Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

X.

              Gdzieś, kiedyś któregoś dnia w kalendarzu, co zaczęło się zresztą od jakiejś głośnej pary nie pary znów nastał wzmożony okres krytyki mężczyzn jako takich, co narrator z pełnym przekonaniem i świadomością może tylko potwierdzić. Z początku z tą krytyką światu było nawet wygodniej, bo przecież nie raz i nie dwa się okazywało, że tego czy innego mężczyznę, drania po prostu, owszem jak najbardziej jest za co skrytykować, a nawet pognębić. No ale wtedy różnym osobom zaczęły osobliwe rzeczy chodzić po głowie. I on nie uniknął przejawów tej krytyki, skądinąd dość wyrafinowanej i zdaje się, że całkiem dobrze zaplanowanej, choć narrator może się tutaj trochę mylić. Pewna ładna dama, nie aż tak z zewnątrz zresztą, zaczęła się nim interesować, mimo że tak naprawdę musiała zdawać sobie sprawę, że on jest już jak mawiają zajęty. Cóż to były za pochwały, zalotne uśmiechy, przypadkowe spotkania, głębokie spojrzenia, dbałość o wygląd i tym podobne maleńkie sytuacje. Potem pełna zaczepek i dwuznaczności korespondencja służbowa, a jeszcze potem propozycja wymiany numerami telefonów, zapytanie, czy by jej przypadkiem nie odprowadził do domu, że nikt jej nie kocha, a nawet nie lubi, że przecież mogliby niezobowiązująco spotkać się na kawie lub herbacie, albo czy przypadkiem czegoś mu nie brakuje. Wachlarz zagrań tej damy, której musiało być w tym momencie wygodnie, mimo pewnych trudów, był doprawdy szeroki. Zresztą cały ten ciąg zdarzeń wcale nie od razu musiał być prowokacją, ponieważ jest również możliwe, że on po prostu jej się spodobał i najzwyczajniej w świecie ona akurat widziała ich razem, czemu w gruncie rzeczy trudno się dziwić, bo przecież był raczej atrakcyjnym mężczyzną w kondycji i wieku w sam raz na szereg długofalowych, czy tylko krótkodystansowych planów. Po prawdzie i jemu było z tym wygodnie albowiem nie raz i nie dwa poczuł się doceniony, co przecież musiało pozytywnie rzutować na jego samopoczucie, zwłaszcza, że ta pewna dama była jak wspomniałem osobą całkiem atrakcyjną. No ale w tej sytuacji, tak przecież popularnej wśród młodych ludzi, chyba przeważyła tak naprawdę któraś z wygód. Otóż on, mimo że naprawdę z wielu spraw nie zdawał sobie sprawy, doszedł do wniosku, że wygodniej mu będzie z dziewczyną influencerką, z którą łączyło go już tak dużo najróżniejszych pozytywnych momentów, z którą są siebie poznani, po słowie, dogadani, a nawet w pewien sposób sprawdzeni, o czym zresztą narrator zdążył już wspomnieć. Słowem narratorowi zdaje się, że znów wygrał komfort, tylko, że może w ciut innej odsłonie, jakby mniej rzucającej się w oczy, mniej oczywistej i trochę bardziej dorozumianej. Nic innego jak wygoda skłoniła jego do odrzucenia w pewien kategoryczny sposób tej w gruncie rzeczy otwartej propozycji nowej znajomości, która przecież była sporą niewiadomą i naprawdę trudno było przewidzieć w tamtym momencie jak się potoczy i nie można było wykluczyć - jak wspomniałem – nawet jakiejś prowokacji, co wówczas było całkiem modne, a nawet modne jest do teraz. Coś z asertywności, która przecież również – jakby się głębiej zastanowić - ma źródło w wygodzie, pozwoliło mu odmówić tej pewnej damie w sposób dość stanowczy i kategoryczny, ale w miarę uprzejmy, co również można by rozpatrywać pod kątem niczego innego jak wygody. Po tej odmowie temat ucichł, co zresztą wszystkim było tak naprawdę na rękę, bo obyło się bez tak zwanych większych problemów. Można tylko dodać, że na różnych etapach związku i ona spotykała na swej drodze rozliczne propozycje wręcz z kategorii matrymonialnych, ale i ona zdaje się im odmawiała i zapewne również tak naprawdę z powodu niczego innego jak komfortu. Tyle tylko, że te sytuacje musiały być trochę cichsze w wymowie i bardziej poukrywane i z tego właśnie powodu narrator nie mógł ich dostrzec i nie bardzo miał jak się o nich dowiedzieć. Zresztą też możliwe, że akurat w tym czasie przyglądał się tylko jemu, więc jej już nie mógł się przyglądać, a więc przegapił też całkiem niezły (możliwe nawet że dużo lepszy – ach fantazja mężczyzn) materiał do niniejszego akapitu, co skądinąd również w pewien sposób mogło być dla narratora wygodne, albowiem tym razem wcale nie musiał ślęczeć jakoś przesadnie długo nad tekstem.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Bożena De-Tre Bożenko. Dziękuję. No naprawdę.....
    • @violetta   Bo to jest lokal socjalny, a nie - komunalny, tym bardziej: prywatny, poza tym - ludzie, którzy mają prywatne mieszkania i tak płacą za czynsz - chociaż nie powinni, nie mam również wody w kibelku - używam miski z wodą, to jest mój wybór: stosuję filozofię minimalizmu - płacę mniej za wodę i w ogóle nie płacę za gaz, jak widzę: do pani nadal nie dociera - wszystko już w życiu miałem i niczego już nie potrzebuję, prócz: podstawowych rzeczy do ziemskiej, mieszkaniowej i osobistej - egzystencji.   Łukasz Jasiński 
    • Już słońce żółcią maluje pejzaż, Nad łąką mgły, co przyszły znikąd. Jeśli Ci powiem, to nie uwierzysz "że lato - odchodzi po cichu". Jest zawstydzone, zmieszane z błotem I naznaczone niejedną klęską. Ale przestańmy, nie mówmy o tym, Chce odejść cicho - po angielsku. Lecz brak mu gracji, tudzież lekkości, Gdy kroczek robi, by wyjść bez dźwięku; Wtedy gdzieś lunie, błyśnie, zagrzmoci, Napędzi strachu, zadrży lękiem. Jeszcze wykręci kilka numerów, Zaskoczy ludzi jakimś żywiołem. A ja śmiem twierdzić tutaj i teraz - ono się samo siebie boi. Stąd ta reakcja - niby agresja, Lecz ciepłym wiatrem wyszepcze "wybacz!". Może pomyślisz, skończysz narzekać i zaczniesz trochę przewidywać. Dzień, zda się, szybciej nam wszystkim bieży, Bociany lecą już w swoim szyku. Jeśli Ci powiem to nie uwierzysz "że lato - odchodzi po cichu"    
    • @Migrena Noo pióro każdy musi mieć swoje przecież.Masz swój rozpoznawalny już styl ..i to jest super.
    • *Zwracam uwagę na celowość takiego właśnie zapisu tytułu.      Minęło już trochę czasu, odkąd on pojawił się w moim życiu. Myślałam początkowo: facet jak facet, znajomy jeden z wielu. Jak pojawił się, tak zniknie. Nie przywiązywałam więc wagi do jego obecności tym bardziej, że - jak zdawało mi się wtedy - relacja ta jest i pozostanie czysto zawodową. Nawet w miarę kolejnych spotkań, na które gdy umówiliśmy się, przychodził. Często z kwiatami lub z prezentami o innym charakterze, zawsze jednak okazując, że pamięta, co lubię. Okazując, że słucha i że zwraca uwagę na moje potrzeby i że szanuje wyznaczone przeze mnie granice.     Minęło tych spotkań sama nie wiem ile. Nie liczyłam; zresztą ważniejsza jest ich jakość. Znając swoją wartość nie zauważyłam, że w pewnym momencie zaczął przyglądać mi się baczniej. Ot, swego rodzaju rutyna. Przyzwyczajenie kobiety do męskiej atencji. Do tego, że często oglądają się za mną na ulicy nawet wtedy, gdy ubieram się "na chłopczycę". Tak, tak - myślę sobie wtedy - pogap mi się na tyłek, jeśli chcesz. Tyle twojego.     Nie zauważyłam także dlatego, że znów wskutek rutyny dawno już nie przyglądam się swoim uczuciom. Jestem singielką, zajętą w dużej mierze życiem zawodowym, dbaniem o swoje ciało, obowiązkami wobec mamy i psem. Ukochanym dogiem imieniem Księżyc. Skąd akurat to imię? Właściwie nie wiem.     Zamarłam, gdy podczas jednego z ostatnich spotkań złożył mi jednoznaczną propozycję. Świadczącą dobitnie, w sposób najbardziej czytelny, na co ma nadzieje w związku ze mną. Moje zamartwienie wzrosło jeszcze bardziej, gdy obiecał, że zmodyfikuje swoje powzięte wcześniej plany. Nie sprecyzował, co zrobi, a ja - znów wskutek wspomnianego przyzwyczajenia - nie poświęciłam nawet jednej myśli na analizę, co może mu przyjść do głowy i co może zrobić. W wyniku czego przy kolejnym spotkaniu znów zaskoczył mnie tak, jak potrafi chyba tylko on. W każdym razie spośród znanych mi mężczyzn. Wyżej wymienione zastygnięcie było tym większe, że jako singielka przywiązuję żadną uwagę, a na pewno bardzo małą, do swoich uczuć. Żyję tak, jak żyję, czyli praktycznie prawie tylko obowiązkami, a faceci bywają wokół mnie - pojawiają się i znikają. Jak to oni. A on...     Swoją dotychczasową stałością skłonił mnie do pomyślenia. Do nazwania tego, co zaczęłam czuć dwoma słowami: lubię go. Gdybym powiedziała sobie: on jest bo jest, nieważne, obojętne - próbowałabym okłamać samą siebie.     W tym właśnie problem: jest. Jest mi z tym trudno. Akomfortowo wręcz: ze świadomością jego bycia, ze świadomością tego, co do mnie czuje, a jeszcze bardziej z tym, że wiem, co dla mnie zrobił. I co zrobić jest gotów. I to azależnie od tego, co mu powiem. Jak uzasadnię albo jak spróbuję przekonać, że... Wolę o tym nie myśleć, bo... bo tak jest łatwiej.     To chyba rzeczywiście karma. Ponowne spotkanie po minionych latach poprzedniego wspólnie przeżytego wcielenia, jak wyjaśniła mi jedna z przyjaciółek, trafem zajmująca się energetycznym zależnościami.     Czy znowu muszę mieć trudno i boleśnie tak, jak wtedy?? Po co się pojawił?? Musiał zechcieć więcej?? Poczuć więcej?? Źle było tak, jak było? Spotkania? Odwiedziny? Wspólny czas, kwiaty, prezenty? Szampan? Rozmowy? Objęcia i przytulenia? Bez zapewnień, deklaracji i planów?     W tym problem, że właśnie źle. Bo ja i on, my oboje, jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, a między nami w przeszłości wydarzyło się to, co się wydarzyło. To właśnie, a nie co innego.     Czasem chcę, żebyś zniknął.  Żebyś w ogóle nie pojawił się i żebym nie wiedziała tego, co wiem teraz. Czasem, może nawet częściej, nie chcę czuć. I żebyś ty nic poczuł. Może byłoby lepiej, żebyś naprawdę był zimnym draniem? Ale wtedy...    Ech.         Kartuzy, 2. Sierpnia 2025     
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...