Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Nie z krwi i nie z kości


Rekomendowane odpowiedzi

Joanna stała w strugach lejącego deszczu, wpatrując się w okno swego domu. Obok niej biegały dwa bezpańskie psy, które trzęsąc się z zimna, z podwiniętymi ogonami, szukały schronienia przed ulewą.
Ogołocone z owoców jabłonie wydawały z siebie ciche dżwięki, które przypominały Joannie ostatnią jesień. Siedziała wtedy w sadzie na małej dębowej ławeczce; otulona ciepłym kocem zajadała równo pokrojone kawałeczki kiwi i czytała książkę.
Pod wpływem wiejącego wiatru drzewa wydawały z siebie identyczne dżwięki, jakby rozmawiały, jakby zauroczone atmosferą nadchodzącej zimy szeptały do siebie czułe słówka. Pamiętała, jak Dominik stając za jej plecami oświadczył, że za kilka dni wyjeżdżają do Paryża. Zawsze chciała pojechać do Francji, poczuć na sobie chłodny powiew wiatru, z którego emanował klimat nastrojowości. Paryż był dla niej rajem, istnym eldorado. Kochała to miasto i zawsze z podnieceniem do niego wracała. Rzuciła się wtedy mężowi w ramiona i objęła go mocno, nie potrafiąc w żaden inny sposób okazać swojego wzruszenia. Tak bardzo ją uszczęśliwił, zawsze to robił, kiedy widział, że jest smutna. Był najcudowniejszym mężczyzną, jakiego poznała. Kochała go; naprawdę kochała; całym sercem, najbardziej, jak to tylko było możliwe.
Jabłonie wciąż szeptały coś do siebie, a język, jakim się posługiwały był Joannie tak bardzo bliski, iż prawie rozumiała, o czym rozmawiają. Poczuła w sobie smutek; coś się skończyło, coś odeszło bezpowrotnie, zaszyło się w najodleglejszym miejscu, gdzieś w głębinie nocy. Coś w niej pękło, ogarnął ją lęk, a potem przygnębienie.
Spojrzała przed siebie i ujrzała znajomą ławkę wykonaną z dębowego drewna. Powróciły wspomniania. Nie było jej w tym miejscu tyle czasu, że już prawie zapomniała o wyrytej na oparciu ławki przysiędze, jaką sobie złożyli z Dominikiem.

Na zawsze razem
pośród wszystkiego
naprawdę wierni
pośród zgiełku strachu
wierni prawom
naszych serc - Joanna i Dominik

Uśmiechnęła się do siebie czując, jak w jej oczach gromadzą się łzy. Pierwsza spłynęła swobodnie po policzku, drugą zaś Joanna starła dłonią, nie spuszczając wzroku z wyrytego na oparciu ławki napisu.
Dawno nie czuła w sobie tylu emocji na raz. Spotęgowana bezradność pomieszana z tęsknotą za dawnymi czasami, nie pozwalały jej czuć się bezpiecznie. Tkwiła w niej nieograniczona niepewność, która narastała z minuty na minutę.
Przed oczami stanął jej obraz; jego pociągła twarz ozdobiona kilkudniowym zarostem, brązowe oczy ciepło wpatrujące się w nią, ciemne włosy wymodelowane woskiem, jego dłonie wyciągnięte do niej. Chciała podejść do niego, pragnęła wtulić się w opiekuńcze ramiona i pozostać w nich na zawsze, do końca świata. Była jak mała dziewczynka; potrzebowała ciepła, które tylko on był w stanie jej ofiarować.
Dlaczego? Dlaczego nie mogła poczuć jego ciapła? Czyżby świat nagle się skończył, a ona pozostała w czarnej pustce jedynie z fragmentami wspomnień?
Przecież jeszcze wczoraj zawoził ją do pracy i mówił o wspólnej kolacji, którą miał przyrządzić po jej powrocie. Był obok, siedział tuż przy niej, czuła jego obecność, jego zapach, jego oddech na swej twarzy, kiedy całował ją na pożegnanie. Nie wymyśliła sobie tego wszystkiego, pamiętała najdrobniejszy szczegół z tamtego spotkania. Mówił, że jedzie do supermarketu na zakupy, a potem do firmy utwierdzić się w przekonaniu, że wszystko jest w porządku. Był perfekcjonistą, zwłaszcza jeśli chodziło o firmę, którą prowadził.
Pamiętała jego słowa: "Kochanie, obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać". Uśmiechnęła się wtedy i odpowiedziała pocałunkiem.
Nie wymyśliła sobie tego. Mogła przysiąc, że widziała jego rozpromienioną twarz, słyszała słowa, które wypowiadał.
Zatem dlaczego pomimo, iż nie odczuwała głodu, była głodna? Dlaczego będąc taką obojętną, tęskniła za nim? Co się stało? Dlaczego w jej życie wtargnął paradoks, którego nie potrafiła wytłumaczyć?
Deszcz nadal padał obficie, jedynie wiatr nieco ustał. Ogołocone z owoców jabłonie nagle przestały do siebie szeptać, jakby zastygając w bezruchu postanowiły zamilknąć na zawsze.
Czuła się nadal taka młoda, taka piękna. Była zakochana.
Podeszła bliżej okna, starając się nie wpaść w kałużę. Każdy krok stawiała bardzo ostrożnie, rozpostarła ramiona, aby utrzymać równowagę. Zdawała się mknąć po cienkiej linie, która lada moment miała się zerwać. Stanęła na betonowym chodniku obok wiadra wypełnionego drewnem do kominka. Było całkowicie przemoknięte.
Przypomniała sobie wieczory, które spędzała z Dominikiem, kiedy oboje siedzieli po turecku przed ciepłym kominkiem i delektowali się czerwonym winem. Zatęskniła za tamtymi czasami. Zdała sobie sprawę, że wszystko się skończyło. Nie wiedziała tylko dlaczego. Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, co było przyczyną tego nagłego rozpadu sielanki. Nie pamiętała nic, prócz tych szczęśliwych chwil spędzonych z Dominikiem.
Setki pytań ponownie przemknęły przez jej głowę. Na żadne nie znała odpowiedzi i to zaczynało ją irytować. Przecież nic nie kończy się nagle. Poza tym zawsze musi istnieć jakaś przyczyna.
Zamyślona podeszła jeszcze bliżej okna. Potknęła się o wystającą płytę chodnikową i prawie przewróciła. W porę chwyciła się parapetu, który ocalił ją przed upadkiem. Dotknęła okiennej szyby, jakby chciała sprawdzić czy jest materialna.
Spojrzała na swój zegarek. Wskazywał szesnastą zero cztery. Na dworze powoli zaczynało się ściemniać. Gęste, kłębiaste chmury wisiały na niebie i tworzyły złowrogie kształty. Wzdrygnęła się; nie dlatego, że poczuła falę chłodu, ale w obawie przed tym, co ujrzy.
Nie miała pojęcia, skąd wzięło sie w niej to uczucie. Była pewna, że za moment stanie się coś bardzo złego, coś, co sprawi, że jej duszę ogarnie przerażenie. Najpierw rozejrzała się wokoło i kiedy stwierdziła, że jest sama w sadzie, że nikt jej nie obserwuje, spojrzała w okno.
Ujrzała maleńki wazon ze sztucznymi frezjami, które kupiła w Manchesterze. Były pokryte cienką warstwą kurzu. Dostrzegła białą skórzaną kanapę, na której leżały dwie czarne poduszki, maleńki szklany stolik; na nim butelkę białego wytrawnego wina i paczkę papierosów. Dalej, w kącie pokoju stała ogromna dębowa szafa na ubrania, uszkodzony wieszak na płaszcze i kominek. Kiedy zobaczyła palący się w nim ogień, doznała uczucia niepohamowanej tęsknoty. Wspomnienia znowu powróciły. Masakrowały jej duszę w sposób najbardziej brutalny z możliwych. Nie potrafiła się pohamować i dotknęła dłonią mokrej, zimnej szyby, jakby chciała przeniknąć przez nią i znależć się w środku saloniku.
Na podłodze w salonie leżał pies; czarny cocker spaniel. Zwierzę spało. Joanna przez chwilę zastanawiała się, do kogo należy ów pies, po chwili jednak przymknęła oczy. Wiedziała już. Wewnętrzny głos odpowiedział jej na pytanie.
Piękne psisko - pomyślała i zdobyła się na uśmiech. Posiadała w sobie wiele uczuć, które mieszały się ze sobą. W jednej chwili odczuwała przygnębienie, oszołomienie, w innej zaś spełnienie, ulgę i szczęście. Nie wiedziała, skąd wzięły się te wszystkie emocje na raz. Kotłowały się w niej, a ona bezbronna, poddawała się każdemu.
W pewnej chwili dostrzegła jego uśmiech. Doznała szoku, który zdawał się trwać wieki, który już nigdy nie miał zamiaru ustąpić. Przeszył ją ból, którego tak dawno nie odczuwała, ból, który mieszał się z tęsknotą i pragnieniem. Rozszarpywana przez moc żalu dusza zdawała się rozpadać na kawałki.
Dostrzegła Dominika. Śmiał się, ale przez grubą szybę nie słyszała nic, poza wichrem, który przybrał na sile. Zdawało jej się, że ogląda niemy film z nim w roli głównej.
Miał wciąż te same policzki, które porośnięte kilkudniowym zarostem, wraz z długim nosem i wysokim czołem tworzyły idealną, piękną twarz. Patrzyła na niego, dusząc w sobie niewyobrażalny żal i tęsknotę.
Mężczyzna uśmiechał się nieznacznie. Nie był sam.
Obejmował kobietę. Była naga, o figurze niemal idealnej. Joanna nigdy wcześniej jej nie widziała. Kompletnie obca twarz wywołała nagły przypływ smutku i drżenie rąk. Patrzyła jak jej mężczyzna całuje obce usta, jak dotyka kosmyki jasnych włosów, należące do obcej kobiety.
Wstrząśnięta Joanna nie potrafiła wykonać żadnego ruchu. Wbijała wzrok w szybę nie mogąc powtrzymać się od płaczu. Nerwowo ścierała łzy z policzków, ale pojawiały się nowe. Jak mógł jej to zrobić? Jak mógł? Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła; jej mąż, tam był jej mąż.
Niemy film trwał nadal. Kobieta w objęciach Dominika zaczęła rozpinać mu koszulę, którą ściągnęła jednym zwinnym ruchem. Ta wylądowała na dywanie, obok psa, który pomachał wesoło ogonem, po czym wybiegł z salonu. Jedna dłoń powędrowała wzdłuż torsu mężczyzny, kierując się do rozporka spodni, druga zaś; ozdobiona złotą bransoletą, pieściła jego włosy.
Była piękna, była naprawdę piękna; Joanna pomyślała o sobie. Nigdy nie miała tak długich włosów jak tamta kobieta, nigdy nie posiadała w sobie takiego blasku, który emanował na odległość. Pomyślała, że była do niczego. Poczuła się jak szmata, jak wyrzucona za drzwi szmata, która nikomu już nie będzie potrzebna. Zaszlochała, ale nikt jej nie usłyszał.
Dominik... jej ukochany Dominik.
Mężczyzna dotknął nagich ud dziewczyny; były lekko opalone, zapewne na solarium. Zaczął wodzić palcem naookoło jej pępka. Z wymalowanym na twarzy pożądaniem starał się zapanować nad podnieceniem, które narastało w nim z sekundy na sekundę. Przytulił ją do siebie i pocałował w czoło, a potem pozwolił, aby rozpięła mu rozporek i ściągnęła spodnie. Nie miał założonych majtek. Jego naprężony penis otarł się o brzuch kobiety, która dotykając go delikatnie prawą dłonią przygryzła wargi i pochyliła się, aby pocałować członek w sam jego czubek. Zaśmiała się - zapewne uwodzicielsko.
Powiedziała coś, ale Joanna nie usłyszała co. Odezwał się także Dominik; wypowiedział dwa, może trzy słowa. Joanna starała się rozpoznać słowa po ruchu jego warg, ale nie zdołała. Wypowiedział je zbyt szybko, poza tym momentalnie obrócił się odsłaniając pośladki. Zawsze posiadał świetny tyłek - umięśniony, ale bez przesady, świetnie wyrzeżbiony przez naturę tyłek, który teraz należał już do innej...
Kiedy Joanna pomyślała o wspólnie spędzanych nocach, o przysięgach, jakie sobie złożyli, poczuła, że za chwilę zapadnie się pod ziemię, że jakaś siła przygniecie ją tak bardzo, że zniknie z powierzchni ziemi na zawsze.
Kobieta za szybą okna usiadła na kanapie. Trzymając w ręku penis Dominika, zmusiła go, aby także usiadł. Patrząc mu prosto w oczy, zaczęła wolno masować jego nabrzmiałe przyrodzenie. Miała wilgotne usta, gotowe na to, aby...
Dla Joanny był to najgorszy koszmar, jaki mogła sobie wyobrazić, w jej umyśle kotłowało się tyle myśli, że sama nie mogła nad nimi zapanować.
Zadawała sobie pytanie, co ona tu jeszcze robi? Powinno jej juz tu nie być. Powinna go nienawidzić za to, co jej zrobił. Nie potrafiła jednak odejść. Nie umiała oderwać wzroku od scen, jakie miała przed oczyma. I wciąż go kochała. Nieodparcie i całą sobą kochała Dominika.
Łzy w jej oczach błyszczały niczym uliczne neony; najprawdziwsze na świecie łzy. Tak dawno nie płakała. Aż do teraz. Poczuła się znowu sobą. Dlaczego? Dlaczego to uczucie było dla niej takie obce? I dlaczego zrodziło się właśnie teraz?
Kochali się na kanapie; z początku powoli, ekscytując się każdym dotykiem ciał, póżniej przyśpieszyli. Siedząca na Dominiku kobieta poruszała się bardzo szybko, pochłaniała go całą sobą. Podskakiwała bardzo wysoko, z wyczuciem i gracją. Mężczyzna nie protestował, kiedy obróciła się tyłem do niego i usiadła na jego członku ponownie. Pieszcząc palcami jądra unosiła się w górę i opadała; gwałtownie jak zwierzę.
Oni się nie kochali. Pieprzyli się.
Jak mogli się tak perfidnie pieprzyć? Jak on mógł? Dlaczego?
Joanna nie potrafiła patrzeć dalej na to, co dzieje się w salonie. Krzyknęła z rozpaczy, zakrywając twarz dłońmi. Była zdruzgotana, trzęsła się i kiedy wykonała dwa kroki do przodu, poczuła falę mrozu, która rozprzestrzeniła się w niej w jednym ułamku sekundy. Poczuła się tak, jakby nagle wypiła mrożoną herbatę, hektolitry mrożonej herbaty.
Spojrzała na zegarek, który pokazał szesnastą zero cztery. Czał stanął dla niej w miejscu. Od tej chwili już zawsze będzie szesnasta zero cztery, ten koszmar nie minie, przeciwnie; będzie trwał, aż ostatnia molekuła jej duszy rozproszy się we wszechświecie.
Tępy ból orał każdy milimetr jej wnętrzności. Rozchyliła usta, jakby w nadzieii, że chociaż odrobina cierpienia ulotni się, ale on trwał nadal i nie zamierzał mijać. Wiedziała, że nie ustąpi.
Ostatni raz spojrzała w okno. Ujrzała Dominika. Szczytował prosto na twarz tamtej kobiety. Jego penis wycelowany był między jej oczy i po chwili strumień gorącej spermy wytrysnął wprost na jej nos, usta i podbródek.
Joanna zamknęła oczy. Dostrzegła znajomą ciemność, ale nawet w przenikliwym mroku czuła narastający z każdą chwilą ból...

Na zawsze razem
pośród wszystkiego
naprawdę wierni
pośród zgiełku strachu
wierni prawom
naszych serc - Joanna i Dominik

Krzyknęła. Był to krzyk rozpaczy, której najdrobniejsze kawałeczki zdawały się przeplatać z jej umysłem, torturując, szarpiąc i szatkując jej całe jestestwo.



Nie wiedziała, jakim sposobem dostała się do tego pokoju. Wiedziała tylko, że ból jaki nią owładnął wzmagał się i nie potrafiła go pokonać. Szklane ściany świadczyły o tym, że przebywa w jakimś apartamencie, bardzo podobnym do tych z warszawskiego hotelu Intercontinental. Wyjrzała przez okno i dostrzegła maleńkie ulice, a samochody przypominały matchboxy. Znajdowała się przynajmniej na czterdziestym piętrze, być może nawet na pięćdziesiątym. Wokoło panowała cisza, jedynie tykanie zegara, który wisiał na ścianie, utwierdzało ją w przekonaniu, że przebywa w świecie rzeczywistym. Na podłodze leżał krwistoczerwony dywan przypominający rozjechane przez walec zwierzę.
Gwałtownie obróciła głowę, kiedy usłyszała kroki dochodzące z wąskiego korytarzyka, dzielącego maleńką kuchnię od salonu.
Przestraszona wyjęła z torebki niewielki scyzoryk. Nie wiedziała, skąd wziął się w jej torebce, nie miała pojęcia, jakim cudem znalazła się na takiej wysokości w tym dusznym apartamencie, ale wyczuwała Dominika.
Wszedł pewnie do pomieszczenia, ubrany w sportową marynarkę i dżinsy. Zdawał się być czymś podniecony. Na jego twarzy gościł uśmiech i kiedy podszedł do maleńkiego barku, wyciągnął butelkę szampana i oświadczył:
- Kochanie, dostałem tę pracę. Możemy teraz świętować. Przygotuj się na długą podróż, jutro z rana wyruszamy do Manchesteru.
Joanna zastygła w bezruchu. Nie wiedziała, co ma zrobić z rękoma, a już w ogóle nie wiedziała, co zrobić ze scyzorykiem, który trzymała w dłoni.
Dominik patrzył wprost na nią, przez krótką chwilę nie była pewna, czy wypowiedział te słowa do niej, lecz już po chwili wiedziała, że nie myli się. Jego spojrzenie powędrowało na jej dekolt. Uśmiechnął sie szeroko i oświadczył:
- Wyglądasz bardzo pięknie, jak królowa. Jak moja królowa - zabrzmiał bardzo dumnie. Otworzył szampana i nalał w dwa kieliszki; jeden z nich podał Joannie.
- Milczysz - powiedział - Nie lubię, jak milczysz.
Nie odpowiedziała. Nie wyciągnęła nawet ręki, aby odebrać kieliszek.
- Byłaś u Nataniela? Kochanie, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, nie przpuszczałem, że zaoferują mi taką pracę. Mam ochotę krzyczeć! Jeszcze nigdy nie czułem się tak, jak teraz. W dodatku jesteś tu ze mną, jesteś obok i nawet nie wiesz, jakie to dla mnie szczęście.
Zaczęła sobie przypominać chwile, które już przeżyła. Pamiętała ten hotel. Pamiętała podniecenie Dominika, kiedy dostał tę pracę. To było...
...kilka lat temu. Podróż do Manchesteru była wspaniałą podróżą, pokazał jej miasto, byli w każdym klubie, odwiedzali co drugą restaurację, jedli kolacje przy świecach. Po prostu świętowali.
Ale nie teraz. Teraz coś było nie w porządku. Ogarnął ją niepokój.
- Kochanie? - usłyszała - Czy wszystko w porządku? Wyglądasz na przestraszoną. Dobrze się czujesz? Co robisz z tym scyzorykiem?
Podszedł do niej, ale tylko na odległość kilku metrów. Wpatrzony w jej twarz nadal się uśmiechał. Emanowała z niego czułość, zawsze był troskliwym mężem. Wiedział, jaka jest wrażliwa, jak potrafi się wszystkim smucić i robił co mógł, aby z jej twarzy nie znikał uśmiech.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą na całym świecie i uczynię absolutnie wszystko, co zechcesz.
Upił łyk szampana, następnie zrzucił z siebie marynarkę, która spoczęła bezwładnie na maleńkim łóżku. Odebrał jej scyzoryk z dłoni i przez chwilę zapatrzył się w jego ostrze.
- Czy wiesz, że teraz nasze życie się odmieni? - zapytał.
Potem nie słyszała już słów Dominika, tylko ciche szepty obcych ludzi, których dostrzegła jak wchodzą przez ogromną bramę z kutego żelaza.
Znajdowała się w palmiarni. Pomieszczenie było olbrzymie, wszędzie dookoła rosły drzewa różnych gatunków, w maleńkich stawach ogrodzonych płonącymi świecami pływały kolorowe ryby, a po środku ludzie rozmawiali ze sobą i uwieczniali swój pobyt w palmiarni na fotografiach.
Panowała niemiłosierna duchota. Joannie chciało się pić, pot spływał po jej czole niemal ciurkiem. Pamiętała to miejsce. Pamiętała je dokładnie.
To właśnie tutaj Dominik zabrał ją podczas pobytu w Manchesterze. Spędzili w palmiarni pół dnia na rozmowach, odpoczynku i popijaniu zimnych drinków. Kiedy go ujrzała, coś w niej pękło. Był taki roześmiany, taki dumny i szczęśliwy. Z aparatem cyfrowym przewieszonym przez szyję podszedł do niej i usiadł obok na małej ławeczce. Pachniał wodą kolońską i czymś jeszcze. To był jego zapach, którego tak bardzo jej brakowało. Miała teraz okazję, aby wtulić się w niego, aby poczuć jego dotyk. Siedziała jednak sztywno na ławce, nie wykonując żadnych ruchów.
- I jak ci się tutaj podoba? - zapytał Dominik, całując ją w policzek. Poczuła nagły przypływ ciepła. Nie było ono wywołane wysoką temperaturą panującą w pomieszczeniu, ale jego obecnością, jego towarzystwem, za którym tak bardzo tęskniła.
- Pięknie tutaj - odparła, nie do końca zdając sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. Ogromne drzewo o potężnym pniu zdawało się obejmować ją swymi zgrabiałymi ramionami.
Oszołomiona spojrzała Dominikowi w twarz. Był dokładnie ogolony, ubrany w koszulkę polo i krótkie spodenki.
Pamiętała to miejsce. Chciała zapomnieć, ale nie potrafiła. Z niezrozumiałych dla niej powodów powróciła tutaj i nie miała pojęcia w jakim celu. Dominik patrzył na nią z zaciekawieniem i kiedy się odezwał, zamurowało ją.
- Kochasz mnie?
Przełknęła ślinę i przymknęła na moment oczy. Przez krótką chwilę zobaczyła sad, poczuła, zimny wiatr na sobie, a potem dostrzegła okno. Ujrzała nagiego Dominika w objęciach innej kobiety.
- Jak mogłeś mi to zrobić? - zapytała przez zęby.
- Słucham? - Dominik wyglądał na zaskoczonego. Wytrzeszczył oczy i oparł się na ławce - Kochanie, chyba nie rozumiem, co chcesz powiedzieć przez to pytanie.
- Nic, tylko tyle, że bardzo mnie zraniłeś. Jak mogłeś?
- Zraniłem? - pochylił się nad nią - W jaki sposób?
- Dominiku, tak bardzo cię kocham...
Chwilę potem nie dostrzegała już niczego, prócz gęstwiny mroku, która rozpostarła się przed nią. Zniknęły drzewa, ryby i ci wszyscy ludzie. Zniknął także Dominik. Pozostała ciemność i nic poza nią.



Kiedy spojrzała na swój zegarek, ponownie odniosła wrażenie, że coś jest bardzo nie w porządku. Wskazywał szesnastą zero cztery. Sekundnik leniwie posuwał się do przodu, ale wskazówki tkwiły wciąż w tym samym punkcie. Spojrzała na zegar pobliskiego kościoła; szesnasta zero cztery - z niepokojem stwierdziła, że traci zmysły.
Szła ulicą, którą niegdyś przechadzała się z Dominikiem. Teraz śledziła go. Starała się robić wszystko, aby jej nie zauważył. Bała się. Nie wiedziała do końca czego, po prostu czuła się zagubiona. Być może to właśnie zagubienie, jakie ją opętało, było przyczyną tego lęku. Zdesperowana, szła w bezpiecznej odległości. Obserwowała.
Zaczynało się ściemniać; niebo przybrało barwę ołowiu, zwiastując nadchodzący deszcz. Temperatura nie przekraczała dziesięciu stopni celsjusza - spadała i robiło się coraz chłodniej.
Dominik szedł pewnie, jak zawsze. Stawiał kroki jak model na wybiegu.
Jak mógł? Jak mógł zachowywać się w ten sposób przy niej? Był teraz taki sam, wykonywał te same ruchy, co kiedyś. Nie zmienił się wcale. Pozostał taki sam.
Rozpłakała się. Zdawała sobie pytanie; dlaczego właśnie ją musiało spotkać coś takiego? Nie zasłużyła sobie na to. Jak Bóg mógł ją tak ukarać?
Kobieta, z którą szedł Dominik była blondynką; wysoka, o piwnych oczach, niewielkim zadartym nosie i dołkach w policzkach. Ubrana w futro, co chwila stawała przed Dominikiem i posyłała mu głęboki pocałunek. Jej język penetrował każdy zakamarek jego wnętrza, jakby chciała wyssać z niego całą energię, pochłonąć go.
Joanna patrzyła w skupieniu raz na nią, raz na mężczyznę, którego kochała. Kipiał w niej gniew, złość i żal, których nie mogła opanować. Miała ochotę krzyczeć w niebogłosy.
Trzymali się za ręce. Joanna przystanęła na chwilę, patrzyła jak się oddalają. Ruszyła za nimi wolnym krokiem, ale wiedziała, że długo nie zniesie tego widoku.
Pozwoliła im odejść. Na koniec zauważyła, jak znowu ją całuje, jak wkłada w jeden krótki pocałunek swoje wszystkie uczucia. Zamknęła oczy i kiedy je otworzyła, pozostała sama na pustej ulicy.
Rozpostarła ręce jak anioł, a potem wydała z siebie głośny lament, który trwał nieprzerwanie do momentu, aż upadła.
Leżała w kałuży zimnej wody i uderzała dłonią o mokry asfalt. Nie miała dokąd pójść, skazana tylko na siebie długo jeszcze patrzyła w niebo, jakby oczekując, że ktoś stamtąd zstąpi i zabierze ją do krainy wiecznego szczęścia.



- Kochanie, jak wrócisz z pracy, zjemy wspólną kolację. Przyrządzę coś oryginalnego, co ty na to? - zapytał Dominik, wciskając klakson, kiedy przejeżdżając przez skrzyżowanie zauważył starszą kobietę, która z dwiema ogromnymi torbami wypełnionymi po brzegi zakupami, najwyrażniej chciała przejść przez jezdnię na czerwonym świetle.
Joanna była zaszokowana i kompletnie zdezorientowana. Nie wiedziała, jakim sposobem znalazła się w aucie Dominika. Siedziała sztywno w fotelu i próbowała sobie przypomnieć ostatnie chwile. Gdzie była? Co robiła? Kiedy pomyślała o cierpieniu, jakie jej zadał, miała ochotę go uderzyć. Siedział teraz tuż obok, z łatwością mogła to zrobić. Pragnęła odegrać się w najmniejszym stopniu za to, co jej zrobił.
- Obiecaj, że będziesz na siebie uważała - odezwał się Dominik, kiedy dojeżdżali do centrum miasta - Ja pojadę jeszcze do firmy zobaczyć, czy wszystko gra. Zadzwonię, jak zajadę do domu, dobrze, skarbie?
Nie odezwała się. Kipiał w niej gniew, którego nie potrafiła z siebie wyrzucić. Zaciskała pięści na fotelu, wbijając paznokcie głęboko w jego materiał.
- Dobrze się czujesz? - usłyszała pytanie.
- Tak.
- Wyglądasz na zdenerwowaną.
- Jak mogłeś mi to zrobić? - wysyczała, wpatrując się w boczną szybę. Zaskoczył ją widok zielonych liści na drzewach, oraz podążających ulicami ludzi w krótkich spodenkach, mini - spódniczkach, polówkach i sandałach.
- Nie rozumiem? - żdziwił się Dominik, ograniczając znacznie prędkość samochodu, gdyż przed nimi na ulicy utworzył się dość spory korek.
- Rozumiesz doskonale i nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi! - prawie krzyknęła Joanna, posyłając mężowi piorunujące spojrzenie. Trwało ono chwilę, ponieważ potem ponownie wbiła wzrok w szybę za oknem.
- Co tu się dzieje? - odezwała się; już znacznie ciszej. Młody mężczyzna, zmierzający na dworzec metra, ubrany w krótkie spodenki i bezrękawnik, pomachał jej ręką w geście pozdrowienia. Patrzyła na niego, jak na odmieńca, który dopiero co wykluł się z ptasiego jaja.
Słońce świeciło ze wszystkich stron, grzało niemiłosiernie i Joanna dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że jest jej gorąco. Ubrana w koszulkę na ramiączkach i dżinsy czuła się strasznie skrępowana.
- Kochanie, zaczynam się o ciebie martwić - odezwał się Dominik; tak nagle, że drgnęła na siedzeniu jak porażona prądem.
- Skończ - odcięła się. Mężczyzna posłał jej spojrzenie pełne żdziwienia i niepokoju.
- Co się stało? - bąknął. Kiedy stali w oczekiwaniu, aż zielony passat przed nimi w końcu ruszy, Joanna rozpłakała się; po raz kolejny.
- Jak mogłeś? - wydukała, chowając twarz w dłoniach.
Dominik spojrzał na nią, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Przełknął ślinę i kiwnął głową.
- Ale co? - zapytał ledwo słyszalnie - co jak mogłem? Kochanie, nie rozumiem, o co ci chodzi. Co się stało?
- Pieprzyłeś się z nią, widziałam dokładnie! Pieprzyłeś się z nią!
Jego ręce ześlizgnęły się z kierownicy. Wbił w nią wzrok, rozchylił wargi i jęknął coś nierozumiale.
- Co? - udało mu się wykrztusić - co zrobiłem?
- Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię.
- Boże, skarbie, czy ty wiesz...
- Wiem, Dominiku i wiedz, że nie musisz mi się z tego tłumaczyć. Zabiłeś mnie, wiesz o tym? Zabiłeś mnie tym.
- Czym? O czym ty mówisz? - prawie krzyknął. Zdawał się być zdesperowany, przejęty i zaszokowany. Nie spuszczając wzroku z żony, zapytał? - Kochanie, wytłumacz mi o co ci chodzi?
Joanna zamknęła oczy; była roztrzęsiona i nie potrafiła odpowiedzieć od razu. Słyszała przyśpieszony oddech Dominika, a potem odgłos klaksonu za sobą.
Dominik najpierw spojrzał we wsteczne lusterko i kiedy zobaczył minę rozwścieczonego kierowcy w samochodzie stojącym za nimi, z początku nie wiedział, o co chodzi. Dopiero po chwili zauważył, że auta przed nim oddalały się w dość szybkim tempie.
Korek ustąpił.
Wcisnął pedał gazu niemal do samej podłogi i wymamrotał:
- Nie spodziewałem się, że będziesz w stanie posądzić mnie o coś takiego.
Joanna poczuła w sobie jeszcze większy gniew, nabierała coraz większej chęci, aby go uderzyć. Pragnęła tego.
- Ty gnoju - nie krzyknęła tym razem. Wyszeptała te słowa, nie mogąc uwierzyć, że przeszły jej przez gardło.
Póżniej poczuła chłód, który ogarnął ją ze wszystkich stron i narastał. W jednej chwili, trwającej ułamek sekundy znalazła się w sypialni.
Było to miejsce, w którym spędziła wiele nocy, w którym zasypiała obok niego i budziła się gotowa na to, aby spędzić kolejny szczęśliwy dzień.
Ubrana w białą suknie do samej ziemi czuła przeszywające jej ciało zimno.



W sypialni paliła się tylko lampka nocna; mała kryształowa lampka, którą Dominik kupił w Pradze na aukcji. Często kochali się przy jej świetle.
Teraz leżał nagi na szerokim łóżku, z głową skierowaną na bok. Miał zamknęte oczy i całkowicie oddawał się chwili...
Pochylała się nad nim i ssała jego penisa. Jej włosy były rozrzucone na ciele Dominika, który wydawał z siebie ciche, wypełnione ekstazą westchnienia. Wyglądał jak marzyciel śniący najbardziej ekscytujący sen swego życia. Ona zaś wyglądała jak najodważniejsza dziwka, chcąca jak najlepiej wykonać swoją robotę.
Jej usta były pełne, o grubych wargach, które czule pieściły cały członek Dominika. Pomagała sobie ręką. Podtrzymywała jego genitalia, masując od czasu do czasu jego pomarszczony worek mosznowy.
Joanna stała jak zahipnotyzowana. Wpatrywała się w to wielkie erotyczne widowisko, jakby był to jedynie film. Za każdym razem, kiedy spoglądała na twarz swojego mężczyzny, doznawała silnego wstrząsu, jakby ktoś uderzał w jej serce ciężkim młotem. Czuła się odtrącona, zraniona. Była jak odszczepieniec, który wyklęty przez nabliższych, został pozostawiony na pastwę losu.
Oczy Dominika otworzyły się, jęknął i dotknął włosów kobiety. Spojrzała na niego figlarnie, nie wypuszczając z ust twardego jak skała penisa. Ten wzrok jeszcze bardziej go podniecił. Było widać, że z ledwością powstrzymywał przeszywające jego nagie ciało dreszcze.
Kochanka Dominika uwolniła w końcu penisa ze swych ust. Zakołysał się leniwie, cały czas gotowy na to, aby uwolnić z siebie całą zgromadzoną energię.
- Jak się czujesz? - zapytała nagle; posiadała delikatny, miękki głos.
- Wspaniale - odparł mężczyzna, podnosząc się na łokciach. Spojrzał kobiecie w oczy i uśmiechnął się - Jesteś niesamowita - dodał.
- Dopiero ci pokażę, jaka jestem niesamowita - usłyszał w odpowiedzi.
Objęła go mocno i zaczęła lizać szyję. Wbijając paznokcie w skórę jego pleców całowała jego uszy, policzki, usta. Kucała nad nim całkiem naga; jej różowy srom unosił się zaledwie kilka centymetrów nad jego sterczącym penisem. Miała długie umięśnione nogi jak tancerka, jak akrobatka, a duże, cieżkie piersi zdawały się miażdżyć jego tors.
Joanna stała dokładnie przy nich, wpatrywała się w każdy ich ruch, słyszała każdy szept i każde jęknięcie. Nie obawiała się, że ją dostrzegą. Po prostu stała przy łóżku, a żal i ból narastał w niej z sekundy na sekundę. Poddała się otępieniu i smutkowi, pozwoliła, aby wszystkie negatywne, wykańczające ją uczucia owładnęły jej ciałem i duszą.
Dominik nagle krzyknął.
- Już nie potrafię wytrzymać! - wysyczał, a potem roześmiał się. Kochanka - całkiem poważna - dalej całowała jego szyję. Po chwili pieszcząc dłońmi jego uda, pochyliła się nieznacznie i liżąc na zmianę; raz jeden, raz drugi sutek Dominika, mruczała niczym kotka. Nie oczekiwała jakiejkolwiek inicjatywy z jego strony. Kiedy chciał dotknąć jej ramienia, odepchnęła go delikatnie, nie przestając całować.
Przykucnęła nad nim jeszcze niżej, prawie dotykając sromem jego członka. Nie wytrzymał i uniósł swoje ciało, a z jego ust wydobył się głośny jęk. Kobieta zahihotała.
Sięgnęła po penis Dominika i przyłożyła go sobie do pochwy. Przez minutę masowała nim swoje wargi sromowe, drażniła łechtaczkę, wzdychając cicho do ucha kochanka.
- Proszę - wymamrotał Dominik, nie mogąc wytrzymać napięcia.
Usiadła na nim. Oplotła go nogami tak, aby nie mógł się uwolnić. Jego członek znalazł się w niej, pochłonęła go.
Joanna nadal tkwiła w tym samym miejscu, nie poruszając się. Obserwowała każdy ruch mężczyzny; patrzyła jak jego mięśnie naprężają się, jak poskręcane włosy łonowe stykają się z jej włosami. Wciąż czuła nowe fale chłodu, przemierzające jej wnętrze.
Patrzyła.
Kochanka Dominika, poruszała się szybko i płynnie. Penis raz wysuwał się z niej, raz chował, mruczała i jęczała głośno przy każdym pchnięciu, jakie jej zadawał.
W umyśle Joanny ciężki młot zadawał ciosy; jeden po drugim. Zdawało jej się, że upada, choć tak na prawdę stała cały czas w jednym miejscu.
Nie mogła pozwolić, aby to trwało nadal. Nie mogła mu na to pozwolić.
Należał do niej. Tylko do niej.
Podeszła bliżej łóżka.
Nie spodziewała się, że jest zdolna to zrobić. Fizycznie było to niemożliwe, jednak momentami to, co człowiekowi wydaje się nierealne, staje się prawdziwe. Tak zawsze powtarzał jej ojciec - pomyślała o nim przez ułamek sekundy, po czym jej prawa stopa stanęła na łóżku.
Krótko potem patrzyła na nich z góry. Stała na łóżku bosymi stopami w samej tylko sukni. Zobaczyła plecy kochanki Dominika, oraz jego rozczochrane włosy.
Musiała się temu przeciwstawić. Musiała przerwać więzi, które ich wiązały. Coś wewnątrz niej podpowiadało, aby nie wykonywała kolejnego ruchu. Zlekceważyła ten głos i wykonała ruch.
Zrzuciła z siebie suknię i stanęła w lekkim rozkroku pomiędzy kochankami. Była naga tak, jak oni; jej blade, delikatne niczym aksamit piersi zakołysały się leniwie. Duże, przypominające dwie maliny sutki sterczały wysoko w górze, nie z podniecenia, lecz z paraliżującego zdenerwowania. Kierując wzrok na ujeżdżającą Dominika kobietę, wiedziała już, że uda jej się...
Przykucnęła na łóżku tak ostrożnie, jakby w obawie, że zostanie dostrzeżona. Dotknęła ręką miękkiej pościeli i znowu poczuła wszechobezwładniającą złość. Prawie kipiała w gniewie, który nakazywał jej jak najszybciej wykonać kolejny ruch.
Poczuła słodki zapach perfum tej kobiety; tej bezczelnej żdziry, która odebrała jej sens życia. Zadrżał jej podbrudek, ale obiecała sobie, że tym razem zachowa spokój, tym razem powstrzyma łzy i nie rozpłacze się. Zacisnęła mocno zęby i wyciągnęła lewą dłoń przed siebie.
Wyczuła ciepło spoconego ciała kochanki. Kobieta nadal pochłonięta była stosunkiem. Po jej długiej szyi spływały kropelki potu, drapała niemal całe ciało Dominika, zachowywała się jak wygłodniały zwierz, który za chwilę rozszarpie swoją ofiarę na tysiące kawałeczków. Śliski penis zagłębiał się w jej wnętrzu; pojawiał się i znikał, a jądra uderzały rytmicznie o jej pośladki.
Dla Joanny nie było juź teraz odwrotu. Spojrzała na twarz swojego męża i kiedy ujrzała na niej zbliżający się orgazm, krzyknęła i wślizgnęła się niczym spłoszony węgorz w ciało jego kochanki.
Nie poczuła nic; żadnego bólu, dezorientacji, jedynie przyjemność, która narastała z każdą chwilą. Czuła nadchodzący orgazm i bardzo trudno było jej zapanować nad sobą.
Próbowała wyszarpnąć się z miłosnego uścisku, ale była bezwładna. Coś żyło w niej, poruszało za nią każdą cząstką ciała, odczuwało przyjemność. Jej przyjemność. On był jej, należał do niej, zawsze tak powtarzał.
Krzyknęła, ale nikt jej nie usłyszał.
Powieki Dominika zadrżały. Wiedziała, że za chwilę eksploduje w nią strumieniem gorącej spermy, wypełni ją całą nasieniem, a potem powie, że bardzo ją kocha. Prawie uwierzyła w to, że tak właśnie się stanie.
Nie mogła sie teraz poddać. Musiała walczyć o swoje. Wmawiała sobie, że nie podda się, nie tym razem.
Ponownie krzyknęła i ponowiła próbę wyszarpnięcia się z niewidzialnych objęć. Coś unosiło jej ciało i zmuszało je do... znajdowała się w kleszczach, które nie chciały jej puścić.
Nie mogła skupić myśli. Przed jej oczyma stanął obraz wcześniejszych chwil spędzonych z Dominikiem, które kompletnie ją opętały. Jego uśmiech, jego opalone słońcem ciało, jego zaczesane do tyłu na żel włosy, jego mięśnie, nagi tors, zapach, piersi, penis...
Zbliżała się pierwsza fala orgazmu.
Poczuła na sobie jego dotyk. Objął ją mocno i przydusił do siebie, zaciskając mocno szczęki. Zajęczał głośno i odrzucił głowę do tyłu.
Ktoś jeszcze jęknął. Ona. Była w niej. Siedziała w jej ciele i nie pozwalała się oswobodzić.
Dziwka.
Joanna wydobyła z siebie wrzask, który odbił się echem w jej własnych uszach. Był to wrzask rozpaczy i przygniatającego bólu, ryk agonii, który prawie rozsadził jej uszy.
Ktoś jeszcze krzyknął; równie głośno. W zasadzie to nie krzyknął, lecz ryknął z przerażenia.
Ujrzała twarz Dominika; pociągłą, pokrytą kropelkami potu. Patrzył wprost w jej oczy, drżąc na całym ciele. Czuła, jak jego członek wiotczeje. W jego oczach malował się strach i przerażenie.
Patrzył tylko na nią.
Potem poczuła, jak ktoś uderza ją mocno w kark; przeszywający dreszcz sprawił, że wykonała kilka gwałtownych ruchów. Coś odrzuciło ją na kilka metrów. Runęła na podłogę pewna, że ma złamane obie ręce. Nie czuła jednak żadnego bólu fizycznego. Mogla ruszać palcami. Z pewnością nie złamała żadnej kończyny.
Kolejny krzyk rozległ się po całym salonie. Dominik zerwał się z łóżka, wykrzykując niezrozumiale jakies słowa.
Joanna dostrzegła jego kochankę. Siedziała na skraju łóżka; zdawała się być równie przerażona, jak on. Posklejane od potu włosy odgarnęła nerwowym ruchem do tyłu.
- Co się dzieje? Co się stało? - zadawała w kółko te same pytanie, ale Dominik zajęty był czymś innym. Krążył po salonie, jakby w poszukiwaniu swoich pantofli.
- Była tu, była tu, była tu - zawodził, nie wiedząc co z sobą zrobić. Trząsł się na całym ciele, które w ułamku sekundy, niczym za sprawą czarodziejskiej rożdżki, pokryła gęsia skórka.
- O czym ty mówisz? Kto tu był? Gdzie?
- Była tutaj - powtarzał Dominik, rozglądając się po całym salonie. Joanna obserwowała każdy jego nerwowy ruch. Nieco oszołomiona czuła w sobie satysfakcję. Udało jej sie osiągnąć cel, teraz musi dopilnować, aby już więcej nie zbliżył sie do niej. Musi czuwać bardziej, niż kiedykolwiek. On należał do niej. Sam tak powiedział - kiedyś, bardzo dawno temu.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Wstała i sięgnęła po swoją suknie. Nie odczuwała chłodu, wręcz przeciwnie; było jej gorąco. Jej sutki były twarde. Obiecała sobie, że następnym razem, kiedy sytuacja powtórzy się, tylko ona zaczerpnie przyjemności. Będzie się z nim kochać i pieścić każdy centymetr jego ciała.
Nie dostrzegali jej. Wiedziała o tym i była świadoma swojej sytuacji. Przyczyna wciąż stanowiła dla niej tajemnicę, ale to się w tej chwili nie liczyło. Liczył się tylko on i obietnica.
Spojrzała na zegarek.
Szesnasta zero cztery. A więc czas nadal stał w miejscu.
Ostatni raz spojrzała na zdezorientowanego Dominika, który w tej chwili szukał swoich spodni, póżniej jej wzrok padł na jego kochankę. W milczeniu obejmowała swoje piersi, jakby chciała je ukryć. Niepokój, jaki malował się na jej chudej twarzy dodatkowo usatysfakcjonował Joannę, która wolnym krokiem podeszła do solidnych dębowych drzwi wyjściowych. Nie obracając się za siebie, opuściła dom.



Przez następnych kilka dni śledziła niemal każdy ruch Dominika, starała się usłyszeć każde słowo wypowiadane do kobiety, z którą zamieszkał. Miała na imię Angelika, pracowała jako stylistka w salonie mody, jeżdziła nowiuśkim pontiakiem, a jej ulubionym kolorem był różowy. Na samą myśl o tym Joannie zrobiło się niedobrze. Obserwowała każdy jej ruch, starała się panować nad złością wymieszaną z żalem, oraz nad bezradnością, kiedy tak bardzo miała chęć rzucić się w objęcia DOminikowi. Za każdym razem, kiedy próbowała, kończyło się to fiaskiem. Dlaczego? - zadawała sobie to pytanie tak często, jak często Angelika powtarzała Dominikowi, że go kocha. Dziesięć razy dziennie, nieustannie mówiła mu, że znaczy dla niej wszystko.
Kochali się o każdych możliwych porach dnia i nocy; z samego rana, przed pracą Dominika, w południe, kiedy oboje mieli wolne, wieczorami i w środku nocy. Kochali się pod prysznicem, na biurku w biurze Dominika, na kuchennym stole, na dywanie w sypialni, nawet w windzie między czwartym, a czterdziestym trzecim piętrem Warsaw Trade Center.
Teraz szła ulicą, nie orientując się w ogóle w terenie na jakim przebuwała. Czuła w sobie narastające zagubienie i wewnętrzny ból, którego nie potrafiła zdefiniować. Mogła podążać ulicą Piękną w Warszawie, albo Głogowską w Poznaniu, z pewnością nie zorientowała by się która jest która. Szła jedną albo drugą, albo jeszcze inną, w zupełnie innym mieście, być może w obcym kraju.
Najważniejszy był Dominik.
Zbliżali się do cmentarza.
Jednak zamiast grobów, przed jej oczyma pojawiła się zaludniona ulica. Z nieba lał się deszcz, a ona czuła fizyczne zimno. Silne podmuchy wiatru utrudniały koordynacje jej ruchów. Pędziła przed siebie w przekonaniu, że zdąży na podjeżdżającą do krawężnika taksówkę.
Ktoś z niej wysiadł i trzasnął drzwiami. Trąciła łokciem jakąś kobietę, która krzyknęła za nią obrażliwe słowo, ale Joanna nie zareagowała. Parła przed siebie, widząc, jak taksówka powoli rusza od krawężnika.
Uniosła obie ręce, po czym stwierdziła, że to nic nie da. Kiedy miała się zatrzymać, dostrzegła drugą taksówkę, która zatrzymała się dokłdnie na tej samej ulicy, niemal w tym samym miejscy, co poprzednia.
Joanna z nadzieją, że tym razem uda jej się złapać taryfę, przyśpieszyła.
Minęła ludzi stojących na przystanku autobusowym, po czym skręciła w lewo, kierując się w stronę jezdni.
Musiała zdążyć. Przebiegnie przez jezdnie i wsiądzie do samochodu. Potem będzie czas na złapanie oddechu. Odżyła w niej nadzieja, że zdąży do domu przed przyjazdem Dominika.
Wbiegając na jezdnię nie zauważyła nadjeżdżającego tramwaju. Rozległ się dżwięk przypominający zgrzyt rozrywanych łańcuchów, który zdawał się trwać i trwać; był donośny, metaliczny i nie miał końca.
Ucichł dopiero wtedy, gdy tramwaj zatrzymał się kilkanaście metrów dalej.
Ciało Joanny leżało na torach tuż przed metalowym potworem. Głowa kobiety skierowana była twarzą w dół, tak, że nikt nie mógł dostrzec zdartej z niej skóry. Krew wypływała jedynie z dość głębokiej rany na nadgarstku.
Joanna nie czuła już nic.
Dostrzegła cmentarz. Padający deszcz zmywał z jej długiej sukni plamy świeżej krwi. Stała pośrodku wąskiej alejki między rzędami grobów.
Dominik pochylał się nad jednym z nich. Pomnik wykonany był z marmuru, a w wazonie dwie sztuczne gerbery przyjmowały na siebie ciężar nasilającego się deszczu.
Ujrzała Angelikę, która trzymając Dominika za rękę, wpatrywała się w tablicę nagrobną. W pewnej chwili wykonała krok do przodu i klęknęła na mokrej ziemii.
Odmawiała wieczny odpoczynek. Kiedy skończyła modlitwę, wydobyła z torebki znicz; mały czerwony znicz, który postawiła na pomniku. Dominik zapalił go, po czym przykucnął nad grobem. Joanna nie była pewna, czyj to grób. Kiedy podeszła bliżej, doznała uczucia nieodpartego przerażenia, zaszokowania i strachu. Miała wrażenie, że pękają jej kości, że rozsypują się proch, z którego powstała...
Na tablicy nagrobnej widniało jej nazwisko. Wyryte litery tworzyły imię Joanna. Nazwisko, data urodzin... i data śmierci...
Umarła.
Zginęła.
Zamknęła na moment oczy, aby skupić myśli.
Wiedziała już.
Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła Dominika; był przygnębiony. Smutny.
- Bardzo ją kochałeś, prawda? - Aglelika. Nie udawała żalu. Stała obok Dominika i przygryzała dolną wargę.
- Tak, skarbie, kochałem ją. Była dla mnie wszystkim.
- Wiem, jak cierpiałeś.
- Nawet nie przypuszczasz, ile lat minęło, zanim doszedłem do siebie.
- Wiem, skarbie.
- Tak naprawdę chyba nigdy nie pogodziłem się z jej...
- Ona zawsze pozostanie w twojej pamięci.
- Wiem
- I zawsze będzie przy tobie. I ja będę.
- Tak bardzo ją kochałem.
- Wiem, Dominiku.
- Teraz mam ciebie...
- Nie opuszczę cię. Joanna również cię nie opuściła. Zawsze będzie przy tobie, czuwa nad tobą. Wiem o tym.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham.
Jedna, przepełniona smutkiem, zimna jak lód łza spłynęła po policzku Joanny. Nie potrafiła zapanować nad ogarniającym ją żalem i tęsknotą. Coś wewątrz niej pękło. Poczuła, że to koniec...
On był. Zawsze będzie.
A ona pozostanie przy nim, kiedy nadejdzie taka potrzeba. Nie opuści go.
Stała obok swojego grobu i modliła się. Modliła się za ich szczęście, a kiedy spojrzała na swój zegarek, zobaczyła, że czas ruszył z miejsca.
Szesnasta zero pięć.
Mogła odejść.
Zanim ruszyła przed siebie, ostatni raz spojrzała na tablicę nagrobną. Poniżej jej imienia i nazwiska, daty urodzin i śmierci, widniała przysięga, którą złożyli sobie z Dominikiem dawno temu:

Na zawsze razem
pośród wszystkiego
naprawdę wierni
pośród zgiełku strachu
wierni prawom
naszych serc - Joanna i Dominik

Spuściła nisko głowę, a potem wyszeptała:
- Amen.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie wiem czy az tak emocjonalnie odbieram świat, lecz twoje opowiadanie wzruszyło mnie, poniosło ze sobą, moim skromnym zdaniem tu niczego nie brakuje, wartka akcja, przemieszanie czasy przeszłego w terazniejszym, imaginacji z rzeczywistoscią.robi wrażenie nie ma co !
pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę dobre, zwłaszcza to przemieszanie czasów, chwilami nie można się zorietować co jest grane. A to właśnie dodaje opowiadaniu uroku. Człowiek gubi sie i sam pochwili nie wie gdzie jest. A co najważniejsze do ostatniego momentu nie spodziewałem się zakończenia, dopiero jak przeczytałm o cmenatrzu zorientowałem sie co zamierzasz.

pozdrawiam

ps.
Podobnie dzała opowiadanie Sapkowskiego Muzykańci.
JEśli ktoś lubi takie historie to musi ptrzeczytać koniecznie "Krew za krew" Ismaila Kadare.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam, że Twój komentarz bardzo mnie podbudował:) Dziękuję za przeczytanie utworu i jego skomentowanie:) Opowiadania "Muzykańci" nie czytałem i penie przez najbliższy czas nie przeczytam, bo kompletnie nie mam na to czasu, ale być może kiedyś... Pozdrawiam bardzo serdecznie:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Swietnie Robercie. Też miałem uczucie zagubienia, ale postanowiłem dotrzeć do końca, delektując sie po drodze znakomitymi opisami (również erotycznymi). Jestem pełen podziwu. Parę drobnych błędów do wybaczenia, ale jest również ort.(zafascynowany treścią nie pamiętam gdzie) i ten należałoby usunąć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...