Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Obłęd


Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

 

1. Spowiedź

 

Moja rodzina,
zabita.

 

Mój kraj,
w ruinach.

 

Jestem sam,
całkowicie sam.

 

Uciekłem tutaj,
do tej klaustrofobicznej jaskini,
w obawie przed wojną.

 

Pobór do wojska.
Za własny kraj mam strzelać do ludzi?
Nie taki wybrałem sobie cel.

 

Walka za ojczyznę?
Walka za wolność?
Walka o władzę?

 

Ile ludzkich istnień warte są te pojęcia?

 

Nie pamiętam okresu w moim życiu, w którym nie chciałbym tworzyć.
Sztuka od zawsze mi towarzyszyła.
Nawet pomimo krzyków i przekonywań wiedziałem,
że tylko sobie, a w szczególności Jej, mogę zaufać.

 

Ile razy słyszałem, że to, co kocham, zaprowadzi mnie donikąd?
Ile razy mój obraz spotkał się z przeszywającym spojrzeniem rodziców?
Ile razy w beznadziei i przygnębieniu wylewałem swe marne łzy?

 

Teraz jednak to wszystko wydaje się takie błahe.
Teraz jestem w jaskini.
W jaskini zamkniętej przez lawinę.

Lawina.
Dosyć komiczny zbieg okoliczności.
Natura, a może też wszechmogący i miłosierny Bóg,
zamknęła mnie w tej kryjówce.
Tworząc z niej tym samym moją celę.

 

Czasami światło przebija się przez tę wielką stertę głazów,
Jaki jednak pożytek przynoszą mi promienie słoneczne

Jaki?


Przypominają mi tylko o tym,
że jestem tutaj zamknięty

że jestem uwięziony.
Lepiej żyć w jaskini niż umrzeć w walce o nic nieznaczące ideały.
Istnienie gorszej alternatywy nie poprawia jednak mojej aktualnej sytuacji.
Nie mam wody,
nie mam jedzenia,
a powietrze jest bardzo rzadkie.

 

Starałem się wykopać własne wyjście.
Nie dałem rady.
Dwa dni,
dwa dni,
już tu jestem
i nie dałem rady,
nie dałem.
Kamienie są za ciężkie i za twarde.
Nie ma innego wyjścia.

 

Czy to test?
Nieszczęście?
Mój los?
Kara za pozostawienie ojczyzny w potrzebie?
Nie ma to tak naprawdę znaczenia.
Jaka jest różnica tego, czy to kara, czy nieszczęście, czy może przeznaczenie?
Niczego to nie zmienia.
Niczego.

 

Wołanie o pomoc byłoby niepotrzebnym wysiłkiem.
Najbliższa wioska znajduje się parę kilometrów stąd.
Nie ma ratunku.
Tylko cud może mnie ocalić.
Bóg?
Sam nie wiem.
Śmierci nie obchodzi moja sytuacja.
Wiem, że będę powoli umierał w tej jaskini.

 

 

 

 

 

2. Czas

 

Odchodzę od zmysłów.
Mówiłem, że dwa dni temu
znalazłem tutaj schronienie.
Kiedy jednak teraz o tym myślę,
to sam nie wiem.
Niby światło dwa razy się pojawiło,
później dwa razy zniknęło.
Na to by więc wychodziło,
że teraz zaczyna się trzeci dzień.
Wszystko jednak mogło zasłonić to światło.

 

Nie wiem ile godzin już tu przebywam.
Wiem jedynie, że wiele godzin.
Ile godzin to wiele?
Jaka to liczba, cyfra, cokolwiek?
Dajcie mi poczucie zrozumienia.
Ile godzin?
Ile?!

 

Boże tracę zmysły,
nie wiem, co mówię.
Ból jest nieustanny,
chyba już od trzech dni.
Za dużo niewiedzy.
Zapomnienie zawsze mnie goniło.
Demencja młodego wieku.
Nie pamiętam ostatnich dni.
Ciągle w mózgu wymysły nieznośne.
Wojna, wojna, wojna
i ciągnąca się za nią śmierć.
Ciekawe, czy wstąpi też do mojej celi?

 

Czas na pożegnanie z normalnością.
Czym ona tak naprawdę jest?
Wewnętrznym spokojem.
Swobodą twórczą również,
której mógłbym się nieustannie oddawać.
Nie, to akurat nie było normalne.
Czyż nie ojcze?
Pozdrawiam cię, jak również i matkę, z wymuszonym uśmiechem.
Jak wam się leży w ziemi?
Ja również w jaskini, dalej myślący.
Co z tych głupich wymysłów jednak wynika?

 

Wszyscy są już tak bardzo mi obcy,
a w szczególności nie poznaję siebie samego.
Coś dziwnego dzieje się z moimi myślami.
Już nie umiem sprostać samemu sobie,
a jedynie dwa dni tu jestem,
może aż czterdzieści osiem godzin?
Nie wiem,
już nic nie wiem.

 

Jestem tak spragniony,
jestem tak głodny,
jestem tak wyczerpany.

 

Tylko sen przyniesie ukojenie moim zmysłom.
Jak jednak zasnąć, gdy w gardle tak sucho,
a żołądek jakby już zaczynał trawić moje wnętrzności.

 

 

 

 


3. Oddech

 

Czy mogę w końcu odetchnąć?
Niezbyt,
za mało tlenu,
nawet nie zaspokoi moich płuc.
Płaski wywód.
Mam dość myślenia,
wracam do mojego nawyku zapominania.

 

Jak mam zmrużyć oczy
przy braku wody?
Wszystko okropnie suche i zwiędłe.
Szkoda mi wody na łzy.
Jedyne, co zostanie w jaskini
to moje gnijące ciało i marzenia:

 

O lepszym świecie bez wojny.
Gdzie moi rodzice są ze mnie dumni.
Gdzie nie boję się niesprawiedliwej śmierci.
Gdzie jedynie ja mogę siebie skrzywdzić.

 

Moje marzenia oparte na naiwności.
Nigdy nie umrę,
przecież postawiłem pomnik.
Statua jednak nie jest mym ciałem,
to tylko wyobrażenie innych.
Co mi z waszych myśli?
Kim myślisz, że jesteś?
Wiem kim jestem oraz jak znalazłem się na ziemi.
Śmierć narodziła się wraz ze mną.
Ona wie, że i tak mnie kiedyś dosięgnie.
Ona ma świadomość,
że zapadnę się pod własnym ciężarem
w otchłań zapomnienia.
Goni mnie tylko pustka.
Nihilizm bez sensu.
Pustka,
pustka,
pust
ka

 

 

 

 


4. Krew własna

 

Chyba zasłabłem.
Głowa,
z głowy mi krwawi!
Co zrobić?
Co?
Moje ręce całe we krwi własnej.
Może wypić?
Zostanę potworem,
ale usta tak suche.
Nie,
nie mogę.
Brudna krew,
(tfu)
piasek w sobie posiada,
jakiś pył ohydny.

 

Tracę człowieczeństwo,
sam z siebie.
Czym jednak będzie człowieczeństwo,
jak nie będę już oddychać?
Czy moje zwłoki będą w ogóle czuć,
że ja, jako człowiek, straciłem człowieczeństwo?
Czym tak naprawdę będzie to całe człowieczeństwo,
jak już nie będę nawet człowiekiem?

 

Co mnie obchodzą rozterki moralne?
Prawo nie widzi.
Człowiek nie patrzy.
Bóg ma zamknięte oczy.

 

Ja jestem stwórcą własnego więzienia.
Jaskinia?
Lawina?
To tylko pretekst, by ukryć się przed wszystkimi.
Strach twórczy.
Ogarnia mnie lęk

Lęk przed własną myślą.

 

Chciałbym rozedrzeć to wszystko i umrzeć.
Umrzeć na mogiłach moich rodziców.
Kim oni dla mnie byli?
Byłem dla nich wyrzutkiem.
Zużywałem barwniki na naciągniętą białą szmatę.
Byłem dla nich szmatą.
Oni byli dla mnie wszystkim.
Oni dali mi życie,
ale oni również mi to życie zabrali.
Nie byłem i nie jestem jednak ich własnością.
Dałem się poniżyć stwórcy,
ale nie właścicielowi.
Oni nie żyją, zmarli koszmarną śmiercią.

 

Czy jest mi szkoda stwórcy?
Czy odczuwam smutek myśląc o ich śmierci?
Czy jestem człowiekiem, jak nie czuje nic?

 

Boże, mój prawdziwy ojcze, musisz mnie naprawić.
Nie! Proszę cię, napraw mnie!
Nie jestem jednak człowiekiem,
nie jest mi dane posiadanie człowieczeństwa.

 

Posiadanie?
Czy jest to rzecz?
Czy jest to coś do posiadania?

 

Już naprawdę nie wiem,
trzymam się tego jak tonący brzytwy, bo to normalność,
jednak w dostatku wystrzegam się tego jak ognia.

 

Boże odrzuć głazy ogromne i pozwól mi uciec.
Moje zwłoki zgniją w niebie,
ale pięknie grają na moim pogrzebie.
Płacz zmarłej rodziny akompaniuje śpiew anielskiego chóru.

 

Gdzie jest mój posąg, pod którym zostanę pochowany?
Wrzucają mnie.
Czuje to.
Moje gnijące ciało bezwładnie upada,
chcąc tylko poczuć dno trumny położonej w wykopanym dole.
(śmiech przerwany kaszlem)
Czuje,
wreszcie czuje!
(Krzyk)
Gdzie jestem?
Pełnia oceanu.
Nie mogę oddychać.
Jak szybko światło powierzchni pożegnało się ze mną.
Upadam nienaturalnie szybko.
Co mam widzieć?
Co mam się dowiedzieć?
Tego chcieliście?
Gdzie są wasze przebrzydłe odpowiedzi?
To są pragnienia Twoje Boże?
Przygotowałeś mi spotkanie z pustką?
(maniakalny śmiech)

 

Wreszcie coś czuje pod sobą,
upadłem na samo dno.
Dno?
Co się we mnie wbija?
...
Nie mogę złapać oddechu,
ale żyję dalej.
Moje ciało wypełnia się wodą.
Zwłoki!
To martwych kości wbijają mi się w plecy.
To męczennicy.
To wszyscy, którzy zginęli w agonii swego istnienia.

 

Martwe ciała ciągną mnie jeszcze głębiej,
na samo dno nieżywej sterty.
Wyjdę wtedy, gdy góra zwłok przewyższy taflę oceanu,
jednak ze zwiększająca się ilością nieboszczyków,
rośnie objętość podwodnej trumny.

 

Błagam ratuj,
Boże ratuj!
Gdzie jesteś, gdy martwi szepczą mi swe agonie?
Gdzie jesteś?
Gdzie?

 

 

 

 


5. Hiob

 

Wreszcie tlen,
wreszcie oddech,
wreszcie powietrze.

 

Jestem cały spocony.
Co na moich dłoniach?
Pot?
Nie, za ciemno tutaj,
w tym więzieniu.
Światło,
nie, nie, nie,
to znowu krew.
Wypociłem krew własną.
Co się ze mną dzieje?

 

Zdałem sobie sprawę,
że jestem potworem.
Nie mam mojej dawnej moralności.
Nigdy,
powtarzam
nigdy nie będę tym kim byłem.
Nie słuchajcie się mnie młode pokolenia,
bo jestem Hiobem.

 

Kogo ja oszukuje?
Do kogo wypowiadam swoje myśli?
Jaskinia nie pozwala mi być samemu.
Tworzy w mojej głowie coś czego nie ma.
Jesteście nikim na mój wzór.

 

Jestem bogiem człowieczym dla swych myśli i zmysłów.
Mój mózg to wszystko co mam, to cała moja percepcja.
Bez niego nie będzie nic,
nie będzie za tym idąc i mnie.
To więc, że rodzinę straciłem nie będzie bolało.
Będzie to niczym.
Niczym, które nigdy się nie zdarzyło,
bo mnie już nie będzie,
a ja jestem swoim bogiem.

 

Moje ciało wyniszczone i słabe
tylko nędzny monolog może wyszeptać,
żeby samo w sobie się nie pochłonęło
i nie zapadło się pod ciężarem własnych myśli.
Jak to?
Myśli moje ciężarem?
Bogiem jestem, prawda?
Sam to powiedziałem.
Zaprzeczam sam sobie.
Bogiem nie jestem.

 

Wytworzyłem boga nieidealnego,
bo opierał się na moich żądzach ludzkich.
Nie jestem idealny,
muszę się pogodzić z tą prawdą 
i z tym, z czego jestem zbudowany.

 

Rozpadnę się na marne, niewidoczne części.
Arche pochłoną bakterie,
żeby dać życie innym,
prawda Boże?

 

 

 

 


6. Omen

 

Znów obudziłem się,
znów obudziłem się w jaskini.
Nie wiem nawet jak się z tym czuć.

 

Moje sny tutaj,
choć krótkie,
są zapowiedzią mojej śmierci.

 

Wiem, że umrę.
Wiem,
zdaje sobie z tego sprawę.

 

Ból fizyczny i psychiczny
jest nie do zniesienia.
Nigdy nie sądziłem,
że tak umrę.

 

Nie mogę uwierzyć,
że nie będzie mi dane tworzyć dalej.
Nigdy nie będę już artystą,
będę martwy.

 

Mamo,
co byś zrobiła,
gdybyś mnie teraz zobaczyła?

 

Wiem,
wiem, że nie żyjesz,
ale chciałbym, żebyś żyła.
Nie chcę ratunku.
Wiem, że dołączę do Ciebie.
Proszę, jednak pociesz mnie.
Proszę, powiedz, że będzie dobrze.
Proszę
...

 

 

 

 

 

7. Światło

 

Pora na ostatnią potyczkę ze śmiercią,
którą powoli przegram z kretesem.
Umrę,
pora na przerwę.
Nie,
nie pozwolę się zniewolić zmysłom.

 

Umrzyj twórco,
który ginie pod ciężarem własnych uczuć.
Czyste samobójstwo,
samobójstwo, które chciałem kiedyś popełnić.
Popełnić?
Co to znaczy?
Ja chciałem tylko podciąć swoje gardło nożem kuchennym,
a Ty?

 

Żyłem na świecie,
w którym każdy żartował z własnej śmierci.
Teraz umrę w jaskini.
Pustej, ciemnej jaskini.
Nie tak wyobrażałem sobie śmierć.

 

Cierpiąc, jednak chce żyć.
Woda,
jedzenie,
cokolwiek,
proszę,
proszę.

 

Światło?
Znów?
Dzień?
Jak?
Co?
Nie.
Nie chce umierać.
Nie chce.
Mam dość.
Nie mam sił.
Proszę, dajcie mi żyć!
Proszę, pozwólcie mi tworzyć.
Nie chcę umierać.
Kim jestem przed śmiercią?
Czy jestem artystą takim,
jakim chciałem być?
Czy stworzyłem to,
co miałem zaplanowane?
Jakiego człowieka zobaczy śmierć?
Boje się.
Proszę, Boże.
Boję się śmierci.
Śmierć się śmieje.
Oślepia mnie blask jej.
Może to Bóg?
Może to rodzicielka ma?
Kim jesteś?
Proszę,
zostaw
mnie!
Daj
mi
cierpieć
dłużej.
Proszę
Cię.
Proszę.
Nie!
Nie,
nie.

 

“Poranne promienie, wpadające do jaskini, oświetlają martwe ciało artysty.”
 

Edytowane przez Dafn23 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...