Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

@Leszczym

 

"Masz prawo do zachowania milczenia. Jeśli rezygnujesz z tego prawa, wszystko, co od tej pory powiesz, może zostać użyte w sądzie przeciwko tobie."

 

Źródło: Internet

 

Rozumie już pan dlaczego nie pracuję i nigdy juz w życiu nie będę pracował? Robiąc parafrazę: każdy mój ruch zostanie wykorzystany przeciwko mnie, inaczej: każdy mój ruch będzie wykorzystywany przez macki ośmiornicy - pracodawców, biurokratów, wolny rynek z wyścigami szczurów i czarną mafię - kościół, proste i logiczne?

 

Łukasz Jasiński 

Opublikowano (edytowane)

@violetta

 

To prawda, a życie każdemu człowiekowi można ulepszyć, na przykład: likwidując całkowicie pasożytniczą instytucję taką jak Miejskie Ośrodki Pomocy Społecznej - pracowników wyrzucić na kostkę brukową - pieniądze podatników przenieść do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, natomiast: funkcję Lekarza Rodzinnego awansować do funkcjonariusza publicznego i dofinansować, nomen omen: MOPS-y historycznie należą do sekty monoteistycznej - chrześcijaństwa i nic wspólnego nie mają z Państwem i Narodem Polskim, jeśli chodzi o ZUS-sy - zostały założone przez prezydenta Polski - Ignacego Mościckiego - są instytucjami państwowymi, które dbają o życie Polaków - zdrowie (składki zdrowotne), emerytury (składki emerytalne), renty (składki rentowe) i ubezpieczenia (inne składki), MOPS-y podlegają jakiemuś tam ministrowi, ZUS-y - prezydentowi Polski.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@violetta

 

Wszystko zależy od urzędników: większość urzędników wobec mnie z ZUS-u była miła, na przykład: kiedy mi ukradziono legitymację rencisty - otrzymałem dokument papierowy (mam w Czarnej Teczce), przypominam: rentę socjalną (według mojej interpretacji: dożywotnie odszkodowanie za utratę słuchu z winy państwowego szpitala - otrzymałem z urzędu - nie składałem żadnych wniosków), gdyby pani w pracy miała jakiś wypadek, wtedy pani idzie do lekarza - on wystawia zaświadczenie o niepełnosprawności i składa pani wniosek do ZUS-u o rentę socjalną - koniec i kropka - ZUS wypłaca pani - pani pieniądze.

 

Naprawdę mam bardzo dobrą pamięć: kiedy zostałem bezprawnie wyrzucony na warszawską kostkę brukową - MOPS mi nie pomógł, chociaż: miał taki obowiązek - prawny i moralny, natomiast: kiedy otrzymałem mieszkanie socjalne - to chce mi pomóc, de facto: wskoczyć na cudze życie i decydować o cudzym życiu - moim, widać jak na dłoni: pasożytnictwo...

 

Jeśli chodzi o wybory prezydenckie w maju przyszłego roku - będę głosował na Rafała Trzaskowskiego - nie widzę powodu, aby zmienić zdanie, owszem: nie lubię demokracji - jest to ustrój dla głupców, jednak: filozofia to mądra wiedza, a mądry człowiek potrafi przystosować się do każdych warunków życia, brałem pod uwagę Krzysztofa Bosaka - on zrezygnował, Sławomir Mentzen nie ma żadnych szans - Polacy nadal są narodem konserwatywnym i zwracają uwagę na nazwisko kandydata i jego przeszłość rodzinną, mam wrażenia, iż Konfederacja wszystko robi do odwrót - próbuje zachować status qui w celu uniknięcia odpowiedzialności, miała przecież szansę przyciągnąć do siebie młodych ludzi bez względu na pochodzenie, wyznanie i kolor skóry, a tak to... Ręce opadają... Według mnie - tak to wygląda:

 

- Rafał Trzaskowski - 42%

- Mateusz Morawiecki - 28%

- Krzysztof Bosak - 16%

- inni -10%

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@iwonaroma .... Twój wiersz, sprowokował do niemałej dyskusji... było co poczytać.

Obaj Panowie mają swoje racje, ku niektórym przychylam się, a życie.. trwa,

szukajmy w nim pozytywów, mimo wszystko. Słowa Sylwka w pierwszym wpisie, popieram.

Pozdrawiam Autorkę, piszących i czytających.

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@violetta

 

Oczywiście, iż musi: jest on wpisany do ustawy zasadniczej - Konstytucji Trzeciej Rzeczypospolitej Polskiej i potrzebna jest większość konstytucyjna do likwidacji wyżej wymienionej instytucji, gdyby nawet znalazła się większość konstytucyjna, to: posłowie i senatorowie i inni mężowie zaufania publicznego sami siebie by okradli - oni też płacą składki.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@violetta

 

Wszyscy Prezydenci Polski mieli polskie nazwiska bez względu na poglądy polityczne, prócz: prezydenta Kazimierza Sabbata - tutaj jest literówka - powinno być Sabata (jest to wynik zapisywania w księgach kościelnych, tak więc: Kazimierz Sabat był Polakiem) - Sabat to węgierskie nazwisko, podobnie jak mojej mamy panieńskie nazwisko - Kordys - też jest węgierskie, kończąc: Mentzen - to niemieckie nazwisko.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@violetta

 

Mi najbliższy jest prezydent Ignacy Mościcki, należał on do wolnomularstwa narodowego i dwa lata przed wybuchem Drugiej Wojny Światowej - rozwiązał on całkowicie legalne Loże Masońskie, tym samym: ratując ludzi przed eksterminacją - uratował inteligencję narodową, to dzięki niemu powstało Polskie Państwo Podziemne - cud na skalę światową, otóż to: Niemcy byli w ogromnym szoku jak się dowiedzieli o istnieniu polskich sądów, polskich szkół i polskich służb specjalnych, przecież: w sensie praktyczno-formalnym Polskie Państwo nie istniało, jeśli już mamy trzymać się Prawa, to: za Rzeź Wołyńską odpowiedzialny jest Hans Frank - on wtedy rządził Generalnym Gubernatorstwem (Komisariatem Rzeszy Ukraina i Dystryktem Galicja).

 

A tak przy okazji: przychodzi z pracy podchmielony tatuś, chowa do lodówki trzy czwarte Żubrówki, żona mu robi obiad, a po zjedzeniu obiadu tatuś sobie leży i odpoczywa - słuchając wojskowe piosenki, natomiast: w drugim pokoju dzieciaki się bawią - co to jest, proszę pani? Demoralizacja czy wychowanie patriotyczne? Przecież piosenki wojskowe mimowolnie będzie musiała słuchać żona i dzieciaki - tego się nie da siłą woli zablokować, osoby słyszące muszą słuchać nawet tego - czego nie chcą...

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...