Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
tie-break

tie-break

I śni mi się już tylko jakieś jasne ciało

Przykryte złotą tkanką planet października

 

Jarosław Iwaszkiewicz, Plejady

 

I.

Patrzę na gwiazdy, gorące litery na granatowym, jesiennym niebie. Zastanawiam się, w słowa jakiego języka ułożą się dla liści klonów, odpowiadających im ledwie dostrzegalnym drżeniem na utrudzonych gałęziach.

Jesteś najcierpliwszą konstelacją. Od dawna wysyłasz znaki do miejsc, których jeszcze żadna ludzka mowa nie umiała nazwać, ani wypełnić rozpadlin w ich skorupie pamięcią o świetle.

Ty to potrafisz. Wiesz, po co niedługo drzewa odsłonią się przed przeszywającym wzrokiem wiatru z północy.

Gwiazdy świecą także zimą.

Dla bezlistnych klonów, które już nie mają żadnych tajemnic.

Dla mnie, żeby lśnienie śniegu pod stopami nie bolało tak mocno.

 

II.

Blizny to znaki, które łączą wszystkie narzecza, gwary i dialekty świata w jedną opowieść.

W tej opowieści migotliwe pocałunki deszczu na źdźbłach traw rozlewają się twoimi niezliczonymi imionami.

Bo nie masz jednego imienia. Każdy kwiat, każda gwiazda, każdy płatek śniegu, każda łupina po pękniętym owocu, rzuca ci posłusznie pod stopy swoją własną nazwę. Codziennie możesz być inną postacią piękna. Taką, jaką zechcesz przyjąć z moich słów.

Upływ krwi to już przeszłość. Teraz pod cienką membraną szeptu tętnią tysiące kolorów, które uczysz czułości. Niewyczerpanej, niewyobrażalnej, nienazwanej dotąd w żadnym ziemskim rozkwicie.

 

III.

Drzewa o zachodzie. Słońce obmywa je z trudów dnia czerwonozłotą pieśnią.

Jestem jedną z gałązek. Ty - głosem, który się pamięta z dzieciństwa, głosem czytającym baśń albo wskazującym drogę.

Jestem tylko jedną z gałązek. Ty - baśnią, drogą, troską.

Kiedyś podaruję ci to słowo. To, którego się szuka przez całe życie, aby słońce nie znikało z nadejściem nocy, lecz wciąż trwało zmierzchom na przekór.

Wówczas, głęboko pod stwardniałą korą, w późnojesiennych dziuplach, na granicy łzy i uśmiechu, solenna obietnica stanie się wiecznym promieniem.

 

 

tie-break

tie-break

I śni mi się już tylko jakieś jasne ciało

Przykryte złotą tkanką planet października

 

Jarosław Iwaszkiewicz, Plejady

 

I.

Patrzę na gwiazdy, gorące litery na granatowym, jesiennym niebie. Zastanawiam się, w słowa jakiego języka ułożą się dla liści klonów, które odpowiadają im ledwie dostrzegalnym drżeniem na utrudzonych gałęziach.

Jesteś najcierpliwszą konstelacją. Od dawna wysyłasz znaki do miejsc, których jeszcze żadna ludzka mowa nie umiała nazwać, ani wypełnić rozpadlin w ich skorupie pamięcią o świetle.

Ty to potrafisz. Wiesz, po co niedługo drzewa odsłonią się przed przeszywającym wzrokiem wiatru z północy.

Gwiazdy świecą także zimą.

Dla bezlistnych klonów, które już nie mają żadnych tajemnic.

Dla mnie, żeby lśnienie śniegu pod stopami nie bolało tak mocno.

 

II.

Blizny to znaki, które łączą wszystkie narzecza, gwary i dialekty świata w jedną opowieść.

W tej opowieści migotliwe pocałunki deszczu na źdźbłach traw rozlewają się twoimi niezliczonymi imionami.

Bo nie masz jednego imienia. Każdy kwiat, każda gwiazda, każdy płatek śniegu, każda łupina po pękniętym owocu, rzuca ci posłusznie pod stopy swoją własną nazwę. Codziennie możesz być inną postacią piękna. Taką, jaką zechcesz przyjąć z moich słów.

Upływ krwi to już przeszłość. Teraz pod cienką membraną szeptu tętnią tysiące kolorów, które uczysz czułości. Niewyczerpanej, niewyobrażalnej, nienazwanej dotąd w żadnym ziemskim rozkwicie.

 

III.

Drzewa o zachodzie. Słońce obmywa je z trudów dnia czerwonozłotą pieśnią.

Jestem jedną z gałązek. Ty - głosem, który się pamięta z dzieciństwa, głosem czytającym baśń albo wskazującym drogę.

Jestem tylko jedną z gałązek. Ty - baśnią, drogą, troską.

Kiedyś podaruję ci to słowo. To, którego się szuka przez całe życie, aby słońce nie znikało z nadejściem nocy, lecz wciąż trwało zmierzchom na przekór.

Wówczas, głęboko pod stwardniałą korą, w późnojesiennych dziuplach, na granicy łzy i uśmiechu, solenna obietnica stanie się wiecznym promieniem.

 



×
×
  • Dodaj nową pozycję...