Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

   - Meta... seks? - Ewa nie zrozumiała w pierwszej chwili. 

   Jezus w odpowiedzi również przekrzywił lekko głowę, dając jej chwilę na zrozumienie. 

   - Ach tak... - zarumieniła się, pojąwszy. 

   Zaczęła rozbierać się wolno, z udawanym wahaniem odpinając guziki sukienki. Jeden po drugim, taksując reakcję męża i uśmiechając się doń przymilnie. 

   Jezus tymczasem, jakby nigdy nic się nie działo, zamiast też się rozebrać, zawrócił do salonu, skąd przysunął sobie krzesło. Po czym usiadł, postawiwszy je na podłodze dwa metry od żony. 

   - Mężu? - zaskoczona trochę Ewa opuściła dłoń. 

   - Kontynuuj - zapytany uśmiechnął się w odpowiedzi.  

   Odpiąwszy ostatni guzik, przesunęła wolniutko palcami lewej dłoni wzdłuż rozpięcia, po czym odsłoniła ramiona. Równie powoli i na przemian: prawe lewą dłonią, a lewe palcami prawej. Po czym wyjęła ręce z rękawów. Puszczony materiał zsunął się z bioder na podłogę. Postąpiła krok ku mężowi i spojrzała z wyczekującym uśmiechem. 

   - Mógłbyś? - zapytała.

   W odpowiedzi Jezus przybliżył dłonie, stykając je palcami, po czym je rozsunął. Ewa zsunęła ramiączka stanika, odsłaniając piersi. Udawanie wolno i prawdziwie kusząco. 

   - Mogłabyś? - teraz Jezus zadał pytanie, wciąż nie ruszając się z krzesła. 

   - Chyba wręcz powinnam... - znów zarumieniła się lekko, wsuwając kciuki pod pasek stringów i opuszczając je wolnym ruchem na uda, a potem na kolana i stopy. I robiąc przerwy w strategicznych momentach. Po czym wyprostowała się i, wciąż uśmiechnięta, uniosła je ruchem stopy, po czym z gracją odrzuciła na bok.

   - Teraz moja kolej - mąż-Wszechświat uśmiechnął się ponownie. 

   Wyemanował z siebie ciało astralne.  Duchowe ja, mające z oczywistego powodu postać nagiego Jezusa, uniosło się i wyprostowało, po czym podeszło do Ewy. Absolutnie zaskoczonej, bowiem metaseks wyobraziła sobie trochę inaczej. 

   - Można go urzeczywistniać na różne sposoby - fizyczny Jezus uśmiechnął się w odpowiedzi. Uśmiech ten, dokładnie taki sam, pojawił się na ustach Jego astralnego "Ja" dokładnie w tej samej chwili. Świetlista postać zaczęła powoli matowieć, przybierając barwę ludzkiego ciała.

   - Tak będzie bardziej naturalnie - powiedział Wciąż Siedzący. Jego emanacja pochyliła się i ujęła Ewę pod kolana,  jednocześnie drugą ręką podtrzymując jej barki. Po czym uniosła się i zawisła w powietrzu dla jeszcze lepszego wrażenia. 

   - Zupełnie jakbym nic ważyła - pomyślała Ewa, niespodziewanie dla samej siebie. Po czym, pokonując wahanie, objęła trzymającego ją Astralnego za szyję i pocałowała. Konstatując, że wrażenie jest znacznie silniejsze. O wiele. 

   - Mm... - zapominając, że unosi się w powietrzu, rozkoszowała się pocałunkami. Odwzajemnianymi tak, że czuła falę ciepła spływającą powoli w głąb jej ciała. Zupełnie, jakby dostało się ono do żył i tętnic i docierało razem z krwią do wszystkich zakątków jej ciała.

   - Podoba ci się, jak czuję - AstroJezus przemówił jednocześnie z fizycznym tak, że Ewa usłyszała tylko jeden głos. 

   Po czym, wciąż składając na wargach żony namiętne pocałunki, przemieścił się w powietrzu z nią w objęciach, nachylił i złożył ją na łożu

   - To wspaniale - uśmiechnął się i pocałował Ewę ponownie, równocześnie bardzo delikatnie przesuwając końcami palców od ucha po szyi ku ramieniu. Znów poczuła, jak dotyk przenika ją do głębi i zatrzymuje się na piersiach. 

   - Zobaczysz, co będzie później - dwugłos zabrzmiał ponownie jak pojedynczy.

   AstraloJezus położył się przy niej. Nim ją pocałował, znów poczuła zdziwienie, widząc męża jednocześnie w dwóch miejscach. Tuż przy niej, przesuwającego palcami po lewym ramieniu, na który to dotyk jej piersi reagowały nabrzmiewaniem - i wciąż ubraną, siedzącą na krześle opodal łoża. 

   Dłoń Obecnego W Dwu Miejscach Naraz przesunęła się w górę jej ramienia, przez obojczyk do szyi. Mrowienie w piersiach powoli stawało się silniejsze. Wyczuwalnie silniejsze... 

Cdn. 

 

Warszawa, 18.01.2023.

 

 

 

 

 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

O, rany… Seks z Jezusem — tego jeszcze w historii literatury nie było, ale w końcu ktoś musiał ten błąd naprawić, bo do czegóż stworzył nas Bóg, jeśli nie kochania? A skoro Jezus nauczał wszystkiego, to jakże mógłby pominąć najprzyjemniejszy przejaw życia? 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Podoba mi się opis sceny meta-seksualnej, raczej zmysłowy aniżeli drobiazgowy, unikasz aspektów mechanicznych, co jest moim zdaniem rozsądne i dzięki temu scena tylko zyskuje. 

 

Znakomity odcinek, należy się nagroda! 

Opublikowano (edytowane)

@staszeko

   Właśnie: nie było, a w każdym razie również ja nic wiem o tym. Zatem naprawiam wspomniany błąd, jak przeczytałeś. 

   Masz rację: Wszechświat stworzył nas do kochania. Z pewnością więc Jezusa Jego uczennice i uczniowie pytali o tę sferę życia. W każdym aspekcie, także seksualnym. Tym bardziej, że był żonaty, jak wcześniej opisałem.

   Odnośnie do, cytuję, "sceny meta-seksualnej": przedstawiając ją, skoncentrowałem się na emocjach. Cóż bowiem bardziej od nich wspomaga wyobraźnię? 

   Dziękuję Ci bardzo za odwiedziny, i czytanie. Oraz pochwalny komentarz, oczywiście 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

   Serdeczne pozdrowienia. 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

   Wiesławie , tak moje myśli prowadzi wyobraźnia i logika powieści. Skoro, cytuję, "Ewa, pierwowzór bogini seksu", wyraziła w poprzednim rozdziale takie, nie inne  życzenie, to jak mogło zabraknąć przedstawienia, jak wyglądał ów czas meta-spełnienia? 

   Dzięki Ci za wizytę i komentarz . 

   Serdeczne pozdrowienia.

@Corleone 11 

   Ago, serdeczne dzięki za czytelniczą obecność, czytanie i uznanie . 

   Pozdrowienia.  

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Somalija

   Słowem kusi Cię

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Nic dziwnego: Moc w Tobie nazywana potocznie napięciem twórczym, dopomina się o pisanie . 

  Pracuj pilnie, pracuj .

  Cieszę się że Czwartek mija Ci dobrze . 

  Ten mężczyzna był najprawdopodobniej osobą bardzo pozytywną, kimś dużego formatu. 

   Siostro, serdecznie jak zawsze. 

Opublikowano (edytowane)

@Corleone 11 Nie nabijaj się z mojej pilności

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

, pracuję z kobietami, więc zamknęłam się u siebie, wszystko naburmuszone, zmęczone i jęczące... szkoda czasu na rozmowę, bo humor siada na sam widok, mimo że bujają się w złotych ozdobach, które dostały od mężów na gwiazdkę... Ja już posiałam nasiona na kiełki i zamoczyłam cebulę na szczypiorek... Trzymaj się na przygodzie...

 

 

 

Edytowane przez Somalija (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

  @Somalija @Somalija

   Przepraszam, że to tak zabrzmiało

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Wybacz . Pilność jako taka jest pozytywna sama w sobie. Tym bardziej Twój wysiłek, podejmowany z pozytywną intencją . 

   Mm, kiełki i szczypiorek... Mniam , z twarogiem, do jajecznicy czy omletów . Doskonała z Ciebie gospodyni . 

   Jak widać, złote ozdoby to nie wszystko, jak powiedziałby widząc kobiety pracujące obok Ciebie profesor Snape. 

   Dziękuję Ci bardzo za życzenie . Wymieniłem złotówki na euro, wkrótce drzemka, po niej szybkie pakowanie, kolacja, relaks i spać. 

   Twój brat jest podobny Anakinowi Skywalkerowi: "Zawsze w ruchu..." , jak to określił Obi Wan Kenobi .  

   Serdeczne pozdrowienia . 

   

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • ... będzie zacząć tradycyjnie - czyli od początku. Prawda? Zaczynam więc.     Nastolatkiem będąc, przeczytałem - nazwijmy tę książkę powieścią historyczną - "Królestwo złotych łez" Zenona Kosidowskiego. W tamtych latach nie myślałem o przyszłych celach-marzeniach, w dużej mierze dlatego, że tyżwcieleniowi rodzice nie używali tego pojęcia - w każdym razie nie podczas rozmów ze mną. Zresztą w późniejszych latach okazało się, że pomimo kształtowania mnie, celowego przecież,  także poprzez czytanie książek najrozmaitszych treści, w tym o czarodziejach i czarach - jak "Mój Przyjaciel Pan Likey" i o podróżach naprawdę dalekich - jak "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" jako osoby myślącej azależnie i o otwartym umyśle, marzycielskiej i odstającej od otaczającego świata - mieli zbyt mało zrozumienia dla mnie jako kogoś, kogo intelektualnie ukształtowali właśnie takim, jak pięć linijek wyżej określiłem.     Minęły lata. Przestałem być nastolatkiem, osiągnąwszy "osiemnastkę" i zdawszy maturę. Minęły i kolejne: częściowo przestudiowane, częściowo przepracowane; te ostatnie, w liczbie ponad dziesięciu, w UK i w Królestwie Niderlandów. Czas na realizację marzeń zaczął zazębiać się z tymi ostatnimi w sposób coraz bardziej widoczny - czy też wyraźny - gdy ni stąd, ni zowąd i nie namówiony zacząłem pisać książki. Pierwszą w roku dwa tysiące osiemnastym, następne w kolejnych latach: dwutomową powieść i dwa zbiory opowiadań. Powoli zbliża się czas na tomik poezji, jako że wierszy "popełniłem" w latach studenckich i po~ - co najmniej kilkadziesiąt. W sam raz na wyżej wymieniony.     Zaraz - Czytelniku, już widzę oczami wyobraźni, a może ducha, jak zadajesz to pytanie - a co z podróżnymi marzeniami? One zazębiły się z zamieszkiwaniem w Niderlandach, wiodąc mnie raz tu, raz tam. Do Brazylii, Egiptu, Maroka, Rosji, Sri-Lanki i Tunezji, a po pożegnaniu z Holandią do Tajlandii i do Peru (gdzie Autor obecnie przebywa) oraz do Boliwii (dokąd uda się wkrótce). Zazębiły się też z twórczością,  jako że "Inne spojrzenie" oraz powstałe później opowiadania zostały napisane również w odwiedzonych krajach. Mało  tego. Zazębiły się także, połączyły bądź wymieszały również z duchową refleksją Autora, któraż zawiodła jego osobę do Ameryki Południowej, potem na jedną z wyspę-klejnot Oceanu Indyjskiego, wreszcie znów na wskazany przed chwilą kontynent.     Tak więc... wcześniej Doświadczenie Wielkiej Piramidy, po nim Pobyt na Wyspie Narodzin Buddy, teraz Machu Picchu. Marzę. Osiągam cele. Zataczam koło czy zmierzam naprzód? A może to jedno i to samo? Bo czy istnieje rozwój bez spoglądania w przeszłość?     Stałem wczoraj wśród tego, co pozostało z Machu Picchu: pośród murów, ścian i tarasów. W sferze tętniącej wciąż,  wyczuwalnej i żywej energii związanych arozerwalnie z przyrodą ludzi, którzy tam i wtedy przeżywali swoje kolejne wcielenia - najprawdopodobniej w pełni świadomie. Dwudziestego pierwszego dnia Września, dnia kosmicznej i energetycznej koniunkcji. Dnia zakończenia cyklu. Wreszcie dnia związanego z datą urodzin osoby wciąż dla mnie istotnej. Czy to nie cudowne, jak daty potrafią zbiegać się ze sobą, pokazując energetyczny - i duchowy zarazem - charakter czasu?     Jeden z kamieni, dotkniętych w określony sposób za radą przewodnika Jorge'a - dlaczego wybrałem właśnie ten? - milczał przez moment. Potem wybuchł ogniem, następnie mrokiem, wrzącym wieloma niezrozumiałymi głosami. Jorge powiedział, że otworzyłem portal. Przez oczywistość nie doradził ostrożności...    Wspomniana uprzednio ważna dla mnie osoba wiąże się ściśle z kolejnym Doświadczeniem. Dzisiejszym.    Saqsaywaman. Kolejna pozostałość wysiłku dusz, zamieszkujących tam i wtedy ciała, przynależne do społeczności, zwane Inkami. Kolejne mury i tarasy w kolejnym polu energii. Kolejny głaz, wybuchający wewnętrznym niepokojem i konfliktem oraz emocjonalnym rozedrganiem osoby dopiero co nadmienionej. Czy owo Doświadczenie nie świadczy dobitnie, że dla osobowej energii nie istnieją geograficzne granice? Że można nawiązać kontakt, poczuć fragment czyjegoś duchowego ja, będąc samemu tysiące kilometrów dalej, w innym kraju innego kontynentu?    Wreszcie kolejny kamień, i tu znów pytanie - dlaczego ten? Dlaczego odezwał się z zaproszeniem ów właśnie, podczas gdy trzy poprzednie powiedziały: "To nie ja, idź dalej"? Czyżby czekał ze swoją energią i ze swoim przekazem właśnie na mnie? Z trzema, tylko i aż, słowami: "Władza. Potęga. Pokora."?    Znów kolejne spełnione marzenie, możliwe do realizacji wskutek uprzedniego zbiegnięcia się życiowych okoliczności, dało mi do myślenia.    Zdaję sobie sprawę, że powyższy tekst, jako osobisty, jest trudny w odbiorze. Ale przecież wolno mi sparafrazować zdanie pewnego Mędrca słowami: "Kto ma oczy do czytania, niechaj czyta." Bo przecież z pełną świadomością "Com napisał, napisałem" - że powtórzę stwierdzenie kolejnej uwiecznionej w Historii osoby?       Cusco, 22. Września 2025       
    • @lena2_ Leno, tak pięknie to ujęłaś… Słońce w zenicie nie rzuca cienia, tak jak serce pełne światła nie daje miejsca ciemności. To obraz dobroci, która potrafi rozświetlić wszystko wokół. Twój wiersz jest jak promień, zabieram go pod poduszkę :)
    • @Florian Konrad To żebractwo poetyckie, które błaga o przyjęcie, dopomina się o miejsce w czyimś wnętrzu. Jednak jest w tym prośbieniu siła języka i humor, dzięki czemu to nie poniżenie, lecz autentyczna, godna prośba. To żebranie z honorem - pokazuje wrażliwość i odwagę ujawnienia się.   Twoje słowa przypominają, że można być nieodspajalnym  (ładny neologizm) prawdziwym i trwałym. Ta pokora nie umniejsza, lecz dodaje blasku.      
    • @UtratabezStraty Nie chcę tłumaczyć wiersza, bo wtedy zamykam drzwi do innych pokoi czy światów. Czasem czytelnik zobaczy więcej niż autor - i to też jest fascynujące, szczególnie w poezji.
    • Skoro tak twierdzisz...  Pozdrawiam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...