Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

I.

 

     Mój maleńki saksofonisto,

Będący jedynie małą, plastikową figurką,

Szpulce nici rozmiarami ledwo co dorównującą,

Bym mógł cię objąć niewielką swą rączką.

Przy łóżku stojąc na nocnej szafce,

Na swym maleńkim złotym saksofonie,

Wygrywałeś mi niesłyszalną kołysankę,

Rozniecając po zmroku mą senną wyobraźnię…

 

Kołysanka ta choć ludzkim uchem niesłyszalna,

Ku tajemnicom przeszłości wyobraźnię mą unosiła,

I niosła się ma senna imaginacja,

Czarodziejską melodią zaklęta…

Zaczarowałeś dźwiękami swej niesłyszalnej kołysanki,

Uśmiech najwspanialszej nauczycielki życia Historii,

By w snach moich nocą się objawił,

Dziecięcymi emocjami dnia codziennego przywołany…

 

Zaś długimi nocami tajemnicza Historia,

W snach mi uchylała swych niezliczonych tajemnic rąbka,

Szepcząc do ucha o sekretach średniowiecza,

Zaklętych w prastarych małopolskich legendach…

Niczym moja pierwsza w życiu nauczycielka,

Nie z namacalnej rzeczywistości lecz wyśniona,

Opowiadała mi o sekretach starożytnego świata,

Oprowadzając po rozmaitych dziejów bezdrożach…

 

Śpiąc otulony puchową pierzyną,

Wraz z strzegącą mnie maleńką saksofonisty figurką,

Ofiarowywałem mą wyobraźnię niezliczonym snom,

Nawiedzającym mnie każdą szczęśliwego dzieciństwa nocą,

Wędrując przez niewysłowienie piękne sny,

Po tajemniczych światach nieznanych,

Dla rozbudzania dziecięcej mej ciekawości,

Za rękę przez troskliwą Historię oprowadzany…

 

II.

 

Przez tysiące niezwykłych małopolskich nocy,

Wtulając w dzieciństwie głowę w wypchane pierzem poduszki,

Wędrowałem w snach do świata legend i baśni,

Snutych niegdyś wieczorami przez starych gawędziarzy,

Ochoczo przeze mnie wówczas zasłyszanych,

W pamięci kilkulatka dobrze wyrytych,

Zaś długimi nocami przy księżyca pełni,

Odmalowujących się pędzlem sennej wyobraźni…

 

Niegdyś w dzieciństwie zawędrowałem w mych snach,

Przed dumne oblicze legendarnego króla Kraka,

By legendarnemu władcy lechitów uniżony pokłon oddać,

Z nieporadnością a pociesznością rezolutnego kilkulatka.

Widząc mój pokłon oddany Krakowi nieporadnie,

Jasnowłosa Wanda roześmiała się serdecznie,

Nagradzając dziewczęcym uśmiechem,

Me poczynienia hołdu staremu Krakowi staranie…

 

Zaś wzruszony Krak stary,

Dobrotliwie się uśmiechając brwi zmarszczył,

Kładąc dłoń pomarszczoną na ramieniu moim,

Wyszeptał mi do ucha sekret przedziwny…

A była to jego wielka tajemnica,

Na kartach kronik nigdy nie odnotowana,

Przez średniowiecznych kronikarzy szyderczo wyśmiewana,

Gdy z ust ludu w bajaniach starców padała…

 

Było bowiem tajemnicą pradziejów niepamięcią zasnutych,

Co we śnie tylko mnie zdradził,

Iż smoka wawelskiego sam niegdyś oswoił,

Niczym wiernego rumaka bez trwogi dosiadłszy…

I dosiadając go niczym narowistego konia,

Pędził na nim przez rozległe przestworza,

Przecinając smoczymi skrzydłami ogromnych chmur kłębiska,

Śnieżnobiałych niczym niegdyś Wandy i Waleski lica…

  

III.

 

Z dziecięcą ciekawością kilkulatka,

W snach stukałem piąstką w czoło kamiennego Sfinksa,

Ciekawym wielce będąc jak zareaguje rzeźba,

Stworzona ludzką ręką z martwego kamienia.

Czy mająca ludzkie rysy kamienna statua,

W śnie mym na mnie się nie pogniewa,

Za próbę odwiecznego jej spokoju naruszenia,

Prostoduszną dziecięcą ciekawością świata…

 

Wtem w sennym koszmarze Sfinks nagle ożył,

W pogoń za mną natychmiast się rzucił,

Rzeźbionymi łapami oderwawszy się od ziemi,

Począł czynić susy wzdłuż schodów kamiennych…

I miałem w dzieciństwie jeden straszny sen,

W którym kamienny Sfinks nocą gonił mnie,

Po wijącym się nadkruszonych schodów labiryncie,

Z którego z koszmaru przebudzenie było jedynym wyjściem…

 

Przebierając w mym śnie krótkimi kilkulatka nóżkami,

Z płaczem pędem zbiegałem kamiennymi schodami,

Srogiego Sfinksa mając wciąż za plecami,

Nie zaprzestałem ku przebudzeniu panicznej ucieczki.

Bacząc by na stromych stopniach,

Biegnących w sennego koszmaru przepaść,

W razie niefortunnego w zapamiętałej rejteradzie potknięcia,

Nie paść łupem bezdusznego Sfinksa…

 

Dopiero szeroko otwarte w środku nocy powieki,

Od pogoni strasznego Sfinksa mnie uwolniły,

Gdy w środku nocy cichutkim płaczem zakwiliłem,

Na pierwsze koszmaru po przebudzeniu wspomnienie…

I przyjazna czerń matki nocy,

Wybawieniem bywała w dzieciństwie od koszmarów sennych,

Na wyobraźnię kilkulatka po zmroku czyhających,

Niczym na zbłąkane w lesie jagnię drapieżnik…

 

IV.

 

Wyśniłem w dzieciństwie lot mitycznego Ikara,

O anielskiej twarzy nastoletniego chłopca,

Którą ma senna wyobraźnia tak odmalowała,

By przypominała tę z antycznych posągów Hermesa…

Lecz Ikar w mym śnie był zwykłym chłopcem,

Biegającym po łąkach z samodzielnie zbudowanym latawcem,

Unoszonym przez przesiąknięte dziecięcymi emocjami powietrze,

Ku kiełkującej w duszy młodego konstruktora uciesze…

 

Zbudował go w starej szopie z deseczek cieniutkich,

Kolorową bibułą misternie powleczonych,

W budowę prostego latawca serce swe włożył,

Wieńcząc pracę sukcesem niezmiernie się ucieszył…

I biegnąc rozpromienionym przez skrzącą zielenią łąkę,

Wypuścił ku niebu mieniący się kolorami latawiec,

Z długim udekorowanym wielobarwnymi wstążkami ogonem,

Łaskoczącym łąk rozległych wysoką bujną trawę…

 

Wtem zbudowany przez niego latawiec,

Niezrozumiałym ludziom snu prawem,

Począł nagle unosić go w powietrze,

Zapachem lata tak cudownie przesiąknięte…

Widząc oddalającą się pod stopami ziemię,

Okrasił twarz dziecięcą najserdeczniejszym uśmiechem,

Wznosząc ku niebu tym tęskniejsze spojrzenie,

By otuliło go swym skrzącym błękitem…

 

Niesiony wiatrem uśmiechając się szeroko,

Przeleciał w mym śnie nad moją głową,

Serdecznie przy tym machając mi ręką,

Poddając się ochoczo powietrznym prądom.

Ku nieznanej przygodzie wciąż się unosząc,

Radosnymi emocjami porwany ku niebiosom,

Rozpromieniony wzbił się ku śnieżnobiałym chmurom,

Z oczu mych wkrótce całkiem zanikając…

 

V.

 

Zdążając we śnie do wiejskiego kościoła,

Ceglaną jego wieżę dostrzegając z daleka,

Śniąc nie mogłem się spodziewać,

Iż ukryty w jej cieniu Anioł na mnie czeka.

Z daleka obserwując mnie bacznie,

Zza wieży wyłaniając się niepostrzeżenie,

By niezrozumiałym ludziom snu prawem,

Powitać mnie u drzwi kościoła tajemniczym uśmiechem…

 

I sen miałem, w którym wielki Anioł,

Uniósł mnie ku niebu niewidzialną ręką,

Łagodnie przy tym się uśmiechając,

Anielskim uśmiechem twarz rozpromieniając.

W śnie tym tajemniczym świetlisty Anioł wielki,

Uniósł mnie wysoko ku chmurom śnieżnobiałym,

Majestatycznie po błękitnym niebie płynącym,

Na skrzącą zielenią ziemię cienie rzucającym…

 

Ku słońca promieni tysiącom,

Uniesiony zostałem mą senną wyobraźnią,

Która to odmalowała w mej głowie ciemną nocą,

Porywającą mnie świetlistą dłoń anielską…

Bym mógł wieżę wiejskiego ceglanego kościółka,

Zobaczyć we śnie z lotu ptaka,

Która dotąd z ziemi jedynie podziwiana,

Wyobraźnię kilkulatka zawsze rozbudzała…

 

Bym mógł krzyża na kościelnej wieży,

Z czcią dotykać swymi dziecięcymi rączkami,

Dając upust dziecięcej swej ciekawości,

Podziwiając krzyż w blasku słońca skrzący…

Bym krzyż żelazny ucałował,

Szepcząc we śnie dziecięcej modlitwy słowa,

Która choć niedojrzała i prostoduszna,

Nikomu przede mną nie była znana…

 

VI.

 

Gdy księżyca blask srebrzysty,

W maleńkim twym saksofonie zatopiony,

Zmuszonym był nieśpiesznie go opuścić,

Spływając z wolna po blacie drewnianej szafki…

Gdy z winy ustępującej przed świtem nocy,

Zmuszony byłem żegnać me senne obrazy,

Pośród w żyznej glebie budzącej się świadomości,

Kiełkującej z wolna za nimi tęsknoty…

 

Próbując jeszcze wyobraźnią się uchwycić,

Odpływających z wolna obrazów sennych,

Niczym powiew wiosennego wiatru ulotnych,

Niczym łamliwe pieczywo kruchych,

By niczym najdrogocenniejsze klejnoty,

Zamknąć je w szkatule wspomnień dziecięcych,

Ukrytej chciwie w najskrytszych zakamarkach pamięci,

Wydobywanej niekiedy pośród dorosłego życia refleksji…

 

Zmuszony byłem mych płonnych starań zaniechać,

Odrywany od tajemnic nocy blaskiem słońca,

Za horyzontem nowych wyzwań wschodzącego z wolna,

By dniu nowemu niepodzielnie zakrólować…

Lecz zaraz po przebudzeniu,

Po pierwszym sklejonych powiek rozwarciu,

W pierwszych promieni słońca blasku,

Witałem zamglonym wzrokiem strażnika mych snów…

 

Który to podczas trwającej w dorosłe życie przeprowadzki,

Z przytulnego pokoiku dziecięcej beztroski,

Z czasem gdzieś mi się zawieruszył,

Zabierając wraz z sobą mych snów sekrety…

Lecz zapewne gdzieś na starym strychu,

Pośród zasnutych pajęczyną kątów,

Niesie się niesłyszalny dźwięk jego saksofonu,

Wyczarowujący niegdyś magię mych snów…

 

- Wierszem tym chciałem oddać hołd kilku moim najbardziej niezwykłym snom z okresu przedszkolnego dzieciństwa.

Opublikowano

Wiersz adresowany do młodego czytelnika, zamieszczony na portalu z okazji Dnia Dziecka.

------------------------------------

------------------------------------

 

Jeżeli podobają się Państwu moje teksty i szanują Państwo moją pracę, mogą mnie Państwo wesprzeć drobną kwotą.

 

Z góry wszystkim darczyńcom dziękuję!

 

KRAKOWSKI BANK SPÓŁDZIELCZY 96 85910007 3111 0310 9814 0001

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Jakież to demoniczne a zarazem boskie. Jak unosisz nasze dusze ku niebu by z lubością strącić je w przepaść. Napawać się tym widokiem i wypowiadać słowa bluźniercze a zarazem chwalebne boskie rozważania nad ulotnością, nad naszą egzystencją. To tak jakbym czytał esencję  z Marcina Majewskiego lub Alberta Gorzkowskiego. 
    • @Roma i znowu z popiołu wyłonił się diament, pod wrażeniem metafizycznych objawień. Więc pochylam się nad fundamentem ludzkiej egzystencji w surową jak stal lejącą się z pieca surówką lecz nie pozbawioną humanoidalnych rysów.
    • @Annna2 Aniu rozczuliłaś mnie; pomyślałem sobie o naszych ojcach którzy są pod naszą opieką i wszystko możemy im zaoferować książki posiłki miłość opiekę ale nie możemy przywrócić młodości i żeby byli sprawni jak dawniej ból przeszywa moje serce. Jest więcej wzruszeń ukrytych w Twoim pięknym wierszu kto pragnie to je tam znajdzie puszczam do ciebie serduszko z dłoni.
    • Kim jesteś   Powiedz mi Jak się w końcu Zdecydujesz    Jednorożcu    Ale to i tak będzie Nieistotne   Jak nadąsane  Zaimki i przyimki Domykają pęknięcia    A skrzydeł przecież  Nie masz na miarę słów   Nie rysują ich Reguły wyboru   Diagnoza  Przypadki psychiatryczne  Nie językowe  Kulawa fleksja tożsamości  I modne nazywanie  Skazy na kręgosłupie    Dla śmierci  Pozostanie to  Bez znaczenia
    • @Migrena a ja ciągle w rozjazdach śpię po trzy godziny i nosem się podpierać - już niedługo koniec projektu i będę miał więcej czasu. Dziś obudziłem się w nocy i pragnienie kontaktu z waszymi wierszami przyprawiło mnie o drżenie rąk. Nawet nie znacie tego uczucia jakbym dostał zakaz czytania i po trzech tygodniach zakaz ze mnie zdjęto. Pierwszy wiersz który ujrzałem to Brylanty snu i już wiem po co żyję. Twoja metafora cień pachnie tobą przyprawiła mnie o szybsze bicie serca. Tak taka miłość platoniczna do kobiety gdzie w brylantowych snach myślimy o niej jak o bóstwie istocie nadprzyrodzonej - urzeka mnie. Poezja Twoja jest taka jaką teraz potrzebuję przeczytać, aby przetrwać kolejne dni i daje mi paliwo do dalszej pracy. Pisz i nie przestawaj to robić jesteś do tego stworzony!        
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...