Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

- To nie może być prawda. – Beata patrzyła na lekarza jak na kretyna.
- Ale jest.
- Co mi tu pan będzie! – uniosła się – Ja miałam miesiąc temu okres, to wykluczone!
- To się zdarza w pierwszym trymestrze. Proszę się uspokoić.
- Ile?
- Co ile?
- Ile płód ma dni.
- Trzydzieści dwa dni, jest pani w szóstym, prawie siódmym tygodniu ciąży.
- To nie może być prawda... – lekarz postanowił dać chwilę pacjentce na przyjęcie tej nowiny. Beata zmierzyła go od czubka głowy po kolana (resztę skrywało biurko) – Będzie pan o nas dbał? – zapytała drżącym głosem.
- Naturalnie.
- Bo wie pan... – Beacie zaczął się łamać głos.
- Wiem pani Beato, mam to zapisane w karcie. Tym razem wszystko wygląda w porządku. Będziemy robić częściej badania. Nie dopuścimy do jakiejkolwiek krzywdy pani dziecka. – Beata uśmiechnęła się do nowego lekarza, poleconego przez koleżankę. Faktycznie wydawał się być bardzo uprzejmy i wyrozumiały.
- Dobrze... dobrze... urodzę je. Teraz jestem gotowa – tym razem lekarz się rozpromienił.
- Bardzo cieszy mnie takie podejście. Zatem umawiamy się na za dwa tygodnie?
- Tak.
- Proszę się zatem zarejestrować na siedemnastego.

Beata dowiedziawszy się o niesionym w sobie życiu poczuła się tak, jakby dostała od życia drugą szansę. Jakby przychodziło zadośćuczynienie wszelkich poprzednich dramatów w jej życiu. Najpierw Robert - tragicznie zmarły ukochany brat, później Filip – jak nazwała swoje zmarłe dziecko będąc pewna, że był to chłopiec, następnie Mateusz, który nie istniał już dla niej. A teraz wszystko się miało odmienić. Wstąpiła w nią wielka siła nadziei i wiary, była pewna, że bez trudu przekona rodziców, że ta ciąża jest czymś wspaniałym.

- Co Ty mówisz córciu... – matka zbladła słysząc te wieści.
- Czy to nie wspaniałe?!
- Ale... jak Ty chcesz je wychować, bez ojca?
- Będę je kochać za dwoje! - matka zafrasowała się tym stwierdzeniem.
- A co z...
- Z czym?
- No, z pieniędzmi. Przecież nie zarabiasz. Czy Ty wiesz kochanie, ile kosztuje utrzymanie dziecka?
- To jest nieważne mamo, jeśli nie chcecie mnie tu w chwilę się wyprowadzam i zamieszkuję w Domu Samotnej Matki, tam w Matemblewie. Przyjmą mnie. Mam się już umawiać?
- Nie wygaduj bzdur!
- Mamo, ja tylko chcę szczęścia dla mojego dziecka – odparła Beata. Była tak rozanielona, iż Joli przez chwilę przyszło na myśl, że córka zażyła jakieś tabletki i teraz ma urojenia.
- Dobrze się czujesz skarbie? - spytała by się upewnić.
- Tak mamo, wspaniale – rzekła z uśmiechem.
- Ja powiem tacie a co z Mateuszem? Wie już? – Beata poczuła, jakby dostała pięścią w żołądek – Chyba masz zamiar mu o tym powiedzieć? Ma prawo wiedzieć, poza tym będzie musiał płacić Ci alimenty, nie wywinie się tak łatwo.
- Nie chcę go znać.
- On ma pieniądze! A one są potrzebne do szczęścia Twojemu dziecku, rozumiesz?
- Nie chcę...
- To ja do niego zadzwonię.
- Nie!
- No już, córciu, uspokój się. Usiądź sobie.


Jola długo musiała namawiać córkę, by ta w końcu zrozumiała, że powiadomienie Kubickiego o dziecku to jednak słuszna decyzja. Po kilku dniach namysłu postanowiła się z nim umówić.

- Tak, słucham? – Mateusz był zajęty pracą i nie zauważył nawet jaki numer mu się wyświetlił na telefonie.
- Cześć.
- Beata? Cześć! Co u Ciebie? Chcesz się spotkać? Musimy porozmawiać.
- Tak, musimy porozmawiać.
- To świetnie, kiedy masz czas?
- Teraz?
- Poczekaj teraz mam..., za godzinę, w naszej kawiarni?
- Dobrze.
- Tak się cieszę kochanie.
- Pogadamy na miejscu, cześć.
- Pa!

Mateusz przez cały czas od rozstania starał się nie myśleć o Beacie, ale nie był w stanie. Inne kobiety, owszem, cieszyły oko, ale co z tego? Która z nich potrafiła jednym uśmiechem zmusić go do czegoś, czego nie chciał? Która jedną miną rozbawiała go do łez? Która zaszyła się w jego wnętrzu tak głęboko, że nie można było o niej zapomnieć? Nie znał drugiej takiej. Jeszcze nie czuł, że jest w stanie zmienić swoje życia całkowicie, dla Beaty, ale chciał spróbować. Teraz, gdy jak się spodziewał, chciała dać mu szansę nie mógł jej zawieść.


Wszedł do kawiarni i od razu ją wypatrzył. Siedziała spokojnie i wyniośle, ze wzrokiem utkwionym w czymś nieistotnym. Odgarnęła kosmyk włosów z czoła i poprawiła się na krześle – ujrzała go kątem oka. Uśmiechnął się do niej.

- Cześć, pięknie wyglądasz.
- Hej. Siadaj. – Mateusz z trudem przyswajał jej surowy wyraz twarzy. Dopiero z bliska spostrzegł w niej coś chłodnego skierowanego w jego stronę.
- Jak się czujesz?
- Dobrze, że pytasz. O tym właśnie musimy porozmawiać.
- Coś się stało?
- Tak – Beata spuściła oczy na filiżankę kawy, którą jej właśnie podano – pijesz coś? – odsuwała temat, bo nie miała pojęcia jak zareaguje na tą wiadomość.
- Poproszę to samo – rzucił do kelnerki – co się stało? – wpatrywał się w Beatę i próbował z jej twarzy odczytać cokolwiek, co by umożliwiło mu rozeznanie się w sytuacji.

Jednak ona nie potrafiła od razu mu tego wyjaśnić. Mieszała kawę i zastanawiała się, czy na pewno dobrze robi. Może matka się myli? Może da sobie radę sama, po co mu mówić, niszczyć życie? Kontrolnie spojrzała na niego, jakby badając, czy jest gotowy na udźwignięcie ciężaru, jakim jest ojcostwo. Jest przecież dorosły – myślała – powinien sobie z tym poradzić, ma chyba w sobie tyle odpowiedzialności.

- Powiesz mi? – niecierpliwił się Mateusz. Kelnerka zdążyła podać mu jego kawę. – Proszę Cię, powiedz mi, coś się stało?
- Jestem w ciąży. – Mateusz zatrzymał filiżankę w połowie drogi do ust i mało nie rozlał kawy. Pospiesznie ją odstawił i nerwowo poprawił krawat. Po chwili, gdy ta informacja w pełni doszła do wszystkich części jego mózgu uderzył ręką w stolik (przewracając bukiecik z suszków).
- To wspaniale! – krzyknął – Będziemy mieli dziecko! – swoim wybuchem radości skierował na siebie uwagę niemal wszystkich w kawiarni.
- Ciszej – upomniała go Beata.
- Ale to cudowne! Tak się cieszę skarbie, będziemy teraz razem...
- Nie.
- Co nie?
- Powiedziałam, że ja jestem w ciąży, nie Ty. Sama wychowam dziecko – takiej wiadomości się nie spodziewał. Sądził, że to tylko wzmocni więź między nimi i przeszłość pójdzie w niepamięć.
- Ale to też moje dziecko. Nie możesz mi zabronić...
- Będziesz je mógł odwiedzać.
- Tylko tyle?!
- Będziesz je współutrzymywał.
- Ale
- Żadne ale Mateusz, nie udawaj mi teraz wiernego, zakochanego męża. Nie potrafisz być wierny i my Cię nie chcemy. Nie jesteś gotowy na trwały związek a tym bardziej na bycie odpowiedzialnym ojcem – Mateusz poczuł się dotknięty tymi słowami. Sugerowała, że jest nieodpowiedzialny jak jakiś dzieciak?! – pytał siebie.
- Chcesz powiedzieć, że
- Że nie wracam do Ciebie. Chciałam tylko żebyś wiedział. Jeśli chcesz to nie ukrywam, że z radością przyjmę od Ciebie pieniądze na dziecko. Wydam je oczywiście tylko i wyłącznie na nie. Nie potrzebuję Twoich pieniędzy dla siebie.
- Zmienię się...
- Nie Mateusz, nie potrafisz. A ja nie chcę żyć z kimś takim.

Siedzieli przez dłuższą chwilę w kompletnej ciszy. Co chwilę upijali z filiżanek swoje kawy i starali się unikać swojego wzroku.

- Możesz pić kawę? Nie szkodzisz naszemu dziecku? – spytał nieoczekiwanie. Beata zrobiła wielkie oczy, ale potem spokojnie odpowiedziała.
- Nie, piję żeby podnieść sobie ciśnienie. Lekarz powiedział, że od czasu do czasu mogę. Dbam o siebie i o dziecko, nie bój się. Nie pozwolę, żeby stała mu się jakakolwiek krzywda. Będzie nam dobrze u moich rodziców.
- Przecież tam prawie nie masz dla siebie miejsca a co dopiero na dziecko!?
- Jakoś damy sobie radę. Najważniejsze, że będzie kochane.
- Nie Beata, najważniejsze jest, żeby moje dziecko miało w życiu wygodnie.
- Czyli będziesz na nie łożył?
- Oczywiście! Za kogo Ty mnie miałaś?
- Dobrze. To jeszcze kiedyś porozmawiamy a teraz muszę już iść.
- Czekaj, kiedy idziesz do lekarza? Chcę wiedzieć co z dzieckiem.
- Jak chcesz... – Beata chwilę zastanawiała się, czy to dobry pomysł, ale ujrzała czułość w jego oczach – będę Cię na bieżąco informować o stanie dziecka. Teraz jest jeszcze maleńkie, ma dopiero dwa miesiące – odpowiedziała z uśmiechem. – Do zobaczenia – wstała i ruszyła do wyjścia.
- Mogę Cię odwieźć do domu!? – krzyknął jeszcze za nią w pośpiechu odliczając pieniądze za rachunek. Odwróciła się wciąż nie będąc pewna, czy to dobry pomysł.
- Możesz.



c.d.n.

Opublikowano

17tego -nie ten tego - siedemnastego
matka zafrasowała się nad tym stwierdzeniem - nad?
teraz ma jazdy - to chyba slang - nie znam tego języka, ale czy nie lepiej :"ma odjazd"?
Ja powiem tacie a co z Mateuszem - przecinek
że to jednak słuszna decyzja - powiadomienie Kubickiego o dziecku - zmieniłbym szyk
Kontrolnie spojrzała na niego- no nie wiem... może badawczo?
uderzył ręką w stolik (przewracając bukiecik z suszków). - a anwias po co?
- Ale - ...
– na te słowa Mateusz poczuł się dotknięty. - czy nie brzmiałoby lepiej: Mateusz poczuł się dotknięty tymi słowami?
- Chcesz powiedzieć, że - też bym dał ...
Przecież tam prawie nie masz dla siebie miejsca a co dopiero na dziecko!? - przecinek
Za kogo Ty mnie miałaś? sądzę że powinien zapytać w czasie teraźniejszym, ale się nie upieram
Pięknie się rozwija, wciągająca historia. czekam na c.d.

Opublikowano

córka zażyła jakieś tabletki i teraz ma urojeń.

jak zareaguje na tą wiadomość.-tę

Mogę Cię odwieść do domu!? - a nie odwieźć?

- Będziesz je współutrzymywał.
- Ale wielokropek?

świetnie piszesz, ale to już wiemy :) wszystko niby płynnie, a jednak są tak przeze mnie lubiane zwroty akcji, ciekaw jestem gdzie zmierzasz ;)

pozdr.

Opublikowano

dzięki Jay :) wielokropek już tłumaczyłam, urojenia to widać ja mam, wiadomość = hmm, a wiesz, nie jestem pewna jak jest poprawnie, akurat nad tym się zastanawiałam i przed wklejeniem zmieniłam na tą, jeszcze pomyślę, odwieźć... dobre :) dzięki!

cieszę się bardzo, że płynnie i że kręcę słusznie, a gdzie to wszystko płynie? nie wiem, sternik śpi :)

Opublikowano

Wprawdze opowiadanie robi się coraz bardziej schematyczne (to nie jest przygana tylko stwierdzenie, moje teksty też są schematyczne wiec nie czepiam się tego), ale nadal dobrze sie czyta. A to podstwa. CZłowiek ni zawsze ma siłe na czytanie jakichś ciężkich wywodów i wtedy rozrywa sie prz czymś takim.

pzdr

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Wiedziałem. I oby taka dalej była. W wieku nastoletnim różnie "niespodzianki" mogą się trafić. Niektórzy przechodzą w miarę bezboleśnie tak jak ja, ale zdarza się prawdziwa droga przez mękę.      Czyli tak zwane jeziora.
    • Jej oliwkowo zielone, lekko zmrużone, za zasłoną krótkich acz grubych rzęs, oczęta.  Wpatrywały się we mnie  z cichym uwielbieniem. Szybko doskoczyła, jeszcze nie ostygłym po niedawnym spełnieniu ciałem  ku mojej piersi. I złożyła na moich  zamkniętych na głucho ustach, pocałunek  zbyt lubieżnie gorący bym mógł nadal  ignorować z wyższością samca alfa  jej próby zwrócenia na siebie uwagi. Wczepiłem palce w jej ciemne pukle, dziś wyjątkowo pofalowane. Może to sen tak spokojny. Dziecięcy wręcz. Rozrzucił je na świeżej pościeli. A potem żar zespolonych ciał  nadał im tego nęcącego blasku  i kształtu morskiej fali.     Mając ją w ramionach  czasami zapominałem o całym świecie. Żyłem w jej blasku i cieniu. Dla jej głosu i ciepła słów miłosnych. Dla jej oczu. Wzroku anioła. Ona mną władała. Choć nie chciała tego. Chciała być. Leczyć mnie. Rekonstruować moją duszę. Z każdym dotykiem i pocałunkiem,  odrastało mi serce. Kiedyś wyjedzone przez mrok. Otoczyła je opieką i troską.     Nie musiałem mówić. Nasze myśli zawsze były jednością. Czasami śmiała się, że mnie usidliła magią. Zaklęcia z jej ksiąg,  pozwoliły mnie przywołać i ujarzmić. Czy kiedykolwiek chciałem od niej odejść? Przenigdy. Już nie migruję wśród leśnych mokradeł  i zapomnianych nawet przez szeptuchy bagiennych borów. Mroźny księżyc ma jednak potężny zew. Tej klątwy nie zakończy nawet moja śmierć. Więc przemieniam się w jej ramionach. Samotny wilk, który dzięki ludzkiej czarownicy, jest choć trochę zrozumiany. Poddany nie ocenie a wysłuchaniu.      Lecz pamiętam i te noc czerwcową przed laty. Gdy świeżo porzucony na skraju polany. Wyłem aż do utraty głosu. Padłem w wystające ponad ściółkę, korzenie prastarego dębu. Moje żale obudziły go ze snu. Schwycił mnie w swe starcze konary i umościł wygodnie na listowiu gałęzistych dłoni. Zapytał kim jestem. Samotnym wilkiem odpowiedziałem. Drzewa myślą i odpowiadają dość długo. Wreszcie odparł z wielką rozwagą. Nie wyglądasz na wilka. Bo kiedyś byłem człowiekiem, lecz pobratymcy z wioski  nałożyli na mnie klątwę. Wypędzili mnie z granicy siół. Stałem się bestią. Znasz ludzi? To podły gatunek.     Dąb zasępił się lub nawet przysnął myśląc nad odpowiedzią. Wreszcie odrzekł z powagą. Nic nie wiadomo mi o gatunku ludzi.  Młody to zapewne szczep lub plemię. Znam dobrze ptaki co zamieszkują przestworza i korony moich pobratymców. Znam ryby srebrzyste i prędkie co płyną w nurtach górskich i leśnych strumieni. Znam jaszczurki, pająki czy ślimaki  co wędrówkami swymi po korze. Wywołują łaskotanie i uczucie świądu. Znam łosie, jelenie czy dziki. Co chadzają w ostępy. Zniżają łeb w ukłonach  ilekroć widzą mą postać  przechadzająca się po lesie. Czasami rozmawiam z wilkami. O wolności. Lecz Ty nie wyglądasz  na szczęśliwego i wolnego.     Rzucono na mnie czar.  Klątwę, której ani czas ani pokuta nie zdejmie. Dąb znów długo myślał. Czar… klątwy… magiczne konszachty. Runy, pergaminy, konstelacje. Drzewa nie znają się na tym. My rośniemy w ciszy prastarych puszcz. W miejscach świętych,  dotkniętych jedynie stopą Pierworodnego. Naszymi braćmi są chmury i skały. Słuchamy pieśni wichru. A kołysze nas do snu  szemrząca dziko Atrubre. Pani wszystkich wód,  której źródło spłynęło z nieba przed eonami.     Ale znam kogoś kto mógłby zaradzić  na Twą niedolę dziwny wilku. Zabiorę Cię do czarownicy,  która może będzie potrafiła zdjąć klątwę. Las jest wielki i dziki. Pełen parowów i dolin. Nie zbadają go w połowie nawet  tak śmiesznie mikre łapy jak Twoje. Zresztą nieroztropnie byłoby wysyłać  Cię tam samopas. Zaniosę Cię zatem wilku. Ku dawnemu kręgu rady. Do magicznych wrót Dok Natt. Tam jest dom czarownicy. Mieszka w wysuszonym cielsku trolla. Ona będzie umiała pomóc.     I ruszył ku kniei  z moim ciałem uwięzionym  w gałęzistym uścisku. Dopiero szóstego dnia stanęliśmy u celu. Dąb wyszedł zza  ostatniego szpaleru świerków. Każdy z nich zaszumiał  w ich drzewnym języku, oddając hołd władcy lasu. Moim oczom ukazał się przepołowiony światłocieniem zmierzchającego słońca  krąg polnych głazów,  pokrywały je wyżłobione linie runicznych, elfickich zaklęć. W centrum okręgu stała budowla  prawie tak wysoka jak Dąb, Złożony z kamieni i księżycowego srebra  łuk Dok Natt.     Miejsce gdzie Pierworodny  śpiewał swym dzieciom  pieśń o powstaniu życia. Gdzie nauczył ich miłości i dobra. Bo zła wtedy w krainie nie było. Nie było elfów, ludzi ani krasnoludów. Był tylko Pierworodny, jego głos  i zrodzone ze śpiewu dusze. Ognie natchnienia. Które dały początek życiu. Dąb ułożył mnie delikatnie w kręgu. Dopiero wtedy dostrzegłem osobliwe domostwo na lewo od nas. Było to cielsko trolla. Zamienione w kamień. Naruszone eonami opadów i erozji, pełne wgłębień i pieczar, prowadzących wgłąb jego martwych trzewi. Jedno z nich prowadziło do domu czarownicy.     Dąb z zaciekawieniem  krążył wokół cielska trolla. Z pewnością kiedyś go znał. I nie myliłem się. Kelljoon Maczuga… pomiot magii  która zatruła pieśń. Zabił go przed wiekami Jannii, Bóg góry. Była to era jaką pamiętamy już tylko my, strażnicy lasu i skały górskich zboczy. W jego wnętrzu  uwiła swe gniazdo czarownica. Bywaj wilku. Obyś w świętym Dok Natt, odnalazł to czego szukasz  i zmazał klątwę swego rodu. Ludzi jak ich nazywasz. Odszedł w las a za nim udały się  dwa najwyższe świerki. A ja ruszyłem niepewnie do trollowej jaskini. By szukać ratunku. I znalazłem go w objęciach czarownicy.  
    • Witam - wiersz ciekawy Czarku -                                                                Pzdr.
    • @Berenika97   Bereniko.   dziękuję Ci za ten komentarz.   czytając go, miałem wrażenie, że ktoś otworzył okno w dusznym pokoju.   nagle powietrze zrobiło się lżejsze, a świat jakby się odrobinę uśmiechnął.   masz niezwykły dar widzenia rzeczy w ich prawdziwych barwach - nawet kiedy piszę o mroku.   Twoje słowa są jak taki mały, własny kubek ciepłej herbaty, niby  nic wielkiego, a jednak człowiek po niej wraca do siebie.     dziękuję Ci za to :)   bardzo :)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...