Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Tak to dzisiaj jest, że relacja są bardzo nietrwałe nim się naprawdę zaczną to już się kończą.

Łatwo kogoś znaleźć w sieci, jeszcze łatwiej stracić.

 

Dziękuję za komentarz i serduszko.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Przyjaźnie też mogą być. 

Tu niekoniecznie o miłość romantyczną biega, a o to by nie zadowalać się bezcielesnymi awatarami w sieci a poszukać sobie realnego towarzystwa w sąsiedztwie, które jest na wyciągnięcie ręki.

Tak jak to kiedyś robiliśmy wszyscy, gdy nie było internetu.

 

Dziękuję za obecność i wierszyk.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Całkiem możliwe, że i tutaj coś takiego się wydarza...

 

 

 

Tak się jakoś stało i nie bardzo wiadomo kiedy i dlaczego.
Ja jestem jeszcze z analogowych czasów zatem pamiętam jak było dawniej.

 

Choć z drugiej strony dla osób starszych i niedołężnych oraz niepełnosprawnych ruchowo, takich jak ja, to jedyne okno na świat.
Ale ten wiersz jest do zdrowych skierowany.

 

Dziękuję za ciekawy komentarz i serduszko.

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Ano właśnie. Jedna z metod inżynierii społecznej, choć gdyby ludzie byli biedniejsi to nie byłoby ich stać na nie. I większości  na świecie nie stać póki co.

My żyjemy w relatywnie bogatym kraju.

 

Dziękuję za przychylną opinię i serduszko.

 

 

 

 

To fajnie. Niektórym się udaje.

Większości jeśli, to tylko na chwilę.
Ja nie nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale te internetowe znajomości z reguły są tylko na chwilę.

 

Dziękuję za budujący komentarz i serduszko.

 

 

Edytowane przez Rafael Marius (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

To prawda, ale nie wszyscy potrafią docenić. Większość przechodzi obojętnie.
Najbardziej młode dziewczęta się interesują.

 

 

Wcześniej nie było czasu wybrać się tam, dzisiaj byłem 2 godziny. Piękna pogoda, cały czas w letnim ubraniu. Miejscami tam gdzie osłonięte to naprawdę gorąco.

Jeszcze jedno zdjęcie magnolii. W tym roku bardzo obrodziły.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

To się pośpieszyły. U mnie jeszcze nie ma i raczej nie prędko będą, szczególnie że zapowiadają ochłodzenie i to duże, nawet ze śniegiem.

Straszne.

 

Drzewa też już kwitną na biało.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • milczenie  wplata się w myśli  chciałoby powiedzieć …   nikt nie słucha nie widzi  bólu cierpienia wojen  obok i nie tyłko    życie płynie wartkim nurtem  i na betonie  w szczelinach rosną kwiaty    świat dostrzega tylko siebie  swoje ja  i jeszcze  jeszcze poucza    a my  nam trudno znaleźć klucz  aby się wypowiedzieć    7.2025 andrew   
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...