Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Przetarłem knykciami, 

zaczerwienione, przekrwione oczy.

Nie pamiętam już do końca 

czy spałem poprzedniej nocy.

Sennie, letargiczne obrazy mar. 

Snuły się ospale po marmurowych zdobieniach, kremowego sufitu.

A może były to jedynie twory 

mej bujnej ostatnio wyobraźni. 

Mile połechtane

i zbudzone do działania,

wydarzeniami,

które miały ostatnio miejsce.

Właśnie te wydarzenia, dały początek pewnej dozie rozkładu zdrowego rozsądku w mych dotąd nienagannie uporządkowanych

i racjonalnych myślach.

Sprowadziły pod ten dach nieszczęsny,

coś więcej niż tajemniczą niepewność.

 

 

Zadomowił się tutaj strach i groza.

Atakowały one jednak nie za dni, 

wesołych i pełnych

entuzjastycznych uniesień.

Lecz czekały na zachód tarczy, 

krwistego słońca ku falom 

bezkresnego, stalowoszarego morza.

Dało się łatwo wyczuć jak ciepło wczesno letnich wieczorów,

zagarniają pod swe skrzydła,

blade jak śmierć suchotna, ćmy.

Jak biesiadują, wirując i kołując 

u bierwion salonowego kominka. 

Jak furkoczą w szale uniesienia

o rozgrzane, szklane osłony

naftowych lamp.

 

 

Po krzywych gzymsach

i wybrakowanych, ceglanych murach, 

zagłuszane koncertem świerszczy,

wspinały się ku 

rozwartym na oścież okiennicom,

wydłużone w postaci nieziemskich, złudnych bestii, cienie. 

Poczęte od mgieł przedświtu.

Osiadłe za dnia skwarnego 

w taflach skarlałych kałuż.

Ukryte w załamaniach krzewów piwonii i róż.

Przycupłe wśród,

zroszonych żywicą konarów,

w sadach i podleśnych,

krętych scieżyn,

zarośniętych dzikim powojem,

ostrą trawą 

i młodym mchem co kobiercem 

swym zielonym wyszedł z kniei 

ku oczom ludzkim.

 

 

Cienie te nie niepokoiły zmysłów, 

dopóki wyczuwały choć odrobinę życiodajnego światła u granic okien.

Szeptały jednak raz głośniej, raz ciszej 

do ptaków, które zlatywały

ku swym gniazdom

na nocny spoczynek.

Widać podniebni przyjaciele bali się 

ich niecnych zamiarów 

bo czasami do późna w noc 

niosły się wśród bukowych gałęzi 

i lipowych konarów ich podniecone 

i zwiastujące niebezpieczeństwo świergoty.

 

 

Pierwsze gwiazdy, żegnały migocząc. 

Ukołysane w falach słońce.

Przejmowały straż nad nieboskłonem.

Musiały radzić sobie

w poważnym osłabieniu 

bo księżyc nieśmiało wychynął jedynie 

spoza chmur.  

Był u schyłku żywota. 

Dziś noc ostatniej kwadry.

Domostwo cichło. 

Mury i ściany wyłapywały

coraz to mniej słów

i poleceń tak domowników jak i służby.

Tam ostatni raz zabrzęczała 

srebrna taca z serwisem do herbaty,

Na korytarzu ostatni jęk 

wydały sypialniane drzwi.

Z cicha przez nikogo już nie podjęte 

dopaliło się cygaro,

pozostawione w 

kryształowej popielnicy.

 

 

Ostatnie życzenie dobrej

i spokojnej nocy.

Dmuchnięcie, gaszące 

ostatnie zarzewie lampy.

Jeszcze tylko powolne kroki 

na głównej drodze.

To tylko stróż,

idący ku bramie wjazdowej 

by zamknąć jej zamki

aż do zbawczego rana.

I jeszcze szczek 

niosący się w tą niespokojną,

irlandzką noc.

To owczarek stróża.

Rad temu, że wypuszczono go 

z pomieszczeń kuchennych 

ku bezkresowi ogrodowych trawników 

i leśnych duktów.

 

 

Tak słuchałem wsparty o poduszki, 

tych narodzin kolejnej nocy.

Sen był tak samo odległy jak wtedy, 

kiedy ległem u Twego boku 

w tym łożu przed godziną.

Wychynąłem przez ramię.

Spałaś w najlepsze. 

Twe czarne włosy,

rozsypały się wokół lica,

turmalinowym zachwytem.

Błyszczały refleksami

fioletowych iskier,

to znów lekko rudawym zabarwieniem 

przy lini skóry.

Skóra Twa była idealnie blada, poetycko, erotycznie

zabarwiona różem. 

Nie mąciła jej 

żadna skaza ani niedoskonałość.

 

 

Dłonie zsunęłaś ku linii bioder.

Były dziewiczo delikatne.

Kremowoperłowe i podobnie do nosa 

usiane niesymetryczną linią piegów.

Pierś Twoja opadała

i wznosiła się miarowo.

Sen był spokojny.

Oddech Twój ciepły wionął na mój bark 

z nieprzymknietych warg.

Na nocnym sekretarzyku

od Twojej strony,

nadal spoczywał Twój grzebień, 

lusterko z kości słoniowej 

i taca z winem i owocami.

Butelka miała nietknięty nawet korek. 

Zasnęłaś dziś wreszcie 

bez pomocy wina i leków.

 

 

Wtuliłem się w Ciebie

i złożyłem pocałunek 

na Twe rozchylone usta.

Objęłaś mnie przez sen 

i docisnęłaś się całą sobą do mnie.

I choć wiem, że powinienem 

równie spokojnie odpłynąć w sen.

To jednak męczył mnie od środka

ten robak

którego zwą sumienie.

A chciałem tylko wrócić

do tego co było.

Co było moim sensem 

i szczęściem przez całe lata.

Życie bez miłości

i sensu w niej zawartym.

Nie ma celu.

 

 

Dlatego zrobiłem wszystko

by Cię odzyskać.

I teraz od tych trzech dni i nocy,

czuję że odzyskałem moc

i prawo do istnienia.

A mury te odzyskały

prawowitą i jedyną panią.

Boję się nie tego co zrobiłem 

a tych cieni się lękam.

Myślę że to Ci którzy 

przychodzą tu z cmentarza.

Upominają się o swoją zgubę.

Wtuliłem się mocniej 

w Twe rozorane rozkładem ciało.

Niech spróbują zaprowadzić Cię

do grobowca po raz wtóry. 

Wolę w miłości trenie, tutaj z Tobą gnić.

Niż w żałobnym płaczu, 

przebitego stratą serca.

Wołać Twe imię po wieczność.

Na zimne i głuche ściany grobowca.

 

W hołdzie E.A.Poe za ukazanie mi piękna, cmentarnych mgieł i cieni.

Za mrok i grozę

ukryte w poetyckim słowie

gotyckiego piękna.

Za wszystkie te długie lata

spędzone pod mistrzowską protekcją

jego dzieł.

 

 

 

Opublikowano

@Simon Tracy

Ten tekst, choć mroczny i przesycony obrazami śmierci, nocy i rozkładu, jest w gruncie rzeczy poruszającym wyznaniem miłości - jak dla mnie. Ona sięga dalej niż rozum, prawo, czas czy ciało.

W słowach czuć człowieka, który nie potrafi pogodzić się z utratą, który zamiast zaakceptować pustkę, próbuje ją wypełnić pamięcią, czułością, wspomnieniem dotyku. Stara się przezwyciężyć tęsknotę. To dramatyczne, ale też niezwykle ludzkie. Pozdrawiam 

Opublikowano

@huzarc "Cmentarna zguba" jest wierszem zakorzenionym w gotyckim romantyzmie. Miłości szalonej i pełnej, której nic nie jest w stanie wygasić i zakończyć. Nawet śmierć. Bez ukochanej po jej śmierci podmiot wpada w obłęd, którego apogeum przypada na moment o zadecydowaniu o odzyskaniu ciała ukochanej. Wykradnięciu go z cmentarnego grobowca. Tylko jej obecność ma sens. Nic więcej się nie liczy. Jest to wiersz o przełamywaniu barier - śmierci oraz tabu fascynacji rozkładem nie tylko ciała ale i psychiki. Wiersz nawiązuję do "Ligeji" oraz "Annabel Lee" E.A.Poe 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...