Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wszedł do gabinetu stomatologa. Dziarskim krokiem podszedł do fotela i bez zaproszenia rozparł się na nim jak na leżance w tajskim gabinecie masażu. Wiedział co go czeka lecz nie myślał o tym. Głowę miał zaprzątniętą planami, które niczym wybrukowana granitowymi kamieniami aleja miały mu utorować drogę do sławy.
- To co zawsze ? - zapytała dentystka, uśmiechając się życzliwie.
- Tak , to co zawsze, rwanie borowanie, i myślenie o seksie, które pozwala odwrócić uwagę od bólu - odpowiedział korzystając ze swojego nad wyraz dobrego humoru. Dentystka kazała mu otworzyć usta co też posłusznie uczynił i tak jak zapowiedział oddalił się myślami do swej krainy wyobraźni. Pani doktor zajrzała w głąb jego jamy ustnej i eksplorowała w niej niczym grotołaz w poszukiwaniu minerałów. Po chwili przerwała badanie odłożyła na miejsce narzędzia pracy i spokojnym głosem powiedziała.
- Coś panu tam rośnie.
- Coś? Trzecia ręka... może i by się przydała - powiedział Zygmunt najwyraźniej zadowolony ze swojego dowcipu. Lekarka uśmiechnęła się delikatnie lecz zaraz potem dodała poważnym tonem;
- To coś ma swój system ochronny i żywi się pańskim organizmem.
- Jak to? Wyzyskuje mnie... pasożyt kapitalista!!!
- Dokładnie - powiedziała dentystka, której było daleko do żartów - Trzeba to wyciąć i zbadać jak najszybciej czy przypadkiem...
- Nie ma przerzutów - przerwał jej w pół zdania Zygmunt.
- Tak - powiedziała zdecydowanie - Dam panu skierowanie do chirurga. Proszę to zrobić jak najszybciej.
- Więc na dziś to już wszystko? Żadnego borowania, ściągania kamienia i całej masy zabiegów, które sprawiają mi taką rozkosz.
- Tak na dziś to wszystko - rzekła archanielica w białym kitlu krzywiąc twarz w grymasie
naśladującym uśmiech. Zygmunt wziął od niej świstek papieru bezmyślnie się jemu przyglądając. Skiną głową na do widzenia i opuścił gabinet.
Wyszedł nieco mniej pewnie jak wszedł. Wiedział że ma jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia. Musiał spotkać się z klientem w sprawie mieszkania, które właśnie udało mu się sprzedać. Zygmunt był agentem nieruchomości i wiodło mu się całkiem nieźle. Miał oprócz tego jeszcze jedną pasję, śpiewanie. A ponieważ rynek gwiazd rockowych był wypełniony po brzegi zostało mu już tylko amatorstwo. Występował na różnego rodzaju przyjęciach, spotkaniach, rautach ubarwiając swoją osobą zblazowane towarzysko klimaty. Uskrzydlony optymizmem sprawiał wrażenie człowieka, przed którym ocean może się rozstąpić byle tylko on mógł dojść do swojego celu a jego młodzieńczy zapał był motorem samonapędzającej się maszyny, która nigdy nie ustawała w biegu.
Jednak tym razem, myśl o tym co usłyszał kazała mu się na chwilę zatrzymać. Jak to jest możliwe?. Coś w nim rosło, tak jak rośnie kwiat, albo pęcznieje ciasto w piecu, albo tak jak się rozwija płód. Ale to nie była żadna z tych rzeczy, a myślenie o tym że może to być to czego się wszyscy boją i co często uważają za wyrok śmierci, wymiatał wiązką pozytywnego myślenia, powtarzając sobie ;"przecież tyle jeszcze mam do zrobienia."
Spróbował podejść do tego naukowo. Stworzył więc w wyobraźni obraz małej kulki, która gdzieś tam pod zębem znalazła sobie miejsce i teraz spija z niego energię. Przypomniał sobie słowo pasożyt. A zatem coś, co żyje kosztem innych i nie przynosi nikomu żadnego pożytku. Chwast niszczący zdrowe i dorodne ziarna. Szkodnik, szydzący sobie z wysiłku i trudu jakiego inni dokonali w imię dobra, piękna i prawdy. "Zło zduszone w zarodku nigdy nie zatriumfuje" przypomniał sobie cytat z chińskiej księgi i-cing. Musi się tego pozbyć. Co do tego nie ma dwóch zdań. Wyrżnąć, wyciąć, wyrzucić i zapomnieć. Tylko czy to coś zmieni? Przecież raz puszczone w ruch koło zdarzeń będzie nieuchronnie produkować następne. Tajemnicze źródło wszechrzeczy, które unaocznia teorię wiecznych powrotów, przynosi życie a także hoduje w sobie kiełek śmierci. Zygmunt poczuł że ten ciąg rozumowania zastawia na niego pułapkę. Postanowił więc podejść do tego analitycznie i na chłopski rozum tłumaczyć, że prędzej czy później wszystko da o sobie znać w jakiejkolwiek postaci . Każda najdrobniejsza komórka materii, która ukształtowała się w trwającym miliardy lat procesie ewolucji ucieleśnia się być może tylko po to by przypomnieć nam o przemijaniu. Nietrwałość jest zatem wpisana zarówno w jego los i jak i w to zagadkowe coś, co zawładnęło jego istotą. Pomyślał, że może to jakieś fatum daje mu o sobie znać. Mruga do niego porozumiewawczo okiem, jakby wołało, spójrz, zobacz mnie, jestem. Ale on uparcie i kurczowo trzymając się właściwego tylko jemu poglądowi na świat odmawiał mu realności nazywając to projekcją, wytworem wyobraźni, nic nie znaczącą fantazją. Tak, teraz zrozumiał , że tylko rozpoznając to i nadając temu właściwy wyraz, odpowiednią formę, nauczy się nad tym panować i stanie się panem samego siebie, swoją praprzyczyną.
"A zatem cóż mogę zrobić"- pomyślał i była to myśl z tych prostujących plecy, po których wyostrza nam się spojrzenie. "Co ma być to będzie " - zawtórował swemu przeznaczeniu i wszedł na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Rozpędzone BMW z przyciemnionymi szybami zaczęło gwałtownie hamować. Oczy przypadkowych przechodniów niczym reflektory zogniskowały się w jednym punkcie czasu. Zygmunt odwrócił głowę w stronę zbliżającego się doń przeznaczenia i zobaczył przerażone spojrzenie kierowcy, który tak jak on nic już nie mógł zrobić. Nadciągajca niczym tsunami masa czarnej stali uderzyła go w kolana. Upadł uderzając głową o asfalt. Grupa spacerujących gołębi słysząc głuche tąpniecie zerwała się z chodnika. Kierowca błyskawicznie wyskoczył z samochodu i podbiegł do Zygmunta. Z ust ciekła mu stróżka wiśniowego koloru krwi. Przypadkowa dziewczyna żując bezmyślnie hot-doga przypatrywała się zdarzeniu w somnambulicznym transie.
- Niech ktoś wezwie karetkę - odezwała się jakaś kobieta z tłumu. Ktoś wyciągnął aparat i zaczął robić zdjęcia. Głośne klaksony przypomniały nagle że wszystkim się śpieszy. Dał się słyszeć dźwięk ruszającego z przystanku tramwaju. Miasto pulsowało swym codziennym rytmem.

Opublikowano

Dla mnie to i na "Co ma być to będzie" mogłoby się skończyć. Dziewczyna, gołębie, też dobry obrazek. Trochę się zaplątałam, ale chcę powiedzieć, że to świetny tekst, nawet bez tragicznego zakończenia. Bardzo mi się podobał (i nie na zasadzie jak Kuba Bogu...)
Świąteczne pozdrowienia

  • 2 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Gosława Jest w tym wierszu autentyczność, szorstkość i piękno. Super.
    • Nie spodziewała się. Nie spodziewała się, i to absolutnie całkowicie - bądź też całkowicie absolutnie - że jej uczucie do niego przetrwa. Pomimo tego, że do chwili, kiedy zyskała pewność odnośnie do swoich doń uczuć, upłynął już długi czas - ponad rok. Ponad dwanaście miesięcy od chwili, kiedy nie dotrzymała danego mu słowa i znikła bez wyjaśnienia - zamiast przyjechać tak, jak obiecała.    Myślała o nim przez cały ten czas, to prawda. I było jej głupio przed samą sobą z powodu wtedy podjętej pod wpływem chwilowego impulsu decyzji. Było głupio nawet pomimo faktu, że przeżyta po aktórych krajach południowo-wschodniej i zachodniej Europy, a dokładniej po Grecji, Holandii, Słowenii, Albanii oraz Włoszech, w jaką wybrała się za namową bliskiej koleżanki i wraz z nią, była ekscytująca.  Chociaż zarazem fizycznie wyczerpująca - szczególnie na Rodos i w Atenach - przy sześciodniowym tygodniu pracy w tamtejszym upale, a jeszcze bardziej przy wylewnej emocjonalności mieszkańców.     - Od wspólnych z nim chwil - pomyślała po raz kolejny, słysząc znów po raz kolejny i znów od wspólnych znajomych - minął już tak długi czas. To naprawdę ponad rok, określiła trzema słowami tę kilkunastomiesieczną prawdę. Może przyjdzie, skoro dowiedział się, że wróciłam do pracy do miejsca, w którym poznaliśmy się, zamienić chociaż kilka słów. Chociaż przywitać się. Chociaż spojrzeć. Chciałabym - nie, nie chciałabym: chcę - go zobaczyć. Chcę usłyszeć. Chcę ujrzeć w jego oczach te chęci i te zamiary, o których wtedy zapewniał. Chcę usłyszeć w jego głosie te uczucia, które wtedy poczułam. I przed którymi...     - Wybaczysz mi? - pomyślałam po raz następny, nadal przepełniona wątpliwościami. - Nie wiem, czy ja sama wybaczyłabym ci, gdybyś to ty mnie zostawił.     Przyszedł.     - Chodź, poprzeszkadzam ci w pracy - powiedział jakby nigdy nic, z tym swoim - ale już nie takim samym - lekkim uśmiechem. Serce zabiło mi dwuznacznie. Z jednej strony radośnie na jego widok, z drugiej aspokojnie na widok tego, że uśmiecha się inaczej niż wtedy. Aspokojnie na tak właśnie odczutą świadomość, że on jest już innym człowiekiem. Że zmienił się, podobnie jak ja.     - Dajcie nam trochę czasu - zakończyłam swoją opowieść szefowej prośbą o dodatkową przerwę. - Odlicz mi ją - poprosiłam wiedząc doskonale, że to zrobi.     Usiedliśmy.     - Chcesz wrócić? - zaczął bez ogródek. - Jeśli tak, to pamiętaj: jeden błąd i po nas - nacisnął mnie spojrzeniem i tonem. Udałam całkowity spokój.     - Pozwól, że opowiem ci, co wydarzyło się u mnie przez ten czas - włożyłam awidocznie wysiłek, aby mój głos zabrzmiał swobodnie. I pierwsze, i drugie udanie wyszło mi łatwiej, niż sądziłam.     - Jestem już inną dziewczyną niż wtedy - uznałam wewnętrznie. - Na pewno mnie chcesz? - spytałam go niemo kolejnym spojrzeniem.     - Kontynuuj opowieść - poprosił, dodawszy "proszę" po krótkim odstępie. Poczułam, że celowo.     Opowiadałam, a on słuchał.    -  Muszę to wszystko poukładać - powiedziałam na zakończenie. - Sam teraz już wiesz, że to skomplikowane.     - Pomogę ci we wszystkim, w czym tylko będę mógł - obiecał.     Spojrzałam na niego, uśmiechając się. Do niego i do swoich uczuć.    - Bardzo cię lubię - zapewniłam go. - Ale małymi kroczkami będzie najlepiej...               *     *     *      Dwa dni później przysłał mi zdjęcie białego anturium w doniczce.      Gdańsk - Warszawa, 25. Października 2025   
    • @Gosława dodam jeszcze, i w taki elektryzujący pierwiastek, kobiecy :))))) 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Dekaos Dondi ...przeczyć nie trzeba, gdyż jako drewno, cal za calem, stanie się wkrótce w piecu opałem.   Pozdrawiam z uśmiechem 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...