Ułożone równo tory,
po nich toczy się parowóz,
sznur wagonów za nim spory,
w pierwszym święty, w drugim łobuz.
W pozostałych tłum podróżnych,
który ciągle się wymienia.
Żaden przedział nie jest pusty,
każdy bardziej się zapełnia.
Ci co wsiedli i wysiedli,
czasem w pędzie się spotkali,
różne sprawy wspólnie wiedli,
lecz najczęściej się mijali.
Ktoś miał stacji siedemdziesiąt,
a ktoś inny miał trzynaście.
Bez nadziei by się przesiąść,
gdy przecinał pociąg stacje.
Rozkład jazdy na peronie
przygwożdżony czarnym gwoździem,
rozszyfrować go nie może
przechodzący obok człowiek.
Większość czyta od niechcenia,
nie z potrzeby, ale z nudów,
bez refleksji, że istnienia
na krawędzi wiszą cudu.
Ci w pociągu jadą dalej,
wyrzucili konduktora,
kocioł stary jest na parę,
węże snują się po torach.