Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Ileż łez wylewała matka nad niedolą,
Biedą i pustym garnkiem na kuchni.
Brakowało przyodziewku na zimę,
A w podeszwach ziały dziury na palec.

 

Zimno wiało w plecy, a na szybach
Mróz malował kwiatki – szyderca.
Troszczyła się o nas, ile mogła,
Świętych wszelakich prosiła o pomoc

 

Przed snem, a my z nią na klęczkach,
A jutro? jutro będzie lepiej, słońce zaświeci,
Wstaniemy rześcy, pełni nadziei.
Dobrzy ludzie podzielą się chlebem

 

I miłym słowem – nie jesteśmy sami.
Dobry, niewidzialny duch nad nami czuwa.
Po lekcjach czekało nas zbieranie drew na opał
I uśmiechanie się do pani z masarni,

 

Czy nie zostały jakieś skrawki kiełbasy,
Kurze łapki lub kości, na zupkę smakowitą.
Z koszami wyruszaliśmy o świcie po szczaw,
Gubiliśmy się w lesie, poszukując jeżyn i jagód.

 

Doświadczyliśmy tej gorzkiej lekkości życia.
Dzisiaj, mając wiele wiosen za sobą,
Matczyne trudy dają nam siłę i upór,
By w biedzie nie dać się złamać, lecz trwać.

 

Wiemy, oj wiemy, że głód wyostrza smaki,
A chłód nieczule testuje ciepło pieca,
Że nadzieja lśni najjaśniej, aż błyszczy,
Gdy noc jest najczarniejsza i straszna.

 

I choć nie życzymy tamtych dni nikomu,
To niesiemy je w sobie – nie jako ranę, ale korzeń,
Który głęboko wrósł w ziemię i daje siłę gałęziom,
Co ku słońcu wyrosną lata później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...