Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zapisałem się na śmierć


Leszczym

Rekomendowane odpowiedzi

Witaj Leszczym. 


No to jak tak bardziej poważnie;)

Zacznę od tego, że nie rozumiem wyboru działu, ale to najmniejszy problem, nie muszę. 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

W tym miejscu zamieniłabym szyk. Rozumieć rzeczy brzmi bardziej naturalnie.

 

Znowuż w wersie powyżej jakoś nie za bardzo pasuje mi skarb w kontekście do sumienia, bo kojarzy się z bogactwem, a jak mniemam nie chodzi tutaj o bogactwo takie namacalne, materialne, prędzej o bogactwo duszy. Można i tak, ale mnie nie przekonuje, bo jeśli myśleć w tym kierunku, to znowu górę bierze różnorodność duszy w kontekście tego bogactwa;) Bardziej właściwe wydaje mi się użycie słowa sens, brzmi głębiej i idealnie komponuje się z tymi nierozumianymi rzeczami. No chyba że faktycznie traktujemy tekst w kategoriach humoru. Ja z kolei widzę go bardziej na poważnie, bo dla mnie to taki rozliczeniowy wiersz. Chociaż może faktycznie powinnam go potraktować pół żartem, pół serio:) Ale imho ten sens wpisuje się nawet w ten humor, trochę go ugładza. Co by nie mówić zatrzymał mnie Twój wiersz, dlatego sobie pozwoliłam. Pozdrawiam.  

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Pi_ wiesz dzięki, wacham się z tym sensem / skarbem. Ostatnia fraza w tym wierszu jest najmniej prawdziwa - bo i ja tutaj widzę trochę sensu, a są rzeczy, które u mnie prywatnie są mam nadzieję sensowne... pomyślę jeszcze i całkiem możliwe że wrócę do słowa skarb. Dziękuję pięknie za sensowną opinię;)) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

I to jest fragment, który autorka mogła sobie darować. 

 

Mogę zapytać Pi do kogo pijesz? 

Chociaż, to raczej widać słychać i czuć.

 

Jestem bardzo, ale to bardzo zniesmaczona Twoim komentarzem i to z dwóch powodów.
Po pierwsze: obraziłaś mnie, bo nigdy, nigdzie się za mądrzejszą nie uważałam, i nie uważam, nie mam też manii wywyższania się, więc taka uwaga wycelowana we mnie, zupełnie bezpodstawnie, po prostu mnie uraziła. Mało tego, nigdy nic nikomu nie każę, piszę o własnych odczuciach jak jak bym to, czy tamto napisała, czy też, jak ja to widzę. Jest to forma wskazówki, sugestii, wymiany zdań etc..

Po to publikujemy wiersze na forum, żeby o nich rozmawiać.
Do autora należy ostateczna decyzja i to autor decyduje co dalej, albo, czy jakieś dalej w ogóle będzie. On najlepiej wie, co chciał napisać i czy przyjąć czyjś punkt widzenia i uznać go za słuszny, czy nie. 

 

Po drugie: to co zrobiłaś jest zwykłym robieniem autorowi wody z mózgu, co naprawdę nie jest w porządku. 
Skoro autor pisze:

 oznacza komentarz jako pomocny, to ja rozumiem, że sprawa jest jasna, że przemyślał uwagi. Przecież tu nikt nikogo nie pogania, ani też nie każe czegoś na siłę poprawiać. Autor zgodził się z poglądem komentującego, temat zamknięty. 

 

I co się dzieje? 

 

Nagle przychodzi drugi komentujący, pisze jak on to widzi

(i tu jest jeszcze wszystko ok) do momentu, dopóki nie zaczyna "wiercić autorowi dziury", że za szybko zmienił, że niepotrzebnie, a kim ktoś jest żeby wiedzieć co on chciał napisać itd 

A Ty jesteś z wewnątrz Pi?

W ogóle to chyba czegoś nie rozumiesz.

 

Wiesz Gelssi, jesteś inteligentną osobą, tym bardziej się dziwię, bo takie zachowanie jest zwyczajnym manipulowaniem. Zwłaszcza, kiedy sama widzisz, że autor, "co rusz" zmienia zdanie (z całym szacunkiem i sympatią do autora) czyli sam do końca nie jest pewny swojego tekstu, bądź tego czy wyraził się właściwie.
Nie jest to smaczne co zrobiłaś, ale mniejsza z tym.


Z tego wynika, że wszelkie opinie, sugestie, wskazówki, komentarze

(oczywiście oprócz tych ładnych) próby polemizowania z tekstem, autorem są po prostu bez sensu. Po co się produkować, chcieć coś, skoro tak to jest odbierane.

I niektórzy się potem dziwią dlaczego wśród nas są osoby, które się nie udzielają, unikają dialogów? Może po prostu, zwyczajnie nie czują się na siłach? Obawiają się, że zostaną wyśmiani, przegadani, a nie każdy potrafi się obronić.
   
Nie chcę więcej pisać pod wierszem autora i zostawiać tutaj nieprzyjemnego wrażenia, dlatego to mój jedyny wpis w temacie.

Nie mogłam tego obejść, bo takie zachowania bardzo mi się nie podobają.

Do ewentualnie dalszych, szerszych dyskusji, polecam się na pv. 

Z pozdrowieniem. 

 

A autora wiersza proszę o większą rozwagę;) 

Edytowane przez tetu (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@tetu Tetu dzięki, nie zrozum mnie tylko źle, że wziąłem pod uwagę opinię Pi, negując niejako Twoje zdanie;)) Rozwaga mi się przyda, a oba słowa uważam za właściwe. Na słowo skarb można bardzo różnie i bardzo metaforycznie patrzeć. Słowo również nawiązuje do moich ostatnich zajęć teatralnych, gdzie jedną ze scenek było poszukiwanie skarbu właśnie. Zestawienie z wersem o przestawaniu rozumienia rzeczy powstaje lekko paradoksalna całość, ale przecież życie jest pełne paradoksów i prawdę mówiąc nie ma w tym nic takiego dziwnego. Czasem też lubię zabawę słowem i zestawianie słów w sposób mniej oczywisty. Dlatego tak napisałem i pewnie dlatego znów zmieniłem to słowo. Ale. Ale słowo "sens" też się w tym tekście broni. Sens również można odbierać bardzo wieloznacznie i jest bardzo ładnym słowem. Dlatego też swojego czasu zmieniłem wiersz na sens, bo Twoja uwaga wydawała mi się zrozumiała i sensowna właśnie. W ogóle, co przyznaję, rozmawiamy nad najbardziej fałszywym wersem tego wiersza, bo zarówno skarbów (dowolne rozumienie) jak i sensu (wieloznaczne rozumienie) nawet przed horyzontem trochę jeszcze dostrzegam. Z drugiej strony obserwuję sporo braków sensu, a i w swoim życiu też szukam sensu, bo i zagubiony też się czasem czuję, czego generalnie nie ukrywam. Wszystkie te rozważania prowadzą mnie do wniosku, że właściwie nie wiem, czy mam napisać sens, czy skarb i chyba jednak zostanę przy słowie skarb, a uczynię tak do czasu gdy kiedyś, po dłuższym czasie do tego tekstu dojrzeję, bo już tak mam, że z perspektywy dłuższego czasu na pewne swoje sformułowania patrzę zupełnie inaczej, śmiejąc się zazwyczaj z siebie i własnych nieprzemyśleń:))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@error_erros Spoko To Twój odbiór. Jak przeczytałem całość, to wnętrze utworu wydało mi się, bardzo intymne, głębokie, poważne, a tytuł skojarzył mi się z jakimś nagłówkiem z brukowca (chociaż teraz tytuły, czy całe leady krzyczą już niemal wszędzie bija po oczach). Po prostu mi się to nie skleja w całość. 

Taki tytuł tak - ale przy innej treści. Może na jakiś wiec rozgrzanaych głów.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kałuże pośród bujnej i zielonej trawy zrodzone, Wielkie i głębokie niczym stawy, Różnią się od tych powstałych na drodze, Płytkich, cuchnących i szkaradnych,   Szczególnie te po kilkudniowych ulewach, Zrodzone w porosłych soczystą trawą rozległych zagłębieniach, Niczym wielkie wody lustra, Na tle zieleni tak piękne z daleka,   Gdy tych wielkich kałuży nieznaczna mętność, Kontrastuje z traw wysokich bujną zielenią, Szczególnie w samym środku lata, W którym miast słońca zagościła wielodniowa ulewa…   Wiele lat temu kilkudniowe ulewy, Zrodziły wielkie kałuże, Naokoło niewielkiego domku mej babci, Rozmiarami niewielkim stawom podobne,   Niewielki domek mojej babci, Otoczony naokoło wielkimi kałużami, Ostrym górskim powietrzem smaganymi, Pośród bujnej zieleni soczystej trawy zrodzonymi,   Zdawał się odmalowywać obraz surrealistyczny, Majakom sennym wyłącznie właściwy, A mimo to niesamowicie piękny, Swym pięknem do głębi wrażliwości przenikający…   Przebywając dnia tego w domku mojej babci, Będąc ogromnie ciekawym świata kilkulatkiem, Gdy podziwiałem z okna te wielkie kałuże, Zapragnąłem z bliska im się przyjrzeć,   Szczególnie jedna była szeroka, Iż cały domek by sobą objęła, Niczym całe babcine podwórko rozległa, Babcinemu podwórku powierzchnią dorównywała,   Celem zaspokojenia dziecięcej kilkulatka ciekawości, Powziąłem zamiar kałużo-znawczej wycieczki, Niezwykle poważnej naukowej ekspedycji, Dla brzdąca jakże bogatej w poznawcze walory…   Zabrałem z sobą na wycieczkę nietypowego towarzysza, Jakim była mała plastikowa figurka, Niewiele większa od mej dłoni palca, A była to figurka przedstawiająca Sindbada żeglarza.   Ten mały bohater wykonany z gumy, Nie bał się nawet najstraszliwszej przygody, Na dnie mojej kieszeni schowany, W mej wyobraźni również wielkich kałuży ciekawy.   Pomiędzy wielkimi kałużami spacerując, Zroszone mżawką wielkie lustra wody podziwiając, Malutką figurkę w swych rączkach obracając, Swą dziecięcą ciekawość świata zarazem rozbudzając,   W swej dziecięcej wyobraźni skrycie marzyłem, By samemu stać się Sindbadem żeglarzem, Pożeglować przez tę wielką kałużę, Niczym przez wzburzone pełne niebezpieczeństw morze,   Wyobraźnia małego dziecka, Ostrym górskim powietrzem rozbudzona, Hen, za dalekie morza powędrowała, Gdzie czekała na zuchwalców wielka przygoda,   Gdy tak pośród soczystej trawy spacerując, Bujnej wyobraźni ponieść się pozwalając, Wizję swych dalekomorskich przygód snując, O całym świecie naokoło zapominając,   Przemoczywszy w mokrej trawie letnie buty, Niechętnie postanowiłem wrócić na babcine podwórze, Figurkę Sindbada mimowolnie wsuwając do kieszeni, Zapomniałem iż kryła na dnie dziurę,   Sam nie pamiętam gdzie i kiedy zgubiłem, Tę Sindbada żeglarza malutką figurkę, Gdy pochłonięty popołudniowym, letnim spacerem, Zapomniałem sprawdzić przed powrotem kurtki kieszenie,   Zajęty w zupełności smacznym obiadem, Siedząc na taborecie w kuchni babcinej, Zapomniałem całkiem o maleńkim Sindbadzie, Dopiero po czasie orientując się o zgubie,   Zajęty dnia codziennego dziecięcymi sprawami, Nie zaprzątałem swej głowy zgubionymi zabawkami, Goniąc wciąż za nowymi przygodami, By utkać swe dzieciństwo bezcennymi wspomnieniami…   I został zapewne gdzieś w wysokiej trawie, Niedaleko tej wielkiej kałuży rozległej, Gdy o poniesionej, niepowetowanej stracie, Zorientowałem się dopiero po moim wyjeździe…   Dzisiaj dopiero wieczorem w fotelu siedząc, Trzydziestkę na karku niestety już mając, W przygodach Sindbada żeglarza się  rozczytując, Bezcennym wspomnieniom z dzieciństwa zarazem się oddając,   W całej swojej żałosnej naiwności, Nieprzystojącej mojemu poważnemu wiekowi, Oddaję się na powrót marzeniom dziecinnym, Których powstydziliby się nawet dumni ,,pierwszoklasiści”.   I kiedy tamto bezcenne wspomnienie, Powróciło do mnie z wieczornego wiatru powiewem, Powracam myślami ku malutkiej figurce, Zgubionej niegdyś w wysokiej zielonej trawie…   I naiwnie marzę, Że może mój tamtej wycieczki towarzysz, Pośród wysokiej zielonej trawy, Wyruszył na spotkanie swej wielkiej przygody,   Może kiedyś na słoika zakrętce, Przepłynął całą tę wielką kałużę, Niczym na wielkim, potężnym okręcie, Wzburzone rozległe morze,   Zapewne spotkawszy na swej drodze, Wielką i paskudną skrzeczącą ropuchę, Uskoczył zaraz w bok w wysoką trawę, By nie pomyliła go z małym owadem,   A może i znalazł między wysoką trawą, Błyszczącą monetę dwuzłotową, Która odtąd była jego tarczą, Niczym perski kałkan okrągłą,   A może z porzuconej w trawie wykałaczki, Przysposobił sobie ostrą włócznię, U boku z którą stawał w szranki, Goniąc czmychającą przed nim przygodę,   Może niejednego pięknego motyla, Bez trwogi z jadowitym wrogiem w szranki stając, Oswobodził z sieci szkaradnego pająka, Ostrą włócznię między odnóża bestii wbijając,   Żegnającego się z życiem owada uwalniając, Pięknoskrzydłego ku błękitnemu niebu wypuszczając, Głowy w tamtą stronę nawet nie odwracając, Za nową przygodą bezzwłocznie goniąc…   Zapewne znalazłszy opuszczoną wielką skorupę ślimaka, Zamierzył z niej skonstruować dwukołowy rydwan, Umocowawszy na osi z krawieckiej igły koła, Z sklejonych żywicą sosen kapsli po butelkach,   A zaprzągłszy go w cztery rzędy polnych świerszczy, Pędził nim dumny pośród wiejskich bezdroży, Niczym niegdyś waleczni wojowie celtyccy, Na spotkanie kolejnej wielkiej przygody,   Nacierając nim w pędzie szaleńczym, Na skupiska polnych chrabąszczy, Kryjących się pośród soczystej trawy, W dogodnym szyku obronnym,   Niczym nieustraszeni celtyccy jeźdźcy, Rozbijający przed wiekami kolumny rzymskich żołnierzy, Pędząc rozbił wielkie skupisko chrabąszczy, Potęgą swego uderzenia rozsypując ich szyki…   Być może nocą przy pełni księżyca, Zakradł się niepostrzeżenie do wiejskiego kurnika, By maleńkie puszyste kurczątka, Ocalić przed apetytem łakomego lisa,   By skradającemu się nocą lisowi, Pokrzyżować jego chytre plany, By ostrymi zębami nie ukrzywdził, Maleńkich kurczaczków bezbronnych,   Pośród wrzaskliwego przerażonych kur hałasu, Zastąpił dziarsko drogę lisowi nieustępliwemu, W lisich ślepi złowieszczym blasku, Nie zawahawszy się dokonać bohaterskiego czynu,   Odważnie stanął w obronie bezradnych kurcząt, Przed ociekającą śliną srogiego lisa paszczą, Atakując go zawzięcie zaostrzoną wykałaczką, Niczym najprawdziwszą średniowieczną włócznią,   Niczym niegdyś z ziejącymi ogniem smokami rycerze, Stanął mężnie do walki z rudym lisem, Wykałaczką zaostrzoną przebijając mu podniebienie, W zapamiętałej walki ferworze,   Pokonanego zmuszając do ustąpienia, Ku rozległym polom zroszonym blaskiem księżyca, Opuszczenia ze wstydem drewnianego kurnika, Goryczy wstydliwej porażki przełknięcia…   Może na swych maleńkich nóżkach, Przemierzył okoliczne rozległe podwórza, Gdzie głowę jego skryła wysoka trawa, Niewidocznym go czyniąc dla ludzkiego oka,   Może udał się ku pobliskim rzekom, Naprzeciw nieznanym przygodom, Oddając swój podziw słońca wschodom i zachodom, Ku nowym wyzwaniom codziennie się budząc,   Może i popłynął z prądem najbliższej rzeki, Choćby na łupinie zwykłego orzecha, Choćby i na sam koniec świata, Zabierając z sobą na zawsze moje wspomnienia…   Kiedy ostatnia strona baśni została przewrócona, Rozbudziła z dzieciństwa rzewne wspomnienie, Tej maleńkiej figurki Sindbada, Która kiedyś zaginęła pośród szczęśliwego dzieciństwa,   Oddając się temu jednemu z dzieciństwa wspomnieniu, Pośród przyjemnego letniego wieczoru, Wierzyłem iż zaznał równie wspaniałych przygód, Co niegdyś jego literacki pierwowzór…   I kiedyś opowiedział swe liczne przygody, Letniego wiatru powiewowi, By dotarły także i do uszu moich, Z lekkim wietrzykiem wieczornym… -------------------------------------------------------------------- Opowiadanie to adresowane jest do młodego czytelnika i proszę by jako takie było oceniane.
    • matko moja pozwól mi odejść nie trzymaj przy sobie puść mnie daj odejść to trudne wiem ale nie tak bardzo jak dla mnie chce już iść chce już odejść
    • Mania nada; kata zaraza taka dana i nam.  
    • @Somalija jakbyś była zakochana, Aga...
    • @FaLcorN No bo nie o puentę tu chodziło a o przypowieść. Taka legenda a la Tolkien. @Jacek_Suchowicz Dziękuję @Bożena De-Tre @Kwiatuszek @Łukasz Jasiński Czytam akurat po raz kolejny "Władcę pierścieni". To mnie zainspirowało. Mam na warsztacie jeszcze dwa dalsze wiersze na ten temat. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...