Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Niedokończona opowieść


Rekomendowane odpowiedzi

Włóczył się po ulicach miasta. Czasami wchodził do sklepów, by się ogrzać. Chciał jak najdłużej odwlec powrót do domu. Nie miał po co wracać. Rodzice jak zwykle będą spici, a poza tym odkąd w zeszłym miesiącu odłączyli ogrzewanie, w mieszkaniu nie jest cieplej niż na zewnątrz. Nie chciał wracac i uczestniczyć w kolejnych pijackich kłótniach i bijatykach. Kiedy był młodszy, przy okazji i jemu się dostawało. Teraz umiał się obronić, ale najczęściej w stosownym momencie opuszczał mieszkanie.
Zaczął padać śnieg. Przystanął i popatrzył w górę. Z szarosinego nieba sypało się tysiące białych płatków. Spadały mu na twarz i wciskały się do oczu.
- Dawno nie widziałam śnieżynek tańczących walca - usłyszał cichy głos.
Obok niego stała dziewczyna i tak jak on przed chwilą wpatrywała się w niebo. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Było coś dziwnego w tym uśmiechu, ale nie potrafił określić co.
- Spójrz jakie to piękne - powiedziała i popatrzyła w górę.
On także podniósł głowę i przypatrywał się opadającym płatkom. Chciał coś powiedzieć dziewczynie, jednak uświadomił sobie, że obok niego nie ma nikogo. Stał samotnie, na niemal opustoszałej ulicy.
Rozejrzał się jeszcze raz i doszedł do wniosku, że wyobraźnia spłatała mu figla. Kiedy był dzieckiem bardzo często wymyślał sobie niewidzialnych przyjaciół, potrafił z nimi rozmawiać, a po jakimś czasie mógł ich nawet zobaczyć. Wzruszył więc ramionami i ruszył szybkim krokiem w stronę Błękitnej.
Ojca nie było w mieszkaniu, a matka zamroczona alkoholem leżała na kanapie. Poszedł do swojego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Jakiś czas temu założył w nich zamek. Miał dość wszystkich tych podejrzanych typów, łażących po całym mieszkaniu, tych tak zwanych "przyjaciół" rodziców. Wynieśli z ich domu już chyba wszystko, co nadawało się do sprzedania.
W pokoju było tak zimno, że nawet nie zdejmował kurtki. Usiadł na parapecie i spoglądał na pogrążający się w ciemnościach świat. Znowu wyobraźnia zaczęła mu dyktować scenariusz opowiadania. Zarysy bohaterów, fabułę, zakończenie. Wiedział jednak, że i ta historia nie zostanie napisana. Miał wiele pomysłów, jednak wszystkie żyły tylko w jego głowie. Był zbyt leniwy, żeby je zapisywać. Poza tym wszystkie te historie były jego, nie chciał się nimi dzielić z nikim innym. Nawet jeśli by chciał, to nie było nikogo, komu mógłby to pokazać. Do późnej nocy siedział na parapecie pogrążony w myślach.
Wstał kolejny, szary dzień. W mieszkaniu nie było nikogo. Pośpiesznie zjadł skromne śniadanie z tego, co znalazł w lodówce i wyszedł.
Klatka schodowa czy to w dzień, czy w nocy, zawsze tonęła w półmroku. Nikt tu nigdy nie sprzątał. Pod nogami kłębił się kurz i śmieci. Odrapane ściany ozdobione były napisami i rysunkami. Najgorszy ze wszystkiego był jednak zapach. Wszechobecna woń stęchlizny, pleśni i moczu, która u każdego nieprzyzwyczajonego wywoływała odruchy wymiotne.
Szybko zbiegł po schodach na parter. Zauważył, że jego lewy but nie jest zawiązany. Schylił się i wtedy po raz pierwszy ją zobaczył. Pod schodami skulona siedziała dziewczynka, najwyżej ośmioletnia. Wpatrywała się w niego z zaciekawieniem, ale wydawało mu się, że w dużych, granatowych oczach dostrzegł też cień strachu.
- Jesteś Strażnikiem? - zapytała.
Nie wiedział o co jej chodzi. Może miała na myśli policjanta.
- Nie jestem - odpowiedział.
Nie bardzo wiedział, co powinien zrobić. Czuł, że nie może jej tak zostawić. Na pierwszy rzut oka widac było, że nie mieszka na Błękitnej. Była zadbana, miała ładne ubranie, w ogóle różniła się od dziewczynek ze slumsów. Przebywanie w tej okolicy mogło być dla niej niebezpieczne.
- Powiedz gdzie mieszaksz, to odprowadzę cię do domu.
- Mieszkam u Azariela, ale nie mogę tam teraz iść. Muszę odnaleźć Strażnika i iść z nim do mistrza Galahada - odrzekła stanowczym tonem.
Nie zrozumiał nic z tego, co powiedziała. Kim byli Azariel i mistrz Galahad? Może sobie ich wymyśliła. Ale może ci ludzie istnieją. Nie widział sensowniejszego rozwiązania niż odprowadzić małą do tego Galahada, kimkolwiek on był.
- Zatem chodźmy do niego - wyciągnął rękę w jej stronę.
- Nie mogę iść tam z tobą. Nie jesteś Strażnikiem.
Pomyślał, że może lepiej jak ją zostawi, niech sobie smarkula radzi sama. Ale kiedy jeszcze raz na nią popatrzył, nie mógł tak po prostu odejść.
- Tylko żartowałem - powiedział. - Jestem Strażnikiem. Nie bój się, możesz mi zaufać.
Dziewczynka przypatrywała mu się ze zdumieniem.
- Cieszę się, że cię wreszcie odnalazłam - powiedziała po chwili, wstała i chwyciła go za rękę. - Chodź ze mną.
Szli w stronę południowej dzielnicy miasta. Z jednej z wąskich uliczek wybiegł czarny, gruby kot. Na ich widok przystanął i przekręcił głowę w bok wpatrując się z zaciekawieniem. Dziewczynka uśmiechnęła się.
- Przekaż moje pozdrowienia pani Daeris.
Kot zastrzygł uszami i zniknął pomiędzy kubłami na śmieci.
- Kim jest pani Daeris?
- Wszyscy wiedzą kim ona jest - odpowiedziała mała. - Wszyscy znają ją i jej koty.
Zatrzymała się i wskazała na niby domek zbudowany z kartonów i plastikowej folii.
- Tu mieszka mistrz Galahad.
Z szałasu wyszedł stary mężczyzna. Najwyraźniej bezdomny.
- Chodź - pociągnęła go za sobą.
Wszedł za nią na czworaka do szałasu. W środku wcale nie wyglądało jak w domku z kartonów. Był to duży pokój, z masą regałów i półek pełnych książek. Był też kominek, w którym wesoło palił się ogień. Mężczyzna też nie wyglądał już jak bezdomny. Był ubrany w jaskrawe szaty dziwnego kroju.
- Witaj w moim domu Strażniku - powiedział. - Mam nadzieję, że opowiesz nam dalszą część historii.
- Jakiej historii? - zapytał. Chciał zapytać o wiele rzeczy, ale głos uwiązł mu w gardle po tym wszystkim, czego doświadczył tego dnia.
- To ty nas stworzyłeś Strażniku. Jesteśmy częścią jednej z twoich opowieści. Tej, której nigdy nie dokończyłeś. Chcemy, byś ją teraz zakończył.
Zaczął sobie przypominać wszystkie te postaci, zdarzenia. Wiedział już gdzie jest i kim jest ta mała. Postanowił dokończyć opowieść.
W małej uliczce kłębiło się dużo ludzi. Krzyki policjanta "Proszę się rozejść!" nie skutkowały wcale. Rano pewien bezdomny znalazł pośród kartonów martwego chłopca. Najpewniej zamarzł tej nocy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze. Coś podobnego od roku jest w przygotowaniu, może kiedyś się zmobilizuję i skończę;) Rzeczywiście wyłapałam sporo błędów (niech żyje pośpieszne przepisywanie!;)). Poprawiłam te, które znalazłam, ale możliwe, że coś jeszcze przeoczyłam...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No brawo! Czytałam z zaciekawieniem spodziewając się dalszego rozwoju akcji a ona urwała się tak boleśnie i prawdziwie...
Myślę jednak, że dla jeszcze lepszego efektu warto by było bardziej wyeksponować "baśniową część życia" bohatera. Bo ta "ziemska" część jest bardzo dobrze unaoczniona. Przydałaby się równowaga. ale i tak +

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję. Co do "baśniowej części życia bohatera" to może rzeczywiście nie jest ona taka wyraźna, ale większa część tekstu jest tak naprawdę tą częścią baśniową. Wszystkie postaci oprócz samego bohatera i pojawiającej się na chwilę jego matki są częścią "baśni". Było tego wiele więcej, ale uznałam, że tyle wystarczy.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...