Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Parus major


grzegorz-kot67@o2.pl

Rekomendowane odpowiedzi

@Atypowa Pani Lekkość to jedno ze znamion poezji,
                              tylko litery ptakom w dzioby wpełzły.

Miłego dnia i całego weekendu.

@Sylwester_Lasota Mam wrażenie że nie tylko ptaki ale także ssaki mają genetycznie zakodowaną - walkę, o żywność, o gniazdo, o młode, o partnera... o wszystko. Ależ podobni do ludzi.

Pozdrawiam Sylwku, u mnie na oknie są kochane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grzesiek wiersz jest cudny! Ale filmik pod nim jest przerażający!

Teraz jeszcze bardziej rozumiem film Hitchcock'a. A jak ktoregoś dnia skrzydlaci dostaną szmergla i zaczną napitalać nam do okien i drzwi? 

 

Dzięki Grzesiek, to będzie moja kolejna fobia...

Idę zrobić se procę hahahaha

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ais U mnie Ais w bloku pokupowali sobie wiatrówki i grzeją do tych jerzyków co uprzykszają życie sikorkom, co jakiś czas słyszę puk... puk. To że jerzyki, zjadają jaja sikorek...  sam widziałem, ale to nie znaczy że mamy do nich strzelać.

Natura jest najlepszym regulatorem populacji.

Pięknej słonecznej soboty dla Ciebie.

@[email protected] Filmik dałem w ostatniej chwili i żałuję bo można odnieść wrażenie że sikory to drapieżniki, u mnie za oknem to się nie potwierdza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@ais Zaraz powiesz że bogatki też nie zjadają /zabijają/  innych ptaków? Obserwowałem to na własne oczy, napadały na gniazda sikorek i wyrzucały jajka, tylko mogło być tak że sikorka zasiedliła jego byłe gniazdo i chciał je odzyskać.
 

Kłaniam się.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@[email protected] Naturę popieram; tak i ona popiera kogoś kto ją czuję!

Pięknie u ciebie

Przesyłam w załączniku:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Nefretete "

Natura pisze sztukę, więc jej nie przeszkadzaj,

ona przeczuwa kolej... toku ewolucji.
Każdy wie że zaboli, wycinek destrukcji,
równowagi prawidła, przyrody to władza."

 

Cały klucz! Trzeba tylko go dostrzec...

Pozdrowienia dla ciebie!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nic nie powiem. Tylko napiszę, że boję się przelatujących nade mną ptaszków. Na pewno specjalnie ptrzelatują, żeby mnie napaść i zjeść!

Dziękuję Grzesiu. Wizytę u psychoterapeuty na NFZ mam na listopad 2022...

Klaniam się, bo znowu coś przelatuje.

@Nefretete  Nie dałam ci punktu, żebyś mi punktował komentarz do Grześka.

Usuń tego lajka! Bo sie zdenerwuję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @poezja.tanczy Dziękuję.Coś co „ ugryżć” wreszcie chciałoby się i poczuć smak…..taki „ boski „ czy „ ludzki” tego jeszcze nie wiem…pozdrawam.
    • świat nie przystaje  nieme ślady słów  odbijają się echem w sercu  boso podążają za myślami  nie ranią stóp  cieszą się radością  byłych chwil    odeszły budując  nowe marzenia  oglądam je w lustrze  są w barwie karminowych ust  rozpuszczone włosy  przypominają morze    wpatruję się…  rumieniąc    4.2024   andrew
    • Jak się nazywasz? Alkione, prawda? Bo tak właśnie się nazywasz? Nikt nie znał twojego imienia aż do teraz. Opada w chmurze gryzącego kurzu zasłona tajemnicy. Po miliardach lat. Po całych eonach dekad niczym wieczność. Mimo że w przestrzeni jeszcze do końca niewyśnionej… Zatem, powiedz mi, bo tamto nie uzyskało żadnego poklasku, podoba ci się czy nie? Mów szczerze. Masz, naleję ci czegoś mocniejszego. Może rozwiąże ci się język i popłyniesz wartkim potokiem słów. Tylko przesuń się trochę w bok, bo nie widzę księżyca w pełni. Widzę jedynie twoją twarz usianą księżycowymi kraterami. Albo może to ty nim jesteś? Jesteś nim, prawda? To ty jesteś tym księżycem, który wkrada się chytrze srebrną smugą blasku? A zatem mówię do księżyca, nadając mu nawet imię. A zatem…   Tu przerywam na chwilę pisanie, albowiem słyszę jakieś stukania i szurania krzeseł dobiegające z książkowych półek regału. To bohaterowie powieści próbuję wydostać się na zewnątrz. Kołaczą się i wyją jak te psy uwięzione w klatkach. Książka spada na podłogę. Jedna. Druga. Trzecia… Spadają, furkocząc w locie skrzydłami rozbieganych nerwowo stronic. Wzniecają pył zakrzepły przez lata… I znowu cisza…  Cisza, aż w uszach dzwoni. A więc to był jedynie krótki zryw rzeczywistości. Chwilowy błysk pamięci. Tylko takiej enigmatycznej. Zatajonej.   Zatem wchodzę po półkach jak po drabinie. Wspinam się, poruszając wieloma odnóżami, aby dosięgnąć czułkami drgających gwiazd. I kiedy tak osiągam powoli szczyt słyszę jakieś polemiki dobiegające z ciemności. Ktoś się z kimś sprzecza. Spoufala. Kłóci… Muskają mnie słowa, jakby zimne usta całowały skronie. Zamknięte powieki… Okrywam się koszulą z wilgoci i pleśni. Upodobniony na kształt ekscentrycznej ćmy, która wciska się na powrót do kokonu  poczwarki. Zapadam w letarg…   Kiedy się budzę, w dole słychać trzaskanie podłogowych klepek od czyichś kroków. Ktoś bez wątpienia chodzi w tę i z powrotem. Jakby w zadumie. Ale będąc na górze jestem bezpieczny. Nie dosięgną mnie niczyje myśli. Chyba, że jakiś olbrzym o wzroście strzelistej topoli i wiotkich ramionach. Kołyszą się. Kołyszą się za oknami drzewa. Tak blisko i tak strasznie daleko. Na wyciągnięcie ręki. Kołyszą się całe szpalery, te prawdziwie i te urojone… Światła ulicznych latarni żółkną jeszcze bardziej jak woskowe ciało nieboszczyka szykującego się do kolejnej próby wniebowzięcia. A więc jestem w górze. A więc się przepoczwarzam. Albo raczej dopoczwarzam. Wracam do początku. Do nadmiaru niewiadomego piękna. Księżyc przesuwa się. Coraz bardziej odchyla… Odchyla… Odchyla… Coraz bardziej odchyla… Aż trzeszczą wszystkie kości i stawy. Albo ta twarz czyjaś. Nieustalona w rysach.. Absolutnie obca. Niczyja… Oświetla wszystko wartkim potokiem blasku. Posrebrza nawałą pikseli mżące krawędzie przedmiotów… Po lewej stronie rozgrzebane łóżko. Odsunięte na środek krzesło… Po prawej… Na stoliku zwietrzały skrawek papieru. Wazon pęknięty na wpół. I rozsypane wokół okruchy czerstwego chleba…    A więc ktoś tu był. Kto taki? Ktoś coś zaczął, ale nie skończył. Rozsypał się w proch. Zwietrzał jak ta karetka papieru z okruchami nic nieznaczących słow. I widzę siebie. Koło stołu. Siedzę pod ścianą z kolanami pod brodą. Ale nie poznaję do końca, albowiem kościste truchło zatarł w połowie czas. Pod płachtą pajęczyn. Wrośnięte korzeniami w ziemię. Połączone ze ścianą. Z żeliwnymi rurami rozgałęzionymi pod stropem, jakby pępowinami z krwiobiegiem matczynego ciała. Wszystko znieruchomiałe i martwe od wieków. Od całych tysiącleci… W absolutnej ciszy gwiazd. W głębokim oddechu nieskończonej nocy…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-13)      
    • @beta_b Bo na tych złożach, zorza dodana Po na powrozach, tak wyczekana   Bardzo dobry wiersz Zostaje w głowie   Pozdrawiam miło, M.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...