Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

@Rafael Marius

 

Miniaturka 

 

To żaden grzech mieć w duszy

żołnierskie życie, mężczyźni,

kobiety i dzieci jak karczowniki

w germańskich łachmanach

toną w kanałach, nad nami

drżą płonące ruiny, posłuchaj

serca: nam nie kazano umierać

na kolanach - my mamy ginąć

z dwoma palcami przy skroni.

 

Łukasz Jasiński (sierpień 2010)

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Rafael Marius

 

Gdyby coś, to: karczownik w sensie charakterystycznym jest podobny do kreta, natomiast kret nie pasował mi do podziemnego miasta - kanałów (wiem, wiem i wiem - w kanałach mieszkają również szczury, a one z kolei mają pejoratywne znaczenie), jednak: z punktu widzenia Niemiec - Powstańcy Warszawscy robili krecią robotę - używając terminologii Służb Specjalnych.

 

Łukasz Jasiński 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

A to podobno przynosi szczęście i tego jej nie brakowało.

Cały szlak bojowy batalionu parasol jako sanitariuszka, a w czasie okupacji, jak ktoś skrupulatnie policzył, udział w 42 akcjach podziemia zbrojnego.

A dla mnie po prostu kochana ciocia.

Dla dziadka, też powstańca, najbliższa osoba z rodziny i dozgonna przyjaciółka.

 

 

Edytowane przez Rafael Marius (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Rafael Marius

 

Niestety, jestem potomkiem Jakuba Krzysztofa Ignacego Jasińskiego herbu Rawicz, moi przodkowie mieli dworek w Jasionce niedaleko Rzeszowa i został on zniszczony przez Niemców - teraz jest tam lotnisko - przerzut broni na Ukrainę, mój prapradziadek miał na imię Jakub i mój brat ma na imię Jakub, losy wojenne rzuciły moich przodków na Opacz Małą, teraz to przedmieścia Warszawy, oczywiście: na świat przyszedłem na Górnym Mokotowie - w szpitalu na Madalińskiego i mieszkam na Dolnym Mokotowie, prawdę mówiąc: wojna to jest straszna rzecz - niszczy człowieka wewnętrznie i psychicznie, mój ojciec, dziadek i pradziadek umarli przez alkoholizm, napisałem wiersz o ojcu pod tytułem: "Kierowca".

 

Łukasz Wiesław Jan Jasiński herbu Topór 

 

Opublikuję ten wiersz tutaj, bo: nie tylko formalne pochodzenie świadczy o człowieku, także: geny i na podstawie genów (charakter i zachowanie) też można rozpoznać szlacheckie pochodzenie, ojciec zmarł dwa lub trzy lata temu, mam jego akt zgonu, przy okazji dodam - Jakub Jasiński (dla uwagi: mój przodek, bo: mój brat to też Jakub Jasiński, dlatego należy używać drugiego imienia, otóż to: Jakub Krzysztof Jasiński - generał artylerii i Jakub Sylwester Jasiński - saper) również pisał wiersze, trudno zmienić geny i pochodzenie.

 

Przywołam wiersz mojego przodka, oto on:

 

Do Rozety

Jakub Jasiński

Nadchodzi widok smutnej jesieni,

Liście pożółkło na drzewie,

Mojej Rozety nic nie odmieni,

Zawsze zacięta w swym gniewie.

 

Wnosiłem sobie — wiosna wesoła,

Co wskrzesza całą naturę,

I jej też serce zmiękczyć podoła...

Lecz zawsze równie ponure!

 

Próżne me jęki, próżne wzdychanie,

Darmo się nurzam w rozpaczy,

A nuż się wtedy gniewać przestanie,

Gdy smutną zimę zobaczy.

 

Ach i stąd próżne wnoszą nadzieje,

Już za nic moje kochanie;

I to zapewne jej nie zachwieje,

Bo zawsze piękna zostanie.

 

Rozeto, patrzaj na te odmiany,

Cała natura niestała,

Twój tylko umysł nieubłagany.

Będziesz się jeszcze gniewała?

 

Kierowca 

 

Mój tata był dobrym kierowcą autobusu,

prowadził węgierskie złomy - ikarusy,

inni się bali, wyrzucał pijaków, mocno

dawał w mordę awanturnikom, palił

 

mocne, smrodził, cierpliwie czekał

na babcie, wysiadał, pomagał, gardził

automatem, kochał biegowe, pamiętam:

na miejskim zadupiu, blisko pętli - dał

 

gazu, zepsuty zegarek wskazywał na sto,

nie, na dwieście, nie odpoczywał, ciągle

naprawiał swoją zabawkę, raz otrzymał

mandat od kolegi milicjanta - wyrzucił

 

do kosza, za karę prowadził czerwonaki

nocne, pijany ubek przystawił do skroni

spluwę, przeładował, chciał naprawdę

zabić, poranne szmatławce wrzeszczały:

 

miasto to nie dziki zachód, solidarność

przyszła, strajkował, skurwysyńskie pały

w czarnych okularach na haczykowatym

nosie szantażowali, nie podpisał - pokazał

 

im takiego wała, wyrzucili biednego

bobasa w ostrogach na bruk, strasznie

długo pił i był prozatorem romantycznej

odysei - mój tata teraz naprawia bruk.

 

Łukasz Jasiński (styczeń 2010)

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie ma Boga przy nas. A świat zapada się w sobie, jak płomień, który zjada własny cień. Niebo pęka bez dźwięku - jakby ktoś wyrwał z niego struny, na których dawniej grało światło. Chmury stoją nieruchomo, jakby czekały na odwołanie istnienia. Cisza jest teraz jak trumna bez wieka: można w nią patrzeć, ale nic nie patrzy z powrotem. Ziemia drży pod stopami jak ciało, które próbuje przypomnieć sobie, czym był oddech. Miasta wyglądają jak szkice narysowane ręką, która zapomniała, czym jest światło. Wznosimy katedry z ruin i burzymy je natychmiast, bo w tych ścianach nie mieszka już żaden oddech. Materia oddycha inaczej niż my - jakby czekała na nasze ostatnie, nigdy niewypowiedziane wyznanie. Dusza odsłonięta jak mięsień w zimnym blasku gwiazd, a gwiazdy gasną w szeregu, jedna po drugiej - nie jak ognie, ale jak oczy, które przestają nas rozpoznawać. Wszechświat zwija się do punktu, który pamięta tylko Jego imię, a ten punkt wisi w próżni jak rana, której nikt nigdy nie opatrzył. A On… jest,  ale cofnął się tak daleko, że nawet pytania nie mają już odwagi Go szukać. Może patrzy -  nie z dystansu, lecz zza zasłony ciemności, którą sami utkaliśmy z własnych lęków. Może milczy, byśmy zobaczyli, jak przerażające staje się dobro, gdy nikt nie trzyma nas za rękę. Idziemy dalej - ostatni pielgrzymi nieba, które zapomniało otworzyć oczy. Z sercami jak rdzenie umierających planet, z myślami jak popiół, który nie umie opaść. Szukamy dłoni, której nie ma, a która dotyka nas czasem jak echo, które wraca wcześniej, niż zdąży zapaść cisza. Boska nieobecność nie jest karą. Jest nocą, która uczy, jak zapala się światło od środka - światło, które nie spada z nieba, ale rodzi się w ranach, w pyłach, w ostatnim drżeniu głosu, który pyta: „Gdzie jesteś?” A kiedy to pytanie przecina pustkę, cisza pęka jak szyba uderzona sercem. Echo wraca spóźnione, zmęczone, jakby musiało przejść przez wszystkie zgaszone gwiazdy, zanim dotknie naszych dłoni tym jednym, nikłym sygnałem: drżeniem wewnątrz ciemności, które nie mówi „Jestem”, ale nie pozwala nam przestać wierzyć, że ktoś jeszcze oddycha po drugiej stronie nicości - i że to właśnie z tej nicości zacznie się nowe światło.
    • w dwóch dłoniach  jasne świty się spotykały w cichym szepcie    a wiatr  obdarzony niestosownym talentem penetruje krzewy  w niebiesko-złotym świetle i powoli  uchyla codzienność  o smaku mięty    na palcach  puch dmuchawców jak biała podwiązka w obłokach niedowierzania pod powiekami dokonań i zaniechań   do zmierzchu we mchu rozsieję na rumianych policzkach                
    • @violetta ponoć może istnieć życie (oczywiście na poziomie mikrobiologicznym) w naszym ukł, słonecznym. na księżycu Jowisza - Europie i księżycu Saturna - Enceladusie... istnieją tam pod-lodowe oceany...
    • @Wędrowiec.1984 Pozdrawiam serdecznie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Noc jest bezchmurna, księżyc góruje, Przyjemna wilgoć ciągnie od lasu. Stanie się zemsta – szum drzew zwiastuje, Stwory kryją się znów zawczasu.   Leżę na łóżku, patrzę się pusto, Iskry na niebie świecą na lica. Myśli pod czaszką tworzę ich mnóstwo, Wolno się topi moja źrenica.   Wkraczam do świata, płynie ma dusza, Dziwne uczucie wita do głowy. Nie jest jak zawsze, niezbyt mnie wzrusza, Słyszeć zaczynam poważne rozmowy.   Straszne odgłosy – pękną mi uszy! Z boskim rajem słabną me więzy. Zapadł już osąd – czas twych katuszy! Zaczynam spadać do wiecznej nędzy.   Okropne męki, błagam o łaskę, Demony tańczą nad moim grobem. Każą zakładać ofiary maskę, Jestem gnieciony pod całym globem.   Trwają katusze, krzyczę pytania: Czemu cierpienie nawiedza me sny? Wolno czas płynie, czekam do rana, Włosy zjedzone mam całe przez wszy.   Uwalniam swój głos, zdziczały jak zwierz: „Za wszystkie grzechy pogrzebcie wy mnie! Nieważne, kto ty, nieważne, co wiesz – Kara cię czeka nawet w tym śnie!”
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...