Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dawno temu ...


Andrzejek idzie do szkoły! Do pierwszej klasy!
Jest dumny. I ważny. Starszaki mu zazdroszczą. Tylko kilku starszaków idzie do szkoły.
Maluchy się nie liczą. Są głupie. I Małe. I bawią się lalkami i pluszowymi misiami. Grażynka, siostra Andrzejka też jest w maluchach i bawi się lalką.
Andrzejek od teraz będzie duży. I mądry. I już od dawna nie bawi się głupimi lalkami. Jest mądrzejszy od Grażynki.
Pójdzie do szkoły. Będzie miał tornister. Prawdziwy. I nowe kredki. Stare się nie nadają. Są pogryzione i połamane. To wstyd z takimi kredkami iść do szkoły. Będzie miał nowe. Na pewno. Tatuś mu kupi. Bo tatuś zna się na kredkach. Bo tatuś rysuje i maluje. Nawet mamusię namalował. Wszyscy sąsiedzi oglądali. Tatuś kupi Andrzejkowi najlepsze kredki. Nowe. W kolorowym pudełku. I ślicznie zaostrzy nowe ołówki. Scyzorykiem.

Mamusia kupiła Andrzejkowi zeszyty do szkoły. W kratkę do rachunków. I w linie do polskiego. I elementarz. I książkę do rachunków. I książkę do plastyki. I drewniany piórnik z przegródkami i zasuwką. Zasuwka tak fajnie się zasuwała i odsuwała. Aż przyciął sobie mały palec. Trochę bolało. Ale nie ważne.
I temperówkę. I gumkę „myszkę”. Fajna. Jak ją się rzuciło na podłogę to podskakiwała. W różne strony. Nigdy nie wiadomo w którą. Naprawdę fajna. Od ścian też się fajnie odbijała. Andrzejek dostał małego klapa w pupę. O mało nie stłukł wazonu. Kryształowego.
Tatuś nareszcie kupił Andrzejkowi kredki. Prawdziwe. W blaszanym pudełku. Tak fajnie brzęczały. Nikt takich nie miał. I pędzelek. I farbki. Też w blaszanym pudełku. Ale wcale nie brzęczały. Szkoda.
Andrzejek dostał tornister! Żółty! Skórzany! Z dwiema przegródkami w środku. I dwiema kieszonkami na zewnątrz. Zapinany na pasek ze sprzączką. I na dwa błyszczące „żelazne” zatrzaski. Z kluczykiem! Ale tatuś zabrał kluczyk. Powiedział, że kluczyk może się zaciąć. I jak wtedy Andrzejek wyjmie zeszyty. I kredki. Taak... Lepiej żeby tatuś schował kluczyk. Tak żeby się nie zgubił.

Dziś Andrzejek idzie do szkoły. Z tatusiem. Ma nowe buciki. I spodnie. I koszulkę zapiętą pod szyję. Okropnie nie lubi guzików pod szyją. Ale wytrzyma. Bo idzie do szkoły. I marynarkę. Bardzo nie lubi marynarki. Bo nie może machać rękami we wszystkie strony. Ale wytrzyma. Na plecach ma ŻÓLTY TORNISTER z książkami i zeszytami. I piórnikiem i kredkami. Kredki i piórnik tak fajnie brzęczą. Andrzejek wysoko podskakuje. Żeby wszyscy słyszeli. I z całych sił macha workiem z kapciami. Żeby wszyscy widzieli. I wszyscy słyszą i widzą. Andrzejek IDZIE DO SZKOŁY! NAPRAWDĘ!

Andrzejek nie pamięta co było na polskim i na plastyce. Bardzo dobrze pamięta za to matematykę i rachunki. Wszystkie dzieci uczyły się liczyć. I dodawać. Andrzejek umiał. Tatuś go trochę nauczył. Niektóre dzieci też już umiały. Uczyły się na jabłkach. Tych prawdziwych i narysowanych. Prawie wszyscy mieli jabłka na śniadanie. Tylko jedna dziewczynka miała gruszkę. Jedną. To za mało żeby liczyć. Potem Pani pokazała jak się pisze jeden i dwa i trzy. I wszyscy pisali w zeszytach. I jak się pisze „dodać” i „równa się”. I napisała „1 + 1 = 2” i „1 + 2 = 3” i „2 + 1 = 3”. A potem wytarła tablicę. Napisała od nowa ale trochę inaczej i bez tego co było po „równa się” Kazała przepisać do zeszytów i policzyć. Andrzejek przepisywał i liczył. I coraz bardziej przechylał główkę i cały przekrzywiał się z przejęcia. Napisał i policzył wszystko. I sprawdził na paluszkach. Zgadzało się. Dumny oddał zeszyt Pani.

...Pani powiedziała, że Andrzejek dostał „dwójkę” (dziś to jedynka) bo krzywo napisał „dodać”. Policzył dobrze ale „dodać” napisał tak jak się pisze „razy”. Zrobiło mu się wstyd i smutno i niesprawiedliwie i strasznie. Bo pierwszy dzień w szkole i ŻÓLTY TORNISTER i nowe kredki w brzęczącym pudełku i piórnik i ta okropna „dwójka” i wszystkie dzieci widzą i słyszą. I pani wcale nie powiedziała, że jak się krzywo napisze „dodać” to będzie jakieś „razy”. I w ogóle nie wiedział co to jest „razy”. W rachunkach.
I Andrzejek rozpłakał się. Bo w dodatku „razy” bardzo źle mu się kojarzyło.
Dobrze wiedział, że kilka „razy” w pupę dostawał wtedy kiedy zrobił coś niebezpiecznego lub niemądrego. A czasem gdy tatuś bardzo zdenerwował się na Andrzejka. Co może być niebezpieczne już mniej więcej wiedział. Miał większe problemy z określeniem tego co jest głupie. I na ogół dowiadywał się o tym dopiero od tatusia poprzez kilka „razy” w pupę.


- Dobrze pamiętał kilka „razy” w pupę za podkradanie, oczywiście z kolegami ogórków i marchwi z ogródków działkowych i deptanie grządek przy gwałtownej ucieczce.
- Dobrze pamiętał kilka „razy” w pupę za to, że razem z drugim Andrzejkiem (przyjacielem) zupełnie przemoczyli nowe ubranka. Wszystko przez deszcz który zaczął padać. Żaden z Andrzejków nie bał się deszczu ani wody. Aby to udowodnić obaj położyli się pod rynnami.
- Dobrze pamiętał kilka mocnych „razy” w pupę za to, że razem z młodszą siostrą Grażynką oraz przyjacielem, też Andrzejkiem, i jego siostrą Ewą poszli zimą na basem. Poślizgać się. Wszystko byłoby dobrze gdyby lód się nie załamał. Pod Grażynką. Na szczęście woda w brodziku była płytka. A Grażynka była dumna i bardzo uparta. Powiedziała, że nie boi się zimnej wody i nie dała się wyciągnąć. Oczywiście nikt nie bał się zimnej wody. A zwłaszcza chłopaki. W końcu cała czwórka w zimowych czapkach, szalikach, ciepłych paltocikach, rajtuzach i butach taplała się w lodowatej wodzie.
- Dobrze pamiętał kilka „razy” w pupę za to, że razem z kolegami przy zabawie w „Robinhuta” strzelał z własnoręcznie zrobionej procy do kotów oraz bażantów które czasami uciekały z bażanciarni. Z bażantami to "wogle" była fajowa zabawa. Można było się do nich skradać i czołgać nawet w pokrzywach. Chłopaki nie boją się pokrzyw. Ale zawsze powoli odchodziły a potem odlatywały ostro w górę by nagle spaść gdzieś w krzaki. I znowu można było się skradać. Albo włazić na drzewo, Andrzejek świetnie po nich łaził, do gałęzi na której jakiś siedział. I gdy już już można było złapać go za nogę to uciekał. Albo zakradać się do bażanciarni przez własnoręcznie zrobioną dziurę w ogrodzeniu. Nigdy nie wydało się kto robił te dziury.
- Dobrze pamiętał kilka „razy” w pupę za strzelanie do kolegów z łuku zrobionego z patyka i sznurka przy zabawie w „indianów i kombojów”. Łuk łatwo było zrobić. Gorzej było z pistoletem albo karabinem. Jurek wystrugał sobie z drewna. Na górze miał rowek i gumę. Ale strzelał gorzej od procy. „Lewolwera” nikt nie umiał zrobić.
- Dobrze pamiętał kilka mocnych „razy” w pupę za to, że razem z przyjacielem (Andrzejkiem) robili kupę z wysokiego drzewa prosto na ścieżkę. Nikt nie mógł ich dosięgnąć bo siedzieli na cienkich gałęziach. I nikt nie miał tak wysokiej drabiny. Z bardzo dużymi oporami zeszli z drzewa dopiero wtedy gdy tatusiowie wrócili z pracy.
- Dobrze pamiętał kilka bardzo mocnych „razy” w pupę za to, że razem ze starszymi kolegami zakradli się i przewrócili budkę wartowniczą otworem do dołu. W środku był żołnierz pilnujący zbrojowni.
- Bardzo dobrze pamiętał kilka naprawdę bardzo mocnych „razy” w pupę za to, że razem ze starszymi kolegami zakradli się na teren zbrojowni by ukraść trochę „kulek” albo najlepiej „bombe”. Przez podwójne trzymetrowe ogrodzenie z drutu kolczastego ze ścieżką wartowniczą pośrodku!!! Jurek doszedł nawet do drzwi budynku. Ale go złapali. Reszta (w tym oba Andrzejki) uciekła. Ale i tak się wydało. Tatuś przez to nie dostał awansu. I kilku innych tatusiów także. A tatuś Jurka został zdymisjonowany.

Andrzejek bardzo dobrze pamiętał te wszystkie „razy”. A także wszystkie inne. Bo miał naprawdę dużo różnych przygód. I wstydził się okropnie i czuł pokrzywdzony, przecież dobrze policzył - nawet Pani powiedziała, i okropnie się bał. I płakał i pochlipywał. I „wogle” nie pamięta jak wrócił do domu. Ale pamięta, że w domu mamusia i tatuś powiedzieli żeby się nie przejmował. Bo uczeń bez „dwójki” to jak żołnierz bez karabinu. A przecież żołnierz to nie byle kto! I, że jak będzie prosto pisał „dodać” to będzie dostawał same „piątki”. Od tej pory Andrzejek zawsze prosto pisze „dodać”. I wreszcie dowiedział się co to jest „razy”. W rachunkach.

Opublikowano

Sympatyczne opowiadanie tylko troche przeszkazdaja te krótkie urywane zdania.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Troche też przeszkadza w czytaniu to ciagłe powtarzanie "Dobrze pamiętał kilka „razy” w pupę".

Takie nauczycielki, jak ta z opowiadania nie powinny pracować w szkole, zetknałem się z podobnymi w podstawówce i troche o tym wiem. W pierwszej klasie miałem nieodpowiednie z zachowania tylko daltego, że poszedłem zobaczyc sale gimnastyczną, gdzie nauczciel od WF-u przegonił mnie używając mało wybrednego słownictwa. A kiedy zostałem pobity nikogo to nie obchodziło. Dlatego własnie chodziłem tam tylko semestr.

A zeszytu n igdy nie prowadziłem porzadnie, pisałem krzywo, robiłem brzydkie szlaczki i wogóle nie przywiązywalem do tego najmniejszej wagi. Takie ozdobniki były dla mnie bzdurą. Dlatego tez ciagle obnizali mi oceny mimo, że uczyłem sie nieźle.
Opublikowano

Starałem się opisać świat 7-8 latka jego własnym językiem. Stąd właśnie krótkie, urywane zdania. Dzieci w tym wieku raczej nie budują zdań długich a tym bardziej złożonych. Poza tym dość często używają wielokrotnych powtórzeń.
Widzę, że odebrałeś ten tekst bardzo osobiście. Nie spodziewałem się, że ktokolwiek zareaguje w ten sposób. Odbieram to jako wyjątkowy wyraz uznania.

Opublikowano

Z tymi zdaniami to sie domyslałem. ale chciałem sie upewnić.

W szkole podstawowej miałem różne dziowne doswiadczenia z kadrą, może nawet napisze cos o tym wykozystujac stare uwagi z dzienniczków, tych uwag było niemało (kilkadziesiąt),a wiekszość nie miała najmniejszego sensu.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Moje marzenie to gwiazdy Świat bez lustra, w którym kocham ciebie i ciebie W moim śnie nie mam nic na własność Dzielimy się szczęściem, biegnąc ku Niebu   I nie świecimy już samotne Szukamy innych, by dawać blask I już nie toczą się żadne wojny Odżywa ziemia i wiara w nas   Moje marzenie – złączyć się z Bogiem, bez telefonów, konsol, tiwi Moje marzenie – śmiać się z ex-wrogiem To jecer hatow Nie ten, co ma kły   I nie świecimy już samotne Razem wracamy w ogrodu blask Już jecer hara nie stawia stopni Wreszcie widzimy prawdziwy świat  
    • Jesteśmy chwilą W chwili Przez chwilę ... Mamy w sobie byka Miewamy - motyla   Potrafimy śmiać się, kląć, żałować Przez lata pamiętać czyjeś puste słowa A prawda jest taka, że nie warto:  cokolwiek rozdadzą - taką też graj kartą   Każda nowa chwila to świat całkiem nowy Stworzony naprędce Świeży, kruchy, prosto z twojej (?) głowy   Dziś chmury są lżejsze. Nie ma samolotów Kawiarnie - mądrzejsze - nie ma tylu trzpiotów szukających przygód,  wieszczów i potworów Wszyscy siedzą w domach: sercowych komorach   Moja - tętni mocno Ukrywanym życiem. Miłość-bycie-rozkosz-nie ... Raz. Na całe życie.  
    • Możesz przekomarzać się z czasem, możesz go zwalczać, możesz pilnować, by nic mu z siebie nie dać.  Żadnych kompromisów.  Bywa, że stracony zakrada się bezsenną nocą by sprawdzić, czy jesteś dostatecznie oblany zimnym potem. Masz dreszcze - myśląc o cherubinach przybywających punktualnie o 'godzinie śmierci naszej amen'?  Nic cię nie uspokaja. Ja też czasem nie myślę prozą.   Utknęłam w pętli czasu gdzieś, na ławce oblanej ciepłym wrześniowym słońcem.  Myśląc o niczym. O tym, że zawsze tak samo ... rozmyślam o niczym. Z nadzieją, że to się nie zmieni. Nawet, gdy zmienię ławkę. I cały park.   Mijają mnie ludzie niosący ze sobą różnorodność - jak nosi się torby i apaszki.  Czym się różnią? Dwukropek.  Przeżyli już wszystkie możliwe śmierci.  Rozważają wysokość kary piekieł za niepopłacone rachunki, soboty bez wyjazdów czy ewentualność rozwodu.  Są świeże połogi I sytość po "ostatniej" wizycie u kochanki.  Są także aberracje, apostazje i inne przejawy elokwencji rodem że słownika wyrazów niemalże obcych.  Czytasz coś teraz, czy tylko gejmingujesz?    Ulice służą do zwiedzania.  Nawet jeśli chodzi się tą samą do pracy przez 40 lat.  Kupuję sobie tort. Zapalam jedną świeczkę. Marzę wdychając Nowy Świat.  Przecieram szyby oczu.  Nikt nie podziela mojego zdumienia: Jesteśmy. Nieważne kim, nieważne, po co.  Przytulamy się - niezdarnie czując COŚ. Do końca życia pozostało jeszcze ...   To nie ten peron. Wracam do siebie. Starannie przygotowuję samotność do snu: gorący prysznic, szklanka whisky i łyżka dziegciu.  Rozczarowaniem ścielę łóżko: miał być szampan, upadek, po nim wzlot  i ''ten ktoś,'' ... a jest tylko fantom ze wstrzymanym oddechem.   
    • Umówić się na randkę z losem pod sękatym baobabem przeznaczenia i zerwać zakazany owoc... Natchnienie? 
    • @Konrad Koper   Dobre.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...