Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Biegniemy w słońcu. Biegniemy razem w pół drogi, między ziemią a niebem.

Nad nami chmury rozkładają skrzydła

i okrywają cieniem nasze uśmiechnięte twarze.

 

Jesteśmy tutaj, będąc jeszcze. Na tej ścieżce w ogrodzie, w którym byliśmy.

 

Zagubieni w gąszczu, w wielozielu bez woni.

W korzeniach, łodygach, płatkach…

 

W eksplozji wonnych kwiatów,

w malwach, anemonach.

W kosmosie podwójnie pierzastym…

 

Kiedyś dzieliło nas dużo światła,

które spadało z wysokich, smutnych otchłani.

Lecz teraz trwa w nas, otaczając aureolą łagodnego blasku.

 

Coś zaszeptało do cienia

spoza gęstwiny

purpurowego bzu.

 

Zaszeleściło, zagwizdało.

Zaiskrzyła źrenica 

w nagłym przelocie spłoszonego ptaka.  

 

Ściekają po nas pierwsze krople majowego deszczu. W jasnym snopie, tym właśnie.

Takie pierwsze

i ciepłe.

Łzy wielkiego szczęścia.

 

Płyną, płyną  nisko nad łąką…

Płyną za las flotylle

brzuchatych obłoków …

 

Po wierzchu twojej dłoni idzie ci biedronka.

Mówisz coś cicho

do jej nikłych uszu,

odsłaniając w uśmiechu zęby.

 

Niedosłyszę, albowiem to jest jak sen,

którego nie sposób dosłyszeć. I który

zaraz po przebudzeniu rozprasza się, znika.

 

Odfruwa.

 

Wodzisz oczami…

 

W nagłym rozbłysku słońca

porywam cię w ramiona.

Przywierasz ustami do moich ust.

 

I spijasz chciwie… Spijamy miłość, która jest w nas…

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-04-27)

 

 

 

Edytowane przez Arsis (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      ...organiczny wiersz z pomysłem w dwóch aktach:)
    • @Tectosmith Złota polska jesień! Serdeczności! :))))
    • I co, że kawa?… tak, o osiemnastej… wypiję ją do cebuli… tak, cebuli smażonej z koncentratem pomidorowym. Będę syta, będę wreszcie rozpieszczona po całym tym dniu, który mnie swoimi mackami dotykał, skubał i energiami moimi chciał żonglować. Próbował mnie przekupić paskudną kawą rozpuszczalną do której dołożył cukier, jakiego nie zamawiałam. Potem była zupa dyniowa… czy raczej krem marchwiowy z octem. A te oczekiwania względem, bezwzględne jednak, oczekiwania wobec ciała... mojego ciała… mojego.   Ciało się nie godzi, zakłada pancerze, sztywnieje, składa się przecież z wody, która lubi się układać w piękne wzory, dajmy na to kompozycje sprawdzone, klasyczne śnieżynki… nie interesują go bełkotliwe nuty, ani przypadkowe słowa. Trzy metry ode mnie, ukraiński młody człowiek buduje swoją biografię uchodźcy, wtóruje mu drugi, podobny. Śmieją się w swoim języku, na dwa języki się śmieją, spierają te swoje dwa języki, wystawiają je, te mielące bez ustanku ozory rozpuszczają i ładują to w eter, w mój umysł… mój umysł... Moje ciało nie reflektuje na to, nie reflektuje też na angielską smęciznę, która do tego w tle, raz się zwija, raz rozwija. Moje ciało, co na gardle mu utknął krem marchwiowy i napój kawopodobny.   Nie jest łatwo być ciałem w dyskomforcie. O tak, jestem ciałem, nie zawiesiłam się w samym tylko umyśle. Mam nogi, mam ręce i mam też myśl o cebuli i świeżo mielonej kawie. Myśl anty anty, bo teraz anty grawitacyjna jest moja myśl, spieszy się do domu, a tu ją na koniec katują sytuacją politycznie – społeczną, gospodarczą nawet. Myśl moją, która w ciało wchodzi, która ciałem steruje, która jest teraz wodą wzburzoną, spienioną, zmęczoną… dziś zmęczoną tak bardzo... bardzo zmęczoną.   Wreszcie moja myśl, zakrywa się kocem wieczornym, zakrywa tym kocem też ciało… naraz jestem daleko, daleko od donośnych uchodźców, co obok nadal dyskutują swoim alfabetem pokrętnym, daleko od nut przerzuconych na drugą stronę, zawieszonych na suficie, na głośniku, nut równie bezbarwnych, kolejnych bezbarwnych nut, jak piosenka w którą się układają, razem z wokalem rozwleczonym niebotycznie... niczym sweter szerszym niż dłuższym, odsłaniającym pępek… a we mnie jest cebula, obietnica cebuli i druga obietnica, ta do jej popicia. Obie zerkają na zegarek. Jest piątek, na zegarku jest za pięć sobota. Ciało wie, ciało pamięta, że mu umysł obiecał osiemnastą, więc przestaje słyszeć wszystko inne, przestaje się w tym męczyć, pamięta i czeka. To się nazywa zaufanie.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Nata_Kruk Miło mi Nato! Po przeczytaniu wielu wierszy i prozy na ten temat, odwiedzam czasami esensja.pl, zadumałem się na ten listopadowy dzień i tak wyszło. :))))
    • @Berenika97 @Nata_Kruk  ...nie jest tak źle, to tylko nostalgia za tym co było. Dziękuję za czytanie :)  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...