Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dni i noce Marianny P. cz. II


Rekomendowane odpowiedzi

- Marianna nie pojedzie do Frankfurtu. Wszystko odwołane. –Jones, brunet w średnim wieku podparł brodę spelcionymi dłońmi.
- Co ty... żartujesz, ona już wie? – jego rozmówca Firley, kościsty blondyn o wyłupiastych oczach, nie krył zdziwienia.
- Jeszcze nie. Ty tam pójdziesz, stary. Najlepiej sobie radzisz z przekazywaniem złych wieści. – uśmiechnął się blado Jones.
- Jasne... – machnął ręką Firley – tylko do tego się nadaję, jak widać.
- Przestań Udo... nudny jesteś, jak flaki w oleju – Brian Jones potrząsnął niecierpliwie głową – każdy ma coś do zrobienia na tym ziemskim padole.
Jones i Firley byli partnerami od ponad 15 lat. To kawał czasu. Znali się na wylot. Ich rozmowy przypominały czasem dialogi starego małżeństwa. Miało to dobre i złe strony. Brian posiadał więcej cech przywódczych, Udo był typem buntownika. Znakomicie się uzupełniali. Mieli upodobanie do różnych kobiet, a więc na tym obszarze nigdy nie dochodziło do nieporozumień.
To był ciężki orzech do zgryzienia. Marianna liczyła na ten wyjazd. We Frankfurcie mieszkały jej dzieci. A co gorsza, to nie była ich decyzja. Oni też zostali stworzeni, zupełnie jak Marianna, przez niedouczoną pisarkę. Teraz ich wirtualne dusze tułały się bez celu.
- Ty... widzisz? – wyszeptał Firley zadzierając głowę do góry. Jones skierował wzrok w tym samym kierunku. Po krótkiej chwili gwizdnął przeciągle.
- Taaa... kiedyś spadnie z tego piedestału – powiedział kiwając głową – skończy się pisanie głupot.
- No – mruknął Firley – pomysły jej się wyczerpały – wycedził glupkowato się uśmiechając. Nagle mina mu zrzedła:
- Dobra, ale co z nami? Nie mam zamiaru tu siedzieć. Wolałbym się znaleźć w bardziej sprzyjających okolicznościach. Mogłaby nas chociaż na piwo wysłać, albo nie wiem... na jakiegoś hamburgera.
- Eh, szkoda gadać.
Nagle ni stąd ni z owąd znaleźli się nad strumykiem w pięknej, małej, góralskiej miejscowości. Siwiuteńki baca siedział na stołeczku i strugał jabłko.
- Co wom pomóc panocki, może by tak jabłusecko, hej? – zabrzmiał dźwięczny głosik.
Udo skrzywił się z niesmakiem. „chyba jabcoka” – warknął sam do siebie, posyłając jednocześnie w stronę bacy jeden ze swoich sztucznych uśmieszków.
- witomy piknie, a nie mielibyśta co w płynie, pić się chce, jak jasny pieron! - rzucił w stronę staruszka.
- Aaa... w butelcynie – zreflektował się baca, pokazując w uśmiechu co drugi ząb.
- Ano cosik posukomy, hej – kiwnął gospodarz i zaprosił turystów do środka.
Wnętrze chaty sprawiało całkiem miłe wrażenie. Pachniało drewnem i kawą zbożową. Długi masywny stół i dwie ławy przy oknie, po lewej stronie piec. Dwie ryczki, obok drewienka ułożone w misterną piramidkę. Na środku pleciony, okrągły dywanik. Baca wyciągnął z małej komódki flaszkę wina i trzy kubki. Zasiedli do stołu.


*

Marianna była już spakowana. Zerwała się z łóżka bardzo wcześnie, dopięła wszystko na ostatni guzik. Wzięła orzeźwiający prysznic i zjadła lekkie śniadanie. Dochodziła siódma. Samolot odlatywał za dwie godziny.
Miała jeszcze trochę czasu, więc postanowiła zrobić bardziej staranny makijaż, niż zwykle. To był ważny dzień w jej życiu. Zaczynała nowy etap. Chociaż w ten sposób mogła to uczcić.
Podeszła do lustra i przyjrzała się sobie bardzo wnikliwie. „Cholera... te cienie pod oczami zdecydowanie muszą zniknąć” – stwierdziła – „gdzie ten korektor” – zastanawiała się przetrząsając pękatą kosmetyczkę. Wreszcie poirytowana wysypała wszystko na stolik. Nie ma. Weszła do łazienki. Korektor leżał na podłodze. Jeśli chodzi o kosmetyki, to nigdy nie potrafiła przechowywać ich w należytym porządku.
Z głębokiego zamyślenia wyrwał ją głośny dźwięk domofonu. Z wyrazem zdziwienia na twarzy podeszła do aparatu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiem szczerze, że pierwsza "Marianna" niezbyt mi się podobała. Afera szpiegowska w polskich warunkach, takie wydumane mi sie to wydało... Ale było tego za mało, wszystko zależało od tego, jak się to rozwinie.
A część II mnie zaskoczyła bardzo pozytywnie:) Okazało się że cały ten świat jest umowny, wkradło się tam trochę absurdu i humoru, jest tam ironia, dystans, więc w sumie wszystko dozwolone! Może ten pomysł z wprowadzeniem autorki-Boga nie jest całkiem oryginalny, ale co tam. Teraz naprawdę jestem ciekawa dalszych losów Marianny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurcze, Basiu, przez te wyrywkowe wizyty nie mogę uchwycić ducha tej historii. Jeśli Ci się chce, napisz mi mailem, co chcesz przekazać, jaki masz zamysł i do czego zmierzasz. Będzie mi łatwiej czytać i rozumieć. Bo tak, to tylko rzędy słów i ni chuchu więcej :) A ten fragment fajny bardzo!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok Jacek pomyślę i szraibnę co nieco, wszelkie wskazówki mile widziane. Rzeczywiście muszę się zastanowić, o co mi łazi w tym wszystkim. Jaco mi ostatnio zarzucił, że nie wiem czego chcę (czy coś w tym rodzaju). Heh, przeniosło się to chyba na moje pisanie ;-)).
Pozdrówka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...