Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

W ten czas na dole świąteczna krzątanina odbywała się bez liku, talerze dźwięczały, kolejne potrawy witały na stole i apetycznie parowały cząsteczkami zapachowymi, za oknem pociemniało na dobre.

Kamila, wieczny głodomór, nie mogła powstrzymać ślinotoku, ciągnęła za sobą po podłodze bardzo długie sznury śliny, gdziekolwiek tylko się udawała. Zygmunt zaproponował, że zadzwoni do kolegi dentysty Andrzeja i ten przywiezie ssawkę dentystyczną do odsysania śliny, ale stanęło na tym, że Aneta wręczyła córce miseczkę od moździerza, aby tam wydzielina z ust bezpiecznie skapywała. Moździerz był pod tym dachem bezużyteczny, więc nie szkoda go było nijak brudzić.

Natalia poniekąd się zregenerowała i zeszła na dół, gdy prawie wszystko było gotowe. Na arenę konsumpcyjną właśnie wkroczył kompot, przyniesiony przez podchmielonego już dość mocno wuja, choć subiektywnie był bardzo trzeźwy.

Dziewka zastała kuzynów Sieciecha i Jessikę oraz siostrę Kamilę przylepionych do szyby w salonie. Kamili oczywiście zwisała liana ze śliny do miseczki.

Natalia dojrzale wsparła ramiona na oparciu fotela, skrzyżowała nogi jak femme fatal.

– No i co wy tam bobaski – rzuciła przez salon do krewniaków – pierwszej gwiazdki wypatrujecie?

– Ćśś, Nats – zganiła Jessika. – Zaburzasz świąteczne pole.

– Patrzcie, jest – Kamila wypatrzyła jako pierwsza.

Pałka władzy wybitnie dobrze leżała tego roku w dłoniach Królowej Mrozu, bowiem dokładnie w Wigilię, dokładnie gdy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazda z nieba posypał się również pierwszy śnieg.

– Och, śnieg pada. Czysta radość – westchnęła Jess. – Jak dawno nie było śniegu na święta…

– To kwestia pałki władzy – sprecyzował Sieciech obcykany w obrządkach różnych kultur. Pokiwał głową z uznaniem. – Szacunek dla zimy, no i dla pałki. Zapowiada się im dobra współpraca w tym roku.

– Tak, Siecieszku – rzuciła Natalia. – Po świętach zapiszemy cię do psychiatry, już nie musisz nas o to na okrętkę prosić.

– Oj, Nati – odparł tylko – jak ty nie kminisz obrządkowości, to nie mam pytań.

Wreszcie uczta się zaczęła, wymogła to Kamila i to w dwojakiej manierze: po pierwsze błagalnymi strąkami śliny, a po drugie nagabywaniem, że tradycji musi stać się zadość, gdyż pierwsza gwiazda migoce, więc rychło w czas, aby do wieczerzy zasiadać.

 Potrawy jakoś szybko minęły, desery weszły na salony. Sieciech nie cierpiał kompotu i gdy tylko dzban znajdował się bliżej niego, dusił się na pokaz, aby przypomnieć krewnym, co by nie wlewali mu mętnej cieczy do szklanki, bo nie wiadomo, jakim atakiem może się to skończyć: szału czy paniki. Szklankę z bałwankiem wolał gorliwie zapełniać colą.

Natalia miała nieszczęście siedzieć naprzeciwko Kamili – Kamila co chwila brała dwie, trzy kostki czekolady i patrząc w oczy siostry, trzaskała czekoladą, szeroko otwierając memłające usta.

Dobrze wiedziała, że to wpienia Natalię, kakaowa miazga w paszczy siostry to nieapetyczny widok. Natalia odłożyła w pewnym momencie widelec i przestała jeść Stefankę. Napisała Kamili krótkiego SMS-a:

Zamykaj mordę, jeśli nie chcesz mieć wykrojonego kolana.

Kamila odczytała i kulturalnie zaśmiała się do siostry przez stół, zaraz po tym wzięła osiem kostek i wszystkie zgruchotała, mlaszcząc, pracując szczęką w zakresach maksymalnych i miło kierując oczy ku siostrzyczce.

Natalia miała dość, wzięła wielki nóż do krojenia ciasta i wpełzła pod stół.

– Mamo, tato! – Kamila krzyknęła. – Natalia weszła pod stół!

– Jezu, dziecko, czego ty tam szukasz – skarcił Tomek.

Natalia musiała zawrócić, tuż przed wbiciem ostrza w rzepkę siostry. Dyszała, zmęczona przeprawą pod sklepieniem stołu, rozpalona gniewem. Piorunowała spojrzeniem Kamilę i nie wypuszczała z dłoni noża trzymanego na sztorc.

Tak minął deserek, odbyły się rytualne szeleszczenia worami z prezentami. Po nacieszeniu zmysłu Thorina bogactwami materialnymi czwórka najmłodszych biesiadników udała się na spacer, co by chłonąć rzadkie ostatnimi czasy zjawisko pogodowe – opad śniegowy.

Śnieg na drodze pierdział pod stopami, gdy kierowali się naturalną ścieżką rowerową w stronę ławek leśnych pod daszkiem. Natalia zmarkotniała – jeśli opad się utrzyma, nici z jej rolkowych wypraw, nici z relaksu, rolkowe opony nie będą już nabrzmiałe, stracą na sprężystości, sflaczeją jak uszy goblina. Natychmiast jednak zadarła hardaszczo podbródek, patrzyła w niebo i mimo, że śnieżynki dokonywały abordażu oczu, ni w jedno mrugnięcie nimi nie poszła.

Nie dam się pokonać. Śnieg mnie nie powstrzyma. Będę jeździć choćby po ślizgawicy. Walenia skrytego w mej piersi nie ujarzmi ni czekolada siostry, ni śnieg nieba, ni żaden nawet żywioł najgroźniejszy. Tak mi dopomóżcie wielorybie śpiewy podmorskie.

Po drodze toczył się ożywiony dyskurs o życiu rozpłodowym borsuczyc i nie ustawał aż do ławeczek pod daszkiem. Gdy zasiedli na chłodnym drewnie, chuchając w dłonie dla optymalizacji przepływu cieplnego w organizmie, Jessika ponownie wyraziła żal nad ojcem – iż musiał trwać zakuty w łańcuchach działkowych.

– To go wykończy psychicznie…

– Mówiłam – próbowała uciąć Kamila – sam sobie zasłużył. Nabroił i teraz odpokutowuje.

– No tak, ale biedny on. W sumie to nie do końca prawda, co powiedziałam, że on taki miejski wilk. On jakby nigdzie nie ma miejsca, jego jedynym domem są dalekie krainy i nieustanny ruch.

Ławeczki z dwóch stron ochraniały drewniane ścianki, dając trochę schronienia.

– Zamieć, jakby wkurwiony olbrzym chuchał – ozwał się Sieciech, opatulając kurtką.

Wnet na żerdzi łączącej słupy podtrzymujące daszek usiadł cichutko wróbel, zerkał na ludzi głodnymi oczyma, wyczekując chlebowych zrzutek.

– Ptaki to majestat – rzekła Jess.

– Prawda – potwierdził Sieciech. – Natalio, a wiesz, co jeszcze jest majestatyczne?

– Nie wiem… oliwka smażona na patelni?

– Nie, Natalio, chodzi mi o jazdę figurową na łyżwach.

Zawiało, przez chwilę śnieg padał ukośnie, daszek leciutko skrzypnął pod naporem wietrznej siły.

– Siostro, czemu z nami nie jeździsz? – spytała Kamila. – Brakuje nam twego pierwiastka osobniczego. Aby wyzwalać progres, wzniecać artyzm, aby nasze siły witalne trwały i aby pożywiał on nasze mięśnie z żelaza. Musimy trwać na lodzie razem, jako drużyna.

– I ten ptak, Natalio – dodała Jessika. – Nie chcesz być lekka, wolna i piękna jak on? Właśnie to da ci jazda figurowa. Właśnie to.

– Jeźdźij z  nami, jeździj – poprosiła siostra.

Wróbel obrócił główkę, przeskoczył parę razy po żerdzi. Zawiało, kurtka Sieciecha łopotała, skrytego w mroku młodziana owiewały tumany wślizgującego się pod dach śniegu, nos pochylonej głowy sterczał ponuro spod kaptura.

– Bo nigdy nie będziesz jak ten ptak – dokończył.

Wróbel zerwał się do lotu, zniknął w drzewach.

Natalia miała wrażenie, jakby wgapiali się w nią zakapturzeni sekciarze.

– Jestem kimś więcej niż ptakiem – wyrzekła, tłumiąc dziwny szloch.

Natalia w głębi piersi była niewzruszonym waleniem, gdzie tam jej do lekkości, ona zakrzywiała przestrzeń samą swoją masą. Pompa tłocząca krew przetransformowała kształtem w małego wieloryba, który tryskał z otworu czaszkowego posoką, by dalej zasilać krwioobieg.

Kamila stanęła przed nią.

– Zatem kim, kim jesteś, siostro?

Dziewka wycelowała hardaszczyj podbródek w bok, spojrzała przez zawieję śnieżną na odległe wzgórza zasnute puszystym kożuszkiem mlecznej mgły.

– Jestem Natalią.

Osobowość dziewki nigdy wcześniej nie była tak spójna.

– Jestem waleniem.

 

Święta mijały pod znakiem miłości, ciepła i serdeczności, a wszystko to nie działoby się gdyby nie, a i podsycane było przez, notoryczny alkoholizm.

Sieciech drugiego dnia świąt rzygał już kolędami i jak najwięcej się alienował, nie pozwalał Kamili, by plotła mu mikro-kiteczki, na których zawiesiłaby bombki. Próbował zamówić fryzjera do domu, by prawilnie skrócić włosy i odciąć tym samym kuzynce możność maltretowania go kiteczkami – byłoby to zagranie na miarę Obrony Sycylijskiej czy też Odrzuconego Gambitu Hetmańskiego, patrząc przez pryzmat szachów – jednak plan spełzł na niczym, gdyż żaden obcinak fryzur nie kwapił się do pracy w czasie świątecznych uniesień.

Jessika zaś i Natalia objadały się opłatkiem na umór i wypłakiwały się jak bobry nad zrujnowaną przez przypływ tamą – tak były szczęśliwe. To znaczy Natalia miała ducha świąt w dupie, ale udawała dla kuzynki, chciała zyskać sobie sojusznika w walce z Kamilą i trzaskającą czekoladą, które nawiedzały ją i przez okres świąteczny. Nie wiedziała jeszcze, jak konkretnie kuzynka ma jej pomóc, ale siała powoli ziarno, by zebrać plon, jak to często bywa, w najmniej spodziewanym momencie.

Zbratali się we czwórkę, oraz zakopali wszelkie topory czy kiteczki wojenne, około godziny piętnastej, gdy już zmrok powoli zapadał, by trochę ponakurwiać sobie w siatkówkę. Natalii się nie chciało, ale jakoś jej wyperswadowali, że i się uspołeczni, i rozrusza kości, a i spali część świątecznych kalorii. Poszli do garażu napompować pompką piłkę.

– Ja napompuję! – zadeklarowała się Natalia, gdy Kamila przymierzyła się do wbicia igły w kulę.

– Oho, dlaczego to? Jakiś podstęp? Wpompujesz tam wodę, by sabotować siostrzano-kuzynowski turniej?

– Nie, skądże. Gdzież bym śmiała. Po prostu lubię pompować. – Spoglądali na nią nieufnie. – Proszę.

– No dobra, bierz pompkę, my pójdziemy się rozgrzać w ogródku już.

Natalia wtłaczała powietrze powoli, zahipnotyzowana sykami, uśpiona wilgocią garażu. Zakorzeniła się w jamie jak wielkie obrośnięte bluszczem kamienne monstrum i chłonęła przyjemne dźwięki pompujące, przymykając rozanielone skalne powieki. Lekko się przy tym poruszała, wraz z każdym długim oddechem odpadały z niej drobinki gleby i staczały się małe kamyczki.

Dokładnie tak samo pompowała kółka swych rolek terenowych. Marzyła już o chwili, kiedy śnieg ustąpi i wreszcie ulokuje stopy w pojazdach, by odciąć się od niesnasek żywota i zaleczyć czekoladową nerwicę.

W taki sposób pompują właśnie tylko skalne walenie.

Grali Sieciech z Natalią przeciw Jessice i Kamili, stałe składy. W ogródku nie stała siatka, ale korzystali z wyimaginowanej. Boisko zaś mentalnie utworzyli możliwe daleko od niskich drzewek Tomka.

Sapali, oziębłe przedramiona nakurwiały bólem, gdy przyjmowali piłkę, paliczki przy odbiciach prawie się wyłamywały, ale dla sportowców nie ma czegoś takiego jak niedogodne warunki.

Jessika na długie spodnie założyła sportowe szorty, aby wspierać morale swoje i swej współzawodniczki. Sieciech zagryzał szczęki, moc szortów była powalająca, nie dość, że polepszała im technikę i wytrzymałość, to, musiał przyznać, gnoiła jego i Natalię.

Umiejętnie jednak to kompensował – dodawał mocy kuzynce wypiętymi w nią pośladkami, zawsze gdy serwowała. Zaliczyła dzięki temu parę asów i nieźle to właśnie wyrównywało potęgę szortów.

Zarządzili przerwę na nawodnienie.

– Kamila, nieźle, widzę poprawę w elastyczności nadgarstka przy ścinach – docenił kuzyn.

– Och, może to ten obóz łyżwiarski ostatni. Jak ty i Jess spaliście, ja chodziłam na siatkówkę. Po pijaku odkrywa się zupełnie na nowo możliwości swego ciała.

– Ja nie spałem. Chodziłem pić na bilardzie. Więcej piłem, niż grałem.

– Ja też nie spałam – wtrąciła Jess. – Piłam z paroma łyżwiarzami nad rzeką.

– Widzisz, widzisz, ile tracisz, siostro, nie ćwicząc z nami łyżew?

Natalia przepchnęła się do butelki z wodą.

– Dajcie mi się napić, padam na pysk. Wracamy już na chatę?

– Natalio… – Kamila beształa. – Nie jesteśmy nawet w połowie meczu.

– Dupa, cycki, dupa, cycki. Dajcie mi odsapnąć chwilę chociaż.

Grzmotnęła tyłkiem o murek zjazdu do garażu i odpaliła sobie jakiś filmik na telefonie.

– Tylko nie za długo! – Jessika upomniała palcem i przestąpiła z nogi na nogę, falując zaczepnie szortami. – Ja już się palę, by sprzedać wam łupnia.

– Ty tak nie szeleść tymi szortami na pokaz, siostro. – Sieciech pochylił głowę, której czubek parował dymem zła. – Na śniegu łatwo o wywrotkę, więc lepiej stać stabilnie. Bo się szorty poprują i będzie płacz.

– Oj tam, już dobrze – załagodziła rosnące napięcie Kamila. – Natalia, nasiedziałaś się, gramy dalej!

Wznowili grę, przewaga Jessiki i Kamili urosła. To spowodowało, że Sieciech musiał uciec się do ostateczności.

– Time! Time! – zawołał i ułożył T z rąk. – Potrzebujemy narady.

– Że potrzebujecie, to oczywiste – zakpiła Kamila. – Nic wam nie da, ale proszę bardzo, skoro chcecie przeciągać swoją sromotę.

Natalia i Sieciech kucnęli z boku.

– Słuchaj, to może wydać ci się głupie, ale… no sama przyznasz, że moje wypięte pośladki dają ci kopa!

– No… w sumie chyba tak.

– Dobrze, bardzo dobrze. – Sieciech kiwał głową. – Więc teraz zastosujemy silniejszą technikę, nauczyłem się tego od Rosjan na obozie łyżwiarskim, a oni, mówię ci, życie biorą garściami.

Natalia trochę się spięła.

– Tuż przed twoim serwisem teraz wypnę się i dodatkowo puszczę bąka, dzięki temu…

– Nie, Sieciech, nie! Nie było gatki.

– Ale to zadziała, uwierz! Z Rosjanami działało!

Natalia sapnęła.

– A rób, co chcesz, kuzynie mój drogi, ja chcę już do ciepełka, wypić herbatkę i poczytać kryminał. Skończmy to i tyle.

Wrócili na pozycje.

Natalia podrzuciła piłkę i nim ją uderzyła cichy gaz Sieciecha wytrącił ją ze skupienia, spodziewała się czegoś bardziej dosadnego ze strony kuzynowskich wnętrzności. Ale i tak – łupnęła w piłę jak nigdy! Niesamowita moc rosyjskiej techniki pognała przez kości i wsiąknęła aż w sam szpik.

Z tym że zagrała potężnie niecelnie. Piła trafiła w drzewko, które Tomek sadził z miłością, gdy kiedyś dawno stawiali ten dom. Gałązki zawyły z bólu, piłka przefiltrowała się przez nie i głucho opadła w zaspę śnieżną.

– A co to się stało? – zaniepokojony rwetesem Tomek wyjrzał przez salonowy balkon.

– Nic takiego! – rzuciła Natalia. Dziewkę opanowała bladość niemożebna, drżała jak osika, a palce memłały nerwowo przestrzeń powietrza, była sprawdopocona, czyli pociła się tudzież organizm jej różnorako inaczej odreagowywał stres, gdy próbowała zataić niewygodną prawdę.

– Jak to nic, no chyba delirek nie mam i coś słyszałem.

– Oj, bo wiatr się wzmógł! Niemożebny wiatr… oj, ale dziś wieje! – Prawdopociła się dalej.

– Tak, tak. To wiatr – w miarę naturalnie potwierdziła Jess.

Tomek coś tam mruknął i schował się w salonie, a Natalia otarła sprawdopocone czoło.

– Wracajmy, dupa, cyce! Obwieszczam pożal się Boże turniej za zakończony!

Natalia przerwała dziką zabawę na mrozie, brutalnie wyżywając się kopniakiem na piłce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...