Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


napisałaś ironicznie, żeby nie powiedzieć, że Twoja wypowiedź ocieka sarkazmem.
tymczasem tak jest. ten opary jakie wydobywają się z mózgów i wyciekają na kartki papieru niekoniecznie mają jakąkolwiek wartość. mogą tylko zaspokajać własne ambicje.

a grafomani? - z pewnością grafomani. aczkolwiek nie twierdzę, że grafomania pojawiła się teraz, istniała zawsze i wszędzie.
Opublikowano

no tak. dużo w tym racji, przynajmniej z mojego czysto subiektywnego punktu widzenia. piszę pierdoły wymykające mi się od czasu do czasu bez zadnych wyższych pobudek (czym przecież poezja powinna się charakteryzować), a)żeby potrafić sobie wmówić, ze jak umrę to coś tu zostanie b)żeby różnić się czymś od moich znajomych (czyt. żałosna walka o zachowanie pseudooryginalności) c) żeby popisać się czasem jakąś kretyńską formułką d) żeby mieć usprawiedliwienie, kiedy za kilka lat ktoś mi powie, ze niczego w zyciu nie osiągnęłam ('halo, przecież jestem poetką! mnie się powinno wybvaczać takie rzeczy!'). naprawdę tak jest, ale zdaje sobie z tego sprawę.
ale przecież poezja w internecie to tylko namiastka (a może i to za duzo powiedziane) tego, co powinno się rzeczywiscie poezją nazywać. a wciąż istnieją poeci piszący rzeczy dobre i ważne. pozdrawiam serdecznie - a.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




poezja musi mieć sens ponieważ w przeciwnym razie staje sie bełkotem
tak zresztą jest z każdą dziedziną sztuki , malarstwo , proza etc .
są oczywiście tacy którzy temu zaprzeczą , więcej znajdą nawet 100 argumentów aby bronic swojej tezy
wyjdzie nam z tego taka sytuacja jak w 1998 ( daty nie jestem pewien ) New York nowo otwarta galeria grupa notabli ze znawstwem kontempluje konstrukcje z rurek i desek dyskutując o niezwykle konsekwentnym zamyśle autora itp. itd .
nagle zdenerwowany dyrektor galeri wpada tłumacząc sie i przepraszając za robotników którzy nie zdążyli usunąć rusztowania
swoją droga chciałbym zobaczyć miny tych znawców " sztuki " - budowlanej he he he

Marcin Cecko ?? hmmmmm nie mnie sadzić o jego talencie , widze natomiast pewne podobieństwa więc chyba go troszeczke naśladujesz albo vacek i marcin to jedna osba - hahahahahahaa
bardzo karkołomna hipoteza

a po za tym mam propozycje abyś porzucił swoje wielkomiejskie frustracje i przestał sie tak panicznie bać tego że możesz nie mieć racji
chłopie żyje sie tylko raz - bądź zimny albo gorący ale nigdy mdły i byle jaki

to tyle z mądrości życiowych

kop
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


piękne słowa — tylko gdzie ten sens? jak dotąd odbijanie piłeczki tylko, natomiast brak konkretu

jeśli chodzi o sens logiczny, to ja się zgadzam, co do wierszy — poezja to co innego, jak dowodzą i mądrzy i ci trochę głupsi (np dyskusja poniżej), ale mnie się wydawało, że autorowi posta chodziło o sens wyższy, czytaj: cel

kolega zapewne pije do pewnej okładki pewnego pisma — szczerze powiedziawszy, nawet nie widziałem na własne oczy tej przyczyny sensacji — przede wszystkim dlatego, że nie siedzę w „elitach” warszawskich, szczerze mówiąc, nawet nie wiem, jak Cecko wygląda (Boże, przebacz bluźnierstwo), nie wiem jak kształtuje się historia narcyzmu Cecki, mój sięga czasów wczesnolicealnych, więc o naśladownictwie trudno mówić, ale skoro tak uważasz
propozycja godna jej autora, czy to początek, czy koniec argumentów?
a czy kolega słyszał o takim pojęciu jak istotność?

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Choćby najwyższy sąd tu zadziałał  To familijną będzie tak sprawa Nazwisko nieznane ród rozwiedziony  A co ważniejszym jegomość to sprawia Data nieważna koledzy klapą  Małpą odchaczyć a na przybitkę uderzyć łapą   Wywód bez końca poprowadzony Rodowód zwodu już wywiedziony
    • @infelia dziękuję bardzo jestem marzycielem może ktoś kiedyś?
    • @infelia dziękuję bardzo za miłe słowa pozdrawiam serdecznie 
    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...