Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Ewelino... nie ma rady, czas ucieka, ale co tam. Próbujmy łapać ciepło, które gdzieś zawsze

        jest, nawet za chmurami. Dzięki za wejście.

error - erros... koleżanka Twojej żony, nie zdaje sobie sprawy ile traci... :) przecież śmiech

       to zdrowie, a że gdzieś coś zostaje po latach chichrania, trudno... Dzięki.

Wędrowcze... dzięki za wejście i upodobanie strofki z.. kamykami..  :) a tafla wody, owszem,                       marszczy się.

ja_wochen... jak miło, że próbujesz wpisać się komuś, fajnie, że tutaj spodobało się. Dziękuję... :) 

Rafael Marius... starość nie radość... :)  bywa i zależy, co komu w życiu 'wypadnie'.

Corleone... trudno, nie trudno.. nie wiem, no i każdy można poprawiać, oj można.... :)

 

Pozdrawiam Was

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

... czyli miałam 'czuja', że wylało się z Ciebie... niepotrzebnie zupełnie.

Przeprosiny przyjęte i chciałabym wierzyć, że był to ostatni raz, taki ton... Pozdrawiam i ja.

 

 

 

 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

tetu'... baaardzo Ci dziękuję za ten komentarz, bowiem wyłuskałaś wiele niuansów,

które mogą pasować do treści. Broń Boże, niczego do góry nogami nie wywróciłaś, to Twoje czytanie i interpretacja, za którą chylę czoła.
Jak zauważyłaś, można iść dwutorowo, a może nawet więcej... bo w istocie można.
  Skupiłaś się na.. przeźroczysctości.. celowo użyłam tego słowa, żeby nie padło wyświechtane,

w odbicie lustra. Fakt,  rozszerza 'ono' pole interpretacyjne i tutaj wola Czytelnika, którą dróżką zechce pójść, Twoja jest piękna... :)
  Kamienie ze słów, czy ciosy pomiędzy są "czymś zmarszczonym", bo w życiu 'nie leci' gładko.
Obrus - a miałam - na stole zgniata się obrus - ale w ostatniej chwili zmieniłam na -

więdnące kwiaty - to też życie.
  W pierwszej jest masa sztuczności, dobrze czujesz... osobiście nie cierpię galerii, kilometry powierzchni i tłum (niebawem będzie) 'brodzący' w pogoni za czymś.. mało istotnym, podmiotowym.
   A młodzi, młodość ma swoje 'prawa', jasne... ale czasem kiwam sobie głową na ich

zachowanie na ulicy.   Tytuł jest dosłowny ale.. ma drugie denko, co widzisz i Ty.

Raz jeszcze bardzo Ci dziękuję.

 

 

Natuskaa... może nie aż tak, że każdy co innego czuje... ;) ale Twoje spostrzeżenia także bardzo ciekawe.  Człowiek z biegiem lat, zaczyna coraz bardziej dostrzegać ulotność życia i jego przemijanie, to tak poza tematem troszkę.  Dziękuję Ci za zatrzymanie.

 

Iwonaroma.. bym Cię 'zgubiła'... ano wichry, gdzie okiem nie spojrzeć. Dzięki.

 

 Drogie Panie, pozdrawiam.

 

 

 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Dwa słowa  - robi wrażenie  !
    • białe chmury  rozkołysane w niedopowiedzeniach  letniej pieśni   drobniutkie  kropelki na twarzy wrastają w nas słodyczą   ciemnoczerwonym rumieńcem jabłoni spartan w gęstniejącej koperkowej mgle    uspokajasz  szeptem motyla szum wiatru   jesień  z zawiązanymi oczami wierszem   i w zmechaconym  metaforami    swetrze  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Migrena Pięknie i wzruszająco.
    • Lato rozdarło się jak zardzewiała flaga. Nad morzem tańczyliśmy boso, piasek wbijał się w skórę jak tysiące igieł, czasem jak krwawiące ostrza. Twoje włosy były czarnym grzmotem wiatru, solą, co paliła w gardle jak rana. Kochałem cię jak pustynia ulewę, jak rekin krew, jak burza grzmot. Bez wahania. Bez litości. Do bólu. Aż woda stawała się winem, a słońce rozsadzało horyzont jak granat. Twoje ciało było oceanem, bez dna, bez brzegu, gdzie tonąłem i rodziłem się na nowo, w szepcie szaleństwa i przypływach ognia. Każdy dotyk jak rozcięcie, każdy pocałunek jak krzyk i krew w serce. A jednak pragnąłem więcej. Zawsze więcej. Bez końca więcej. Ale przyszła jesień – rdzawa, gnijąca, cicha jak dłoń trupa. Liście opadały jak spalone fotografie, a twoje oczy gasły, zamieniały się w popiół wspomnień. Został tylko szum fal, jak pusty śmiech Boga w pustej katedrze. Teraz siedzę sam, z piaskiem w oczach, z tęsknotą, co ma kształt noża wbitego po samą rękojeść. Palę wspomnienia jak suchą trawę, ale ogień nie grzeje, tylko dymi. A dym gryzie i dławi, jak imię, które wciąż słyszę w sobie - rozbitą butelkę na mieliźnie, z resztką soli na szkle, co pali jak dawna rana, echo, co nigdy nie wraca, lecz budzi widma wiatru, wycie psa przy torach, gdzie tory prowadzą w pustkę, morze, które zna i kocha tylko samotnych - a w ich sercach sieje burzę, co nigdy nie milknie.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...