Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

ostatni papieros przed snem
tli się marzeniem
o eksterminacji świerszczy

perspektywiczne ranne ptaszki
też padną ofiarą rasizmu

lubię szczerbaty uśmiech łysego
on wygląda jakby rozumiał

pewnie dlatego też manifestuje
tylko pod osłoną nocy

zamknę knowania za kratkami
odegnam tętent spiskowych kopyt
na powierzchni betonowego orzecha

wepchnę poduszkę pod pachę
w nadziei że otworzy
przejście na drugą półkulę

Opublikowano

i nie pozmieniałeś. a szkoda. Ja wcale nie żartowałem z moimi propozycjami. wyszlyby na zdrowie. Tak wiersz sklada sie ze strasznie wyświechtanych zwrotów. No nie czyta się go najlepiej. I tak mi się podoba puenta, pomysł z półkulą (a pół wyprostowane). Takie naukowe ujęcie snu. luz.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ja marudze? ostatnim razem wychwalilem Cie tak bardzo, ze az bana dostalismy. Na to tez narzekales. Ten wiersz tez jakis taki marudny. Ty nic tylko o tym spaniu. Kup sobie łóżko wodne, albo chociaż załatw tłuścioszka jakiegoś;).

"też padną ofiarą rasizmu

lubię szczerbaty uśmiech łysego
on wygląda jakby rozumiał"

ja nie wiem, co ty masz do skinow?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Wezmę sobie twą radę głęboko do serca ;) Napiszę wiersz w którym bedą tylko powieki i nikt się nie połapie bo użyję takiej kryptograficznej metaforyki, że przyćmię niketóre gwiazdy tego forum. Zadedykuję go oczywiście Tobie, słoneczko.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nieciekawie. Powiązane ze sobą dwa..., jakby "gatunki" pojęć. Eksterminacja - nie codzi o znaczenie, ale już na pierwszy rzut oka kojarzy się z czymś wielkim, poważnym i czasochłonnym. swierszczy - delikatnym, małym. Takie paraboliczne łączenie zdań mi nie pasuje :/

Pozdrawiam serdecznie
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nieciekawie. Powiązane ze sobą dwa..., jakby "gatunki" pojęć. Eksterminacja - nie codzi o znaczenie, ale już na pierwszy żut oka kojarzy się z czymś wielkim, poważnym i czasochłonnym. swierszczy - delikatnym, małym. Takie paraboliczne łączenie zdań mi nie pasuje :/

Pozdrawiam serdecznie

Ja potrzebuję wyjaśnień. Jak to jest, że łączenie ze sobą jakichkolwiek różności jest nieciekawe? Lepiej mieszać kartofle z ziemniakami? (wybacz Michale;))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A odnośnie czego ten komentarz? Bo chyba raczej nie wiersza, jeżeli tak to może jakieś uzasadnienie?
Panie Sanocki, ja rozumiem, że nie dogodzę każdemu. Co najwyżej mogę powiedzieć, że o nic wielkiego tu nie chodziło, ale to jak Pan interpretuje to już nie moja sprawa.
Opublikowano

Przepraszam, miało być "rz" oczywiście. Już poprawiam.

Oscarze: skoro tak bardzo chcesz ;)
Nieciekawie miało odnosić się do całości utworu. Nie do poruszonego przeze mnie problemu. Powienienem tam zastosować akapit, wtedy byłoby jaśniej.

Ale to co napisałeś troszeczkę mnie zastanowiło. Czy rzeczywiście odmienność musi być ciekawa?
Dla mnie odczucia estetyczne grają wiekszą rolę niż oryginalność. Przez pojęcie oryginalność rozumiem: nowość, niestandardowość, dziwaczność. To co najbardziej przyciąga wzrok to szerokie zastosowanie kontrastów.
Czym zdefiniujemy "ciekawość"? Może najprościej jako apetyt na nieznane?
Ale z doświadczenie wiem, że nie wszystko co nieznane, po odkryciu jest ciekawe. Czasem można się zawieść ;) Jak się przyjrzymy niektórym dziwactwom, mutacjom, mogą się okazać tylko przedstawicielstwem pewnej myśli. Myśl jest tutaj oryginalnością, nie jej podmiot.
Troszkę to filozoficznie brzmi, ale temat wart podjęcia dyskusji :)


Pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

1. Nie napisałem, że odmienność musi być ciekawa, napisałem że ciekawe są odmienności. Na czym polega różnica? W Twoim rozumieniu moje stanowisko brzmi: "otrzymanie różnorodności równa się czemuś ciekawemu", a mi chodziło o to, że różnorodność jest wymogiem ciekawości i że monolit jest definicją nudy. Tym samym twierdzenie, że zestawienie przeciwieństw staje na drodze do zajmujących wyników, jest dla mnie zwyczajnym nonsensem

2.Dalej piszesz o oryginalności. Widzisz, troche powierzchownie rozumiesz oryginalność. Ja zgodzę się z Twoimi pierwszymi jej epitetami, ale dalej to Twoja wypowiedz jest blizsza sofistom, niźli filozofom. Oryginalność, niestandardowość, dziwaczność, nowum jak napisałeś, jest przeciwieństwem powielania myśli, o którym piszesz dalej. Sofizmacik osiągnąłeś w ten sposób, że w pewnym momencie przyjąłeś inną definicję oryginalności, niż na początku, otóż kolokwialną i przypisałeś jej dyskrypcję zaskoczenia, a to coś zgoła innego. Każde wielkie dzieło jest tworem oryginalnym, a żadne kiepskie nim nie jest. Zapytasz dlaczego? Bo aby osiągnąć oryginalność musisz poznać to, co już się na polu danej dziedziny wydazyło, aby coś poznać, musisz to zgłębić, a kiedy coś zgłębisz, to masz warsztat (od tych reguł nie ma wyjątków-jak od każdej reguły z resztą), czyli już jesteś zachwycającym twórcą. Można tu użyć przenośni geometrii koła. Aby zbadać jego rubieże i wystąpić poza nie, należy najpierw przebyć jego pole. Wniosek: jeśli natrafisz na coś oryginalnego, to nawet jeśli odrzeć to z całej oryginalności, ciągle będziesz miał przed sobą dzieło warte uwagi. Podejrzewam, że kiedy mówiłeś o tych oryginalnych rzeczach, które Cię nie zaciekawiły, a były oryginalne, mówiłeś w istocie o rzeczach jedynie krzykliwych. Istnieje z punktu widzenia logiki jeszcze jedna możliwość: małpa siedząca na Bułchakowie puszcza na niego bąki.

3. Ja wcale nie uważam, aby wiersz powyżej był oryginalny, ale skoro Ty tak twierdzisz, to może przenieś go do działu Z. To chyba jest w Twojej mocy.

P.S. w argumentacji mojego bana napisałeś "Trzy dni starczy?" "Starczy", to jest uwiąd Panie Piotrze .

Opublikowano

A mnie się podoba pan Sanocki, który twierdzi: „Eksterminacja (...) już na pierwszy rzut oka kojarzy się z czymś wielkim, poważnym i czasochłonnym”, co zabrzmiało cokolwiek zabawnie.
Oryginalność w kontekście tego wiersza? też brzmi zabawnie. Nie obraź się, Jasiu, ale oryginalne to nie jest na pewno. Operowanie zgrzytami między konotacjami pojęć to pomysł stary jak świat. Nie zarzucam. Nie twierdzę, że miałeś pretensje:)
Ja nie wiem, czy to jest zabieg świadomy, ale operujesz różnymi konwencjami językowymi w jednym tekście. Zauważ, że jeśli używasz słowa „marzenie”, i to na samym początku, to nastawiasz czytelnika na coś. Potem fajny ten zgrzycik — eksterminacja świerszczy — nadaje się. Jednak te trzy dwuwersy nijak się mają do pierwszej strofy — choć pozornie jest łącznik znaczeniowy (eksterminacja — rasizm — łysy) i nawet można się dopatrywać rytmiczności (o eksterminacji — perspektywiczne) — ale sposób obudowania niweczy efekt. W takim wierszu długie wyrazy źle się czyta. Rozbijają. Poza tym nastrój — jeśli interpretacja puenty ma być senna, to treści wiele brakuje do soporyficzności.
„zamknę knowania za kratkami
odegnam tętent spiskowych kopyt
na powierzchni betonowego orzecha”
Tutaj z kolei widzę próbę zabawy dźwiękami. Dobrze, ale nie pasuje do tego, co było wcześniej. Pomijam moje osobiste preferencje — cokolwiek patetycznie to pobrzmiewa, a ja za patosem nie przepadam. Sny o potędze?;)
A w finalnej zwrotce już zrezygnowałeś z dźwięków:( — niedobrze, bo gdybyś pociągnął ten pomysł, uratowałbyś zwrotkę poprzednią. A tak mamy: papieros tli się marzeniem; eksterminacja świerszczy; trzy luźne myśli-dwuwersy; dźwięki; puenta o interpretacji naukowej (chociaż ja jeszcze myślałem o tym, że wybierasz się do Ameryki:))
pozdr

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ja myśle, że wszyscy chcą zobaczyć w tym wierszu więcej niż on mówi. Nie ma żadnego patosu. Zamykanie knowań za kratkami - tu chodzi tylko o zapisanie przedsennych myśli na kartce w kratke, tętęt kopyt - myśli czasem mają tendencję do zagalopowania się i jakoś nie chcą dać sobie spokoju. To co jest powiedziane, wyraża zwyczajnie kondycję pla, który tuż przed położeniem się spać ma mętlik myśli w głowie. Chce się zwyczajnie wyspać, wkurzają go hałasujące swierszcze i perspektywa pobudki porannej przez ćwierkające ptaszki (albo kogoś kto rano wstaje i budzi cała rodzinę tak z przyzwyczajenia). Wciskanie różnych konwencji jest zamierzone, taka niejednolitość też miała odzwierciedlać procesy myślowe pla - taka mieszanka różnych myśli. Co do kwestii fonetycznej, to już sprawa gustu. Pointa brzmi naukowo, ale chodziło mi raczej o wieloznaczność (ale nie z Ameryką) - druga półkula odnosi się rzeczywiście naukowo do przejścia aktywności mózgu na lewą połowę (lewą o ile sie nie mylę), ale także do drugiego świata - krainy snów. Nie siliłem się tutaj na jakąś wielką oryginalność, nie wiem skąd wam to do głowy przyszło. Ten wiersz miał być raczej impresyjny niż zaskakujący i powalający na kolana.
Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...