Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

   Zatytułowałem trochę awłaściwie niniejszą opowieść. Prawidłowym byłoby nazwanie go "Pożegnanie z Niderlandami", taka bowiem jest oficjalna nazwa kraju, z którym rozstanę się wkrótce. Ale zachowam nadany już tytuł ze względu na łatwość skojarzenia z powieścią Karen Blixen a co za tym idzie, również z filmem - "Pożegnanie z Afryką". 

   Przyjechałem tu, do prowincji Południowa Holandia, pod koniec Stycznia dwutysięcznego dwudziestego roku. O zarobkowych zajęciach wspomnę tylko w niniejszym zdaniu - że je realizowałem, spotykając w tymże czasie rozmaitych ludzi: tych bardziej pozytywnych i tych mniej oraz uczestnicząc w różnych sytuacjach, analogicznie tych bardziej pozytywnych i tych mniej. Mieszkać też gdzieś musiałem; przypadły mi jedno bycie w Rijnsburgu i dwa rezydowania w Voorhout'cie pod - jak domyślić się łatwo - dwoma różnymi adresami. Z poznanych tu osób naszej narodowości wymienię tylko restauratorów, właścicieli polskiej restauracji w Noordwijkerhout'cie: Honoratę i Michała. Zasłużyli sobie na  ślad w mojej twórczości swoimi pozytywnością, byciem życzliwymi i pomocnymi: o ile mi wiadomo, nie tylko mi. Oraz jakością dań, które w ich lokalu były i są podawane. To ludzie z pasją, która w połączeniu z praktycznymi umiejętnościami i wspomnianą pozytywnością sprawiła, że oni sami i ich restauracja cieszą się uznaniem i popularnością. Należnymi. Dodam, iż jestem pewien, że potrafiliby odnaleźć się w każdej polskiej społeczności w każdym kraju. Nazwy ulic pominę, chociażby z chęci asprzyjania próżnej ciekawości.

   Swoją - jakże istotną - wagę miały podróże, na które mogłem zamienić część zarobionych tu euro. Trzy do Egiptu, gdzie dane mi było   płynąć statkiem-hotelem po Nilu, zobaczyć tamę w Assuanie i objąć spojrzeniem - co prawda tylko częściowo - powstałe przy okazji jej budowy sztuczne jezioro kilkusetkilometrowej długości, być na Pustyni Egipskiej w, fraszka! - pięćdziesięciostopniowym upale oraz poczuć Energię Wielkiej Piramidy na Płaskowyżu Giza. O Hurghadzie i Marsa-Alam jedynie napomykam, z których jedno już zawsze kojarzyć mi się będzie z ogromnymi - i pysznymi - miejscowymi truskawkami, drugie z nadzwyczaj życzliwym, ciężko pracującym długie godziny consierge'm w hotelu o nazwie Aleksander Wielki - wybacz mi, zapomniałem Twego imienia, a nie mogę go odnaleźć w zapiskach - i z szykowaniem do wydania w książkowej formie "Innego spojrzenia", któremu to poświęcałem wieczory. Po jednej do - przy wyliczaniu pozwolę sobie zmienić porządek chronologiczny na alfabetyczny - Brazylii, Maroka, Rosji, Tunezji i Sri-Lanki. To jak wszędzie: miejsca, przestrzenie i ludzie. Te pierwsze i te drugie urokliwe oraz zwyczajne. Ci trzeci - cudowni oraz zasługujący tylko na przemilczenie. Między innymi wybrzeża: Atlantyku i Oceanu Indyjskiego; Diamentowy Płaskowyż; pomocni żołnierze, strzegący Dworca Autobusowego w Kaliningradzie, uczynny kierowca PeKaeSu na trasie do Gdańska oraz życzliwi ponad miarę pracownicy SbierBanku w Iżewsku, mieście położonym tysiąc kilometrów za Moskwą na wschód. Hotel w miejscowości o nazwie "Namioty", wziętej od schronień dawnych poszukiwaczy diamentów, w którym świętowałem urodziny, pływając wieczorem w basenie, racząc się caipirinha'ą i radując ciszą oraz atmosferą miejsca. Igatu. Casablanka i Rabat. Djerba. Ruiny rzymskich willi na obszarze podbitej Kartaginy, czyli obecnej Tunezji. Czy Królewski Ogród Botaniczny w Peradeniya i hotel Ranweli, znajdujący się kilkadziesiąt kilometrów od Colombo, w którego bezpośrednim pobliżu, po przepłynięciu tratwą rzeki, Franco - miejscowy restaurator - oferował pyszne dania. To już Sri-Lanka, oczywiście. Wymieniam tylko część: z wiadomego powodu. 

   Uważny Czytelnik najprawdopodobniej zapyta: Autorze, a z czym kojarzą Ci się Niderlandy? Bo "Inne spojrzenie", pisane przecież w większej części także tu i podróże podróżami, ale... 

   Odpowiadam. Ze wspomnianymi miejscami zamieszkań, oczywiście - w szczególności z jeszcze obecnym przy PrinsBernhardStraat. Z kilkoma  wizytami w Amsterdamie i z wieloma odwiedzinami Hagi. Z wycieczką do Rotterdamu i opłynięciem statkiem tamtejszego portu. Wreszcie z wielokrotnymi bytnościami w Leiden - leżącym raptem dziesięć kilometrów od Voorhout'u - w tym z ze spacerami i z ogórkowymi lodami, których skosztowałem tam właśnie po raz pierwszy w życiu, w lodziarni zlokalizowanej dziesięć minut piechotą od kolejowego Central Station. I z pozostawianymi przyjaciółmi: Mitchell'em, Arturem z Gosią oraz Damianem z Marleną. 

   Swego czasu Andrzej Rosiewicz napisał - na potrzeby serialu "Czterdziestolatek" - piosenkę zaczynającą się od słów: "Czterdzieści lat minęło". Kto oglądał, pamięta. Sparafrazuję: pięć lat minęło. Tutaj, w Niderlandach. Nawet ponad. Czas na zmianę, zgodnie ze jakże słusznym stwierdzeniem pewnego poznanego tu Pawła: "Panie Michale, życie to  zmiany. A zmiany są dobre." Miał wiele racji.

   Piszącemu te słowa życie wraz z ostatnim dniem zeszłego roku przyniosło pewną bardzo istotną zmianę. Niosącą ze sobą tak konieczne do załatwienia sprawy osobiste i urzędowe, jak i otwierającą możliwości - zapraszające, ba: ponaglające - aby z nich skorzystać. Skorzystam więc.

   Czas pożegnać miejscowe królestwo. To ostatnie dni tutaj, sprzątanie i pakowanie w toku. Pora na... Cóż: to temat na kolejną opowieść. 

 

   Voorhout, 11. Maja 2025 

 

   

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...