Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

                      - dla Belli i Siostry, moich Pań 

 

   Soa patrzyla na ciąg powoli  przesuwających się i zmieniających w naturalnym tempie obrazów. Na pierwszym z nich Zuzanna spacerowaładc po alejkach przydomowej posesji wraz z kobietą, wyglądającą  na Domina Romana, rzymską damę, o czym świadczyły uroda, a w jeszcze większym stopniu strój i uczesanie. Zachowanie obu pań, ich swoboda i naturalność były natomiast wyrazem postawy bynajmniej nieakceptowalnej w owych czasach, pomimo pewnej wprowadzonej - ba, wręcz zalecanej - swobody obyczajów. Idąc bowiem wolno, trzymaly się za dłonie, a chwilami jeszcze bardziej skracały dystans - w przenośni i dosłownie - nie tylko ujmując się pod ręce, jednocześnie opowiadając sobie coś najwyraźniej śmiesznego, skoro, przystając, obie śmiały się radośnie - ale i, obejmując się i całując w chwilach, gdy zatrzymywały się od czasu do czasu. 

   - A kim jest owa dama? - ciekawość Soi zmaterializowala się w pytaniu, będąc wszak na równi z kolejnym zawstydzeniem. I zzczerwienieniem z powodu własnych, mimowolnych wyobrażeń.

   - To jedna z Rzymianek, jak słusznie zauważyłaś - telepatycznie odparła jej Zuzanna. - Nosząca imię Julia osoba wiele znacząca i ustosunkowana, nazywając tę sprawę w oficjalny sposób. Dama, będąca żoną jednego z miejscowych cesarskich urzędników - poszerzyła ogólną, celowo mało mówiącą, prezentację. 

   Na umysłowidok kolejnych obrazów Soa zarumieniła się i zawstydziła jeszcze bardziej.  Nie tylko z powodu tego, co zobaczyła, ale także wskutek pojawiającego się już kolejny raz pragnienia, by znaleźć się z Zuzanną w intymnej sytuacji. Będące bowiem w łożu całkiem nagie - jeśli nie liczyć kobiecych biżuteryjnych ozdób, jak bransolety, kolczyki i pierścionki - panie nie żałowały sobie zarówno czułych pocałunków, składanych nie tylko na ustach i powiekach, ale i w innych miejscach - jak i dotyku. Tak samo czule delikatnego - chociaż, przyznać trzeba to szczerze, chwilami o wiele bardziej intensywnego. Dotyku poznającego wzajemną namiętnością niemal każdy fragment ich wzajemnie spragnionych i wzajemnie pożądających się ciał.

    Na kolejnej, zdecydowanie krótszej serii obrazów Soa zobaczyła Zuzannę, obdarzającą czułościami młodą Murzynkę. Zapewne służącą lub niewolnicę, najwyraźniej wysoce skrępowaną i onieśmieloną bezpośredniością swojej pani oraz - również najwyraźniej - nieoczekiwalnością sytuacji, w której przyszło jej się znaleźć. Które to uczucia Soa wywnioskowała z jej niemal całkowitego braku aktywności - albo inicjatywy - i z ograniczenia się do wypełniania poleceń, wydawanych przez Zuzannę. Lub też, innymi słowy i z innej strony rzecz ujmując, z niemal całkowitej uległości wobec kobiety, w której towarzystwie się znajdowała. 

   - Zatem, pani... - znów zarumieniła się Soa, rozpoczynając pytanie tuż po zgaśnieciu ostatniego ruchomego obrazu, na którym oszołomiona i - powiedzmy wprost: rozpalona do białości - Murzynka za zezwoleniem swej pani zwleka się z łoża i, z trudem łapiąc oddech, oddala na chwiejnych nogach, otrzymawszy w pośladek pożegnalnego klapsa - jesteś "bi", jak to nazywa się w moich czasach. 

   - W czasie, w którym nasze dusze przeżywają swoje obecne wcielenia, też używa się wyrazu "biseksualny" - powiedziała wyjaśniająco Zuzanna. - Jak zobaczyłaś, swego czasu i kochanie się z innymi kobietami też sprawiało  mi przyjemność. I to całkiem sporą. Ale - tu spojrzała na Soę tyleż badawczo, ileż ostrzegawczo - byłam. Przyjemność kochania się z Jezusem jest nieporównywalnie większa od seksualnych doznań z kimkolwiek innym. Poza tym seks z inną osobą, podczas gdy pozostaje się w związku z kimś innym - przekreśla wierność. 

   - A nawet gdybym pozostała dwuseksualna i nawet jeśli byłoby inaczej - Zuzanna zachowywała  poważnie zasadniczą minę - to bez zgody naszych mężów, mojego Jezusa i twojego Olega o czymkolwiek między nami nie może być mowy. A bardzo wątpię, że twój mąż i w tamtej sytuacji wyraziłby zgodę. Z wiadomych ci powodów.

   Tym razem Soa zaczerwieniła się mocniej niż przy którymkolwiek z poprzednio zobaczonych obrazów... 

Cdn. 

 

   Voorhout,  11. Września 2023 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Wiesław J.K.

   Ano wlaśnie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Wiesławie, dzięki wielkie za kolejną czytelniczą wizytę - i za literackie uznanie ^(*_*)^ . 

   Pozdrawiam Cię serdecznie.  

@Somalija

   A czy wcześniej nie było odważnie? I czy kiedykolwiek - patrząc z najbardziej istotnej strony - chodzi o coś innego niż energia? 

   Dziękując za kolejną wizytę i uznaniowy komentarz, serdecznie Cię pozdrawiam ^(*_*)^ .

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Mam takie małe pragnienie. Małe dla ludzi, którzy tego nie czują; którzy nie doświadczyli uczucia płynącego w głowie nurtu, eksplozji pomysłów i myśli zdających się być tak błyskotliwymi, jak u najwybitniejszego artysty. Dla mnie pragnienie to jest olbrzymie, przytłaczające i przygniata mnie tak w środku, jak i na zewnątrz. Dusza pragnie nowego tworu, mózg zaś krzyczy... nie, on wrzeszczy, wrzeszczy tak, że gdyby był słyszalny po tej fizycznej stronie, pękałyby szyby, szklanki i bębenki uszu. Drze się jak opętany, jak popapraniec w delirium. Wmawia mi, że nie dam rady, że nie napiszę ani słowa, a nawet jeśli cudem przekopię się przez jamę bez światła, do której mnie wrzucił, to ten tekst nie będzie nic warty. Żałosny, odpychający i partacki niczym dziecięce bazgroły. Cztery miesiące. Cztery ciągnące się jak drętwe nauczanie wypalonego wykładowcy, któremu uciekło sedno miesiące. Mnóstwo nędznych prób poprowadzenia jakiejś pisaniny, która już na początku odbierała poczucie sensu. Czasem wpadł jakiś pomysł, lepszy czy gorszy, nieważne, bo i tak nie miał prawa zaistnieć, skoro brakowało sił nawet na podniesienie się z łóżka. Zgasł płomień w sercu wzbierający z każdym napisanym słowem. Pewność w swoje zdolności odeszła wspierać kogoś innego; kogoś, kto być może ma szansę zbudować coś pięknego.

      Najpierw był smutek. Dziecięcy płacz i nieświadomość, skąd ta wstrętna podłość od ludzi, którzy mieli być oparciem i otaczać opieką.

      Potem się trochę dorosło, pojęło pewne sprawy. Były próby łagodzenia napięcia, wpasowania się w tłum, a z wolna znajdowało się środki, w założeniu mające pomóc osiągnąć te cele. Dawały takie uczucie... nie, nie szczęście. Coś, czego nie dało się pojąć, ale rozumiałam, że tego stanu poszukiwałam całe życie.

      Piętnaście lat. Pierwsze wizyty u psychologa, próba ratowania się przed zatonięciem w substancjach. Z początku szło dobrze, a potem przychodziły koleżanki i mówiły "Chodź, zarzucimy coś". I jak tu odmówić?

      Szesnaście lat. Szósty grudnia. Pierwszy gwałt.

      Następna była czystość. Z przerwami, co prawda, bo dalej obracałam się wśród ludzi wychowanych na dewiacjach, ale z rzadka się to zdarzało. Pierwsza miłość, motywacja do zmiany dla kogoś, o kim myślało się jakoby o rodzinie, bliższej nawet niż matka. Nawet za tym nie tęskniłam.

      Wtedy jeszcze to było tylko zabawą. Byłoby to zbyt bajkowe, by mogło trwać dłużej. Odeszłam od Niego dla kogoś Innego. Oddałam serce, ciało, wszystkie pieniądze. W zamian dostałam przemoc, której nie sposób tu opisać. Odebrał mi plany, nadzieję na dobrą przyszłość i ucieczkę z gówna, w którym topiłam się od urodzenia. Zabrał pasję, zdrowie, jak również najsłabsze poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Próba zabójstwa. Gwałty. Bicie. Poniżanie. Odbieranie wartości. Stałam się szmatą, plugawym odpadem i niewolnikiem czegoś, co nazywałam dozgonną miłością. I z zupełną szczerością przyznam teraz - nigdy nie kochałam nikogo mocniej, dlatego bez znaczenia było, że bez wzajemności. W końcu uciekłam.

      Dziewiętnaście lat. Wpierw za granicę, na zarobek, później do większego miasta po lepsze życie. I znów wciągnęło mnie to, co do tej pory nazywałam zabawą.

      Substancja opanowała mnie do szpiku. Czułam się jak heros z powieści, człowiek o niebywałym talencie i mądrości, jakiej wielu ludziom brakuje. I to nie tak, że sobie pochlebiam. To słowa ludzi, których poznałam, a którzy na koniec mnie zniszczyli. Wciągałam, połykałam, piłam i pisałam bez przerwy z niebywałą radością. Z czasem to przestało wystarczać, lecz substancja dalej mną władała i wyszeptywała mi, że bez niej jestem nikim.

      Kolejna ucieczka. Mamo, błagam, pomóż. Wróciłam do domu i do tej pory tu jestem, w malutkim pokoiku, gdzie przeżywałam najgorsze katusze, choć nie mogę zaprzeczyć, że to mój mały światek i jedyne miejsce, gdzie mogę się podziać.

      To ścierwo dalej mną rządzi. Rzuciłam to. Prawie. Szukam czegoś na zastępstwo, bo już nie umiem być trzeźwa. Będąc na haju przynajmniej łagodzę syf wypełniający mój popieprzony łeb. Poza tym, znów mam przed czym uciekać. Zdrada. Niejedna. Od osoby, która dała mi tak wiele miłości, że trudno było w nią uwierzyć. Przebaczenie to jedna z najgłupszych decyzji, jakie podjęłam, ale taka jest miłość. To nie pochlebstwo, a czysta prawda - mało kto potrafi kochać tak, jak ja. I świadomość, że nigdy nie spotkam osoby, która miłowałaby mnie podobnie, rozrywa mnie od środka.

      Po drodze psychiatryki, szpitale, próby odwyku, bitwy toczone z matką, samotność. Nie wiem, czy z Tamtym nie byłam w lepszym stanie, niż teraz. Zakończę ten tragiczny wylew popularnym i nierozumianym klasykiem: obraz nędzy i rozpaczy.

      Gorące pozdrowienia z Piekła, 

      Allen

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...