Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

      Karol Nawrocki Prezydentem Polski!

Z tysięcy gardeł niesie się krzyk,

W cieniu roznieconych wielkich emocji,

Przyobleczonych niekiedy w szczęścia łzy...

 

Już policzono ostatnie głosy,

Padły oficjalne komunikaty,

Wszystko dopięte na ostatni guzik,

Pozostaje nam tylko się cieszyć!

 

Nieopisana radość niezmierna,

Zagościła we wszystkich Polski zakątkach,

W wielkich miast dzielnicach i małych wioskach,

W blokowiskach, domach i na plebaniach…

 

I na przepełnionych szpitalnych oddziałach,

Rozsypały Anioły okruchy szczęścia,

W sercach milionów Polaków zagościła Nadzieja,

Wielki triumf odniosła patriotów armia!

 

Karol Nawrocki Prezydentem Polski!

Gdy padły oficjalne wyniki,

Ziściły się marzenia milionów ludzi,

Skryte dotąd w serc głębi.

 

Ziściło się i moje wielkie marzenie,

Skryte me modlitwy zostały wysłuchane,

Przeszczęśliwym jestem człowiekiem,

A szczęściem swym chcę podzielić się z całym światem!

 

Wkrótce wybitny historyk,

Gdy upłyną kolejne przepełnione szczęściem dni,

Zasiądzie niebawem w Pałacu Prezydenckim,

Biorąc w swe dłonie ster Ojczyzny,

 

A znając chlubne naszej historii karty,

Wierny niewzruszenie przodków tradycji,

Piastując przez lata ten urząd szczególny,

Powiedzie nas ku wspaniałej przyszłości...

 

Karol Nawrocki Prezydentem Polski!

Takim na jakiego wszyscy czekaliśmy,

Takim o jakiego mrużąc do snu powieki

Zanosiliśmy do Boga ciche modlitwy,

 

Królowej wszystkich nauk Historii

Oddany jej latami wierny syn,

O pochówki ofiar Wołynia się zatroszczy,

O pomordowanych na kresach przenigdy nie zapomni!

 

Wielkich bohaterów Kampanii Wrześniowej

Z biegiem lat kolejnych upamiętni godnie

A odsłaniając tablice im poświęcone,

Wygłosi niejedną chwytającą za serca przemowę…

 

Bohaterskich Żołnierzy Wyklętych,

Odsłoni na polskiej ziemi kolejne pomniki,

Za to że nigdy nie złożyli broni,

Podziękuje im w słowach wyszukanych…

 

Karol Nawrocki Prezydentem Polski!

Zaufały mu miliony ludzi,

Na nic zdały się kłamstw potoki,

Oszczerstwa pełne manipulacji,

 

Jak cała Polska długa i szeroka,

Od Półwyspu Helskiego aż po szczyty Tatr,

Każdy z nas w głębi swego serca,

Kryjąc jej wyidealizowany obraz,

 

Bez wahania szedł zagłosować,

Wiedziony wewnętrznym głosem sumienia,

Nie zniechęciła go medialna nagonka,

Uporczywe próby ciągłego zohydzania,

 

Bo dnia tego nad urną wyborczą,

Każdy liczył się głos,

Krzyżyk pewną zakreślony ręką,

Symbolicznym był zadatkiem na lepsze jutro…

 

Karol Nawrocki Prezydentem Polski!

Wiwatują wniebogłosy rozradowane tłumy,

Chaotyczne relacje kolejnych dziennikarzy,

Przeplatają się z płynącymi z całego świata gratulacjami.

 

I wszędzie ta wspaniała podniosła atmosfera,

Której to mimowolnym świadkiem była

Niejedna uroniona ukradkiem łza

Nim w powietrzu się rozpłynęła.

 

I ciągłe wzajemne gratulacje,

Przeszczęśliwych ludzi uśmiechy serdeczne,

A wszystko to niczym przepiękny sen,

Z którego nikt z nas obudzić się nie chce.

 

I ciągle nie możemy uwierzyć,

Że ten cudny sen patriotów się ziścił,

Warto było czekać tyle miesięcy, tygodni,

By tak nagrodzone były nasze wysiłki!...

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Kamil Olszówka (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Robert Witold Gorzkowski

 

A o historii to już nie?

 

Łukasz Jasiński 

 

@violetta

 

Póki co: ma bardzo słabych doradców, a już po zwycięstwie nieświadomie palnął tekst z biblii - ktoś mu podrzucił, jak widzimy: czarna mafia już zaczyna działać - pasożytować, grunt: aby miał bardzo dobrych doradców w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego - powinien wybrać Bronisława Komorowskiego, Leszka Millera, Radosława Sikorskiego i Grzegorza Brauna i przynajmniej trzech emerytowanych generałów, mnie, oczywiście: nie wybierze, jako pogański racjonalista - libertyn i intelektualny biseksualista - uniwersalny - jestem zbyt radykalny, jeśli chodzi o kobietę: proponuję mu Małgorzatę Kidawę-Błońską.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Łukasz Jasiński kto wie, może mu Bóg mu pomoże. W Polsce ludzie się budzą i uwalniają z religii, sami decydują o wierze. Powstaje dużo ruchów, modlą się bez użycia religii. Ja sama słucham Siewników, Strzyżewską, Tajemny plan itd. Ludzie poszukują wyzwań, a nie głupot. Jaki hejt wylał się na małą, słodką córeczkę Nawrockiego. Ona jest już powiewem, mała prezydentówna.

Opublikowano (edytowane)

@violetta

 

Niech pani przestanie głupoty gadać! Karol Nawrocki jest rozsądnym człowiekiem i bliżej mu do Romana Dmowskiego aniżeli do Józefa Piłsudskiego, zresztą: powiedział, iż będzie prezydentem wszystkich Polaków! Stąd: doradcy o różnych poglądach politycznych - byłby to bardzo dobry sygnał dla świata! Trzeba na scenę międzynarodowej polityki z efektem wejść! A pani pewnie chciałaby mu podrzucić Prymasa Polski, Rabina Polski, Mułłę Polski i Magdalenę Biejat, która jest młodsza ode mnie o rok i dziewięćdziesiąt procent szkół ukończyła na Zachodzie Europy, ma jeszcze medal weterana i logicznie rzecz biorąc: walczyła podczas Drugiej Wojny Światowej o Niepodległość Polski...

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeśli chodzi o wiersze dotykające historii to zauważyłem że mają bardzo małą ilość wyświetleń zwykle do 100 natomiast o ptaszkach może być i 2000 wejść więc chyba się nie pomyliłem w ocenie że bliżej portalowi jest do motylków i róż.

Opublikowano (edytowane)

@Robert Witold Gorzkowski

 

To dlaczego mój wiersz pod tytułem: "Holiszów" - ma ponad dwa i pół tysiąca czytań? Zastrzegam: nie mam komputera - korzystam ze smartfona, a jako komputerowy składacz tekstu - poligraf - wiem, iż zwiększać liczbę czytań można za pośrednictwem myszki - non stop w nią klikając.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Robert Witold Gorzkowski

 

I wiem o tym, młody człowieku, wiersz jest do kitu, a jeśli już jest: to mamy prawo komentować jego treść jako Czytelnicy i Wyborcy! Karol Nawrocki jest młodym człowiekiem (jest młodszy ode mnie o dwa lata - mam czterdzieści i cztery lata) i dopiero będzie stawiał pierwsze kroki w bardzo poważnej polityce, przypominam: jako były pracownik Archiwum Akt Nowych miałem szkolenie z Obrony Cywilnej, mam również kurs archiwalno-kancelaryjny z dobrą oceną - z tym kursem mogę iść do pracy w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, dodam: w wyżej wymienionym archiwum pracowałem z Krzysztofem Naimskim, jego ojciec wtedy pracował w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie Lechu Kaczyńskim, niby skąd wiesz, iż Prezydent - Elekt nie weźmie pod uwagę jakiegoś komentarza od Czytelnika?

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Łukasz Jasiński ja nic nie mam do utworu proszę się nie unosić bardzo mi pochlebia wiek niech tak zostanie. Twierdzę tylko że wiersze polityczne mają swój dział i entuzjastów którzy bardziej go docenią niż w dziale o motylkach i różach, a swoją drogą to to nie jest ani wiersz rymowany ani biały ani proza może trzeba go było umieścić najpierw w warsztacie aby ktoś kto zna się na pisaniu wierszy doradził.

Opublikowano (edytowane)

@Robert Witold Gorzkowski

 

To też wiem! Nie jestem wtórnym analfabetą i umiem czytać z pełnym rozumowaniem, a za publikację tego wiersza tutaj - ponosi sam Autor, chyba, iż pan Mateusz Konkiel dostanie szału i go przeniesie lub wyrzuci! Naprawdę, młode pokolenie jest okropnie i bezczelne - ma tupet decydować o tym - co komu wolno! Otóż to: co wolno wojewodzie - tobie nie wolno, smrodzie! Decyzja należy do samego Autora lub Moderatora! Jeśli chcesz, masz prawo zgłosić ten wiersz, jednak: wtedy zostaniesz kapusiem! Lubisz czytać o motylkach? Droga wolna! W internecie jest 100000000000000 portali o charakterze damskim!

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Byłem na portalu wierszekobiet.pl ale cóż zlikwidowali go no więc tutaj z nieśmiałością przycupnąłem i słucham jak szczekają starsi

( co mi ostatnio Pani Alicja Wysocka wytknęła)  z pobożnością czytam tutaj wszystkie wiersze i uczę się pokory dziękuję Panie Łukaszu a swoją drogą spore ma Pan osiągnięcia zawodowe to cenne dla narodu. 


 

„Jeśli chcesz, masz prawo zgłosić ten wiersz”
 

A uchowaj Boże donosicielstwem się brzydzę 

Edytowane przez Robert Witold Gorzkowski (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Robert Witold Gorzkowski  Też uważam, że wiersze historyczne, polityczne i religijne, nie sprzedają się.

Każdy z nas, ma prawo do własnych poglądów, każdy z nas ma własne sumienie i nie ma potrzeby trąbić o tym. Po co rozbierać się do naga przed wszystkimi?

A to, że ma jakiś wiersz ma ileś tam wejść, nie jest wyznacznikiem wartości.

Każde słówko, zdjęcie, pozdrowienia, kwiatek, bratek, piórko, bzdurka - leci w oglądalność, może brać udział w rankingu śmieszności, ciekawości i tylko tyle, a nie aż.

 

 

 

 

Opublikowano (edytowane)

@Robert Witold Gorzkowski

 

Jak najbardziej: mój tomik wierszy może pan zamówić w Archiwum Akt Nowych, publikowałem jeszcze w licealnym pisemku "Uważam, że", bibliotekarskim "Sowa Mokotowa" i tygodniku "Tylko Polska" - może pan poszukać w Bibliotece Narodowej i tam pan znajdzie, otrzymałem podziękowania od dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego za wiersz pod tytułem "Czterysta Czterdzieści Cztery", natomiast: mój wiersz pod tytułem "Nekama" jakaś osoba poprosiła mnie o wykorzystanie tego wiersza w jakiejś pracy na Uniwersytecie Warszawskim - "Tłumaczenie języka poetyckiego na język migowy" - pozwoliłem, co jeszcze? Udzielanie pierwszej pomocy, raz uratowałem brata jak się topił w jeziorze na wsi Nowe Miasto, jakaś pani na Dworcu Centralnym upadła na schody i nikt nie udzielił jej pomocy, prócz: mnie - sprawdziłem puls - oddychała, jej torebkę ostrożnie położyłem pod głowę (skręcenie karku lub wstrząs mózgu), dopiero ochrona zadzwoniła po pogotowie, wziąłem mamę pod dach w zimie, kiedy pokłóciła się z narzeczonym (jest wdową) i nie miała gdzie iść, na wylot wiem jak funkcjonuje system Opieki Pomocy Społecznej, także: schroniska, noclegownie, monary i jadłodajnie, znam świat osób niepełnosprawnych - głuchych, a pan?

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...