Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Đɇfɇꝁŧ Mǿƶǥᵾ


Rekomendowane odpowiedzi

Trochę inna wersja dawnego tekstu.

 

 

 

Niepokoi mnie ciche chrobotanie oraz dziwne szeleszczące dźwięki. Środek nocy. Migoczący neon za oknem, rozświetla co chwila bałagan w pokoju, kolorowym, przytłumionym blaskiem. Wczoraj byłem wnerwiony. Nie ważne na co i z jakiej przyczyny. Tak zupełnie na całego. Teraz odczuwam niepokojący spokój.

 

Dlaczego – myślę sobie. Jeszcze niedawno meble bym chętnie potrzaskał i każdego, kto by przyszedł. Skąd dobiegają owe odgłosy, na tych swoich upierdliwych nóżkach? Jakby jakieś pomrukiwanie, drapanie, wściekłe popiskiwania. To na pewno szczur siedzi gdzieś w kącie. Tylko w którym? U mnie jak zwykle: artystyczny nieład. Zwierciadło nieokiełzanej psychiki. Aczkolwiek wcale nie mam ochoty, przeistoczyć ego w mordercę szczura. Może jedynie wygonić lub ogon odciąć i wąsy powyrywać.

  

Co ze mną? Dlaczego myślę tak łagodnie. Jestem zaspany, a zatem wolno, niczym w lepkiej mazi, dochodzę do wniosku, że to całe chrobotanie dobiega z wnętrza szafy. Ze środkowej zamkniętej półki. Wiem na pewno, że tam nic nie ma. Wczoraj szaleńczo rozkojarzony, wszystko z wnętrza wywaliłem. Pamiętam tylko, że później odczułem dziwny, błogi spokój, jakby mi nieboszczykiem przywalono. No nic, myślę sobie: wstawaj wariacie i sprawdź, co tam w środku siedzi i jak wlazło przez zamknięte drzwi.

  

Wstaje. Włączam po omacku ulubioną staroć: „Brain damage’’ Pink Floyd. Mam tylko jedną wgraną na rozbudzenie. Pomyłka wykluczona. Zapalam lampkę na stoliku, ciągnąc za dyndający ogonek. Po drodze tę na suficie. Goła, słabowita żarówka, lekko drga w okowach koronkowej pajęczyny, od ślamazarnych kroków, którymi miękko stukam w szmacianym paputku, potykając nogi o wczorajszy bajzel. Ogłupiały pająk, fajczy odwłok na gorącym szkle. Mam jeden papeć na nodze. Drugi pilnuje łóżka. Zbyt cenne i przytulne, żeby zostawiać taki skarb, bez ochrony.

  

Światło neonu, powtórzeniami rozświetla zamkniętą szafę, notorycznie mrugając. Też zaczynam mrugać. Jakoś tak raźniej w rannej sytuacji, mieć znajomego od mrugania. Podchodzę bliżej. Hałas wewnątrz taki, jakby diabli nowych klientów w kotłach gotowali. Bieganina z kąta w kąt. Skołowane drzwi, drgają na zewnątrz wybrzuszeniem, uderzane od wewnątrz. Co do cholery. Teraz trochę spokojniej. Nagranie urywa nagle dźwięki, jakby niema strzała, trafiła w serce muzyki. Cholerny sprzęt.

  

Powolutku otwieram. Nagle cisza. Zupełna. Zamykam. Znowu słyszę jakieś szuranie. Powtórnie otwieram. Bezgłos w pustej półce. Co mam robić? Włożyć rękę? Jasne, że tak! Próżne obawy. Mam drugą w zapasie, gdyby co. To po prostu halucynacje słuchowe. Chyba jednak nie. Zamykam. Przykładam dłoń do drzwi. Czuję wypchnięcia drewna pod dłonią, lecz nic nie słyszę.

  

Otwieram. Wkładam rękę. Nic. No to wkładam drugą. Nagle coś po niej przebiega. Wyraźnie czuje wspomnienie szpiczastych nóżek. Nie wiem ile, bo za szybko przemknęły. Po drugiej też. Bez żadnego odgłosu. Nie wiem co, bo nic nie dostrzegam. Żadnego stworzenia lub czegoś tam. Myślę sobie: rąk nie cofnę. Poczekam na rozwój sytuacji i wyciągnę tylko wnioski. Dłuższy czas spokój. Słyszę jedynie tykanie zegara i śpiew ptaszka za oknem. Zaczyna świtać i mi świtać w głowie, że coś jest nie tak. Nagle z prawej strony półki, dobiega przeraźliwy wściekły dźwięk. Dłonie momentalnie zostają pogryzione. W pomroku półki, widzę bezwstydne kości, gdyż zieją szaro różową nagością. Wyję niczym porąbany pień.

 

Nie mogę kończyn cofnąć. Te stworzenia są bardzo silne. Mam wrażenie, że wydłużyły szpiczaste zęby, by związać mi dłonie, a końcówki przyszpilić do półki. Nie mogę namacać jak wyglądają, bo ręce mam zajęte drgającym bezruchem. Wyżej na szczęście nie włażą. A może jednak… w inny sposób. Nadal ich nie widzę. Tylko odczuwam straszliwy ból.

 

Neon monotonnie mruga, leniwie oświetlając całą sytuacje, zaspanym światłem. Ma głęboko gdzieś cierpienie wariata. Robi swoje. Został do tego zbudowany, by migać i wnerwiać porządnych ludzi nad ranem. Nagle wszystko ustaje. Jakby nie było żadnych zdarzeń. Dłonie wyglądają urokliwie dla mięsożerców. Kapie z nich krew, niczym woda z tętnicy kranu. Odłamek kości stuknął właśnie o półkę. Zwisają z nich strzępki skóry. Żółtawe, przyklejone motylki, w czerwonych kubraczkach.

 

Jeden zaczyna krążyć wokół mnie, niczym pieprzony, upierdliwy satelita. Czuje wilgotny podmuch. Łapię go resztą dłoni. Pragnę rzucić na wolne miejsce podłogi. Przylega do mokrej kości. Macham i macham. Wreszcie spada. Przydeptuję paskuda papciem. Czuje: sprężystą, śliską miękkość pod podeszwą. Wierci ciało, popiskując. Nawet wykukuje spod papcia. Myśli cwaniak, że odleci. Jeszcze czego. Dociskam bardziej, by wyszedł flak. Przestaje. Co mi tu będzie… coś ucieka w głąb szafy. Czuję zajęte ręce, oślizgłym zwiewaniem. A jednak wlazły wyżej, tylko na szczęście były najedzone i są w odwrocie. Nagle znowu jestem spokojny. Zamykam drzwi. Na rękach nic nie czuję, oprócz zimna. Zdjęto z nich część wilgotnej kołderki.

  

Wtem słyszę w głowię coś w rodzaju słów:

 

– Byłeś wściekły i wywaliłeś wszystko z półki. Paskudne wredne myśli opuściły ciebie. Zostały w szafie, przeistoczone w coś, na pograniczu: myśli i materii, jako niewidoczne stworzenia. Odwiedziły twoje rączki. Sam widziałeś z jakim skutkiem.

– Nic nie widziałem.

– Przepraszam.

– To co mam robić, do diabła?

– Akurat w twojej sytuacji diabeł jest niewinny. Ty sam. Tylko ty. Sposób jest banalny. Nie otwieraj szafy, wynieś ją na zewnątrz i spal. Oczywiście najpierw owiń dłonie, żebyś nie pobrudził dywanu.

– Dywanu?

 

– To taki żart.

– Ale ona ciężka jest.

– Zrób to. Będziesz miał siłę, ale musisz uwierzyć, że ją masz, a szafa zwątpić!

– To wszystko?

– Nie.

– To znaczy?

– Bardziej panuj nad emocjami, bo szaf nie starczy. Rozumiesz?

– Ni w ząb.

– To taka metafora.

– Meta… co?

– Pomyśl o zębach zwierzątek.

– Nadal nie kumam.

 

– To czas na przebudzenie. Boś głupi i nie jarzysz.

– Ale neon, co mnie oświetla, tak.

– Co z tobą? Pogięło cię?

– Nie. Ale pogryzło.

– No właśnie.

– Co właśnie?

– No nie! Spadam z tej durnoty.

 

– Może podejdę do łóżeczka. Będzie mniej bolało, gdy spadniesz, kochany głosie.

– Stul twarz i słuchaj. Panuj nad sobą. I zrób coś z tymi dłońmi!

– Spoko. Wyschną. A skórka odrośnie. Moja krew!!!

– Ciebie czegoś nauczyć, to jak zastrzelić wiatr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      A dziękuję za pamięć. W sumie to u mnie po staremu, ani lepiej ani gorzej. Może jednak trochę gorzej. Jakoś tak teraz inne sprawy mam na głowie i mniej czasu to nie logowałem się, choć czasem zaglądam i czytam co piszecie.  
    • @Andrzej_Wojnowski Francuzi pomagają.
    • Głupiec nie widzi tego samego drzewa, co mędrzec – William Blake   Mówisz, że w tym lesie mrówki się zebrały na obrady, a zdarzają się one bez ustanku. I że widziałeś je w towarzystwie sarny, albo to były tylko jej oczy oświetlone strumieniem światła. Coś poruszyło suche trawy, jakiś konar spadł i popsuł muchomora, albo tylko jego kropki... zaraz, zaraz - popsuł kropki czy czerwone tło? A teraz nie ma grzybka. Niewielka to szkoda, skoro był wątpliwej wartości odżywczej. I jeszcze mówisz, że drzewo to dąb, grab, buk, sosna, brzoza... a kora jego ma bruzdy, jest gruba, cienka, biała, brązowa... mówisz...   Gdybyśmy byli tacy sami, ja i ty, ona i ja, ty i on... czy patrzylibyśmy w ten sam punkt na niebie, ten sam owoc czereśni chcieli zerwać, czy może - nawet wtedy nasze oczy szukałyby innych detali tego samego obrazu? Gdzie królowa pszczół znaczy początek, a gdzie koniec, czy teraz oglądasz żołnierza czy piastunkę? Porwane światy, postrzępione jak włókna tkaniny, przywołują nas. Ślizgamy się po nich, jakbyśmy chcieli wiązać epoki w jakieś pęczki, segregować je na niejadalne części naziemne i zdrowe korzenne, albo zgoła odwrotnie.   Dziś brakuje mi myśli, która się pojawia, dziś przychodzę do ciebie, a ty wspierasz mnie swoim sękiem, swoim zapomnianym odciskiem na stopie, który zdołał się zagoić. Lubię kiedy o nim opowiadasz, kiedy jesteś pełen skamieniałych emocji. Odszukuję w nich podobieństwo do moich własnych, a potem robię zdjęcia dla potomnych, oni też porównują odczucia. Chcesz czy nie, dzisiaj jesteś moim mędrcem, więc dobrze wybierz drzewo o którym mi opowiesz.  
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Przecież masz już żonę to po co Ci to, chyba że lubisz flirty, choć o to raczej bym Cie nie podejrzewał. Ale pomysły faktycznie masz nie z tej ziemi, choć mam paru kolegów z spektrum autyzmu i może im by coś takiego faktycznie życie ułatwiło.   Jest też inna metoda małżeństw aranżowanych, jeszcze obecna w pokoleniu moich pradziadków. To zdejmowało z barków młodych całe te starania. Przychodzili na gotowe. Moi i ich rodzice też mnie swatali z dwoma pannami, ale nic z tego nie wyszło.   Może się zdziwisz, ale u mnie właśnie bycie sobą oznacza dopasowywanie się, wręcz zlewanie się w jedną całość z drugą osobą. Na początku to była mama, a potem kolejne panie już w zbliżonym do mnie wieku. Pierwszą miałem  w przedszkolu. To jest taka osobowość nie będę już wchodził w typologie i dlaczego tak jest.   Niestety z tej puli, która do takich relacji osobowościowo się nadaje wiele osób pod wpływem negatywnych doświadczeń  odpada i coraz trudniej kogoś z takiej bajki znaleźć.   Ja też odpadłem, zacząłem się izolować i oddzielać, a teraz tak jakbym wracał. Kto to czuje to wie, trudno wyrazić słowami. Może w wierszu było by łatwiej, ale pewnie zbyt trudne dla mnie.    
    • Zwycięstwo, jako członka koalicji, ale co było potem, wiemy, bo jednym ze zwycięskich członków był jednocześnie jednym z dwóch okupantów. Trafnie wymieniłeś obok siebie Auschwitz i Katyń. W takiej sytuacji trudno o euforię. Pozdrawiam Andrzeju. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...