Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Axis mundi


Rekomendowane odpowiedzi

Wiersz dotyczy mitologii słowiańskiej, a właściwie prezentowanego w niej spojrzenia na istnienie świata i życia. 

 

 

Oś Kosmiczna trzymająca światy, 

drogą uwolnionej duszy,

światłem i kierunkiem

przez nieznany bezkres.

 

Łączy wszystkie wymiary  

i jednoczy miejsca.

Pulsuje trwaniem 

teraz i w wieczności.

 

Imię, znak tożsamości, 

podpisem wszechświata,

wiodącym duszę

w niebezpiecznej Drodze.

 

Ścieżka prowadzi

po Promieniu Słońca, 

ku niebytom

drabinę podstawia.

 

Pnie się jak święta góra: 

Ślęża, Krywań, Durmitor, 

jak słupy sięgające

do Gwiazdy Polarnej. 

 

Wielka Niedźwiedzica

pilnuje porządku,

utrzymuje całość

procesu istnienia.

 

Krążą żarna w Wielkim Młynie:

czas płynie wzdłuż Osi,

ziarno daje mąkę, 

mąka życie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@emwoo "Kosmiczna matryca" ;) nieźle...

Nie wnikając stwierdzę tylko, że w zasadzie wiele ludów z przeszłości i ludów pierwotnych tak miało.

No i oczywiście coś, o czym zapomniałam. Dziękuję emwoo, że poświęciłaś czas :)

Edytowane przez corival (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawa mitologia, sumienny rzeczowy opis...  a znasz może mój stary wiersz dotyczący kwestii którą poruszyłaś, podzielę się nim z tobą, link niżej, kliknij sobie, i powiększ. (gdy lupka zmieni się z plusa w minus - to będzie optymalny widok w powiększeniu screena). Ciekawe czy wiersz się spodoba?

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Twój tekst jest precyzyjny, dotyka istoty "axis mundi". Mój bardziej fantastyczny, stara treść z 2019 r, ale zmodyfikowałem jeszcze raz wprowadziwszy drobne korekty i dodałem jeden wers na końcu, możesz porównać w wersjach edycji tekstu (w screenie), i niech to będzie -->  wersja ostateczna mojego utworu, dalej go upiększać nie będę.

 

Oba teksty twój i mój stanowią charakterystyczną spójnie czy komparacje w zakresie tematycznym, i fajnie. Życzę, aby to wpłynęło na poczytalność twojego wiersza. Pozdrawiam 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@corival My jesteśmy w pewnym sensie kulturowo zaprogramowani oczekiwaniem na moment kulminacyjny, kres, ostateczność, na realizację apokaliptycznego proroctwa. Podczas, gdy jest inne rozumienie czasu, jako naturalnego cyklu, co rezonuje silnie w słowiańszczyźnie, nawet  w tej jej niewielkich fragmentach, które w tradycji się utrzymały . Cykl chociaż obarczony noże być dramatyzmem jest jednak sam w sobie pozytywny, gdyż wskazuje na naczelną rolę nieustającego się odradzenia, często w inności, ale ten strumień kosmiczny nie wysycha.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Stary_KredensStare czasy, lecz w kuchni też można sypiać. Puenta jest dobitna. Pozdrawiam!
    • Piątek, 5 czerwca 2015 roku. Hotel „Garden” w mieście Abilene w stanie Teksas   Alex obudził się z przerażeniem w środku nocy, zlany zimnym potem. Znowu go nawiedził ten sam koszmar. Od około miesiąca śni mu się, że idzie jakimś długim korytarzem w całkowicie obcym mu miejscu, a ktoś albo raczej coś idzie za nim, a raczej przesuwa się w jego stronę pod postacią doskonałej czerni. Wtedy zaczyna biec przed siebie, docierając do drzwi oznaczonych czarnym trójkątem z szarą i odwróconą do góry nogami literą T. I kiedy próbuje je otworzyć, ciągnąc z całej siły za uchwyt, w tym właśnie momencie sen się urywa, wywołując u niego palpitację serca. Było niezwykle duszno i parno. Za nieruchomymi firankami otwartego okna niebo rozświetlały, co jakiś czas łuny błyskawic. Nadciągała burza, przesuwając się gdzieś w oddali i pomrukując złowrogo, jakby zapowiadała jakiś nieokreślony kataklizm. Spojrzał na podświetlony cyferblat radio-budzika, dochodziła 3.00. Usiadł na łóżku, włączając nocną lampkę na stoliku obok. Zapalił papierosa, kładąc się z powrotem z ręką podłożoną pod głowę. Zaczął rozmyślać o tym męczącym, powracającym śnie. Od miesiąca boi się usypiać, przeciąga jak najdłużej jawę, pijąc kawę za kawą, ale w końcu poddaje się, wpadając w czarne ramiona koszmaru. Jest coraz gorzej. Zaczyna szwankować jego zdrowie. Coraz częściej boli go głowa i brzuch. Zaczął pić. Ostatnio wychodzi do nocnego baru mieszczącego się po drugiej stronie ulicy zawsze wtedy, kiedy budzi się z krzykiem. Zrobi to także i tym razem. Znowu pójdzie się upić, aby załagodzić efekty paskudnego samopoczucia i skołatanego umysłu.   24-godzinny bar „Eden”   Stanął pod migoczącym nierówno neonem, patrząc na niego przez chwilę, po czym wszedł do środka. Machnął ręką na powitanie barmanowi, którego zdążył już poznać jako milczącego, nieobecnego człowieka. Nie można było z nim pogadać, wyżalić się. Lecz z drugiej strony może to i dobrze, ponieważ pozostanie sam na sam ze swoimi myślami. Nikt nie będzie mu przeszkadzał, nikt nie będzie mu narzucał swojego punktu widzenia. – To samo, co zawsze? – Spytał go barman znudzonym głosem. – Tak. Postawił przed nim pustą szklankę, nalewając do niej Whisky i dodając kilka kostek lodu, następnie wrócił do swojego przerwanego zajęcia polegającego na powolnym polerowaniu rozmaitych kieliszków i spodków. Robił to niezwykle precyzyjnie, patrząc, co jakiś czas pod światło, czy nie ma smug. Alex sączył leniwie alkohol, obserwując w pofalowanym lustrze za ladą swoją dziwnie zniekształconą twarz. Był blady. Miał pod oczami sińce. Był jak widmo, upiorne widmo. Wzdrygnął się momentalnie na samą myśl o prześladującym go koszmarze. W barze był tylko on i barman, który był tak pochłonięty tym jakże monotonnym zajęciem, że w ogóle nie zwracał na niego uwagi. Zachowywał się jak automat. Więc zaczął mu się przyglądać dyskretnie z większą uwagą. Wyglądał dziwnie. Mężczyzna koło 40-tki, niezwykle wysoki i chudy, lekko łysiejący z głęboko osadzonymi oczami oraz cienką kreską zamiast warg. Nos miał raczej spiczasty. I nawet na moment nie przerwał swojej czynności, gdy tuż za oknami baru przejechał ulicą radiowóz na sygnale. „Gość się już pewnie tak wrył w swój fach, że nawet gdybym wyjął rewolwer i przystawił mu go do skroni, to i tak pewnie by tego nie zauważył” – pomyślał, uśmiechając się mimowolnie. Spojrzał na zegarek – dochodziła 4.30. „Więc to już tyle czasu tu siedzę? – Ech, czego to alkohol nie robi z człowiekiem” – westchnął już w zdecydowanie lepszym nastroju. – „No dobra, czas na mnie, muszę wracać do hotelu. Dzięki za pogawędkę” – powiedział z lekką ironią do wciąż milczącego barmana, kładąc na blacie odliczoną kwotę.   Piątek, 5 czerwca 2015 roku. W centrum Abilene   W budynku firmy Echelton & Melmark panuje wyjątkowy tłok. Jest umówiony na 14.45 z agentem od nieruchomości, w celu wynajęcia jakiegoś niedużego domku z dala od nerwowego i zatłoczonego centrum miasta, ponieważ tylko tam będzie mógł pozbierać myśli, a ma przecież niezwykle ważne zadanie do wykonania. Miał już wejść na piętro firmy, kiedy zadzwonił jego telefon komórkowy. To dzwonił agent, który mu oznajmił, że się spóźni jakąś godzinę, ponieważ utknął w korku. Zatem nie pozostało mu nic innego jak pokręcić się tu i ówdzie. Poszedł, zatem do głównego hallu pooglądać galerię zdjęć różnych osiedli. Zachciało mu się pić, więc zaczął szukać wzrokiem automatu z napojami. Znalazł go dopiero w samym kącie pomieszczenia. „Powinni go byli jeszcze bardziej schować” – syknął wyraźnie poirytowany. Podszedł do niego i już miał wrzucić monetę do szczeliny, kiedy coś przykuło jego wzrok. W ciemnym zagłębieniu z dala od ludzi, dostrzegł nieduże drzwi, ale nie to było powodem jego zainteresowania, tylko ich oznakowanie, które wydawało mu się dziwnie znajome. Podszedł bliżej i stanął jak wryty. Na drzwiach widniał symbol w postaci czarnego trójkąta z szarą i odwróconą do góry nogami literą T. Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi. „Przecież to niemożliwe!” – wycedził przez zęby. – „To nie może być prawda!” Zobaczył kątem oka zbliżającego się mężczyznę w czarnym garniturze. Szedł w kierunku windy, która była obok. Zatem udał, że szuka odpowiedniej monety do automatu. Mężczyzna w garniturze podszedł do windy, nacisnął guzik, a w oczekiwaniu na nią wyjął telefon komórkowy i coś w nim sprawdzał. Po chwili krótki sygnał oznajmił, że winda jest już na miejscu. Drzwi się otworzyły. Mężczyzna wszedł do niej, nie odrywając wzroku od telefonu, a kiedy zamknęły się za nim, Alex odetchnął z ulgą. Rozejrzał się dyskretnie za siebie i jak gdyby nigdy nic ruszył ku tajemniczemu wejściu. W środku panował półmrok. Znalazł się w pomieszczeniu mającym około 10 metrów kwadratowych. Był to przedsionek do czegoś jeszcze. Na wprost niego znajdowały się kolejne drzwi. W kącie pod ścianą dostrzegł metalowy stojak z haczykami, na których wisiały blaszane tabliczki. Było ich dziesięć i nie miały żadnych oznaczeń. Ruszył w kierunku drugiego wejścia, które miało taki sam symbol jak to pierwsze. Nacisnął delikatnie klamkę i wszedł. Tu było zupełnie inaczej, choć to również był przedsionek, ale o planie trójkąta. Wysoki na około pięć metrów, a ściany po bokach schodziły się do kolejnych drzwi, ale wąskich na około metr i wysokich na pięć. Przeszedł mu po plecach dreszcz. Coś go niesamowicie przyciągało, tylko nie wiedział, co. Wszystko wyglądało tak jak w tych koszmarnych snach, tylko teraz całkowicie realnie! Podszedł do tych dziwnych drzwi i lekko szarpnął za okrągłą gałkę, która znajdowała się na wysokości jego oczu. Zajrzał do środka i…to był korytarz albo raczej coś na kształt korytarza! Wysoki na około pięć metrów i szeroki na metr. „Co to jest, u licha?” – szepnął do samego siebie. – „Jakiś węzeł klimatyzacyjny? Ciąg do jakiegoś generatora? Ale dlaczego nie ma żadnych kabli, ani rur?” Korytarz był bardzo długi. Być może miał nawet około 100 metrów. Na suficie w odstępie kilku metrów rozmieszczone były jarzeniówki, dając nieprzyjemne, zimne światło. Niektóre były zepsute, co powodowało miejscowe zaciemnienia. Miał nieodparte odczucie, jakby się znalazł na szpitalnym oddziale albo w jakimś laboratorium. Ruszył przed siebie, stawiając krok za krokiem. Na początku bardzo niepewnie. Nie było widać, co się znajduje na końcu, poza czarnym punktem. Ale musiał tam iść. Po prostu musiał! Po kilku metrach zawahał się, czy iść dalej. Wydawało mu się, że te ściany zaraz się na niego zwalą, że go zmiażdżą! Narastała u niego klaustrofobia. Wydawało mu się, że ściany oddychają. Czuł na twarzy powiew chłodnego powietrza niosącego zapach piwnicznej stęchlizny i czegoś nieokreślonego, tajemniczego. Postanowił przyśpieszyć kroku. Okazało się, że korytarz schodził minimalnie w dół. Przestał się już zastanawiać nad ewentualnymi konsekwencjami swojego wtargnięcia. Szedł przed siebie równo i coraz bardziej zamaszyście. Szedł ku czarnej otchłani. Kiedy był mniej więcej w połowie drogi usłyszał za sobą odgłos, jakby coś metalicznego upadało na posadzkę. Odwrócił się za siebie, ale nic nie dostrzegł. Zastanowił się przez chwilę, co to mogło być i przyszedł mu tylko na myśl ów metalowy wieszak z dziwnym blaszkami. „Przeciąg?” – pomyślał. – Czy może ktoś albo coś ruszyło za nim w pościg? Odwrócił się jeszcze raz i dostrzegł właśnie to coś, co zbliżało się powoli do niego, coś czarnego, doskonale czarnego! Serce stanęło mu w gardle z przerażenia. Szarpnął do przodu, niemal skowycząc w popłochu. Biegł przed siebie, obijając się o ściany. Dostrzegł w końcu drzwi ze znajomym mu symbolem. Nie oglądał się za siebie, ale czuł, że to coś jest coraz bliżej, coś niewyobrażalnie strasznego. Jego jedyna droga ucieczki prowadziła właśnie przez te tajemnicze drzwi. Zostało mu jakieś dziesięć metrów, pięć… Wreszcie dopadł okrągłego uchwytu i szarpnął z całej siły, drzwi się nie otworzyły, więc konając niemal ze strachu szarpnął drugi raz. Drzwi puściły. I wtedy oślepiło go jaskrawo-niebieskie światło.   Wtorek, 9 czerwca 2015 roku, godz. 12.30. Baza Sił Powietrznych Nellis w stanie Nevada. Główna siedziba eksperymentu „Blue Lighting”   Pułkownik Greg Mansters, zaznajamiał się z konkluzją raportu majora Johna McLellana, z którego jasno wynikało, że obiekt oznaczony symbolem: Alex EBU-354T-09-ER, został całkowicie wyeliminowany. – Ilu ich jeszcze zostało? – Zapytał pułkownik majora. – 52 – Aż tylu? – Niestety tak, panie pułkowniku. – Panie majorze, na miłość boską, pośpieszcie się, przecież tu chodzi o bezpieczeństwo narodowe! I absolutnie nie może się o tym dowiedzieć opinia publiczna! – Odparł histerycznie pułkownik. – Robimy, co w naszej mocy, panie pułkowniku. Ale ten eksperyment dowiódł, że można Ich zwabić i unicestwić, to jest jedyny sposób. Wszystkie nasze czujniki wskazują jednoznacznie, że obiekt, oznaczony jako: Alex EBU-354T-09-ER, nie wykazuje już jakichkolwiek oznak życia. – Czy ten obiekt po dotarciu do pola, mógł coś zobaczyć? – Krótki błysk oślepiającego, niebieskiego światła, zaraz potem został wchłonięty. Wiem, że trudno się do tego przyznać panie pułkowniku, ale tak to już jest, kiedy próbuje się tworzyć w tajnych laboratoriach nowy rodzaj, „nad-ludzi”, którzy wychodzą potem spod kontroli w wyniku jakiegoś błędu albo sabotażu. A teraz musimy to naprawiać. Ale jak to zrobić, skoro mieli Oni być: niezniszczalni i wieczni! Jednak mam nadzieje, że eksperyment „Blue Lighting” Ich zatrzyma. – Oby tak było – odpowiedział już spokojnie i chłodno pułkownik Mansters, ponownie zagłębiając się w tekst raportu. – Dobrze, majorze – pułkownik odłożył na biurko plik papierów i zadał pytanie. – Ile potrzebujecie czasu na całkowite wyeliminowanie Ich? – Miesiąc. – W takim razie nie zatrzymuje was, majorze. Działajcie dalej. Jesteście wolni. Major John McLellan, stuknął obcasami, zasalutował i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.   Środa, 10 czerwca 2015 roku, godz. 3.00. Hotel „Elmar” w mieście Allentown w stanie Pensylwania   Alan obudził się z przerażeniem w środku nocy, zlany zimnym potem. Znowu go nawiedził ten sam koszmar. Od około miesiąca śni mu się, że idzie jakimś długim korytarzem w całkowicie obcym mu miejscu, a ktoś albo raczej coś idzie za nim, a raczej przesuwa się w jego stronę pod postacią doskonałej czerni. Wtedy zaczyna biec przed siebie, docierając do drzwi oznaczonych czarnym trójkątem z szarą i odwróconą do góry nogami literą T…   (Włodzimierz Zastawniak, czerwiec 2015)
    • @Stary_Kredens Napisałem to w pięć minut. Miałem potrzebę chwili i do kogo. Rymy same złapały się za ręce. Nie skorzystałem z żadnego wspomagacza końcówek.  Możesz mieć takie odczucia, dowolne odczucia. Słowo nie jest idealnym tworzywem. Moje umiejętności choć rosną dalekie są od perfekcji. Wystarczy mi, że rosną.   Dziękuję za komentarz udanego weekendu! pozdrawiam!
    • Jestem słońcem Jestem cieniem Jestem twoim sumieniem        
    • Pałac.   Fresk już przetarty i farba znika, by wrócić z promieniem słońca. Prosta technika. Ludzka technika Wielkiego Mistrza każe zatrzymać czas.   Są miejsca, o których nie sposób zapomnieć. Niebieskie migdały, co wracają w snach. Anioły bez skrzydeł, Niebieskie Anioły uwodzicielsko zatrzymują czas.   Jeszcze muzykę słyszę w murach. Nie…nie…- to stangret konie ucisza.   Stajni już nie ma. Rżenie ustaje. Wstrzymuję oddech. Wsłuchuję się w ciszę.   Chcę poczuć więcej i więcej.   Fresk nasycony, choć farba znika. Czekam na słońce - promyk nadziei.   Prosta technika Wielkiego Mistrza zatrzymuje czas.   Choć pałac świętością dziś już nie grzeszy, stare butelki i butów w nadmiarze… wciąż tajemnice posiada.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...