Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

to nie jest koniec świata
sensu stricte to zwykła porażka

ten świat się całkiem rozpętlił

nie ma tu miejsca na rymy
rytm i zabawy z formą
wiersze są bardzo puste
niczego nie mogą zmienić

brak jest mitycznych połówek
widać to nie kwestia boga
a tylko instynkt i chemia

nie ma we mnie nic ze zwierzęcia
sam będę przez daty się sączył

[V 2005]

------------------------

Z podziękowaniami dla Izy. Ja wiem, wygląda jakby wszystkie słowa o ścianę - ale pomogły. Dzięki :)

Opublikowano

Znam i pewnie masz rację: ale wiesz, że ja mam (własnie przez te rymy) skłonność do bajdurzenia, to opowiastkowania, do dodawania takich niewinnych wypełniaczy. Bez tego mi melodyka nie śpiewa - widać chyba, że się z tej rytmiki nie umiem wyzwolić. Więc podskórnie licze sylaby i takty - i stąd to przegadanie :)

Jeśli będę pisał białe - to pewnie się w tym wyćwiczę :) Wtedy do tego wrócę.

Pozdrawiam, Antek

Opublikowano

Niesamowite :) pierwszy raz widzę wiersz biały w twoim wykonaniu :) .
Tylko to mi się nie podoba:
"niewinne kocha nie kocha
jest już nieadekwatne"
Reszta w porządku, przemawia do mnie ten wiersz :) , bo sam chciałem coś podobnego napisać.
Czekam na więcej...

Pozdrawiam.

Opublikowano

Bo to pierwszy biały wiersz, jaki napisałem :) Masz rację, Qui: coś jest nie tak z tymi dwoma wersami - myślę, że będzie mi trzeba poszukać w przyszłości jakiegoś zamiennika, czegoś z nieco innej ligi. I wtedy, jak już znajdę, to się z wierszem podziele.

Bartek: sensu stricte. Nie wiem, jak z tym "jest". Mam opory przed usunięcie One wynikają z mojego codziennego rymowania: się boję, że bez tej jednej sylaby rytm się zakłóci i się będize gorzej czytało. Muszę się z tym przemyśleć, a potem ewentualnie przełamać :)

Dzięki za komentarze!
Pozdrawiam, Antek

Opublikowano

Może wywal te dwa wersy, a ostatni wers z drugiej strofy przeniesiesz jako ostatni do pierwszej :) I wtedy świat w trzecim wersie zmienisz na coś innego :) , aby się nie powtarzał :) Będzie zupełnie świetnie .

Pozdrawiam.

Opublikowano

A gdyby tak?

to nie jest koniec świata
sensu stricte to zwykła porażka

ten świat się całkiem rozpętlił


Szkoda mi zabierać świat z tego zdania - dużo straci na zamienniku. Brzmi toto lepiej? I czy brzmi - co najważniejsze - równie czytelnie? To są nadal pytania, na które odpowiedzieć po prostu póki co nie umiem: będę więc póki co wszystkie pomysły zbierał do kapelusza i wtedy coś z nich wykrzesam :)

Pozdrawiam, dzięki Ci za komentarz!

Julia, Vera - także dziękuję ślicznie :)

Pozdrawiam, Antek

Opublikowano

Dobre. Wydaje mi się, że będzie lepiej.
Jeszcze jedno mi nie leży:
"widać to nie kwestia boga"
"to" i "nie" blisko siebie :) dwa krótkie słowa, zaburzają rytm.
Gdy jest np. "widać to kwestia nie boga" lepiej się czyta, ale to zdanie ma zmieniony sens.

Opublikowano

To nawet nie było by złe, acz musiałbym wtedy jeszcze modelować następny wersy - "nie boga ainstynktu i chemii". Wolę ten drugi wers w tej wersji, którą już mamy - za to teraz rzeczywiście wierszydło, gdy już odchudzony, wygląda dużo lepiej.

Dzięki, pozdrawiam :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


naukowcy twierdząinaczej ;))
wiersz się podobał - że tak powiem moja bajka więc nie ma co sie dłużej rozwodzić...
jeszcze tylko: "ten świat się całkiem rozpętlił" - rzeczywiści najlepsze

pozdr

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...