Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wyciągnąłeś do mnie rękę, 

kiedy tkwiłam poraniona i obolała,

zaplątana w zasieki codzienności.

Słów i czynów najbliższych mi wrogów,

które jak deszcz

wystrzelonych pocisków,

gruchotały kości, 

przebijały się przez mięśnie 

a co najgorsze 

wrzynały się w tkankę mózgu,

zostawiając blizny, 

które bardzo przypominały 

ślady po żyletce czy nożyczkach.

Cały świat

ginął wtedy w majaku omdlenia.

W kałuży krwi, 

rozlanej na świeżo wypranej pościeli.

 

 

I wtedy Ty.

Ten jeden anioł.

Zwiastował mi nadzieję.

Usiadłeś obok

i wziąłeś mnie w ramiona.

Mówiłeś głosem wsparcia i miłości.

Głaskałeś dłońmi moje rany 

a one zasklepiały się magicznie.

Całowałeś

rozognione gorączką policzki,

szkliwe oczy,

utkwione w martwocie

nieosiągalnego dla

śmiertelnych punktu.

Trzymałeś mą dłoń.

Mocno i pewnie.

Tak bym już nigdy nie mogła zbłądzić,

chciałam żebyś prowadził mnie 

za rękę już zawsze.

Do bezpiecznych przestrzeni

Twego świata.

 

 

Mogłeś ratować

tysiące czy miliony innych

a Ty wybrałeś mnie.

Zawsze myślałam, 

że powtarzasz w kółko te brednie.

Nie liczy się wygląd.

Liczy się wnętrze i osobowość.

Kiedy w gorące i parne,

lipcowe, widne noce,

kochałeś się ze mną,

porównując w pauzie 

między westchnieniami me ciało 

do arkadyjskich łuków, linii i zagłębień.

do strzelistych kolumn i sklepień 

gotyckich katedr

Proporcje doskonałe.

Ad quadratum, ad triangulum.

Szeptałeś pieszcząc mnie ustami.

Pełna harmonia spełnienia się piękna.

A oczy moje widziałeś

jako widne witraże,

przedstawiające żywoty nie świętych 

a grzeszne, lubieżne fetysze,

którymi karmiliśmy swe

nienasycone zmysły.

I wreszcie po miesiącach całych.

Uleczyłeś mnie w pełni.

Stałam się boginią i aniołem.

Tobie oddana i Tobie przeznaczona.

Na zawsze.

Obiecuję i przysięgam.

 

Lecz zapomnieliśmy 

w tych miesiącach niebiańskiej miłości,

że nie aniołami jesteśmy

a ludźmi wątłymi.

I obietnice czy przysięgi nasze

znaczą tyle 

co zamki z piasku porwane przez fale.

Pomiędzy ludźmi jest tylko dystans.

Coraz dalszy i dalszy.

Nie ma harmonii.

Nie ma doskonałości.

Katedra miłości 

wycisza z czasem swe organy

a przez wybite witraże, 

wpada nie słońce

a armia gargulców i demonów.

Popada wszystko w ruinę i pożogę.

Z ołtarza płynie ostatnie zdanie.

Ofiara spełniona.

Idźcie w pokoju boże dzieci.

 

 

A przed ołtarzem 

na strojnym w kwiaty i ornamenty

castrum doloris.

Spoczywa trumna otwarta.

Ostatni raz patrzysz mi w oczy 

i mówisz z pustą rezygnacją.

Nie kocham Cię już. 

Wracaj do swego świata śmierci.

Mam już innego anioła.

I zaiste w prezbiterium 

objawił się nam anioł.

I podszedł do nas bez lęku ani wahania.

Objął ją i ucałował tak

jak dotąd robiłem to ja.

Oderwała się z trudem od jego ust,

tylko po to by dodać jeszcze tylko to.

Dziękuję, że mi pomogłeś

i byłeś ze mną

w najgorszych chwilach.

Uleczyłeś mnie

i wyciągnąłeś do świata.

Dzięki Tobie

mogłam zacząć normalnie żyć.

 

 

Drobiazg.

Odpowiedziałem jedynie, 

dając szerokiego kroka, 

wchodząc do trumny

i zamykając za sobą

skrzypiące niczym

dusza potępiona wieko.

Organy zagrały swymi przeciągłymi piszczałkami marsz pogrzebowy

a z ołtarza popłynął głos kapłana.

Wieczny odpoczynek,

racz mu dać Panie.

Para aniołów uleciała 

przez rozwarte wrota ku niebu 

ciesząc się swoją obecnością.

W tym samym czasie 

świątynia zawaliła się 

grzebiąc całą doczesność

w trwałym korowodzie śmierci.

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...