Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Tęsknię za tobą, tak po prostu.

 

Kocham cię.

 

Byłaś tu i jesteś, i jesteś wszędzie. To było wtedy, pod wieczór. W lecie dusznym i parnym.

Byliśmy… Wśród kwiatów, wśród płatków nasturcji, w cienistości, w blasku…

 

Pamiętam…

Cóż pamiętam?

 

Pamiętam twoje oczy i usta twoje,

olśnione blaskiem wieczoru.  Drżące w kącikach refleksy…

 

Pamiętam… i pamiętam wiele. 

A czy ty…  

Powiedz, czy ty…

 

Budzę się w jakimś starym pogorzelisku pełnym skorodowanego żelastwa.

Wokół mnie, nade mną kłębowisko żeliwnych rur, poplątanych kabli…

 

Opuszczona fabryczna hala, cuchnące smarami wypatroszone frezarki, pozacierane tabliczki

znamionowe, walający się pod nogami pogięty złom.

 

Co to takiego? Nie mam pojęcia. Od zawsze to nie miało sensu

 

Dokąd one…

Dokąd tak…

Donikąd tak…

 

Tak jakby zastały krwiobieg kogoś albo czegoś… Jakiegoś pradawnego bytu, zagadkowej

egzystencji.

 

Czekałem wtedy na przystanku,

jeszcze żyła moja matka,

ale wiedziałem, że już wkrótce jej nie będzie.

 

Ona umarła i umiera nadal,  

umierając w nieskończoność na moich rękach

z wielkim zdziwieniem w oczach. Takim niepojęcie wielkim.

 

Tak więc przechodzę przez długie przedpokoje, ciemne pokoje z oknami

zaciągniętymi ciężkimi storami.

 

Ranią mnie i oślepiają nitki

deszczowego świtu,

które przesączają się, które wpadają, które…

 

Tak więc przechodzę powoli, albo raczej płynę wcale nie dotykając ziemi. Więc skąd to

skrzypienie podłogi?

Ułożonych w jodłę dębowych klepek?

 

Opuszczona otchłań wypełniona potęgą

piskliwej w uszach ciszy,

mżeniem wirujących cząsteczek kurzu w szarych tu i ówdzie prześwitach…

 

Skąd

idą?

Dokąd?

 

Spójrz, znowu się zapadłem

w bezkresie,

tym właśnie bezkresie.

 

Wyszedłem z ziemi,

idąc do niej na powrót...

włócząc się zatęchłymi piwnicami

 

Ściskam palcami cząsteczki powietrza. Dużo go między tobą a mną,

coraz więcej.

 

Oddala nas od siebie rozszerzająca się przestrzeń

rozpędzona nieubłaganą entropią.

Aż do ostatecznego rozdarcia, unicestwienia wszelkich resztek czasu, wszelkiej pamięci.

 

Spadają zewsząd wzniecane przez wiatr

szeleszczące gazety, śmieci, ptasie pióra i powtarzają się w oddali wciąż jakieś westchnienia

na zasadzie echa.

 

Czyje?

Nie

wiem.

 

Twoje?

Moje?

… niczyje…

 

Nie ma to już żadnego znaczenia, albowiem nie ma…

.

 (Włodzimierz Zastawniak, 2023-11-19)

 

 

 

Edytowane przez Arsis (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @huzarc   tak jest.   oddałeś komentarzem całą prawdę wiersza.   dziękuję :)    
    • Przypuszczam, że celowo powtórzenie po raz trzeci 'twarz' w drugim wersie jednak w tak krótkich tekstach powtórzenia szczególnie 'wystają'. Ale może tylko mnie :) Mogłoby być zwyczajnie: "Wiatr smaga moją - i troski",  ilość sylab by się zgadzała, jeśli chodzi o rytm etc. Choć z drugiej strony w ostatnim wersie masz 'moje'... Już sama nie wiem, pewnie marudzę z rana ;)   Ogólnie koleżanka jest uzdolniona poetycko :) 
    • @Migrena To bardzo czuły i bezpośredni wiersz o miłości, który nie boi się patosu i mówi wprost to, co wielu ludzi tylko czuje. Przemawia ona przez słowo, które rozświetla przestrzeń i umieszcza ukochaną osobę w centrum wszechświata. A pragnienia wyrażone przez nie - spina całość istnienia w jedną i szczerą deklarację oddania.
    • Dokładnie         
    • Kocham ją tak, że kiedy wypowiadam jej imię, powietrze jaśnieje - jakby ktoś podkręcił słońce dla nas dwojga. Miłość rośnie we mnie jak rzeka po roztopach: pełna, przenikliwa, przelewa się śmiechem i wdzięcznością, że w tym pomylonym świecie udało mi się ją spotkać. Gdy wypowiada moje imię, wszechświat staje na bacznosć, milknie wirowanie, zostaje tylko puls światła. A kiedy się uśmiecha - smutki odchodzą bez pożegnania, jakby niebo było za małe na ich istnienie. Patrzcie - chciałbym krzyczeć - oto piękno życia, gdy ktoś jest twoim porankiem, twoim zachodem, i tą jedną ciszą, która mówi: „Nie bój się, jestem”. A kiedy na dywanie zasypia obok mnie, wiem już wszystko: że całe szczęście świata mieści się w jej oddechu i w dłoni spoczywającej na moim sercu jak błogosławieństwo. I chcę żyć - tylko po to, by kochać ją dalej. Mocniej. Aż gwiazdy zgasną, bo jej światło będzie pełniejsze.        
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...