Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Asica Szalonek

Użytkownicy
  • Postów

    44
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Asica Szalonek

  1. pachnie mi wanilią ale mało w tym wanilii drżenie kolan w oczach cały ten tłum ze wszystkich stron chwytają się za głowy testosteron buszuje na koniuszkach korków cieszymy się albo wyzywamy w myślach roztrzaskuję czaszki piłkarzy pachnie mi wanilią i ten ciepły płomyk którym mogłabym się dzielić z ludźmi o brązowych oczach i jasnych sumieniach jest tu chyba na darmo stada stóp na trawie sterują ciałami węszą nam w głowach ślepe zapatrzenie w zaszczytne bieganie pachnie mi wanilią i czerwcowe noce są naprawdę czerwcowe ciepło i bażanty wciąż niepocieszone tak mało z nich słychać bardzo gryzą się świeczki ze wrzawą jaskini zmuszam się do śmiechu tak powstaje radość już umiem przeklinać cieszę się gdy trzeba gaszę świeczkę i szukam człowieka
  2. przede wszystkim planowałam radość i bardzo dobrze było się uśmiechać na wspomnienia zapachu olejków różanych i nabrzmiałych kiści winogron później wiosna okazała się bublem lato było ciemne i deszczowe tylko modlitwy pozorowały jakikolwiek sens tłukliśmy się owocnie ziemia wypuszczała coraz twardsze drzewa coraz bielsze kości zdejmowałeś pociesznie pióra z hełmu najgorzej gdy przychodzi co do czego i ganiamy się po poligonach atomowych słońce wplata się w pofarbowane włosy bardzo szybko spazmatycznie się kochamy i opuszczamy głowy w chwilę potem potem nie pachniemy prawie wcale kwiaty w mgiełce obiecują nam powroty ale nie mam zaufania do ustaleń
  3. przeraża mnie ten przerdzewiały metal podpórki grząznące w pyle i takie rozgrzane słońcem bo było słońce i przeraża mnie jeszcze śmierć wtopiona w kryształy ciężkie szklane tabliczki nn a poza tym kiedy widzi się te zdjęcia ludzi ich przystojne twarze i myślę sobie Boże jak to się mogło dziać w ten sposób jak to dobrze że działo się wtedy więc kiedy się je widzi to w najdziwniejszy ze sposobów puchnie jakaś wiara i dusza puchnie w sposób nienazwany ja nie znam historii historia przeraża i tylko kilka wyobrażeń rannych syczących z bólu w super ważnej sprawie nawraca w kierunku pradziadków i ich wielkich marzeń kiedy w końcu będzie można zacząć żyć normalnie
  4. nie dojrzysz we mnie ani grama cienia tego którym co noc idzie wymiotować na drogach od fragmentu przestrzeni do końca czasu ani grama cienia nie zwąchasz ze mnie ani nuty żalu wydłubanego z tej miseczki czaszki osadu żeber ostygłych samotnie bez twojego ciała ani nuty żalu nie skroplisz nosem czerwonym od światła nie stłuczesz we mnie ani jednej głoski która by była czymś więcej niż fałszem bo tylko do tych masz wstęp po pijaku jęzor się wpija w baramy jednej głoski szukamy siebie na śmierci za lasem i tylko tobie nie mogę wykrzyczeć się z braku
  5. wiesz oni wszyscy tak naprawdę bardzo mało są ważni i chociaż kiedyś nawet siadywali z namysłem w oknie bali się ciemności i pili na umór i były to strachy prawdziwe jak dłonie kochali bardzo mocno aż do rdzenia byli wcale normalni i nie śnili może że zapadną w pamięć tak głęboko oni mimo wszystko prawie się nie liczą nie ma ich tutaj nie było nie będzie nigdy nie widziałam ich białego płótna to tylko duchy zręcznie wymyślone tak jak się kiedyś wymyśliło boga sądząc po czynach (rzekomo to czyny) i tak to właśnie ty patrząc na obraz widzisz człowieka jak ucina ucho pije terpentynę i jest nieszczęśliwy ten człowiek nie żyje i żaden z nich się nie liczy nie ma ani jednego boga goyi vermeera maneta picassa muncha i witkiewicza nie ma ich zupełnie nie rozmawiajmy o nich nie malujmy świata
  6. oto jestem ja i nie znam historii ludów trochę dalej niż szerokość ramion krain pachnących opium czy uranem nie wiem nic o ich losach tajemniczych kobiet jeszcze nie widziałam w ich najczystszej formie ciemnych zegarmistrzów o błyszczących oczach nie znałam - cóż przede mną kryła ich historia dość uczciwie oto jestem ja zielona ze złości że można tak nie wiedzieć i milczeć o świecie który kiedyś przecież może zmieniać biegi rzek czasów i orbit ale dalej nie wiem gdzie szukać korytarzy do wiedzy tajemnej chciałabym urosnąć nie przestawać rosnąć opleść kulę dziejów chłonnymi mackami mieć arsenał wytchnień na tragedie myśli uspokoić spuchnięte sumienie znakami
  7. najlepiej jest zapomnieć o kwestiach kluczowych oddzielić ziarno od plew i z plew upiec chleby posmarować je smalcem popić gorzką wódką zapomnieć o reszcie i wkupić się w siebie od jakiegoś czasu boję się tych ziaren bo dziwnie pęcznieją i coś się w nich budzi niektóre się palą inne wybuchają czarne huragany i białe pioruny urosną z nich smutki i spłyną depresje podzielą na pasy spazmatyczne mary oplotą nam głowy wkłują się do gardeł zaczerwienią rzeki znów według ustaleń więc trzeba zapomnieć zatłuc pamiętanie rzucić je przed wieprze troskliwie się upić zamknąć grube książki oczy uszy dłonie tańczyć jak wariatka i szydzić z przypuszczeń
  8. ale ty mnie nie słuchasz moja mała kretynko pchasz sie twardo pod bary cicho płaszczysz się wzrokiem nieme usta rozdziawiasz marzycielsko w przestrzenie i nie patrząc mu w oczy szepczesz - żubra poproszę nie ma w tobie pewności mój wątpliwy człowieczku siedziesz ciężko przy stole kiwasz w takt drżysz powieką sztucznie gniesz się w uśmiechy w garści ściskasz znów karty i nie patrzysz w ich stronę moja biedna kaleko jeszcze trochę się wahasz gdy całuje ją w usta sięgasz chwytasz podpalasz gniew wypuszczasz do góry skreślasz wkłady jezyków niewidoczną czeluścią może masz trochę racji - mówisz do mnie bezgłośnie
  9. no tak. dużo w tym racji, przynajmniej z mojego czysto subiektywnego punktu widzenia. piszę pierdoły wymykające mi się od czasu do czasu bez zadnych wyższych pobudek (czym przecież poezja powinna się charakteryzować), a)żeby potrafić sobie wmówić, ze jak umrę to coś tu zostanie b)żeby różnić się czymś od moich znajomych (czyt. żałosna walka o zachowanie pseudooryginalności) c) żeby popisać się czasem jakąś kretyńską formułką d) żeby mieć usprawiedliwienie, kiedy za kilka lat ktoś mi powie, ze niczego w zyciu nie osiągnęłam ('halo, przecież jestem poetką! mnie się powinno wybvaczać takie rzeczy!'). naprawdę tak jest, ale zdaje sobie z tego sprawę. ale przecież poezja w internecie to tylko namiastka (a może i to za duzo powiedziane) tego, co powinno się rzeczywiscie poezją nazywać. a wciąż istnieją poeci piszący rzeczy dobre i ważne. pozdrawiam serdecznie - a.
  10. są słowa i obrazy błękitno wiśniowe obłoki twojego dymu kiedy razem próbujemy zetknąć się powierzchniami i wnętrzami - światy zapadają się w słowach tylko one pomiędzy tym co ja a tym co prawda czucie moment - drżą mówisz mi o nich wszystkich jak żyli i umierali a w międzyczasie pili i kochali życie bladymi garściami po cichu spłaszczeni do wymiaru artysty usypiali w bezruchu a później wynosiliśmy ich na ołtarze piszesz o tej magii i jak wczuć się w świat żeby widzieć jak najlepiej spotykasz się z baudelairem pijesz rzadziej niż ja najzręczniej toczysz skręty wolno wykładasz siebie to takie oczywiste upychać te słowa i obrazy w wieczory dwoje ludzi kilka niemych duchów ciepłe zapachy kolory
  11. papierowe źródełko to wciąż tylko szarość przebijamy się gwałtem w tych kilka pooranych kartek wyrywanych dramatycznym gestem z półpełnych notesów brydżowych po piątej lampce ciężko jest zamknąć drgające usta różowe oczy dłonie gubiące kije bilardowe kiery trefle piki kara albatrosy listy niezmiennie durnych komitetów wyborczych dziury w drodze do domu ciężko jest to wszystko zamknąć i poprawić żeby zbiło się w jedną wstrząsającą całość bo coś się drze pod piórem - bardzo dziwnie piszę wiecznie nierównym szlaczkiem znów sikam do źródełka
  12. bardzo wielkie dzięki za konstruktywne komentarze :) cieplej się od razu robi. serdecznie - aśka
  13. zawsze zostają jeszcze łyki wina jak bezludne wyspy niemych oceanów szklanki i poczwarki wspinają się w przestrzeń odciętego zmrokiem kształtu Pewnej Pani a ona spogląda i nie zwykła mówić o oczywistościach najjaśniejszych nocach - twarde nogi stołów trzymają ją w ryzach Zbawczej Analogii drętwiejmy bo to jest jakieś dla nas ocalenie blaski głośnych muzyk półmrok odwrócenie
  14. nocne powroty obcymi drogami (dajmy na to z mławy do ostrowii i dalej na wschód, ciemno, chłodno) objawiają się śpiącą zwierzyną. dzieli się szosę na pół płaskim wykrzyknikiem kota, przeciwmgielne do wnętrza, pamiętam jak było miło a później przestało. koty budzą strach - zapominam o zwykłym kierunku puszyste kitki wiewiórek od dentystów wwiercających się w źródła najpierwszego bólu najpierw zapomniałam a potem wybiegły na drogi za całymi wiewiórkami. kiedy wraca się z miejsc w których dobrze być do tych, gdzie być dobrze to sztuka - trochę mąci się we łbie, mózg czarodziej rysuje faunę tak błogo i bezboleśnie uśpioną. wracam i włączam płytę stary hardrock 'miłość w biegu sztormy dźwięku wiatry zmian kochaj je albo zostaw kiedy dym opada w dół' palcem mokrym od drogi umartwiam muchy w papierowym kloszu
  15. mam zapach co pcha się pod wiatr - zamiast w ludzi i ciepłe stopy wciąż wbite w dno dłonie gładkie jak słowa ścielące się na dobranoc usta suche i ciche kiedy nie wolono im milczeć mam siedem ciężkich pamięci - promieni na klawiaturze skazanych fortepianów mebli na opał i brak siedzisz na obcej ławce i nie chcesz ani kawałka ducha ani kawałka mięsa - tylko grasz
  16. bruk zakręca za drogą schną łby ciepłych traw wiotkie przełyki gulgoczące późnym czerwcem kolorowe plamy liszaje poręczy bariery bezwonne ptasie kupki brodzimy sobie brzegiem jak tu ładnie - kłamiesz ponury szelest ortalionu mija - dym dopełnia kompozycję będzie nam tu dobrze niedawno otwarta cukiernia pachnie bułką z serem zapijaną mlekiem czarną kawą kotem bujanym fotelem muszę znowu umieć się uśmiechać - głośno spluwasz gęsta ślina skrzy się w słońcu jak to pięknie
  17. dużo zmieniłaby pewność tego wąskiego korytarza wprost do któregoś z niemych gwiazdozbiorów żeby być mogło trochę łatwiej kiedy już to co wcale nie jest wyrostkiem da o sobie znać jeszcze bardziej bo widzisz półmrok otwiera się na nas dość nieśmiało to takie dziwne umierać na placu pod pawilonem studentów medycyny i trochę niewdzięczne - trzebaby posiekać wieczór na niebieskie czerwone niebieskie i zapomnieć rozluźnić powieki stopy pięści pogodzić się z kilkoma tragicznymi faktami jak ten że nikt mi nigdy nie zbuduje piramidy komora grzebalna będzie pachniała wilgocią i tymi małymi czerwono - czarnymi cmentarnymi robaczkami
  18. to czego nie znam zawsze wpasowuje się w lęk blaknące radości litery sanktuaria międzystron i przerzutni pachnących eterem zawsze tylko cztery ściany z odrobiną zbrzydłej już zieleni klik klak klik wątłe dreszcze w cichych klatkach żeber reszta jest płatem który odpada od mózgu zmieniam się zwykle w potwora o bladej cerze i czerwonych oczach uciekam wracam złośliwie wkręcam się w światło i krzyczę to czego się boję zawsze w końcu poznaję najlepiej
  19. strugam zielone kule lepkim dłutem opuszków zapuszczam się jak najgłębiej we wnętrze zapach i smak chłodnym narzędziem języka przywracam ciężar powiekom śliną doklejam im wzory dwa zdania opowieści tafle uszu wyciągam jak najniżej najbliżej ziemi obdartej ze skóry nagość soli na skalp błądzi się tu bez żalu wchodzi stopami w bagna ciepła smrodu i miękko jeszcze się we mnie mieścisz
  20. lubimy naszych przyjaciół żarłoczne robaki ognia wkręcają się w przestrzeń wieczoru - żremy ile nam wlezie kręcimy się naokoło ociepla się nam podwozie suchym drewnem wierzbowym durne miny i słowa kilka fałszów w piosence dziwnie się nas ogląda żremy ile w nas wlezie - poniekąd zawsze jest ten czas kiedy niebo przebija się w głowy gigantem żartu i strachu wszystko to wciąż nieporadne i tak skrajnie znikome osiem osób w cuchnącej czwórce głodne języki i koniec wódki ogniska nie zawsze się udają grzecznie szczerzymy ząbki jest jak jest
  21. Asica Szalonek

    ****

    Usiłujemy być na wskroś poetyckie grzecznie się upijamy ubieramy starannie ciała w czernie cudze myśli w śliskie słowa kawy w bezsenności na wpół odtrącone ciepłą dłonią lufek mamy kilka grubych zeszytów w kilku starych i dobrych kawiarniach wykładamy je miękko na stoły w dym spluwamy pogardą dla świata wsłuchujemy się w trudne muzyki póki czas się komarem przy uchu nie zabliźnia dręcząco i jasno zręcznie tasujemy karty z armią królów i książąt i markiz popijamy co przyjdzie do picia tylko sklepy te małe potwory gdzie należy szukać tamponów gumek do włosów lirycznych bluzek cieni do oczu kawy w saszetkach szczotki do dłoni szafek na buty na wskroś poetyckie soczyście sypiemy kurwami na ludzi jak ciche podmioty w wierszykach bezczelnych maniaków
  22. zewnątrz puchnie słońcem i puchną mi palce - ale nic nie szkodzi i nic nie szkodzi że wąsik wciąż bardziej widoczny a włosy płowieją ludzie obojętnie przepadają tną komary karty lepią się do dłoni podają nam piwo w plastikowych kuflach narzędzia pękają bryły kier czerstwieją chowamy się w ciemnych okularach niebo ma taki durny kolor zbyt jasno i gorąco pukasz się w głowę jeszcze trzydzieści piegów do końca później podniesiemy się nawzajem przytulimy nosami ja będę dorosła a ty objaśnisz mi przyczyny
  23. Asica Szalonek

    Na Raz

    pomijając ortografy, kiepski archaizm (nienawieści) i złamania rymu w pierwszych wersach drugiej i trzeciej strofki - całkiem git ;] pozdrawiam
  24. nie ma sensu, ale jest przytulnie ;] pozdrawiam
  25. gdzieś w moim brzuchu jest wnętrze naturalna wręcz lepkość i brak ciało się kończy pod pępkiem w głąb i poniżej tej studzienki - jest brak gdzieś pod powłoką nie widać cienkie rury od sacrum okrucha chleba w świetliste strumienie profanum drżą i karmią ten ból tylko prawdziwa wieczność wciąż obok bez ukrycia zwija się gorzkim liściem wyciąga kleiste łapki widać pod dobrym kątem - czasem zmienia się w blask
×
×
  • Dodaj nową pozycję...