W hardych bunkrach rżą głowice,
każda trzęsie się w barłogu.
Starców palce, jak kotwice,
świat by chciały wziąć do grobu.
Atomowe parasole
rozpiąć chciałby z nich niejeden,
klucz na szyi, guzik w dole,
choć co robił wczoraj, nie wie.
Tych nazwali szeryfami,
tamci, to są terroryści,
każda strona swoich mami,
a jednacy chyba wszyscy.
Tyka bomba Czernobyla,
chłopcy bawią się w wojenki,
pozostała może chwila,
prosty człowiek znowu cierpi.
Boże obudź w nas rozsądek,
daj przywrócić nudny pokój,
nie karz świata w Twój dzień sądny,
lecz łobuzów miej na oku.