Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

byly wiersze o milosci a teraz mam pytanie wasz najbardziej ulubiony wiersz jaki czytaliscie czytacie 

 

Moj jak wiadomo Galopem  A.L.Tennysona

 

Galopem, galopem. 
Galopem... 
Nieś się! 
Hej po dolinie śmierci 
Jedzie ich sześćset. 
„Do szarży!" - rozkaz brzmiał- 
„Lekka Brygado, w cwał!" 
Oto w dolinę śmierci 
Zjeżdża ich sześćset. 
„Brygado Lekka, w cwał!" 
Czy który zbladł lub drżał? 
Że wodza błąd tu był 
Wiedzieli jeźdźce. 
Nie im - komendy prym, 
Badać, co? jak? - nie im, 
Ich rzecz - iść w bitew dym. 
W czarną dolinę śmierci 
Wjechało sześćset. 
Na prawo - ogień dział 
Na lewo - ogień dział, 
Naprzeciw - ogień dział 
Grzmi, pluje, zmieść chce! 
Poprzez granatów grad, 
Mężnie, przy bracie brat, 
W rozwarty śmierci pysk, 
W gardło piekielnych krat 
Pędzi tych sześćset! 
Ognistych szabel huf 
Zalśnił, wzniósł się, i znów 
Runął na armię luf, 
Rąbiąc baterie, aż 
Świat zamarł w geście. 
Pędzą przez dym i żar, 
Łamią front wrażych chmar; 
Kozak i Ruski, w łeb 
Rażony szablą, marł, 
Padał w ucieczce. 
Wraca Brygada - lecz 
Już ich nie sześćset! 
Naprawo - ogień dział, 
Na lewo ogień dział, 
Za nimi - ogień dział 
Grzmi, wali, zgnieść chce; 
Przez ten granatów grad 
Niejeden jeździec padł. 
Żołnierz, w chwata chwat! 
Widzieli śmierci pysk, 
Z gardła piekielnych krat 
Wracają! - może stu? 
A było sześćset... 
Uderzcie w mosiądz surm! 
Ta szarża - to był szturm! 
Świat zamarł w geście. 
Grzmij chwałę wielkich spraw! 
Lekką Brygadę sław! 
Rycerzy sześćset! 


 

Opublikowano (edytowane)

Najlepszego nie ma. Ten jest mój ulubiony:


A Spell For Creation

Kathleen Raine

 

Within the flower there lies a seed,
Within the seed there springs a tree,
Within the tree there spreads a wood.

 

In the wood there burns a fire,
And in the fire there melts a stone,
Within the stone a ring of iron.

 

Within the ring there lies an O,
Within the O there looks an eye,
In the eye there swims a sea,

 

And in the sea reflected sky,
And in the sky there shines the sun,
Within the sun a bird of gold.

 

Within the bird there beats a heart,
And from the heart there flows a song,
And in the song there sings a word.

 

In the word there speaks a world,
A world of joy, a world of grief,
From joy and grief there springs my love.

 

Oh love, my love, there springs a world,
And on the world there shines a sun,
And in the sun there burns a fire,

 

Within the fire consumes my heart,
And in my heart there beats a bird,
And in the bird there wakes an eye,

 

Within the eye, earth, sea and sky,
Earth, sky and sea within an O
Lie like the seed within the flower.

Edytowane przez Jakub Adamczyk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Jeden tylko? To nie wiem, ale ostatnio myślę o:

 

List do ludożerców
Tadeusz Różewicz

 

 

        Kochani ludożercy
        Nie patrzcie wilkiem
        Na człowieka
        Który pyta o wolne miejsce
        W przedziale kolejowym
        Zrozumcie
        Inni ludzie też mają
        Dwie nogi i siedzenie

        Kochani ludożercy
        Poczekajcie chwilę
        Nie depczcie słabszych
        Nie zgrzytajcie zębami

        Zrozumcie
        Ludzi jest dużo
        będzie jeszcze więcej
        więc posuńcie się trochę
        Ustąpcie

        Kochani ludożercy
        Nie wykupujcie wszystkich
        Świec, sznurowadeł i makaronu
        Nie mówcie odwróceni tyłem:
        Ja mnie mój moje
        Mój żołądek mój włos
        Mój odcisk moje spodnie
        Moja żona moje dzieci
        Moje zdanie

        Kochani ludożercy
        Nie zjadajmy się
        Dobrze
        Bo nie zmartwychwstaniemy
        Naprawdę

 

 

 

Opublikowano

bajka o dwóch dzbanach

Alicja_Wysocka

 

pewien sługa, od lat dwóch
dla swojego pana,
nosił wodę ze źródełka,
nosił ją w dwóch dzbanach.

jeden z dzbanów dobry, cały
chełpił się przed drugim:
- słuchaj stary, tyś nieszczelny
na cóż twe posługi?

 

a pęknięty wciąż się martwił,
aż duchem zgnębionym,
zaczął sługę tak przepraszać:
- wstyd mi z każdej strony.

słudze żal wnet się zrobiło,
więc objął go czulej,
ach mój drogi, nie rozpaczaj
nie martw się w ogóle

 

gdy będziemy już wracali

spójrz tylko na kwiaty,
zobacz właśnie ślicznie kwitną,
i ścieżka w bławaty.

tak też było i z powrotem
poweselał – krótko,
bo popatrzył na dzban pełen
i znów jest mu smutno.

 

dosyć smętów, widzisz kwiaty
rosną z twojej strony,
kiedy ciekniesz, to podlewasz
fantastyczny pomysł

dzięki tobie od lat kilku
wszak szczęście, nie dramat
dekoruję pałacowe
stoły mego pana!

 

***

morał łatwy opowiastki
każdy sam dopowie,
ten, co zdatny jest zupełnie,
oraz ten w połowie.


Na podstawie opowiadania  „Dzbany”

2005

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wiem, a ten jest moim ulubionym, bo nie nie może mi wypaść z głowy, tak samo jak wiele innych wspaniałych wierszy tutaj. Dobry wiersz ma coś wspólnego z efektem "radia" i piosenki co "zapadła w głowie" , tylko na ogół nie trwa to tylko przez jeden dzień ;) 

 

Co do ulubionego wiersza spośród sławnych, to nie mam wyrobionego zdania i w sumie zasada jest taka sama jak powyżej :) 

 

Wkleję pierwszy wiersz, który zupełnie zmienił moje spojrzenie na poezję:

 

Pierwsza fotografia Hitlera

Wisława Szymborska 

 

A któż to jest ten dzidziuś w kaftaniku?

Toż to mały Adolfek, syn państwa Hitlerów!

Może wyrośnie na doktora praw?

Albo będzie tenorem w operze wiedeńskiej?

Czyja to rączka, czyja, uszko, oczko, nosek?

Czyj brzuszek pełen mleka, nie wiadomo jeszcze:

drukarza, konsyliarza, kupca, księdza?

Dokąd te śmieszne nóżki zawędrują, dokąd?

Do ogródka, do szkoły, do biura, na ślub

może z córką burmistrza?

 

Bobo, aniołek, kruszyna, promyczek,

kiedy rok temu przychodził na świat,

nie brakło znaków na niebie i ziemi:

wiosenne słońce, w oknach pelargonie,

muzyka katarynki na podwórku,

pomyślna wróżba w bibułce różowej,

tuż przed porodem proroczy sen matki:

gołąbka we śnie widać – radosna nowina,

tegoż schwytać – przybędzie gość długo czekany.

Puk, puk, kto tam, to stuka serduszko Adolfka.

 

Smoczek, pieluszka, śliniaczek, grzechotka,

chłopczyna, chwalić Boga i odpukać zdrów,

podobny do rodziców, do kotka w koszyku,

do dzieci z wszystkich innych rodzinnych albumów.

No, nie będziemy chyba teraz płakać,

pan fotograf pod czarną płachtą zrobi pstryk.

 

Atelier Klinger, Grabenstrasse Braunau,

a Braunau to niewielkie, ale godne miasto,

solidne firmy, poczciwi sąsiedzi,

woń ciasta drożdżowego i szarego mydła.

Nie słychać wycia psów i kroków przeznaczenia.

Nauczyciel historii rozluźnia kołnierzyk

i ziewa nad zeszytami.

 

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

Mam wiele ulubionych wierszy. Jeden z nich to;

 

William Szekspir
 

Sonet 49
XLIX
Przeciw tej chwili, jeżeli nadejdzie,
Gdy ujrzę, że się martwisz na me wady,
Gdy miłość twoja jak rozrzutność przejdzie,
A pokierują nią względy i rady,
Przeciw tej chwili, gdy przyjdzie ta chwila,
Że ledwie dojrzysz mnie okiem słonecznym,
A miłość, nie chcąc już być tym, czym była,
Każe poważnym ci być i statecznym;
Przeciw tej chwili me szańce sposobię,
Wiedząc, że własne zasługi mam winić,
I oto wznoszę rękę przeciw sobie,
By przysiąc, że masz tak prawo uczynić.
   Rzucić mnie prawo nie wzbrania ci żadne;
   A czemu kochać masz, tego nie zgadnę.
   Wiliam Szekspir   tł.Maciej Słomczyński

49
Przeciw temu czasowi, jeśli ów nastanie,
Kiedy poczną cię mierzić wszystkie moje wady,
Kiedy miłość rozliczy, na twoje żądanie,
Nas obu - dzieląc zyski i sumując straty,
Przeciw temu czasowi, kiedy mnie wyminiesz,
Ledwie okiem rzuciwszy grosik pozdrowienia,
Kiedy miłość zmienionym korytem odpłynie
I ważne dla niej znajdziesz usprawiedliwienia,
Przeciw temu czasowi umacniam się teraz
W wyniosłych murach wiedzy o mojej wartości;
Tę oto prawą rękę podnoszę, niech wspiera
Przysięgą słuszny powód do nowej miłości.
   Chcąc porzucić mnie bowiem, prawa przywołujesz,
   A ja orzec nie umiem, czemu mnie miłujesz.
   William Szekspir   tł. Jerzy S. Sito

Edytowane przez Mateusz
poprawka kolorów :) (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Życzenie na dzień dobry

Michał Witold Gajda (Misza)

Jeszcze październik - chmury ponad miastem
rzeźbią na niebie przedziwny ornament.
Krąży wietrzysko, buty ma za ciasne
lub jest pijane.

Komin kotłowni jak wielki peryskop
wstaje z głębiny i we mgle się chowa.
Przez niego dojrzę, za matową szybką,
śpiącego boga.

Dzień biorę w ciemno, wezmę go po kosztach.
I tę ulicę - zmokniętą i smutną.
Nie pragnę wiele, chciałbym tylko dostać
następne jutro.

Opublikowano

Ku chwale ruchu!
 

Tłumaczenie z rosyjskiego

Autor: Igor Irteniew, przełożył Aleksander Oniszko

Po niebie latają sterowce,
Po szynach pociągi gdzieś mkną
Po morzu błękitnym parowce
Pływają i w słońcu i w sztorm.

Ruch ma bardzo wielkie znaczenie
To źródło i sens wszystkich dzieł
Natura i sedno istnienia,
Wszechświata podstawa i cel.

A jeżeli wnet podczas ruchu,
Ty przejdziesz, kolego, po mnie
Na takie moje stanowisko
Narzekać nie będę, o nie!

Lecz czując na wgiętej swej piersi,
Ślad twego obcasa (och-och...)
Zawołam: "Niech żyją nam ludzie!
I lekki niech będzie ich krok!"

Wszystkie prawa zastrzeżone. (c) 2012 Aleksander Oniszko
Opublikowano

Julian Tuwim

 

Do prostego człowieka

 

Gdy znów do mu­rów klaj­strem świe­żym
Przy­le­piać za­czną ob­wiesz­cze­nia,
Gdy "do lud­no­ści", "do żoł­nie­rzy"
Na alarm czar­ny druk ude­rzy
I byle drab, i byle szcze­niak
W od­wiecz­ne kłam­stwo ich uwie­rzy,
Że trze­ba iść i z ar­mat wa­lić,
Mor­do­wać, gra­bić, truć i pa­lić;
Gdy za­czną na ty­sięcz­ną mo­dłę
Oj­czy­znę szar­pać de­kli­na­cją
I łu­dzić ko­lo­ro­wym go­dłem,
I ju­dzić "hi­sto­rycz­ną ra­cją",
O pię­dzi, chwa­le i ru­bie­ży,
O oj­cach, dzia­dach i sztan­da­rach,
O bo­ha­te­rach i ofia­rach;
Gdy wyj­dzie bi­skup, pa­stor, ra­bin
Po­bło­go­sła­wić twój ka­ra­bin,
Bo mu sam Pan Bóg szep­nął z nie­ba,
Że za oj­czy­znę - bić się trze­ba;
Kie­dy roz­ścier­wi się, roz­cha­mi
Wrzask li­ter pierw­szych stron dzien­ni­ków,
A sta­do dzi­kich bab - kwia­ta­mi
Ob­rzu­cać za­cznie "żoł­nie­rzy­ków". -
- O, przy­ja­cie­lu nie­uczo­ny,
Mój bliź­ni z tej czy in­nej zie­mi!
Wiedz, że na trwo­gę biją w dzwo­ny
Kró­le z pa­na­mi brzu­cha­te­mi;
Wiedz, że to buj­da, gran­da zwy­kła,
Gdy ci wo­ła­ją: "Broń na ra­mię!",
Że im gdzieś naf­ta z zie­mi si­kła
I ob­ro­dzi­ła do­la­ra­mi;
Że coś im w ban­kach nie szty­mu­je,
Że gdzieś zwę­szy­li kasy peł­ne
Lub upa­trzy­ły tłu­ste szu­je
Cło ja­kieś grub­sze na ba­weł­nę.
Rżnij ka­ra­bi­nem w bruk uli­cy!
Two­ja jest krew, a ich jest naf­ta!
I od sto­li­cy do sto­li­cy
Za­wo­łaj bro­niąc swej krwa­wi­cy:
"Bu­jać - to my, pa­no­wie szlach­ta!"

Opublikowano

Krajobraz morski - A. Rimbaud

 

Wozy ze srebra i miedzi —

Dzioby ze stali i srebra —

Młócą pianę, —

Podnoszą korzenie jeżyn.

Prądy wrzosowisk

I wielkie koleiny odpływu

Ciągną koliście na wschód,

Do filarów lasu, —

Do pni nadbrzeża,

W którego krawędź biją wiry światła.

 

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Wierszem, który naprawdę wpłynął na moje życie jest jeden z Liryków lozańskich Adama Mickiewicza:

 

Polały się łzy me czyste, rzęsiste,
Na me dzieciństwo sielskie, anielskie,
Na moją młodość górną i chmurną,
Na mój wiek męski, wiek klęski;
Polały się łzy me czyste, rzęsiste!

 

Opublikowano

jeden z wielu jaki zrobił na mnie wrażenie;

 

Villanella czterdziestosześciolatki, wpuszczającej licealistę do pokoju hotelowego Jacek Dahnel

 

Gdy będziesz to wspominał po latach (a będziesz),
gdzieś w niewyobrażalnych, syntetycznych światach,
nie bądź dla mnie niemiły. Tyle, i nic więcej.

Przed światłem chińskiej lampki z sinawym łabędziem
brzydkie meble z paździerza i, tak, mnie osłaniaj,
gdy będziesz to wspominał po latach (a będziesz).

Pamiętaj wzór tapety. Kruche szyi zgięcie.
Wyświetlając je kiedyś na dalekich ścianach,
nie bądź dla mnie niemiły. Tyle, i nic więcej.

Zrób mnie piękniejszą, lepszą (lecz zniszcz moje zdjęcie),
niech żałują, że wtedy tylko ciebie znałam,
gdy będziesz to wspominał po latach (a będziesz),

żebym - gdybym tam była, choć już mnie nie będzie -
w tych słowach się za żadne skarby nie poznała,
nie bądź dla mnie niemiły. Tyle, i nic więcej.

Przecież i tak nie skłamiesz. Będziesz opowiadał
nie mnie, a dym i ogień, i szadź, i kurz w szparach,
gdy będziesz to wspominał po latach (a będziesz).
Nie bądź dla mnie niemiły. Tyle, i nic więcej.

Wrocław, 19-20 IV 2012

 

żród;

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • 5 tygodni później...
Opublikowano (edytowane)

 

 

Samotny ze wszystkimi - Charles Bukowski

Ciało pokrywa kości
I wpychają tam
Umysł
I czasem też duszę
I kobieta rozbija
Wazony o ściany
A mężczyzna pije
Za dużo
I nikt nie znajduje
Tego jedynego
Ale ciągle szuka
Czołgając się z łóżka
I do łóżka
Ciało pokrywa kości
I ciało szuka czegoś
Więcej niż ciała.

Nie ma szans
Wszyscy uwięzieni
Przez jedno
Przeznaczenie


Nikt nigdy nie znajduje
Tego jedynego


Miejskie śmietniki się zapełniają
Złomowiska się zapełniają
Psychiatryki się zapełniają
Szpitale się zapełniają
Cmentarze się zapełniają

Nic więcej się nie zapełnia.

 

 

 

 

Edytowane przez ais (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Marcin Krzysica

 

Ten wiersz jest jednym z moich ulubionych, zawsze na czasie!

Daremne żale

Autorem wiersza jest ADAM ASNYK
 

Da­rem­ne żale - próż­ny trud,
Bez­sil­ne zło­rze­cze­nia!
Prze­ży­tych kształ­tów ża­den cud
Nie wró­ci do ist­nie­nia.
Świat wam nie odda, idąc wstecz,
Zni­ko­mych mar sze­re­gu -
Nie zdo­ła ogień ani miecz
Po­wstrzy­mać my­śli w bie­gu.
Trze­ba z ży­wy­mi na­przód iść,
Po ży­cie się­gać nowe...
A nie w uwię­dłych lau­rów liść
Z upo­rem stro­ić gło­wę.
Wy nie cof­nie­cie ży­cia fal!
Nic skar­gi nie po­mo­gą -
Bez­sil­ne gnie­wy, próż­ny żal!
Świat pój­dzie swo­ją dro­gą.

1 kwiet­nia 1877

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @jeremyPoruszyłeś w tym wierszu bardzo ciekawy temat. Romanse z chatem gpt to wcale nie jest snobizm poetów. To w ogóle znak czasów, gdzie nasze życie emocjonalne powolutku zostaje przeniesione w sferę wirtualną. Przypomina mi to z lekka ten sam mechanizm, który opisał E.A. Poe w swoim "Portrecie owalnym". Im bardziej wytwory naszej wyobraźni upodabniają się do nas (AI, algorytmy, awatary i nasze cyfrowe duchowe hologramy), tym bardziej my stajemy się maszynami działającymi już zgodnie z programem, który nas sczytał i nami kieruje.  
    • Poniższe opowiadanie jest wizją przewidywanej przyszłości i tak należy je rozumieć. Ewentualne podobieństwa z postaciami rzeczywistymi są przypadkowe. *************************************************************************************************************************************************************************** Otworzyłam kopertę, wyjęłam list i czytam:   Pani Agnieszko kochana,   to straszne, że siedzi Pani w więzieniu. Ale jest coś jeszcze straszniejszego. Rozmawiałam wczoraj z Pani mężem na klatce schodowej i usłyszałam od niego straszne rzeczy. Mówił, że Pani jest głupią kozą, że jest jakiś straszny kryzys w waszym małżeństwie, że Pani na niego krzyczy, że on Pani nie kocha, tylko głupieje na Pani punkcie. A przecież zawsze byliście taką wspaniałą parą. Pani Agnieszko, zróbcie coś, żeby ratować wasze małżeństwo.   Wasza zawsze wam dobrze życząca sąsiadka     Krystyna Jaworska   - A to ci dopiero łobuz i chuligan z tego mojego męża! - pomyślałam. - Żeby tak straszyć starszą panią,   która zawsze dobrze życzyła naszemu małżeństwu. - Do wyjścia na spacerniak było jeszcze 20 minut.   Mi w tym tygodniu zostało chyba jeszcze trochę minut telefonowania, bo w ciągu jednego tygodnia   więźniarka może telefonować 15 minut. Ruszyłam więc żwawym krokiem do telefonu dla więźniarek,   który znajduje się na korytarzu oddziału. Podeszłam do dyżurującej przy aparacie funkcjonariuszki i zapytałam:         - Mogę zadzwonić?     Funkcjonariuszka coś sprawdziła i odpowiedziała mi:        - Oczywiście. Masz jeszcze pięć minut w tym tygodniu.   Podeszłam do aparatu i wykręciłam numer do pani Krysi, który znam na pamięć.   - Krystyna Jaworska.- usłyszałam w słuchawce.   - Pani Krysiu, tu Agnieszka Zawadzka, pani sąsiadka z klatki schodowej. Dzwonię z zakładu karnego.   - Pani Agnieszko, z panią wszystko w porządku? - usłyszałam przestraszony głos pani Krysi.   - W jak najlepszym porządku. Przede wszystkim   niech pani się przestanie obawiać o moje małżeństwo.   Marek jest najlepszym mężem na świecie! Jeżeli mówi,   że jestem głupią kozą albo, że głupieje na moim punkcie, to znaczy   tylko, że jest we mnie po uszy zakochany i głupieje z tego powodu.   - Oj, no to jestem uspokojona, że mąż panią ciągle kocha. Ale martwi mnie oczywiście, że jest pani w więzieniu…   - Proszę się o to też w ogóle nie martwić. W więzieniu jestem,   bo sobie na to zasłużyłam. W końcu kierowanie   samochodem w stanie nietrzeźwości to coś bardzo złego.   I bardzo się cieszę, że nikogo nie przejechałam, bo wtedy to   by był naprawdę powód do zmartwień.   - Oj, pani Agnieszko, ale pani przecież była zawsze taką dobrą dziewczyną. Nie mogli pani potraktować    łagodniej. Dać tę karę w zawieszeniu….   - Pani Krysiu, ja wiem, że „więzienie” to brzmi strasznie.   Ale proszę się naprawdę nie martwić. Niech pani się   koniecznie, ale to koniecznie umówi z moim mężem,   żebyście tu razem przyjechali na widzenie.   Bardzo serdecznie zapraszam panią! Pozna pani   przemiłe dziewczyny ze Służby Więziennej,   które mnie tu pilnują. Przekona się pani do  naszego polskiego więziennictwa.  A pan sędzia, który mnie skazywał,  to bardzo zacny i mądry człowiek.  Ja to czułam od razu, kiedy wypowiedział  pierwsze słowa na mojej rozprawie.  Ja coś takiego czuję. Jako dziennikarka mam   wprawę w ocenianiu ludzi.   - Oj, pani Agnieszko... - westchnęła moja sąsiadka.   - Pani Krysiu, muszę już kończyć. Takie więzienne zasady. Pa, buziaczki i do zobaczenia tu, w zakładzie karnym. Pa-a.   Po zakończeniu rozmowy z sąsiadką trzeba się było już szykować na spacerniak. Udałam się więc na miejsce zbiórki, gdzie powoli zbierały się już inne dziewczyny i czekały na wyjście na zewnątrz. O wyznaczonej porze pojawiła się jedna z funkcjonariuszek i sprowadziła nas na parter, a następnie, po zmianie obuwia, wyszłyśmy na zewnątrz i zaczęłyśmy kręcić nasze rundy. Kiedy tak chodziłyśmy w kółko, rozważałam co napisać Markowi w liście. Żeby mu dać jasno do zrozumienia, co sądzę o straszeniu zacnej, starszej pani, która zawsze dobrze życzyła naszemu małżeństwu, a jednocześnie nie gnoić go w jakiś bezmyślny sposób. Kiedy tak o tym myślałam, odezwałam się w pewnym momencie do Agaty, która szła obok mnie:   - Wiesz co? Ten mój mąż-głuptas, postraszył naszą sąsiadkę z klatki, że w naszym małżeństwie    jest jakiś straszliwy kryzys, a on mnie nie kocha. Tak przewrotnie dobrał słowa,    że pani Krysia, nasza bardzo życzliwa sąsiadka, się mocno przestraszyła o los naszego małżeństwa.    Na szczęście jej wszystko wyjaśniłam w rozmowie telefonicznej.   - No twój Marek to jest naprawdę mocno stuknięty. Ja też pamiętam to jego zachowanie na widzeniu,   kiedy ci wykopał drewniaki spod stóp, a potem opowiadał,   że chce wywołać kontrolowany kryzys waszym małżeństwie…  To chyba jakiś ewenement na skalę światową w historii więziennictwa,  żeby mąż, którego żonę zamknięto w kryminale, uznał to  za coś romantycznego i się tym tak ekscytował.   - Oj, od kiedy się tu znalazłam, zaczął naprawdę    mocno wariować na moim punkcie. W każdym razie to straszenie    naszej sąsiadki pani Krysi, że w naszym małżeństwie rzekomo    źle się dzieje, to już było naprawdę przegięcie.    Teraz będzie musiał ten chuligan przywieźć tutaj, do mnie,    na najbliższe widzenie panią Krysię, a ja ją wtedy ostatecznie    przekonam, że ze mną oraz z naszym małżeństwem jest wszystko    w jak najlepszym porządku. A razem z Markiem i    panią Krysią, to chyba powinna znowu przyjechać    moja mama. Nie, żeby mój tata był mniej ważny.    Ale on to całkiem dobrze zrozumiał, że ze mną się   tu nic złego nie dzieje. A moja mama, skoro ją mój    pobyt tutaj tak martwi, to niech przyjeżdża i niech   zobaczy, że mogłabym tu być nawet znacznie dłużej   i nic złego by mi się nie stało.   - To trochę tak, jak u mnie. - odpowiedziała Agata. -    Najbardziej się martwi o mnie moja mama, że tu jestem, ale,    paradoksalnie, ona do mnie najmniej przyjeżdża. Natomiast    mój tata, który w ogóle nie jest zmartwiony moim pobytem    tutaj, ciągle mnie odwiedza. Trochę tak, jakby jako sędzia   czuł się odpowiedzialny za wykonanie kary, którą   jego córka odbywa. Zapewne dogląda, czy mnie tu   wystarczająco surowo traktują. - Agata uśmiechnęła się delikatnie,   jak panna z dobrego domu, mówiąca z lekką ironią o swoim ojcu,   ale mimo to czująca do niego respekt.   Kiedy tak chodziłyśmy w kółko po spacerniaku, nie zauważyłyśmy nawet, jak nadzorującą nas funkcjonariuszkę zastąpił Marcin. Aż wreszcie usłyszałyśmy jego głos:   - Dziewczyny, kończymy spacer, wracamy na oddział.   Wszystkie więźniarki od razu udały się do wyjścia z więziennego podwórka. Kiedy już znalazłyśmy się na oddziale, znowu odezwał się Marcin:   - Wszystkie dziewczyny do cel.     Za pięć minut zamykamy cele.   A zaraz potem odezwał się do Agaty:   - Uprasza się pannę Leszczyńską o udanie się    do swojej celi, która za pięć minut będzie zamknięta.   Agacie takie wyróżnienie się nie spodobało.   - Marcin, mógłbyś przestać z tym „ę,ą”. Jesteśmy tu w    zakładzie karnym. - odpowiedziała z lekką irytacją.   - Agato, ty nawet nie wiesz, jak wielkim zaszczytem    jest dla mnie wykonywanie kary takiej wielkiej damy, jak ty.   -Nawet, gdybym była wielką damą, to tu, w zakładzie karnym, jestem więźniarką, albo osadzoną, albo skazaną. - odparowała Agata.   - I tak właśnie przemawia wielka dama.-    z lekko zalotnym zabarwieniem odparł Marcin.   - Wiesz co...W takim razie mów do mnie   lepiej per „głupia kozo”. - odpowiedziała   Agata zdenerwowanym, ale   jednak opanowanym głosem i z obrażoną miną   odmaszerowała do swojej celi, klekocząc   przy tym więziennymi drewniakami.   Ja też udałam się do mojej celi, gdzie razem z Kasią zostałam wkrótce zamknięta. Marcin sobie od czasu do czasu pozwalał na takie złośliwości wobec Agaty, zdając sobie doskonale z tego sprawę, że ona tego nie lubi. Ale jakoś nie mógł się powstrzymać… To, że Agata jest córką sędziego, jej skromny i prawy charakter, czyli na przykład to, że nie odwołała się od dosyć surowego dla niej wyroku, jej wyjątkowo delikatna uroda, nazwisko kojarzące się z rodem jednego z osiemnastowiecznych królów polskich, no i że taka dziewczyna jest tutaj, pod jego władzą i nosi ubiór więzienny – to wszystko w jakiś sposób najwyraźniej zawróciło Marcinowi w głowie. Jakkolwiek Marcin, jako funkcjonariusz Służby Więziennej, był świadom, że są w takiej sytuacji pewne granice, to nie umiał całkiem zapanować nad swoimi odruchami i stąd takie sytuacje. Jak na to wszystko patrzała Agata, trudno mi było w tym momencie ocenić. Agata była zbyt skryta, żeby ujawnić wszystkie swoje uczucia. Musiałam to dopiero stopniowo wysondować. Bo w kierunku wyswatania Marcina już od dłuższego czasu były prowadzone intensywne, konspiracyjne przygotowania – zarówno wśród więźniarek, jak i funkcjonariuszek.   Ja, w każdym razie, musiałam się zająć na tamten moment zdyscyplinowaniem mojego męża-głuptasa za pomocą listu. I napisałam do niego tak:   Marek, ty chuliganie jeden! Marek, ty łobuzie jeden!   To, że mi zrobiłeś obciach na widzeniu i w ten sposób także naruszyłeś powagę instytucji, jaką jest zakład karny, to ci mogę jeszcze wybaczyć. Ale to, że przez przewrotny dobór słów nastraszyłeś zacną, starszą panią, która jako nasza sąsiadka zawsze dobrze życzyła naszemu małżeństwu, zawsze nam pomagała, tego ci tak łatwo nie przebaczę. Pójdziesz do pani Krysi tak szybko, jak tylko możesz i się umówisz z naszą sąsiadką na wspólny przyjazd do mnie, do zakładu karnego. Ja wtedy pani Krysi pokażę, że zarówno ze mną, jak i z naszym małżeństwem jest wszystko w jak najlepszym porządku. A ty, chuliganie jeden, dowiesz się wtedy coś o konsekwencjach twojego postępowania. Kiedy wyjdę na przepustkę, wtedy poznasz dalsze skutki twojego chuligańskiego wybryku. Przed ołtarzem ślubowałam ci wierność, co oznacza dla mnie między innymi, że odpowiadam za twoje wychowanie. Przebywając tu, w zakładzie karnym, ciągle się uczę tego, jak pozytywny wpływ na życie człowieka mogą mieć kary. I dlatego ja też muszę obmyślić dla ciebie katalog kar, zarówno tych za twoje dotychczasowe przewinienia, jak i za przewinienia, które jeszcze możesz popełnić.   Ale, żeby nie było całkiem tak negatywnie: Marzena Lipińska, funkcjonariuszka, która nadzorowała nasze widzenie w ogrodzie więziennym wtedy, kiedy najbardziej narozrabiałeś, bardzo pozytywnie się wyraziła o tobie. Powiedziała, że też chciałaby mieć takiego męża, jak ty. Który by tak bardzo szalał z jej powodu. Marzena, chociaż jest w moim wieku, ciągle jeszcze jest panną. Poznałam ją na tyle dobrze, żeby móc powiedzieć, że jest ona funkcjonariuszką Służby Więziennej z krwi i kości i dlatego nie chciałaby mieć zbyt „łatwego” męża, ale raczej takiego, który by wymagał z jej strony strony wysiłku wychowawczego, na którym by mogła potrenować sztukę penitencjarną. To bardzo ambitna dziewczyna. Skończyła prawo, magisterkę napisała z prawa karnego wykonawczego. Dokładnego tytułu jej pracy magisterskiej nie pamiętam, ale chodzi tam o związki prawa karnego wykonawczego z prawem naturalnym. Może ją kiedyś poznasz. Fajnie by było.   Na razie, muszę już kończyć   twoja Agnieszka     List mi się udało dać oddziałowej może pięć minut po jego napisaniu, ale wiedziałam, że i tak wyjdzie dopiero następnego dnia.   ***   Jest piątek. Dla niektórych koniec tygodnia, chociaż ja tego obecnie, w związku z przerwą semestralną, tak nie odczuwam. W ostatnią sobotę byłem u Agi w zakładzie karnym. Natomiast dzisiaj przyszła do mnie, do mieszkania pani Krysia Jaworska. Opowiedziała mi, że rozmawiała z moją żoną i dowiedziała się, że w naszym małżeństwie wcale nie jest źle, a jest wręcz bardzo dobrze.   Ja na to odparłem, że w zasadzie, to ja nic innego nie mówiłem. Skoro mówiłem, że głupieję na jej punkcie, no to znaczy przecież, że jestem w niej zakochany po uszy albo wręcz po czubek głowy. A że powiedziałem, że jej nie kocham? No cóż… Słowo „kochać” we współczesnej praktyce językowej jest zbyt słabe, zbyt wytarte, więc się zdystansowałem od tego pojęcia. Skoro jako „kochanie” określa się na przykład także uprawianie seksu, to ja miałem prawo uznać to słowo za zbyt wieloznaczne. W końcu ja z Agnieszką nie miałem seksu od kiedy ona jest za kratami, a jest to już spory szmat czasu. Ale czy to znaczy, że między nami nie ma więzi uczuciowej?? Jeszcze czego… Zawładnęła ona teraz moją wyobraźnią, jak nigdy dotąd. Przez praktykowaną za kratami skromność, a wręcz siermiężność stała się dla mnie pewnym ascetycznym ideałem i robi na mnie tym większe wrażenie, im bardziej na skutek więziennych restrykcji jest dla mnie niedostępna. W porównaniu z tym, co jest teraz, to normalne mieszkanie razem i regularne pożycie małżeńskie mogą się wręcz wydawać czymś nudnym.   Panią Krysię najwyraźniej te moje wywody przekonały, skoro na końcu powiedziała:   - To bardzo dobrze, że Pan tak kocha żonę, kiedy jest ona w więzieniu.    Bo ja to już poznałam parę małżeństw, gdzie    mąż porzucił żonę, kiedy ta trafiła za kraty.   - Proszę się nie martwić, pani Krysiu. - odpowiedziałem. -   Teraz, kiedy Aga jest w zakładzie karnym, mam na nią taką    ochotę, jak nigdy dotąd.   Ustaliliśmy, że do Agnieszki pojedziemy w sobotę przyszłego tygodnia. Pani Krysia obiecała, że sobie zarezerwuje ten dzień i tak się rozstaliśmy.   W nocy z piątku na sobotę miałem znowu sen z moją żoną w roli głównej. Aga szła ulicą z pełnymi torbami zakupowymi. Włosy miała związane w warkocz przerzucony przez ramię. Miała na sobie białą bluzkę, niebieskie dżinsy, a na bosych stopach…więzienne białe drewniaki, tyle, że...z czarnymi literami ZK, a więc te, które używa wewnątrz więziennego budynku. Kiedy ją taką spotkałem na ulicy, wziąłem od niej torby zakupowe i razem poszliśmy do nas do domu. Tam weszliśmy na piętro, do naszego mieszkania. Ja tam zostawiłem torby zakupowe oraz odprowadziłem Agnieszkę z powrotem na dół. Przed domen czekał na nią już samochód Służby Więziennej. Daliśmy sobie całusy na pożegnanie, ona do tego samochodu wsiadła, no i odjechali z moją żoną. Tak się zakończył mój kolejny dzień bez żony w domu. Dzień, których miało być jeszcze wiele...Natomiast wciąż jeszcze nie wiedziałem, jak Aga zareaguje na mój ostatni wybryk w stosunku do pani Krysi.                                  
    • @Lidia Maria Concertina Znakomity tytuł!
    • nie widzimy generała w telewizji  nie słyszymy go w radiu  dla nas to zwykła sobota  choć w szkole męczy nas Miron  stale ze swoim kabaretem  nie pamiętamy niczego  rodzice też nic nie pamiętają  jedynie babunia coś tam o jakichś pałkach i pistolecikach wspomina  o funkcjonariuszach w mundurach  o ludziach pobitych, zabitych  ci ludzie wciąż żyją  lecz czy nie zginą  wraz ze śmiercią babuni  a może  chcieliby stąd w końcu odejść  doświadczyć godnej śmierci  umrzeć  nie od broni plugawca  lecz z niepamięci 
    • @bazyl_prost @bazyl_prost poszukiwanie, często samo w sobie jest początkiem i jednocześnie końcem jakiegoś etapu w życiu. Szukanie idealnego rozwiązania w tym nie doskonałym świecie jest absurdem.    Cdn. :)  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...