Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

na Polnym Młynie tylko wierzba stara
gdzie woda była teraz grząskie łąki
ruderą skrzypi koła zbrakła wiara
i nic nie leży jak powinno – z mąki
tyle co z męki pod niebem w padole
co kiedyś panu siedział na cokole

może to kara jaka lub choroba
by z wód Morawki za coś tam lub za nic
ciąć wietrzne drzewce na ogień i bogać
w kotle się smażyć za rozbiórkę tamy
bo chłód był tylko niedoli przykrywką
wszak ludzie ludziom warzą ciemne piwko

a chłop wypije jedno potem drugie
i mu ochota najdzie jak po winie
by rwać jak pole szerokie i długie
tak też i było gdy na Polnym Młynie
wszystko popadło poza jedną wierzbą
odpowiedzialność jest chęci zależną

bo nikt na kacu – wszak codzienna dawka
grzała od rana aż starość z lusterka
puknęła w czoło - a skąd ta głupawa
że już się nie chce mi i tobie zerkać
i odejść trzeba z tej męki na mąkę
lecz czym zatoczyć wody większą mrzonkę

bo tam gdzie struga teraz trawy kłosem
i ciśnie z nieba bo wierzba pijaczka
wysysa taflę z kałuż pije rosę
i nosi młynem – i taka z nich paczka
że które zerwiesz drugie zaraz ginie
ostatnie z wszystkich co na Polnym Młynie.

-------------------------------------------------
od autora:
Polny Młyn – jakieś 2-3 km od Bartnik w prawo,
jadąc z Przasnysza.
Morawka – rzeka.

Opublikowano

Sokratex.; to udany tekst, w całości zanurzony w poezji - ale usytuowany w świecie na wpół
magicznym, czarodziejskim - kiedy wiersze Messaliny, realistyczne, z trzeźwym komentarzem narratora tworzą aurę poetycką bez tych zabiegów kaducznych. TAK zrobić potrafi dobry majster, naprawdę trzeba warsztatu by tak, jak on o młynach pisać.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Piękne, polskie obrazki, aż łezka się w oku kręci.
Czy wiesz Messalinie, że jeszcze parę lat temu też pisałem o
młynach, wierzbach, wsiach i ich swojskich mieszkańcach?
Własnie tak zaczynałem, i to właśnie wierszem o starym, opuszczonym młynie.
Pozwól, że go przypomnę:


Wodnik

Szepcząc dziwy w rzecznej toni
kiedy z liściem noc opada,
blady Wodnik księżyc goni,
ujrzeć go biada ci, biada!

Do palety tajnych łowów
barwę oczu twoich doda,
chwilę zadrży toń i znowu
wśród mgieł zaśnie martwa woda.

A choć zaraz pójdziesz dalej,
to za późno, bez nadziei -
Wodnik odtąd w wirów szale
myśli twoje będzie mielił

I rozpachną smutkiem drzewa,
białą mgłą świat wokół będzie,
wiatr w niej drogi porozwiewa,
dzień pod płotem zaśnie, zwiędnie.

Jeszcze ciało - twoim będzie,
lecz w nim kiedy noc nastanie
rosnąć będą dwa żołędzie:
obłąkanie, opętanie.

Sokratex - napiszę tylko tyle, ze zacząłem robić do Twojego wiersza muzykę
z ukłonikiem i pozdrówką MN

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dzień rozpływa się w szeptach  słońce wilgotnieje i gaśnie. Dotyka mnie kruchość drzew, wypełniam usta mleczną mgłą.   Jesteś tak blisko, używasz mnie… Zatopieni w sobie czerwienią bieli. A kiedy Twoje oczy błękitnieją  moje stają się czarne.!       :)                   
    • Myszkę powiesiłam, taka urocza jest:) niech sobie wisi:)

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Rafael Marius pleść wianki to każdy powinien umieć :)
    • Wchodzi on - Polityk- Polityczna Tłusta Świnia Koronkowa, kłamstwem nabłyszczony, wykarmiony na ludzkiej cierpliwości jak monstrum z promocji, które zjadło cały kraj i jeszcze pyta o deser. Skóra mu świeci jak szynka premium namaszczona budżetem, oczy lśnią krzywdą smażoną na głębokim oleju publicznych pieniędzy. Półki szepczą między sobą, drżąc jak przeterminowane sumienia: „Patrzcie! To ten, który otłuścił się na ludziach tak bardzo, że wózek go nienawidzi!” On nie idzie. On płynie - lawina krawatów, biurokracji i tłuszczu władzy. Każdy jego krok  skrzypi jak konstytucja po setce poprawek, wózek jęczy jak urząd pod jego cięzarem. Chipsy padają na kolana - bo wiedzą, że jego spojrzenie ma kalorii więcej niż one same. Jogurty płaczą w kubeczkach: „Nie zabieraj nas, panie, my jesteśmy tylko mlekiem, nie obietnicą!” Ser żółty topnieje, tworząc kałużę chciwości, gęstą jak miód z komisji śledczej. Banany wyginają się w paragrafy i paragrafiki, chcąc wyglądać bardziej praworządnie. Kiełbasy drżą jak wspomnienia budzetów, które „zniknęły przez przypadek” w jego kieszeniach - kieszeniach z czarnych dziur, zdolnych wciągnąć nawet dobre intencje. Kasjerki patrzą na niego jak na zjawę z zamrażarki moralności. Skaner nie śmie go zeskanować. Paragon, dotknięty jego palcem, zwija się w Ewangelię Znikającego Rabatu. A mop klęka i staje się Berłem Posadzki Zniewolonej - narzędziem jego foliowego panowania. Reklamówka otwiera swoje plastikowe usta i błaga: „Panie… nie wsadzaj mnie tam… już tylu przede mną nie wróciło…” Ryby w lodówkach zaczynają śpiewać psalmy o złodziejstwie, bo wiedzą, że dziś on jest ich jedynym świętym i jedynym katem. Puszki kukurydzy stukają jak zegary politycznej degradacji, ogórki w słoikach drżą jak ręce premiera po trudnym oświadczeniu. A on? Śmieje się. Śmiechem tłustym, wypasionym, jakby każda złotówka zamieniała mu się w dodatkowy plaster boczku. I ten śmiech przesuwa regały, gasi neony, sprawia, że butelki oleju ronią łzy kwasu tłuszczowego. Gdy bierze wózek -  ten klęka. Gdy wchodzi na dział z pieczywem -  bułki sypią się jak nadzieje narodu. Gdy przechodzi przy kasie, torty mdleją ze wstydu, a mleko zastyga w bieli czystej żałoby. I wtedy ludzie  - zwykli ludzie, z pustymi koszykami i wypłukaną godnością - patrzą na niego jak na tłuste nadużycie w ludzkim garniturze, na kulę chciwości, która zjadła wszystko, co dobre, i nawet nie beknęła. Patrzą i mówią szeptem, by nie usłyszał: - Chryste Panie… my naprawdę płacimy na tego durnia? A potem wybuchają śmiechem - takim mocnym, tak szczerym i bolesnym, że aż torty zaczynają klaskać, reklamówki mdleją, a chipsy śmieją się same z siebie. Bo groteska jest tak wielka, że aż pęka w szwach, a prawda tak tłusta, że nie da się jej zmieścić w żadnym koszyku.                
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ślicznie.     Rozumiem. A dla mnie to nostalgiczne wspomnienia z dzieciństwa. Ja też potrafiłem pleść wianki i nie tylko dla moich sympatii.
    • @Marek.zak1Nie wiem, czy dobrze sobie wyobrażam, ale zaczynam już widzieć podwójnie. :) W każdym razie - na pewno mieszka tu duch. :) 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...