Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

   - Teraz kolej na was - Jezus zwrócił się do marynarzy w moment po tym, jak kraken uwolnił czwartego oficera ze swojego uścisku. Który, paradoksalnie, nie mógł teraz złapać oddechu, chociaż jeszcze kilka chwil temu, znajdując się w głębinie, oddychał całkiem swobodnie. 

   Stwórca żywiołów szedł wokół unoszących się na powierzchni oceanu rozbitków, przechodząc nad falami tak, jakby przekraczał kałuże lub wyboistości drogi lub ścieżki. Zatrzymując się co dłuższą albo co krótszą chwilę i spoglądając bacznie na ich oblicza. Z których zniknęła pewność siebie, zastąpiona przez strach i niepewność o życie. 

   - To naturalne, że się boicie - przemówił, obszedłszy całą grupę. - Chociaż jestem przeciwny lękowi jako negatywnej emocji, ponieważ zazwyczaj prowadzi on do złych myśli i do złych decyzji. Ale czasem, jak to wkrótce się okaże, prowadzi do pozytywnych. Patrząc od mojej strony: sam go stworzyłem.  Bywa jednak dobrym nauczycielem, jak w przypadku tego oto waszego towarzysza - wskazał oficera, który z wolna dochodził do siebie. - Tak, myśli pełne strachu prowadzą cię we właściwą stronę. Doskonale. Wiesz, jaka jest alternatywa - tu Jezus przykucnął, przybliżając dłoń do falującej łagodnie toni. Natychmiast wynurzyła się z niej szarozielona macka; Jezus pogłaskał ją niczym koci grzbiet, a wtedy spod wody dał się słyszeć przejmujący, niski pomruk. Trwał kilka długich minut, raz cichnąc, to znowuż przybierając na intensywności - tak przynajmniej wydało się słyszącym go marynarzom. Gdy ścichł zupełnie, wzbudzone przerażenie wzmocnił trzask. Znany już czwartemu oficerowi. Tym razem wywołaną przezeń wibrację dane było odczuć wszystkim. Zbiegiem okoliczności marynarze i pozostali oficerowie spojrzeli na dopiero co uwolnionego.

   - Tak, wasz towarzysz zobaczył to, co miał zobaczyć i to odczuł, co odczuć miał - Jezus wskazał go dydaktycznie. - Może teraz wam opowiedzieć i jestem pewien, że opowie. I to barwnie opowie - dodał zachęcająco, czytając jego myśli. - Niektórym z was spodoba się jego opowieść, niektórym spodoba się mniej. Na przykład tobie - Chodzący Po Wodzie przeszedł do, nazwijmy go w ten sposób, indywidualnego toku nauczania. 

   - Na przykład tobie - zatknął dłonie za pas, co marynarzowi, na którego spoglądał, natychmiast skojarzyło się to z jego ulubionym gestem wkładania rąk do kieszeni. - Czynisz ten gest - kontynuował - z obojętną miną. Obrażając towarzyszy na pokładzie i prowokując burdy w tawernach i karczmach. Tak, lubisz to. Wiem. Może ci się przestać wydawać, że ukryjesz przede mną swoje myśli. Z podobną miną, tylko jeszcze bardziej pogardliwą, krzywdzisz kobiety w zamtuzach. Wybierasz co młodsze nie tylko z oczywistych względów. Również dlatego, by mniej płacić i aby łatwiej poddawały się twojej woli. Z tymi starszymi, bardziej doświadczonymi, szło ci trudniej. Dlatego ich unikasz. Mówiąc bezpośrednio: cwaniak z ciebie. Mało tego, zasługujesz na inne epitety. Emocje, którymi obdarzają cię towarzysze, są w pełni zasłużone. Spójrz dokoła. - Marynarz w odpowiedzi spróbował zrobić wściekłą i zaciętą minę. Nie udało mu się.

   - Trzymaj wzrok opuszczony. Właśnie tak - powiedział Jezus, gdy pouczany majtek zobaczył wokół siebie tylko niechętne miny, zarówno u współmarynarzy, jak i u przełożonych. Nikt cię nie lubi. Ani towarzysze, ani dowódcy. To wyłącznie twoja własna zasługa, bowiem postępujesz w myśl zasady: "Słuchaj gniewu swego". I w myśl przekonania, że jako mężczyzna jesteś istotą wyższą i lepszą od kobiety. Zaraz więc przekonasz się, że jest inaczej. Bo tak się składa - tu Przemawiający znów nachylił się ku powierzchni oceanu - że ta ośmiornica jest płci żeńskiej. To kobieta, chociaż ty powiedziałbyś "samica". Albo "klacz". I to w najlepszym razie, bo twoje podejście do kobiet jest pełne pogardy i wyższości. Szowinistyczne, łagodnie rzecz ujmując. Przekonasz-się-więc - tu Jezus zaczął mówić powoli, podczas gdy posłuszne Mai stworzenie równie wolno wynurzało z wody jedno z ramion, kołysząc nim za i nad coraz bardziej przerażonym rozbitkiem  - co potrafi kobieta, gdy jest tak jak ty pełna gniewu, a w dodatku silniejsza od ciebie. 

   Ośmiornica oparła czubek macki na głowie marynarza i nacisnąwszy, błyskawicznie wepchnęła oniemiałego pod powierzchnię wody.

Cdn.

 

   Voorhout, 07.08.2022

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zastanawiam się, jaki sens trudzić się pisaniem długich opowiadań, skoro budzą tak niewiele reakcji.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Publikować tutaj prozę to tak samo co pisać do szuflady: darmowe archiwum, do którego nikt oprócz cybernetycznych pająków nie zagląda.

 

Pozdrawiam.

Opublikowano

@Somalija

   Nie masz. Przecież wiesz, że chciałem oddać totalnie egoistyczną samczość owego marynarza. I jak widzę, udało mi się. Skoro Ty, kobieta i czytelnk mojej powieści, reagujesz w powyższy sposób. 

   Uwierz, że w tym bohaterze nie ma nic z Autora

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

   Dziękuję za obecność i czytanie .

 

   Serdeczne pozdrowienia. 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @EsKalisia Też tak mam - jak jest lato, chcę zimy i odwrotnie, jak zjem coś słodkiego, muszę kwaśne albo słone - trudno za sobą samą nadążyć :)
    • @andrew Ta scena na Kołobrzeskiej plaży – zimna, pusta, cicha – jest idealnym tłem dla tego momentu, gdy świat jeszcze nie ruszył, a ty możesz "zatrzymać myśli na wczoraj". Podoba mi się antropomorfizacja słońca, które "zastanawia się, czy warto wstawać" – to zabawne i czułe zarazem. A na zakończenie możesz wyciągnąć atu i zacząć dzień po swojemu. Spokojny, łagodny wiersz. Jak ten poranek. :)
    • Wiersz, który dotyka uniwersalnego doświadczenia wojny, jej wpływu na psychikę ludzką i nieusuwalnych śladów, jakie pozostawia.
    • Tam, gdzie fale Bałtyku biją o piaszczysty brzeg, a wiatr szumi w starych kniejach, żył niegdyś dumny lud Prusów. Choć mieczem i ogniem narzucono im władzę Zakonu Krzyżackiego, w sercach wciąż pozostawali wierni dawnym panom: Słońcu, Księżycowi i Ziemi. Najświętszym miejscem pruskich plemion, ukrytym przed wzrokiem najeźdźców, była świątynia w Romowe. To tam, w cieniu wiekowych drzew, rezydowali potężni bracia: Perkun – władca gromów i Ugnis – pan świętego ognia.   Pewnego dnia bogowie ci, chcąc sprawdzić wierność swego ludu, przybrali postać zwykłych wędrowców. Przemierzali pruskie ostępy, zaglądając do wiosek i świętych gajów. Perkun kroczył z podniesionym czołem i uśmiechem, widząc, że wiara przodków wciąż tli się w sercach ludu mimo krzyżackiego panowania. Ugnis jednak chmurzył się z każdym krokiem. Jego bystre oko dostrzegło, że w wielu gajach święte ogniska przygasły, a opieka nad żywiołem ognia zeszła na dalszy plan. W sercu boga zaczęła kiełkować zazdrość i uraza.   Tymczasem na ziemiach tych pojawił się nowy cień – komtur krzyżacki Mirabilis. Podstępny ten rycerz, władający z drewnianego zamku Lenceberg nad Zalewem Wiślanym, uknuł plan okrutny i krwawy. Rozesłał posłańców do najznamienitszych pruskich rodów, zapraszając wodzów i starszyznę na wielką ucztę. Obiecywał pokój i braterstwo, a zwabieni wizją końca walk, Prusowie przybyli tłumnie, nie przeczuwając zdrady.   Stoły ugięły się od jadła i napitków, a gwar rozmów wypełnił salę biesiadną. Lecz gdy uczta dobiegała końca, a umysły gości były już mętne od miodu i wina, Mirabilis wraz ze swoją świtą chyłkiem opuścił komnatę. Na jego znak ciężkie wrota zatrzasnęły się z hukiem, a rygle opadły. Po chwili pod drewniane ściany podłożono ogień. Gdy pierwsze płomienie zaczęły lizać ściany, a dym gryźć w oczy, Prusowie zrozumieli, że znaleźli się w śmiertelnej pułapce. W obliczu straszliwej śmierci, ich głosy zlały się w jeden potężny krzyk rozpaczy. Wznosili modły do potężnego Perkuna, błagając go o ratunek przed żarem, który trawił ich ciała.   Perkun, będąc wciąż w pobliżu, usłyszał wołanie swego ludu. Jego serce ścisnęło się z żalu, lecz nie miał władzy nad płomieniami. Zwrócił się więc do towarzysza: — Bracie Ugnisie! Powstrzymaj żarłoczne języki! Nie pozwól, by ten zdradziecki ogień strawił naszych wiernych! Lecz Ugnis, pamiętając zaniedbane paleniska w świętych gajach i słysząc, że konający wzywają tylko imienia Perkuna, odwrócił wzrok. Zazdrość o sławę brata, którą ten cieszył się nawet wśród dalekich Słowian, zaślepiła go. — Nie do mnie wołają, więc nie ja im pomogę — rzekł chłodno, pozwalając, by pożoga dokończyła dzieła zniszczenia.   Widząc nieugiętość brata, Perkun podjął błyskawiczną decyzję. Nie mógł ocalić ciał, które zamieniały się w popiół, lecz mógł ocalić to, co najcenniejsze. Zanim ostatnie tchnienie uszło z piersi Prusów, bóg gromu chwycił ich dusze i przeniósł je w pobliskie, potężne dęby. Drzewa, przyjmując w siebie cierpienie płonących ludzi, w jednej chwili zmieniły swój kształt. Ich pnie powykręcały się w agonii, a konary skurczyły, przypominając ramiona wzniesione w błagalnym geście.   Od tamtego strasznego dnia, żaden Prus nie ważył się podnieść siekiery na te sękate dęby. Wierzono, że drzewa te czują ból tak samo jak ludzie, a w ich wnętrzu wciąż żyją zaklęci przodkowie. Zniszczenie takiego dębu skazałoby duszę na wieczną, mściwą tułaczkę po świecie. I choć minęły wieki, a po zamku Lenceberg nie został nawet kamień, gdzieniegdzie na dawnych pruskich ziemiach wciąż stoją samotne, powykręcane dęby. Mają już ponad tysiąc lat i wciąż szumią dawną pieśń. Gdy mijasz takie drzewo, wstrzymaj krok i pochyl czoło. Pamiętaj, że nie są one naszą własnością. Należą wciąż do dusz, które przetrwały ogień zdrady.  
    • @Omagamoga czasami to świat jeździ nim popychany ręką depotów po piaskownicy.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...