Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

@Tectosmith ujmujący tekst, dużo emocji czyli tak jak lubię :)

Smutny ale piękny i prawdziwy, po prostu. Tu nie trzeba wielkich kombinacji czy zabiegów, prawda jest zawsze wartością samą w sobie i nic nigdy jej nie zastąpi, zwłaszcza w takim wydaniu. 

 

Pozdrawiam serdecznie :) 

Opublikowano

@Ewelina Właśnie słuchając muzyki wspominam pewną już nie żyjącą osobę i jest mi cholernie smutno. Kiedyś o tym napiszę, jak będę w stanie. A na dzisiaj... Dzisiaj pozostaje uporać się z rzeczywistością i nie popełniać tych samych błędów.

Opublikowano (edytowane)

@Tectosmith

 

Dobrze, że piosenka ma napisy, jestem przecież osobą niesłyszącą i muszę czytać, natomiast: melodię odbieram za pośrednictwem drgań, tak przy okazji: jeszcze opublikuję następujące tytuły rymowanek, które napisałem w latach 2017-19 - byłem wtedy osobą nielegalnie bezdomną (dlatego trzeba czytać, czytać i czytać, aby zrozumieć kontekst powstania danego tekstu), oto one:

 

- "Zaniknięcie"

- "Ty"

- "Przenikanie"

- "In ergo rex inri"

- "To twoja presja"

- "Tak widzi łza"

- "Po prostu gram"

- "Nie czytaj mnie"

- "Ślady"

- "Varsovia"

- "Cztery twarze słońca"

- "Pragnienie"

- "Wibracje"

- "Śpiochy"

- "Umrzecie"

- "Wam"

- "Temida"

- "Oddaj"

- "Piekło"

 

Oczywiście, od lipca 2021 roku mam już lokal socjalny i nie piszę w ten sposób - rymowanek, tylko: prozę poetycką i to bardzo rzadko.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Tectosmith

 

I nic dziwnego, po prostu: we współczesnych czasach panuje niesamowity egoizm narcystyczny, każdy myśli tylko i wyłącznie o samym sobie i pragnie, aby cały świat myślał tylko i wyłącznie o osobie, która właśnie myśli tylko i wyłącznie o samym sobie - to są początki chorób psychopatycznych, podobnie jest z czytaniem różnych tekstów: każdy piszący uważa, że jest najmądrzejszy na świecie i każdy powinien tylko i wyłącznie czytać jego "perełki", "arcydzieła" i "cudeńka", nie wspominając już o czytaniu z pełnym rozumowaniem, zanim dam komuś komentarz, to: czytam tą osobę, kiedyś szkoła uczyła samodzielnego myślenia: umiejętności czytania, wyciągania logicznych wniosków, zmysłu krytycznego, umiejętności przyjmowania merytorycznej krytyki i wypowiadania własnego zdania z używaniem merytorycznych argumentów, a teraz? Większość osób słyszących nie potrafi pisać tak jak ja - jako osoba niesłysząca (posiadam nabytą niepełnosprawność, słuch straciłem po operacji na nosie, prawdopodobnie przez źle użytą narkozę) i pewnie to ich bardzo, bardzo i bardzo boli, wiesz o tym: zazdrość jest chorobą psychopatyczną - prowadzi to nienawiści, a w konsekwencji do zabronionych prawnie czynów? Pewnie znowu zostanę zaatakowany personalnie i będą znowu mnie pouczać o szacunku, pokorze i kulturze, to tak, jakby o tym mnie pouczały muchy, które stadem lecą do każdej kupy, kto ma rację: stado much czy samodzielny motyl lecący do nektarów?

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Łukasz Jasiński  A ja jestem pozbawiony i zazdrości, i nienawiści, i bardzo często cieszę się, kiedy innym udaje się napisać dobry tekst. Poza tym znam parę osób i nie dostrzegam w nich tego o czym piszesz, za to widzę dużo niepewności i skromności. Oczywiście, nie znam wszystkich.

Na forum bywało różnie i faktycznie dało się zaobserwować czasami taką toksyczność ze strony innych osób, takie samouwielbienie i przeświadczenie o własnej nieomylności.

Co do czytania ze zrozumieniem to nie jest to wcale takie proste. Bardzo często nie da się odgadnąć zamysłów autora, ale wtedy pozostaje jeszcze interpretacja i uczucia. Tutaj trochę dodam, że od samego autora zależy, jak bardzo da poznać zamysł swojego utworu. Ja osobiście staram się przekazać emocje i na pewno nie wychodzi mi to tak, jakbym sobie życzył, ale nadal się uczę i może w niedalekiej przyszłości uda mi się napisać tak, jak faktycznie czuję.

Pozdrawiam ponownie.

 

Opublikowano (edytowane)

@Tectosmith

 

Kiedyś było inaczej, trzeba naprawdę było ciężko pracować intelektualnie, aby wydać tomik wierszy, oczywiście: wydałem tomik wierszy "Kowal i Podkowa" - można go zamówić w Archiwum Akt Nowych, publikowałem wiersze w licealnym pisemku "Uważam, że...", bibliotekarskim "Sowa Mokotowa" i tygodniku ogólnopolskim "Tylko Polska", jasne: publikowałem również na internetowych stronach takich jak "Poezja Polska", "Krytyka Literacka" i "Nieszuflada" - zostałem zablokowany i wyrzucony z tych portali przez Towarzystwo Wzajemnej Adoracji, tak zwaną elitę intelektualną, możesz sprawdzić kto tam rządzi: nazwiska są publicznie i ta sama właśnie tak zwana elita intelektualna publikuje gnioty pod różnymi nickami i żąda "achów" i "ochów", natomiast: niepoprawnych politycznie, krytycznych i oświeconych wolnomyślicieli - wyrzuca na zbity pysk.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Łukasz Jasiński Wydaje mi się, że i obecnie wcale nie jest łatwo wydać tomik poezji taki do kupienia. Trzeba jednak trochę wysiłku w to włożyć. Tak więc chwali się Tobie to, że jesteś znany szerzej. Gratuluję :-)

Ja ograniczam się tylko do tego forum, pozostałych portali nie znam w ogóle i jak na razie nie szukam innej grupy. Cieszy mnie, że tutaj udało się utrzymać względny spokój, że nikt nie musi publikować z duszą na ramieniu obawiając się cenzury i krytyki. A bywali tutaj tacy, którzy próbowali narzucić innym własny obraz poezji. Ja osobiście unikam tematów religijnych i politycznych. Nie zależy mi na tym, żeby kogokolwiek przekonywać do mojego punktu widzenia ani też w ogóle przedstawiać ten punkt. Wszystko i tak wyjdzie w "praniu" a pewnych upodobań nie da się zmienić.

Zdarzyło mi się widzieć i takie "gnioty". Mogę jedynie rozłożyć ręce i dziwić się, że komuś podoba się taka twórczość. No trudno.

Przykre, że Ciebie ograniczono w innych grupach. I właśnie też taka świadomość, że musiałbym się dopasować do "elity" zniechęca mnie do publikowania gdzie indziej. Na szczęście nie jestem zachłanny i staram się cieszyć tym co mam.

Wydaje mi się, że i Ty tutaj odnajdujesz sobie miejsce. I oby tka było dalej.

Ja czekam z niecierpliwością na zapowiadane wiersze. Wiem, że potrafisz pisać w przeróżnych stylach i potrafisz bardzo pozytywnie zaskoczyć :-)

 

Opublikowano (edytowane)

@Tectosmith

 

Na początku wcale nie było tak łatwo, to: Towarzystwo Wzajemnej Adoracji z Opowi.pl atakowało mnie tutaj w komentarzach, jasne: ten portal też był atakowany przez hakerów, najpewniej chcieli dobrać się do mojego tyłka, tak: przyjmuję tylko i wyłącznie merytoryczną krytykę - regulamin zabrania stosować ataków personalnych i to dzięki współpracy z Mateuszem (administratorem) - nikt już mnie tutaj nie atakuje personalnie i nie kreuje negatywnej opinii, jako osoba publiczna jestem łatwym kąskiem dla wszelkiej maści głęboko ukrytych tchórzy pod różnymi nickami, chcieli ze mnie nawet tutaj zrobić pedofila, jak mówił Joseph Goebbels, a za nim Jerzy Urban, otóż to: "kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą", udało się tego "pedofila" razem z Mateuszem zniszczyć w zarodku, za chwilę opublikuję "Zaniknięcie", też już nigdzie nie publikuję - tylko tutaj, możesz sprawdzić na Opowi.pl - co tam piszą i jakiego języka używają, czasami tam zaglądam jako osoba anonimowa - wymiotów można dostać.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

I bardzo dobrze, że Mateusz zajmuje właściwe stanowisko. Przypominam sobie 2 ataki na Twoją osobę. Widziałem też co z wierszem i autorem potrafią zrobić 3 toksyczne osoby. Oby jak najmniej takich zachowań było na naszym forum.

A cała reszta nie bardzo mnie obchodzi. Skoro chcą sobie gnić we wzajemnym kółeczku adoracji to niech sobie gniją :-)

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...