Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

To było w pierwszej klasie. Święta - nie pamiętam już, czy Wielkanoc, czy Boże Narodzenie - ale wiem, że jechaliśmy

do dziadków. Mama, tata, moi bracia i ja - całą rodziną, nocnym pociągiem, tym sypialnym. Ach, jaka to była atrakcja! Przedziały z łóżkami, wszystko pachniało inaczej niż zwykle. Spałam na górnym łóżku, cicho słysząc stukot kół i rozmowy zza ściany.

Dziadkowie mieszkali w Łodzi, na Piotrkowskiej, w starym piętrowym domu. Klatka schodowa była ciemna i pachniała kurzem - trochę się jej bałam, a trochę lubiłam ten dreszczyk. Dziadkowie mieli piec kaflowy, starą kredensową kuchnię i mnóstwo zakamarków, w których można było buszować.

I właśnie tam, w jednym z zakamarków, trafiłam na skarb.

To nie były zwykłe koraliki. Nie takie z plastiku, sklepowe. Te były... inne. Koraliki zrobione z wysuszonych ziaren ogórka, zafarbowane - chyba atramentem - i nawleczone na nitkę. Niby byle co, a dla mnie to było coś absolutnie wyjątkowego. Takie korale, jakie mogły mieć tylko lalki z baśni, albo bardzo eleganckie panie.

Zapytałam babcię, czy mogę je sobie zabrać.

- Ależ dziecko, to przecież byle co… Ale jak ci się podobają, to bierz - powiedziała, machając ręką.

Więc je wzięłam. Zawinęłam w papier i schowałam do kieszonki. I już wiedziałam, co z nimi zrobię.

Dam je pani Bogusi - mojej wychowawczyni.

Ona była taka ciepła, elegancka, mówiła do nas miękko i z uśmiechem. Bardzo ją lubiłam. Dam jej w prezencie.

Następnego dnia w szkole podeszłam do niej i wręczyłam zawiniątko.

- To dla pani - powiedziałam dumnie.

Pani Bogusia rozwinęła papier, spojrzała na moje korale i… uśmiechnęła się.

- Ojej, jakie śliczne! - powiedziała. - Dziękuję, Alu - i pogłaskała mnie po głowie.

Byłam przeszczęśliwa.

Tylko... przez następne dni wypatrywałam ich na jej szyi. No bo jak to - skoro śliczne, skoro prezent - to przecież powinna nosić, prawda?

Ale nie nosiła.

Mijały dni. Mijały tygodnie. A ja codziennie patrzyłam. Aż w końcu, któregoś dnia nie wytrzymałam i... zapytałam.
Przy całej klasie.

- Proszę pani, a dlaczego pani jeszcze nigdy nie ubrała moich korali?

Zapadła cisza, wszyscy spojrzeli na panią Bogusię.

A ona się tylko uśmiechnęła - tak jak to tylko ona potrafiła

 - i odpowiedziała:

- Wiesz, Alu… nie mam jeszcze sukienki do nich. Ale jak kupię, to od razu założę.

Uśmiechnęłam się. I z jakiegoś powodu - bardzo się wtedy ucieszyłam.

Dzisiaj, kiedy sobie to przypominam, robi mi się ciepło na sercu. I trochę wstyd.
Nie wiedziałam wtedy, co to znaczy „wstyd”.
Dopiero po latach zrozumiałam, że ta sukienka - to było najpiękniejsze wyjście z sytuacji, jakie mogła mi dać.

I do dziś, kiedy patrzę na dzieci, które wręczają komuś coś zrobionego z miłości - zawsze widzę te moje ogórkowe korale.
I uśmiech pani Bogusi.

Edytowane przez Alicja_Wysocka (wyświetl historię edycji)
  • Alicja_Wysocka zmienił(a) tytuł na Nie mam do nich sukienki 4 (Z cyklu Dziecięce opowieści)
Opublikowano

@Berenika97Bereniko, mocno przeżywałam tę sytuację, tak wiesz, po dziecięcemu - ale małe dzieci też mają swoje duże kłopoty. Zwróciłam się z tym do mamy, a mama zapytała,

- jak mogłaś zapytać dlaczego nie nosi? 

No i dołożyła mi zmartwień. A po chwili powiedziała

- Ale mam głupiutką córkę...

 

Dzięki, że byłaś :)

Opublikowano (edytowane)

@Migrena Dziękuję bardzo, nigdy nie pisałam opowiadań, ale postanowiłam je spisać, a niech tam sobie będą, cieszę się, że przypadły Ci do gustu. 

Wiesz, sama się po latach śmieję się z siebie. Dzisiaj, przypomniałam sobie  jak mój mały brat głośno płakał, aż mnie to zdenerwowało chyba, nie miałam więcej jak ze 3 latka. Mama kazała dać mu smoczek - ale to nic nie pomagało, darł się jeszcze głośniej, wtedy ja zauważyłam na stole jakieś pieniądze, monety. Zabrałam jedną i wrzuciłam mu do buzi.

No i zaraz zrobiło się cicho, mama migiem przybiegła i okropnie mnie skrzyczała, bo on zaczął się krztusić,

Ludzie mówią, że byłam zbyt mała, żeby to pamiętać - a pamiętam doskonale. Możliwe, że z powodu awantury i krzyku mamy.

Mieszkaliśmy wtedy w dzielnicy Gdynia Oksywie. Tego domu już nie ma, ale we wspomnieniach cały czas jest, a teraz jeszcze w opowiadaniu.

Edytowane przez Alicja_Wysocka (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Piszę, gdy noc jest tak czarna, że słowa krwawią, zanim je wypowiem, a każda próba pisania wersów to jak plucie krwią  w ogień, który i tak mnie trawi od środka. Mam język jak mięsień po walce -- sztywny, obolały, pełen słów, które gniją zanim je wypowiem. Ty jesteś solą w moim gardle, a ja połykam cię codziennie, nie mogąc się nasycić. Nie kocham cię -- ja cię fermentuję. Twoja skóra to winogrona, które gniotę stopą w piwnicy, gdzie powietrze jest lepkie i ciężkie. Dotykam cię w ciemności, az czuję w ustach smak cierpkości i goryczy. Fermentuję cię długo, aż pęknie beczka i będę mógł cię wypić, nawet jeśli smakujesz jak krew zmieszana z ziemią. Kocham cię jak ziemia kocha korzeń -- brudno, bruzdami, bez światła. Moje milczenie to nie spokój, to skowyt przykuty łańcuchem do podniebienia. Gdy śpisz -- ja się wgryzam zębami myśli w twoje imię, aż mam usta pełne krwi i metafor. Gdybyś była dźwiękiem -- byłabyś tym basem, który rozrywa wnętrzności na koncertach końca świata. Gdybyś była światłem -- byłabyś rozbłyskiem supernowej, zanim wszystko znów staje się ciszą. Nie jestem poetą. Jestem ciałem, które nie wie, jak przestać drżeć. Zestaloną tęsknotą, która chodzi po pokoju w twoich butach. Moje serce nie bije -- ono wylizuje po tobie ranę, codziennie od nowa, jak pies przywiązany do drzewa, które kiedyś nazwałaś domem. Kiedy patrzę w niebo, nie szukam Boga -- szukam twojego oddechu, tego, co zostawiłaś między gwiazdami, jakbyś chciała mnie oszukac, że odeszłaś tylko trochę w bok. Nie modlę się -- bo każde moje „amen” brzmi jak twoje imię połknięte razem z nożem. Zamiast tego siedzę. Milczę. Gniotę się w sobie, jak list, którego nie umiem wysłać, bo wciąż pachnie twoim ciałem. Miłość, którą mam, to nie ptak, nie ćma, nie ogień. To żelazna kula w gardle, zardzewiała i ciężka, a mimo to codziennie ją połykam, żeby nie wybuchnąć tobą.  
    • @Alicja_Wysocka Trochę dudni w głowie - nic strasznego. Wybacz, lubię szybko. Nie przesiądę się z intercity w lokalny pociąg. PS. Wena przyzwyczaja się do luksusu.
    • dość już mi jest "waków", "istów", "istek", "izmów" postów, rozmów, kłótni, wpisów tych na wielkie "P" i małe "p", tego co dobre, i co złe rewolucji, saturnistów (bo zjadać zechcą własne dzieci) celibatu, życia w grzechu (znaczy - od spowiedzi do spowiedzi) dość już mam walki tłumów (tłumów w ogóle!), siostry z bratem dwóch sąsiadów, kata z katem skatem bawi się oprawca z katem bawi obywatel kast, warstw, grup, koalicji, parti dość już mam tradycji, kultur, od Tasmanii do Grenlandii dość już wszystkiego co ludzkie, bo to "wszystko" jest mi obce wolność, miłość - ah, wszystkiego nie chce mi się pisać powiem krócej więc - pieniądze ustaw, kruczków, legislatur Państwa zdrowych i wariatów rozporządzeń, sejmów, narad Kacpra, Melchiora, Baltazara w skrócie, bardziej lapidarnie, dość mam tego co popadnie niczym dla mnie jest polityk, nawet taki co nie kradnie za mną siedzi lady Makbet, pisać każe mi przy stole największa mądrość to jest opór, najlepszy sprzeciw to pistolet
    • @Nata_Kruk a ja mam swoje blizny. Nawet ich specjalnie nie pilnuję. Zawsze ze mną. Tak jak wspomnienia. I kolekcja marzeń.   Nie gniewaj się Nata, że nie odpowiadam na Twoje pytanie. Nie odpowiadam teraz. Ale przecież kiedyś.....
    • @Alicja_Wysocka nie, nie, nie. Żaden cezary. Czaruś :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...