nie mogłem dokończyć.
– Tak też myślałem. Wobec tego, odwdzięczy mi się pan zostając lekarzem. A poza tym zaprosicie mnie na chrzciny – pół żartem, pół serio zasugerował profesor.
– Bardzo pragnę jednego i drugiego, ale wydaje mi się, że zarówno z dokończeniem studiów, jak i z chrzcinami będzie kłopot. Żona leczy się ginekologicznie, jak dotąd jednak - bezskutecznie. A ja... no cóż, długo by mówić.
– Proszę się nie poddawać. Zawsze należy podjąć rzuconą przez los rękawicę i walczyć. Bo tylko przez upór i silną wolę spełnienia, można osiągnąć to, czego się pragnie. Trzeba tylko naprawdę bardzo tego chcieć.
– Obiecuję, panie profesorze, że przemyślę wszystko, co pan powiedział. Do widzenia panu. Dziękuję raz jeszcze.
– Do widzenia. Życzę powodzenia.
Kiedy po kilku dniach Sandra w towarzystwie męża opuszczała szpital stwierdziła:
– No, tym razem nie będziesz mi musiał opowiadać którędy jedziemy i co widać wokół.
Wsiedli do czekającej na nich taksówki, która zawiozła ich na dworzec kolejowy. Tino wyciągnął z bagażnika dwie duże walizki i torbę podróżną, po czym oboje przeszli do hali dworcowej. Po wykupieniu biletów, zajęli miejsca w przedziale pierwszej klasy. Po chwili pociąg ruszył. Sandra wyglądając przez okno, żegnała się w myślach ze swoim ukochanym miastem.
Po kilku godzinach pociąg zatrzymał się na niewielkiej stacyjce. Jedynymi pasażerami wysiadającymi na peron byli Sandra i Tino. Przez chwilę stanęli się na peronie, rozglądając się wokół niepewnie.
– Zaraz dowiem się, gdzie to jest. Zaczekaj chwilę, Sandro.
Sandra z bagażami została na peronie, obserwując Tina, który podszedł do jakiegoś, ubranego w kolejarski uniform mężczyzny. Zagadnięty przez Tina człowiek przez chwilę coś wyjaśniał gestykulując przy tym w sposób tak jednoznaczny, że nie słysząc rozmowy Sandra wszystko zrozumiała. Po chwili Tino wrócił do żony.
– To zupełnie blisko. Możemy przejść się pieszo. Bagaże zostawimy na razie u dyżurnego ruchu.
Po zostawieniu walizek u sympatycznego dyżurnego udali się do miasteczka. Po dotarciu do niewielkiego ryneczku, Tino wszedł do sklepu ze starociami, by po chwili wyjść z zawieszonym na palcu kółkiem, do którego przymocowany był klucz. Zakręcił nim przed twarzą Sandry.
– Oto klucz do naszego szczęścia – powiedział z zadowoloną miną.
Następnie skierowali się wąską, wspinającą się stromo na zbocze górującego nad okolicą wzniesienia uliczką. Po kilkunastu minutach nieśpiesznej wędrówki dotarli do małego, zbudowanego z kamienia, pokrytego dachówką w kolorze pomarańczowo-piaskowym, ukrytego wśród zieleni domku.
– Prawda, że uroczy? – Powiedział Tino.
– Śliczny! – Sandra nie ukrywała zachwytu. – Ale mieszkanie nie jest umeblowane?
– Tak, jak chciałaś. Jest całkowicie puste. Wszystko w środku będzie nasze własne.
Tino otworzył drzwi i przeniósł przez próg roześmianą Sandrę. Znaleźli się w wąskiej sieni, z której czworo drzwi prowadziło do kuchni, łazienki i dwóch pokoi. Obejrzeli po kolei wszystkie pomieszczenia, by na końcu znaleźć się w salonie. Sandra rozejrzała się wokół, po czym z udawaną pretensją w głosie zwróciła się do Tina
– Miało nie być żadnych mebli.
– Przecież nie ma.
– Jak to nie ma? A co to takiego? – Sandra wskazała wykusz pod oknem.
– To?
– Tak, to.
–Znowu masz kłopoty z oczami, kochanie? – Zaniepokoił się Tino. – Przecież to gazety!
–Jaka gazeta, głuptasie? – Roześmiała się Sandra. – Nie widzisz, że to tapczan?
–Ach tak, rzeczywiście – podjął grę Tino.
Sandra pociągnęła Tina do wnęki, w której leżały na podłodze porzucone prawdopodobnie przez malarzy gazety. Zaczęła je rozścielać, po czym nacisnęła gazety ręką.
– Patrz, jaki wygodny.
– Rzeczywiście – Tino powtórzył gest Sandry..
Sandra położyła się na gazety, pociągając Tina za sobą. Zaczęli się przytulać, gdy nagle Sandra nieruchomieje.
– Tino, patrz! Tino!
Tino spojrzał na gazetę i zaczął czytać - najpierw w myśli, potem głośno:
– ...aresztowano sprawcę wypadku, w którym śmierć poniosła dwudziestoletnia Patricia Modena. Okazał się nim student medycyny Giovanni P. Jako współwinny odpowiadał będzie jego kolega Michelangelo V. Ich czyn jest tym bardziej godny potępienia, że, jako studenci medycyny powinni czuć się szczególnie zobowiązani do udzielania pomocy ofierze wypadku. O ich perfidii i przewrotności świadczy również fakt, że stworzyli pozory, jakoby sprawcą był trzeci z kolegów - właściciel samochodu, którego nieprzytomnego w wyniku nadużycia alkoholu przenieśli z tylnego siedzenia na miejsce kierowcy, a następnie zbiegli. – Przez chwilę zaniemówił z wrażenia. – Sandro! To nie ja! Widzisz, jestem niewinny. Muszę przeczytać tę wiadomość ponownie. – Przeczytał cały tekst po cichu. – I co teraz, Sandro? Co robić?
– Mógłbyś skończyć studia...
– Pod fałszywym nazwiskiem powrócić nie mogę. Jeśli wrócę pod prawdziwym, moi kumple z organizacji na pewno mnie znajdą i zlikwidują. Nie, nie mogę. Myślę, że na razie zaczniemy się tutaj urządzać i weźmiemy się do pracy. Może z czasem wszystko się jakoś samo ułoży...
– A gdybyś zgłosił się na policję? Przecież uprzedzałeś władze o planowanych akcjach. Wyrok nie byłby chyba wysoki. A potem daliby ci ochronę.
– Jeszcze się nad tym zastanowię.

27
Był późny wieczór. Mario prowadził srebrne Audi A6, należące do siedzącego na miejscu pasażera szefa.
– No i co teraz, szefie? Toni i Alberto nie żyją, Tino nawiał...
– Nie martw się Mario. Zrobimy dobrą akcję i będzie o nas głośno.
– Akcję? We dwóch!?
– Niech cię o to głowa nie boli. I zwolnij, do cholery!
Mario, który podczas tej rozmowy coraz mocniej naciskał pedał gazu zwolnił, okazało się jednak, iż uczynił to o kilkanaście sekund za późno. Samochód został namierzony przez radar i policjant zasygnalizował Mariowi by zatrzymał pojazd. Kiedy auto stanęło policjant podszedł powoli.
– No i co, panie kierowco... Dokąd się tak bardzo spieszymy?
– Przepraszam, panie władzo, jakoś tak... – Mario zaczął się niepewnie tłumaczyć.
– On cierpi na syndrom dorożkarskiej szkapy – do rozmowy włączył się szef.
– Szkapy dorożkarskiej? – Zdziwił się policjant. – A cóż to takiego?
– Nie słyszał pan? No więc, niech pan posłucha. Szkapa dorożkarska przez cały dzień stoi w oczekiwaniu na pasażerów, lub flegmatycznie człapie po ulicach miasta ciągnąc dorożkę. Gdy jednak dzień ma się ku końcowi, a dorożkarz kieruje pustą dorożkę w stronę domu, w szkapę wstępuje nowy duch i przyśpiesza, niczym rasowy rumak, by jak najszybciej znaleźć się w stajni. A my właśnie zbliżamy się do celu naszej podróży.
– Rozbawił mnie pan, więc tym razem puszczę wykroczenie w niepamięć. A pan – zwrócił się do kierowcy – niech od razu zje trochę owsa i jedzie wolniej. Wio!
Samochód ruszył i przez kilka kilometrów jechali w milczeniu, a szef co chwilę spoglądał na ekran nawigacji satelitarnej.
– Zwolnij i zatrzymaj się koło tego znaku.
Mario zatrzymał samochód.
– Wyłaź i szukaj pod znakiem.
– Czego mam szukać?
– Kamienia.
– Kamienia? Jakiego kamienia?
– Nie pytaj, tylko szukaj! – Zniecierpliwił się szef
– No dobra, dobra.
Mario wysiadł z samochodu i podszedł do znaku. Pochylił się i przez chwilę macał ręką u podstawy metalowego słupka, po czym wrócił do samochodu, trzymając w ręku kamień wielkości pięści.
– Taki może być?
– A był jakiś inny?
– Nie, tylko ten jeden, ale mogę poszukać gdzieś dalej.
– Nie trzeba. Ten jest odpowiedni.
– Szefie, a po co panu kamień?
– O Boże! – Westchnął szef. – Czy ty sądzisz, że kamień jest mi potrzebny do tłuczenia orzechów? To nie jest zwykły kamień, tylko wiadomość z Centrali.
– Mario z niedowierzaniem obejrzał kamień
– Wygląda, jak prawdziwy.
– O to właśnie chodzi.
– Odczytamy ją później. Ruszaj! Wiśta, wio! – Zaśmiał się, wkładając kamień do teczki.
Mario uruchomił silnik i ruszył, by na najbliższym skrzyżowaniu skręcić na autostradę w kierunku Rzymu. Szef skierował go w stronę jakiegoś domu na peryferiach i kazał stanąć na podjeździe obok niebieskiego Fiata Punto. Kiedy samochód się zatrzymał szef powiedział:
– Bierz teczkę i chodź ze mną!
Szef otworzył i weszli do budynku. Po zamknięciu drzwi wejściowych na zasuwę udali się do pokoju. Szef włączył oświetlenie, następnie zapalił stojącą na biurku lampkę i położył na blacie wyciągnięty z teczki kamień. Usiadł za biurkiem i zaczął przy nim majstrować wyjętym z szuflady śrubokrętem. Po chwili kamień rozpadł się na dwie części. W jego wydrążonym wnętrzu znajdowała się niewielka kapsułka, którą szef szybko wrzucił do stojącego na blacie słoika z jakimś płynem.
– Myje to pan, czy co?
– Nasycają to jakimś paskudztwem, które w ciągu dziesięciu sekund od chwili wyjęcia z kamienia powoduje nieodwracalne zniszczenie tekstu - ten płyn go neutralizuje, a równocześnie działa jak wywoływacz. Teraz zgaś światło i zaciągnij story.
Kiedy Mario wykonał jego polecenie włączył inną lampkę, gasząc równocześnie, tą która świeciła wcześniej. W pokoju zapanowała całkowita ciemność.
– Szefie, zepsuła się. Nic nie widać.
– Nic nie widać, powiadasz? To spójrz.
Po omacku wyjął ze słoika kapsułkę, zgniótł ja w palcach i rozwinął niewielki rulonik, po czym podsunął go pod lampkę. Ukazał się świecący zielonkawo tekst.
– Reaguje na podczerwień - mruknął do Maria i skupił się na odczytywaniu informacji. – Podaj mi palmtopa z teczki.
Włączył komputer i wprowadził jakieś dane. Po chwili na ekranie ukazała się fragment mapy, z migającym punktem w centrum. Na dole ekranu wyświetlone zostały współrzędne geograficzne. Zatwierdził dane i włączył lampkę. Po kilku sekundach karteczka rozbłysła jasnym światłem i natychmiast uległa spopieleniu.
– W porządku, masz tu kluczyki, bierz Punto i jedź do siebie. Po drodze wyrzucisz gdzieś te kawałki kamienia - najlepiej rzeki - każdą część oddzielnie. Masz się do mnie zgłosić za trzy dni o dziewiątej rano. Zrobimy sobie wycieczkę na południe kraju.

Opublikowano

kazał zatrzymać się na podjeździe obok niebieskiego Fiata Punto. Kiedy samochód się zatrzymał szef powiedział: - może np kiedy stanęli albo samochód stanął...?

Ukazał się świecący zielonkawo tekst.- szyk

bardzo dobrze, jak zawsze, miło się czytało. Tylko szef zbyt zlekceważył Tina, chyba, że ta wycieczka nam coś wyjaśni... czekam na kolejne częsci.

pozdr.

Opublikowano

" – Serdecznie dziękuję. Doprawdy nie wiem, jak mógłbym się panu odwdzięczyć.
– Pomagać ludziom, to nie tylko mój obowiązek, ale też wielka satysfakcja. Dlatego nie oczekuję od państwa niczego. Wystarczy mi radość, którą widzę w waszych oczach."

fatalny dialog, powinno być:

– Serdecznie dziękuję. Doprawdy nie wiem, jak mógłbym się panu odwdzięczyć.
– No... w sumie... eeee... pomaganie ludziom to moja główna radość... ale, ze dwie flaszeczki dobrego koniaczku... i będziemy kwita.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • (jakiś pomysł na dźwięk i głos?)   przeżyj to sam i w rytm się wczuj komponuj słowa i pójdź w ruch motyw przewodni zgasł zamknięty w skrzydłach motylich dźwięk zobaczyć znów w zapachu nut jesienny liść kolejny spadł i zimno tu w objęcia wpaść słonecznych dni i ciepłych rąk jak mgła co nie wie skąd przychodzi i cisza i śpiewu brak opuścił ptak ostanie gniazdo nawet dzień skracając krok rozmydlił cień a księżyc stłumił deszczowy szum nie przyszedł sen bo srebrny pył nie przymknął powiek nie walczę o okruchy dawnych lat o wilczy głód zgaszonych wspomnień z przestrzeni lat przypomnij jak było nam i ja zapomnę tę łzę rozstania nie pamiętam niewartych zapamiętania złych dni echo umilkło znów a jesień cała w złocie rozdana ostatnia karta    
    • Droga Mleczna jak skarb Alibaby błyszczy złowrogo i radośnie baby....baby ach te baby człek by je łyżkami jadł...   Bizmut. German. Wanad. Phobos i Dejmos jak sztandary zwycięstwa oplatają Czerwoną planetę kobiety są z Wenus a faceci z Marsa czy jest niesteta? niestety nie ma wyprzedano całą niestetę 47-310-xyz
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Kiedyś, jako dziecko chciałam zostać weterynarzem... bardzo chciałam. Poszłam z chomiczkiem do weterynarza. Leczenie droższe niż nowa sztuka, no ale ok. Chciałam się też dowiedzieć czegoś bliżej zawodu. Rozmawiam z nim o tych kwestiach... ile lat się uczyć, gdzie... itp Ale, kiedy usłyszałam, że lekarz zwierząt musi umieć zabijać... to świat mi się rozsypał. I już nigdy nie złożył się do poprzedniej wersji.  Doczytałam o świadkach Jehowy... mają interesujące rozwiązania w kwestach krwi... ale o dziwo transplantacja na "tak". Nie ma prostej odpowiedzi, to prawda. Chcemy być użyteczni, ale warto myśleć też nad tym, czy aby nasza użyteczność (organy), nie jest złą inwestycją.   Dziękuję za komentarz Pozdrawiam :)
    • @Natuskaa Karta dawcy nie jest wymogiem prawnym: ani sposobem na wyrażenie zgody, jednak jest zalecaną formą utrwalenia swojej decyzji. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ja rozumiem, że jesteś w pełni świadomy tego, jak przebiega taka "operacja"... to dobrze. Z tego co wiem, teraz obowiązuje zasada domniemanej zgody na pobranie. Czyli, jeśli za życia nie określisz, że nie chcesz, to na stole mogą zabrać to, czego potrzebują.    Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam :)   ... to dziś... czy jesteśmy w stanie pozbyć się cudzych sądów... dać głos intuicji?    Dziękuję za ważny cytat. Pozdrawiam :)   Różne rzeczy można przeczytać na temat organów, które ktoś po kimś dostał i które go zmieniły. Czy człowiek w takim razie umiera całkiem, skoro jakaś część jego... czy może jego energia życiowa zostaje rozmieniona? Czy może spokojnie odejść? Piszesz podroby, ja bym tego tak nie napisała, myślę, że organy to nasze narzędzia wzrostowe. Jeden dba, drugi... czasami tak dba, że potem zrobi wszystko (czarny rynek) żeby sobie wstawić nowe. No niestety, ale tak to wygląda, niezależnie od tego, czy na sali czy w piwnicy... na końcu tego procesu zawsze stoi jakiś wykształcony w kierunku... "lekarz"   Dziękuję za te kilka słów od Ciebie Pozdrawiam :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...